Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Innowacyjna recepta na nadchodzące kryzysy? Spółdzielnie rozwojowe i Ochotnicze Straże Pożarne

Innowacyjna recepta na nadchodzące kryzysy? Spółdzielnie rozwojowe i Ochotnicze Straże Pożarne Grafikę wykonała Julia Tworogowska.

Jeśli marzymy o sprawnym państwie, które troszczy się o każdego obywatela, musimy zacząć inaczej myśleć o roli społecznego zaangażowania. Wiosenny kryzys uchodźczy był czasem oświecenia. Zarówno instytucje państwa, jak i podmioty rynkowe zobaczyły, jaki potencjał drzemie w społeczeństwie. Ten potencjał można wykorzystać, czerpiąc lekcję z doświadczeń Ochotniczej Straży Pożarnej i popularyzując spółdzielczość. To też szansa na wyjście poza jałowy spór: centralizacja vs. decentralizacja. 

Brzydkie słowo „społeczny”

Słowo „społeczne” ma bardzo kiepski wizerunek odziedziczony jeszcze po czasach PRL. Wśród skojarzenia na pierwszy plan wysuwa się „czyn społeczny” – źródło wielu kpin i żartów. Jednak także takie określenia jak „polityka społeczna”, „usługi społeczne” czy „ekonomia społeczna” kojarzą się większości z nas z biedą, patologią lub co najwyżej marnym substytutem rynku. Jeśli coś jest „społeczne”, to w zbiorowe percepcji zwykle charakteryzuje się niską jakością.

Nawet środowisko organizacji społecznych (pozarządowych), zwane przez niektórych trzecim sektorem, nierzadko określane jest mianem „bieda-sektora”, a praca w tych organizacjach raczej nie jest źródłem społecznego prestiżu. Jednocześnie osoby, które są zaangażowane od wielu lat w działalność społeczną (mimo nierzadkiej deprywacji ekonomicznej), mają świadomość wielu zalet tego mechanizmu koordynacji działań zbiorowych.

Po pierwsze, ze względu na bliskie relacje z potencjalnymi beneficjentami sektor społeczny ma relatywnie lepsze rozpoznanie potrzeb niż urzędnicy, a także rynek, który często nie jest nimi zainteresowany. Po drugie, podmioty społeczne są znacznie bardziej elastyczne, czy też zgodnie z popularną dziś nowomową – zwinne (agile). 

Po trzecie wreszcie, mają one zdolność do angażowania różnego rodzaju zasobów, spośród których najważniejszą rolę odgrywa czas wolontariuszy. Nie oznacza to oczywiście, że podmioty społeczne nie borykają się z problemami albo że działania społeczne nie mają wad. Chodzi raczej o to, że działalność społeczna często jest radykalnie niedoceniana.

Trzy lekcje społecznej samoorganizacji

W tym sensie kryzys uchodźczy, który dotknął nas wiosną tego roku, był czasem swoistego oświecenia. Zarówno instytucje państwa, jak i podmioty rynkowe, mogły zobaczyć, jaki potencjał drzemie w społeczeństwie.

Zresztą także okres pandemii, kiedy w ramach oddolnych, społecznych inicjatyw organizowane było wsparcie dla seniorów czy dzieci wysłanych na zdalne nauczanie, pokazał moc tkwiącą w działaniach społecznych. Podobnych lekcji udzieliła nam także wojna na Ukrainie i historie wielu tamtejszych społeczności lokalnych, które organizowały się oddolnie, wspierając na miarę swoich możliwości działania swoich sił zbrojnych.

Wszystkie te trzy przykłady – kryzys pandemiczny, kryzys uchodźczy czy wreszcie stan wojny – stanowią dowód, że sprawnie działające państwo to takie, które zwłaszcza w sytuacjach wyjątkowych potrafi integrować społeczne zasoby i tworzy przestrzeń do oddolnej koordynacji. 

Istnieje pewnie wiele form organizacji życia społecznego, w które jednocześnie zaangażowany może być samorząd terytorialny. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jedną z nich, a mianowicie istniejące w polskim porządku prawnym spółdzielnie.

Spółdzielnie – inkubatory współpracy i rozwoju? 

W pierwszej kolejności należy się zająć odczarowaniem samej instytucji spółdzielni. Ze wspomnianych wcześniej powodów (zły PR społecznych form organizacji), jak również wielu negatywnych doświadczeń Polaków choćby ze zdegenerowanymi spółdzielniami mieszkaniowymi, sam termin „spółdzielnia” nie jest prawdopodobnie najszczęśliwszym określeniem. Może on bowiem budować negatywny wizerunek, niezachęcający zarówno do angażowania się w tę formę działalności, jak i do korzystania z jej usług.

Nie da się jednak wykluczyć, że trudno będzie zastąpić słowo „spółdzielnia” jakimś innym, dlatego pewnie warto zastanowić się nad znalezieniem jakiegoś dookreślenia. Pewną alternatywą jest propozycja formułowana między innymi przez Joannę Erbel z CoopTech Hub, autorkę książki Wychylone w przyszłość. Jak zmienić świat na lepsze, która sugeruje, aby określać te podmioty mianem „spółdzielni rozwojowych”. Nazwa ta zdecydowanie lepiej oddaje potencjał, który tkwi w tej formie organizacyjnej.

Dlaczego? Powód jest stosunkowo prosty. W najbliższych latach rozwój wielu gmin w Polsce będzie w strategicznym sensie zależeć od zdolności do przeciwdziałania negatywnym zjawiskom.

Wyzwania na horyzoncie: seniorzy, uchodźcy, kryzys energetyczny

Mowa tu zarówno o zjawiskach nagłych i trudno przewidywalnych, takich jak coraz częstsze lokalne klęski żywiołowe (ulewne deszcze, wichury, ale także fale upałów czy susze), jak i procesach przewidywalnych. Tu na pierwszy plan wysuwa się problem starzenia się społeczeństwa i konieczność stworzenia sieci usług opiekuńczych.

Widać bowiem coraz bardziej wyraźnie, że za sprawą umasowienia studiów wyższych i ogromnej mobilności z prowincji do największych polskich miast oraz zagranicę, a co za tym idzie rozpadu więzi rodzinnych i postępującego problemu samotności, państwo będzie mieć ogromne problemy z zapewnieniem usług dla seniorów na jakkolwiek zadowalającym poziomie. 

Zresztą tych przewidywalnych zjawisk niepożądanych jest więcej. Co więcej, właśnie ich doświadczamy. Zapóźnienie w obszarze transformacji energetycznej w dobie kryzysu na rynku surowców stawia nas dziś w sytuacji podbramkowej, a my nie mamy wystarczającej liczby pracowników, których można byłoby skierować choćby do termomodernizacji domów i lokali mieszkalnych.

Nie można też pominąć wątków migracyjnych – jeśli wojna na Ukrainie skończy się porażką Rosji, w co głęboko wielu z nas wierzy i czego na szczęście nie można dziś wykluczyć, czeka nas prawdopodobnie okres destabilizacji całego obszaru postradzieckiego i ryzyko masowych ruchów migracyjnych ze wschodu (zresztą pierwsze oznaki tego chaosu widać już na Kaukazie i w Azji Środkowej).

W negatywnym scenariuszu, którego znów nie powinniśmy wykluczać, będziemy musieli się zmierzyć z napływem milionów Czeczenów, Inguszów, Osetyjczyków, ale i Buriatów, Kałmuków czy Jakutów. W takiej sytuacji będziemy potrzebować ogromnych zasobów, w tym przede wszystkim ludzi, którzy umożliwią w miarę sprawny proces integracji. Z tych i wielu innych powodów spółdzielnie rozwojowe można by nazwać zasobem strategicznym gminy.

Crowdfunding i lokalne waluty, czyli czas na spółdzielcze innowacje 

Przechodząc jednak do perspektywy bardziej praktycznej, warto pokazać kilka wskazówek, jak taka spółdzielnia rozwojowa może funkcjonować na terenie gminy. Przede wszystkim w przeciwieństwie do istniejących gminnych spółek rozwojowych nie musi ona generować zysku. Idąc dalej, zgodnie z obowiązującym prawem mogą ją założyć zarówno osoby prawne, jak i osoby fizyczne (może też być powołana w trybie hybrydowym – przez osoby prawne i fizyczne).

Jeśli chodzi o finansowanie jej działań, naturalnym źródłem pieniędzy powinien być budżet gminy, ale spółdzielnie nie powinny się do tego ograniczać – w zależności od specyfiki danej spółdzielni rozwojowej w grę wchodzi choćby pozyskiwanie środków od udziałowców (w zamian za ewentualne dywidendy), crowdfunding czy zdobywanie pieniędzy na zasadach znanych ze spółek rozwojowych. 

Z drugiej strony wynagrodzenia pracowników spółdzielni mogłyby w części być wypłacone w formie bonów czy ulg (np. darmowa komunikacja publiczna, darmowe miejsca w żłobkach i przedszkolach gminnych, darmowe wejście do placówek kultury, etc.), a także lokalnych walut, które można zrealizować wyłącznie na danym terenie. Zresztą ta ostatnia propozycja od lat pojawia się w postulatach osób zajmujących się problematyką rozwoju regionalnego, choćby w kontekście problemu zapaści tzw. miast średnich, i spółdzielnie rozwojowe mogą stanowić dodatkową zachętą do wprowadzenia pilotażu takich walut.

Oczywiście model funkcjonowania takich spółdzielni rozwojowych powinien być dostosowany do skali gminy. Inaczej podmioty takie będą funkcjonować w Warszawie czy Krakowie, a inaczej w mniejszych miastach czy nawet na wsiach.

Czy to gdzieś działa? 

Na szczęście mamy już przykłady pojawiania się takich spółdzielni rozwojowych – mowa tu o Dąbrowie Górniczej, Koninie czy Sejnach, choć oczywiście inicjatywy te, patrząc z perspektywy ogólnopolskiej, dopiero raczkują.

Szczególnie ciekawa jest ta ostatnia spółdzielnia, ponieważ w jej przypadku można mówić o otwarciu na potencjał współpracy z podmiotami z Litwy, co umożliwia m.in. instytucja transgranicznej spółdzielni europejskiej wprowadzona rozporządzeniem Rady UE z 2003 roku. Takie rozwiązanie może być interesującą perspektywą dla wielu gmin leżących nie tylko przy granicy z Litwą, ale także Czechami, Niemcami czy Słowacją.

To wszystko może wydawać się dość abstrakcyjne, dlatego warto wymienić możliwe obszary działalności. Czym zatem taka spółdzielnia rozwojowa może się zajmować?

Na przykładzie Konina, potencjalne obszary jej działalności wyznaczono w siedmiu obszarach: (1) dostarczania energii, w tym budowy mocy OZE i modernizacji sieci niskiego napięcia; (2) podnoszenia kompetencji cyfrowych (innowacja jako usługa publiczna); (3) modernizacji budynków (remonty, zwiększanie efektywności energetycznej); (4) rekultywacji terenów poprzemysłowych; (5)  naprawy i przedłużania życia sprzętu; (6) opieki nad osobami starszymi i dziećmi oraz (7) produkcji i dystrybucji żywności. 

Co do konkretnych działań, w ramach spółdzielni rozwojowej dla Konina planowane jest m.in. powołanie spółdzielni młodych. Miałaby ona tworzyć przestrzeń  współpracy młodych ludzi z Konina – zarówno studentów, jak i aktywnej konińskiej młodzieży – i rozwijać dwa obszary działalności.

Pierwszy z nich obejmowałby usługi związane z jakością życia ludzi młodych w mieście (imprezy rozrywkowo-kulturalne, życie społeczne, usługi związane z uczelnią). Drugi obszar to usługi społeczne dla mieszkańców i mieszkanek Konina, zgodne z kierunkami kształcenia na Akademii Nauk Stosowanych w Koninie (tj. m. in. usługi opiekuńcze, pielęgniarstwo, logistyka, automatyka i informatyka, pedagogika, prowadzenie placówek młodzieżowych i opiekuńczych).

Dały nam przykład OSP

Jeśli ktoś jednak stwierdzi, że pojedyncze przykłady z Dąbrowy Górniczej, Konina czy Sejn wiosny nie czynią, a model społecznej organizacji w Polsce się nie przyjmie, niech spojrzy na instytucje Ochotniczych Straży Pożarnych.

W rejestrze Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego pod koniec 2021 mieliśmy wpisanych 4738 jednostek OSP, ale jak podaje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji poza rejestrem funkcjonuje jeszcze ponad 11 tysięcy takich podmiotów.

To oznacza, że w skali kraju mamy ok. 16 tysięcy lokalnych struktur, których zadaniem jest właśnie reagowanie na przeróżne sytuacje kryzysowe. Przeróżne, bo jak patrzę choćby na swoje lokalne OSP, to nie tylko jeżdżą do wypadków samochodowych, wypompowują wodę z zalanych piwnic, gaszą pożary, usuwają gniazda os i szerszeni czy połamane drzewa i gałęzie, ale także odśnieżają wieś, kiedy nagle spadnie zbyt dużo śniegu, albo współorganizują wiejskie pikniki integrujące lokalną społeczność.

Choć instytucja OSP rzadko bywa przedmiotem zainteresowania ogólnopolskich mediów, a jeśli już, to raczej jest traktowana z lekkim uśmiechem, to naprawdę warto ją docenić i potraktować jako niezwykle cenny społeczny zasób, który ma spory wpływ na jakość życia wielu Polaków, zwłaszcza w nieprzewidywalnych sytuacjach kryzysowych.

Nie oznacza to oczywiście, że OSP czy nawet gminne spółdzielnie rozwojowe odpowiedzą na wszystkie wyzwania współczesności. Pewnie w dużych miastach model takiej współpracy samorządowo-społecznej musi wyglądać inaczej niż w małej wsi.

Jeśli jednak marzymy o sprawnym państwie, które troszczy się o każdego obywatela, musimy wszyscy zacząć inaczej myśleć o roli i znaczeniu społecznego zaangażowania. I szukać alternatywy dla jałowego sporu centralizacja vs decentralizacja. Tym bardziej, że choć obecny rząd centralizuje kraj na potęgę, to także samorządy, w tym te władane przez opozycję, często niezbyt chętnie patrzą na społeczną aktywność. Sama zmiana na górze niewiele zmieni.

Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021–2030.