Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Czy LPP to polski czempion, z którego możemy być dumni? Wszystkie kryzysy właściciela Reserved

Czy LPP to polski czempion, z którego możemy być dumni? Wszystkie kryzysy właściciela Reserved autor ilustracji: Julia Tworogowska

Większość z nas lubi historie małych firm, które dzięki wytrwałości, pracy oraz pewnej dozie szczęścia odnoszą wielki sukces. A jeszcze piękniej, jeśli głównym bohaterem takiej opowieści jest polskie przedsiębiorstwo, narodowy czempion odnoszący sukcesy na kilku kontynentach… Wydawać by się mogło, że tak właśnie należy opisać historię polskiej sieci odzieżowej LPP. Problem w tym, że podbój zagranicznych rynków okupiony został pójściem na niekiedy wątpliwe etycznie kompromisy, które podkopują społeczne zaufanie do tego podmiotu.

Choć historia firmy LPP sięga zaledwie 1991 r., to założona w Gdańsku spółka szybko wypłynęła na międzynarodowe wody. Dla wielu osób może być zaskoczeniem, że marki takie jak Reserved, House, Cropp, Mohito i Sinsay są polskie! Chociaż nazwa żadnej z nich nie brzmi swojsko, to jednak wszystkie należą do polskiego kapitału reprezentowanego przez grupę LPP.

To zaledwie jeden z wielu przykładów praktyki odcinania się od polskich korzeni, powszechnej wśród przedsiębiorców z lat 90. O ile 30 lat temu takie działania były uzasadnione, bo sami Polacy łaknęli wszystkiego, co zachodnie, a „polskie produkty” w okresie PRL-u nie miały zbyt dobrej marki i powszechnie uchodziły za buble, to dziś nie ma się chyba czego wstydzić.

Tymczasem na 36 wersjach językowych strony internetowej marki Reserved trudno znaleźć jakikolwiek polski akcent. Na stronie firmy macierzystej jest za to dużo o odpowiedzialności społecznej, trosce o ekologię i polską gospodarkę. Są to oczywiście szczytne hasła, natomiast w wielu przypadkach konkretne działania podejmowane przez LPP, których efekty firma eksponuje na swojej stronie internetowej, były odpowiedzią na afery i następującą po nich krytykę ze strony opinii publicznej.

Produkcja w Bangladeszu

W 2013 r. w Szabharze zawalił się ośmio-kondygnacyjny budynek. W wyniku katastrofy śmierć poniosło 1127 osób, z których większość stanowiły kobiety pracujące jako szwaczki. Podczas oględzin miejsca tragedii w ruinach Rana Plaza znaleziono metki ubrań należące do spółki LPP. Z czasem pojawiły się również relacje, w jak trudnych warunkach odbywała się praca w tamtejszych zakładach.

Niezwłocznie po katastrofie organizacja Clean Clothes Polska zaczęła działać na rzecz podniesienia standardów w azjatyckich fabrykach. W gronie firm, które długo nie odpowiadały na wezwania do rozmów o tym, jak poprawić warunki pracy i pomóc rodzinom ofiar, należała również LPP. Według medialnych doniesień przedsiębiorstwo podjęło działania dopiero po kilku miesiącach od katastrofy, podczas których zostały do niej skierowane liczne apele społeczne i petycje.

Dziś grupa LPP przypomina o tragedii w Bangladeszu na swoich stronach internetowych oraz należy do porozumienia ACCORD. Przedsiębiorstwo wydało też 16 mln zł na rzecz poprawy bezpieczeństwa w fabrykach w Azji, aczkolwiek wiele osób wciąż pamięta, ile czasu zajęło firmie odniesienie się do sprawy i powzięcie stosownych działań.

Bangladesz wciąż pozostaje głównym kierunkiem importu LPP. Takie podejście krótko po katastrofie w Bangladeszu dosadnie skomentował Rafał Bauer: „Martwiące jest to, że praktycznie cały potencjał wytwórczy w tej branży ulokowany jest za granicą, a konkretnie w Azji.

W efekcie miliardy złotych wydawane na zakupy odzieży i szeregu akcesoriów zasilają Turcję, Chiny, a coraz częściej Bangladesz, gdzie obecność polskich firm odzieżowych tak barwnie opisał Marek Rabij w ostatnim numerze Newsweeka. Polski kapitał korzysta z pracy pół-niewolników, kabotyńsko wyposażając się w oświadczenia producentów, iż zatrudniają wyłącznie pełnoletnich i dbają o właściwe warunki pracy”.

Podatki na Cyprze

Na stronie LPP znajdziemy ładne zaprezentowane wyliczenia, pokazujące, w jakim stopniu firma wspiera polską gospodarkę.

Problem w tym, że przyjęcie strategii chwalenia się wkładem w rozwój Polski było poprzedzone wieloletnimi próbami wymknięcia się polskiemu fiskusowi. W 2011 r. przeniesiono znaki towarowe Reserved i Cropp do spółek zarejestrowanych na Cyprze i w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a w 2014 r. tę samą drogę odbyły marki House, Mohito i Sinsay.

Działania spółki wywołały falę społecznego oburzenia, która zaowocowała konsumenckimi wezwaniami do bojkotu sieci skupionymi wokół fanpage’a Reserved: „Nie kupuję u podatkowych oszustów”. Wezwania do sprawiedliwości podatkowej przykuły również uwagę administracji państwowej, która nie kazała długo czekać na swoją reakcję. Już w 2015 r. wszystkie znaki towarowe LPP wróciły do Polski, ale nie za sprawą dobrej woli firmy, tylko zmiany prawa.

Jak wyjaśniał wtedy Jacek Pyssa w artykule opublikowanym na łamach Onetu, „od 1 stycznia tego roku weszły w życie przepisy przewidujące opodatkowanie przez polskich podatników dochodów uzyskiwanych poprzez zagraniczne spółki kontrolowane”. Prawny nakaz rozliczania się w Polsce przez polskich właścicieli z dochodów zagranicznych spółek córek sprawił, że próby unikania opodatkowania przestały być opłacalne, zwłaszcza gdy towarzyszył im bojkot polskich konsumentów. Ostatni akt tej historii został odegrany w 2017 r., kiedy to LPP otrzymało domiar podatkowy na kwotę 24 mln zł za wyprowadzenie znaków handlowych do rajów podatkowych.

W 2022 r. firma znalazła się wśród 20 podmiotów odprowadzających najwyższe podatki do budżetu państwa, a jej władze z pewnością byłyby w stanie wykazać, że zawsze odprowadzały znaczne środki w formie podatków w Polsce. Z perspektywy zwykłego obserwatora obserwującego medialne doniesienia o przerejestrowywaniu znaków firmowych można odnieść wrażenie, jakby odzieżowy gigant robił wszystko w celu maksymalizacji zysków, tworzył dziwaczną siatkę spółek córek w odległych krajach, zaś swoje strategie optymalizacyjne naprostowywał dopiero po masowych przejawach społecznego oburzenia. Podobny obrazek obserwujemy podczas obecnej afery, którą wywołał raport Hindenburg Research.

Wsparcie dla Putina? Trzy główne zarzuty

Najnowsze zarzuty pod adresem LPP dotyczą niedotrzymania zobowiązania do opuszczenia rosyjskiego rynku po inwazji na Ukrainę, co gdańska firma zapowiedziała, tak jak wiele innych podmiotów. Dwa lata od rozpoczęcia wojny pojawiły się jednak poważne podejrzenia, że LPP nadal czerpie zyski z rosyjskiego rynku, zaś dowody na poparcie tego stwierdzenia znalazły się w raporcie przygotowanym przez Hindenburg Research. Najważniejsze wątki z zebranych przez instytut badawczy materiałów zapisano poniżej.

1. Brak realnego spadku przychodów po rzekomym całkowitym wycofaniu się z Rosji, która była dla LPP największym rynkiem zbytu

Wartość sprzedawanych na rosyjskim rynku produktów stanowiła w 2022 r. ok. 17% sprzedaży całej spółki. Logicznym byłoby więc założyć, co uczynili autorzy raportu, że strata tak znaczącego rynku powinna być odczuwalna. Tymczasem całkowite przychody LPP w roku finansowym 2022/2023 wzrosły o 13%.

Choć argument badaczy wydaje się słuszny, to z drugiej strony nie można powiedzieć, że wybuch wojny w Ukrainie nie pozostawił żadnego śladu w finansach firmy. Po pierwsze, po zamknięciu ok. 800 sklepów należących do LPP w Rosji i Ukrainie powstały znaczące zatory płatnicze. Firma nie odbierała zamówień przeznaczonych na rynek rosyjski, a eksperci wyliczali, że kwota zadłużenia wobec partnerów z Bangladeszu wynosiła 180 mln dol. LPP dementowało te doniesienia, a jednocześnie przyznało, że zawirowania wywołały problemy w funkcjonowaniu firmy.

Po drugie, grupa już w 2015 r. uznawała Rosję i Ukrainę za rynki niestabilne z powodu sytuacji politycznej, przez co stopniowo inwestowała w rozwój alternatywnych rynków zbytu. Po trzecie, nawet sam raport Hindenburg Research sugeruje sensowne wytłumaczenie całej sprawy, odnotowując że „przychody na rynkach z wyłączeniem Rosji wzrosły o 40,5% rok do roku”. Sam brak załamania finansowego nie jest więc bezwzględnym dowodem na dalsze działanie w Rosji, gdyż utrata rynku rosyjskiego mogłaby zostać zrównoważona przez zwiększone zyski w innych krajach.

2. Kody kreskowe i katalogi

Nabywcą rosyjskich aktywów LPP została firma Far East Services. W grudniu 2023 r. aktywiści Hindenburg udali się do sklepów Far East Services w Moskwie i St. Petersburgu. Porównanie asortymentu wykazało, że prawie wszystkie sfotografowane ubrania miały takie same wzory i kolory, jak kolekcje jesienno-zimowe w katalogach internetowych LPP w Polsce, co zdaniem audytorów oznacza, że produkty LPP nadal są w Rosji dostępne.

Ponadto centrala LPP miała dopuszczać się szyfrowania kodów kreskowych, tak aby wyglądały na kody koncernu Far East Services, a w rzeczywistości nadal były zgodne z wewnętrznym systemem LPP. Aktywiści Hindenburga mieli wejść w posiadanie instrukcji dotyczącej szyfrowania kodów i przeprowadzili inżynierię wsteczną 65 kodów kreskowych w sklepach detalicznych Far East Services. Zastosowano wewnętrzną metodologię LPP. Po rozszyfrowaniu kody miały dokładnie odpowiadać kodom kreskowym LPP zarejestrowanym w Polsce.

To bez wątpienia najpoważniejszy zarzut, do którego przedstawiciele firmy nie odnieśli się podczas swojej konferencji prasowej. Prezes firmy, Marek Piechociński, zapewniał, że „LPP, wbrew temu, co mówi raport Hindenburg Research, nie prowadzi działalności operacyjnej w Rosji, nie sprzedaje, nie zarządza, nie jest właścicielem bezpośrednim ani pośrednim żadnej ze spółek wymienionych w raporcie. Również fundacja, którą założyłem, ani żaden z jej beneficjentów, pośrednio i bezpośrednio, nie ma żadnych powiązań z transakcją sprzedaży spółki rosyjskiej”.

Pomimo tych wyjaśnień, pytań i wątpliwości o cały proces derusyfikacji jest dużo więcej, bo zdaniem Hindenburg Research firma Far East Services została utworzona zaledwie dzień przed ogłoszeniem przez LPP informacji o osiągnięciu porozumienia w sprawie sprzedaży rosyjskiej spółki zależnej. W dodatku rosyjskie sklepy LPP zostały ponownie otwarte już następnego dnia po zawarciu umowy sprzedaży ze względu na zapis umożliwiający polskiej formie wspieranie nowego nabywcy przez „okres przejściowy”, który, jak się okazało po opublikowaniu raport, potrwa cztery lata!

Choć poszczególne, niejasne elementy mogą spinać się w zgrabną teorię spiskową, to warto przypomnieć, że w pierwszych tygodniach rosyjskiej inwazji wszyscy oczekiwaliśmy od każdej z firm natychmiastowego zakończenia działalności w Rosji. Nic więc dziwnego, że w obliczu pełnoskalowej wojny i presji społecznej niektóre działania wyglądają tak, jakby były robione na kolanie. Dokładnie tego oczekiwaliśmy. Nie zmienia to jednak faktu, że sprawa kodów kreskowych oraz katalogów wygląda bardzo podejrzanie i nie została wyjaśniona przez zarząd LPP.

3. Kazachski hub

Trzecim najpoważniejszym zarzutem wskazywanym przez Hindenburg Research jest niecodzienna wymiana handlowa z Kazachstanem. Z przytaczanych w raporcie danych wynika, że ​​w 2023 r. LPP wysłało do swojej kazachskiej spółki towary o wartości ok. 755 mln dol., co dziwi, ponieważ w tym kraju znajduje się zaledwie 1% wszystkich sklepów stacjonarnych LPP.

Firma odpiera jakiekolwiek sugestie, twierdzi, że jej produkty nie trafiają do Rosji przez Kazachstan, i podaje jako dowód konkretne liczby. Sęk w tym, że przytaczane przez LPP dane dotyczą 2022 r., zaś danych z 2023 r. nie wskazano. Trudno więc zweryfikować, kto ma rację.

Kontrowersje związane z autorami raportu

Wyjaśnić należy również kontrowersje związane z samym Hindenburg Research. „Hindenburg Research to amerykańska firma badawcza wyspecjalizowana w przeprowadzaniu dogłębnych śledztw i publikowaniu obciążających raportów, w których oskarża duże, często notowane na giełdzie spółki, o oszustwa księgowe, manipulacje akcjami, ukrywanie informacji oraz inne nieprawidłowości.

Co istotne, Hindenburg Research sama angażuje się w inwestycje giełdowe, obstawiając krótkie pozycje na akcjach firm, które są przedmiotem jej raportów. Oznacza to, że zyskuje finansowo, gdy kursy tych spółek spadają po ujawnieniu zarzutów. Ta praktyka naraża firmę na zarzuty o stronniczość i konflikt interesów” – tłumaczy Money.pl.

W istocie Hindenburg ujawniło przed publikacją raportu, że otworzyli krótką pozycję na akcjach LPP, zaś po opublikowaniu wyników ich dochodzenia akcje LPP potaniały o 35%. W pierwszym odruchu można by więc od razu skreślić raport, twierdząc, że jest to element mechanizmu finansowego.

Z drugiej jednak strony twórcy raportu realnie audytowali sklepy należące do Far East Services trzy miesiące temu i znaleźli w nich produkty łudząco podobne do tych oferowanych przez LPP w innych krajach. Niezależnie od motywacji twórców publikacji amerykańskiej firmy badawczej, nie da się ukryć, że pomimo zaprezentowanej przez zarząd LPP obrony część kontrowersyjnych działań firmy pozostaje niewyjaśniona, a po narodowym czempionie oczekiwałbym czegoś więcej.

Patriotyzm gospodarczy: jak go zmierzyć i wspierać?

Głównym celem aplikacji Klubu Jagiellońskiego „Pola. Zabierz ją na zakupy” jest przede wszystkim promowanie polskich firm, których działalność poprzez płacenie podatków, prowadzenie badań i produkcji w Polsce przyczynia się do rozwoju naszego kraju. Choć w zdecydowanej większości przypadków rating Poli umożliwia właściwe rozeznanie podczas zakupów, to jednak sprawa LPP dowodzi, że algorytm naszej aplikacji nie jest doskonały.

Jak widać na powyższym zdjęciu, w aplikacji Pola firma LPP otrzymuje 100 punktów na 100 możliwych. Jest to wynik działania algorytmu, który przyznaje punkty na podstawie kilku uniwersalnych wskaźników, nie bierze pod uwagę szczegółów, a jak wiadomo, to w nich tkwi diabeł.

Postronny obserwator, rozważając argumenty zaprezentowane w tym artykule, mógłby odnieść wrażenie, że LPP nie zależy na realizacji postulatów patriotyzmu gospodarczego, m.in. dlatego że znikoma część jej produkcji odbywa się w Polsce, firma ma historię unikania opodatkowania w kraju, jak również niespecjalnie podkreśla ona polskie pochodzenie swoich marek.

A jednak w zgodzie z ogólnymi kryteriami aplikacja Pola musi przyznać LPP 100 pkt w skali „polskości” i zachęcać tym samym miłośników patriotyzmu gospodarczego do sięgania po jej produkty. Przykład ten unaocznia, jak trudno jest niekiedy w przystępny, a jednocześnie obiektywny sposób wspierać świadome wybory konsumentów.

W działaniach LPP najbardziej smucą jednak opisane powyżej wątpliwości co do postawy firmy wobec rosyjskiego rynku. Pozostaje jedynie uczucie rozczarowania, że w tak ważnej sprawie firma pozostawiła przestrzeń na domysły i zarzuty.

Postawa Polaków od pierwszych minut wojny była powszechna, jednoznaczna i prostolinijna: pełne poparcie dla Ukrainy i Ukraińców oraz zerwanie wszelkich reakcji gospodarczych z Rosją. Jako naród, który może być „następny w kolejce i jest zagrożony rosyjską agresją, powinniśmy tym bardziej wzywać do wzorowej postawy naszych firm, również w kwestii transparentności.

Jako stowarzyszenie nie mieliśmy litości dla sieci Auchan, gdy okazało się, że wspiera reżim Putina. Odzew na naszą petycję, jak również szereg podjętych wtedy działań, dawał jednoznacznie do zrozumienia, że jednoczesna działalność na polskim i rosyjskim rynku jest obecnie niemożliwa i należy wybrać jeden z nich.

Na dłuższą metę LPP musi się więc określić, czy jest jednoznacznie firmą dbającą o patriotyzm gospodarczy. Dodanie biało-czerwonych flag na 36 wersjach językowych strony internetowej firmy nie rozwiąże problemu. Potrzebne jest gruntowne przemodelowanie strategii oraz komunikacji firmy.

Myśląc zaś szczególnie o niedawnej kontrowersji wywołanej raportem Hindenburg Research, należy z całą mocą podkreślić, że jakiekolwiek wspieranie budżetu Federacji Rosyjskiej jest niedopuszczalne. Potencjalnym wyjściem z obecnej sytuacji może być więc sfinansowanie niezależnych audytów, które zbadają sprawę sprzedaży rosyjskich aktywów, by nie pozostał cień wątpliwości co do intencji właścicieli firmy.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.