Polska neutralna klimatycznie w 2050 roku? Rząd PiS powinien przyjąć to jako „miękki” cel, a nie „twardy” deadline
W skrócie
Obecny na COP26 w Glasgow Mateusz Morawiecki w swoim wystąpieniu nie zadeklarował konkretnej daty osiągnięcia neutralności klimatycznej i na próżno czekać, aby stało się to jeszcze podczas obecnego szczytu. A szkoda, bo COP26 to doskonała okazja, aby to zrobić. Nie znaczy to, że cel neutralnej klimatycznie Polski do 2050 r. musi być realizowany za wszelką cenę.
O tym, że przyspieszenie transformacji sektora energetycznego i sukcesywne odchodzenie od węgla jest niezbędne, pisaliśmy obszernie w raporcie Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego pt. Zielony konserwatyzm. Wyzwania i rekomendacje w 10 kluczowych obszarach.
Od momentu jego publikacji nasze tezy wciąż pozostają w mocy. Niezależnie od troski o klimat, nierentowne polskie kopalnie oraz elektrownie węglowe pociągają za sobą coraz większe koszty.
Przypomnijmy, że na szczycie Rady Europejskiej w 2019 r. Polska jako jedyny kraj członkowski nie zobowiązała się do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r., aczkolwiek wbrew popularnym interpretacjom nie kwestionowała samego celu wyznaczonego sobie przez państwa UE. Co więcej, brak twardego zobowiązania nie wynikał ani z politycznego widzimisię rządu, ani z rzekomych anty-ekologicznych fobii PiS-u. Przyczyną takiej, a nie innej decyzji były liczby- ze względu na obecną strukturę gospodarczą naszego kraju proces dojścia do neutralności klimatycznej w wyznaczonym przez UE terminie wiązał się z dużo wyższymi kosztami niż unijna średnia.
Według wyliczeń Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami realizacja scenariusza neutralności klimatycznej w perspektywie 2050 r. w samym sektorze energetycznym wymagałaby dodatkowych nakładów na poziomie ok. 295 mld euro (bez nakładów związanych z rozbudową oraz modernizacją sieci przesyłowej i dystrybucyjnej ani modernizacji istniejących jednostek wytwórczych) w porównaniu do wcześniejszych zobowiązań wynikających z poprzedniego unijnego pakietu energetyczno-klimatycznego. Oznacza to również spadek łącznej konsumpcji gospodarstw domowych o ok. 188 mld euro rozłożone na te 30 lat, które zostaje nam dzisiaj do roku 2050.
Niemniej, argumenty polskiej strony nie spotkały się ze zrozumieniem i fakt, że tylko Polska nie zadeklarowała neutralności stanowi doskonały pretekst dla wytykania palcami naszego kraju jako „czarnego luda”, który wyłamuje się z solidarności europejskiej. Potwierdzeniem wątpliwego wizerunku Polski jest fakt, iż na COP26 kolejny raz zostaliśmy „uhonorowani” antynagrodą „Skamieliny dnia”. Oczywiście, na koszty wizerunkowe, jakie ponosi Polska wpływa nie tylko to, że wciąż w dużej mierze nasza energetyka jest oparta na węglu, ale wiąże się to z całokształtem sporów Warszawy z Brukselą. Dla wielu brak deklaracji neutralności klimatycznej jest oczywistym potwierdzeniem kursu obecnego rządu na konfrontację z Brukselą.
Właśnie kwestie dużych wizerunkowych kosztów, jakie ponosi Polska są głównym powodem, dla którego na COP26 można było ogłosić zobowiązanie do realizacji neutralności klimatycznej w 2050 r. Ktoś może zapytać, czy faktycznie wizerunek wart jest brania na siebie tak wysokich obciążeń finansowych? Odpowiedź brzmi „nie”. Absurd? Niekoniecznie.
Należy bowiem wyraźnie podkreślić, że sama deklaracja osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 r. nie oznacza, że cel ten należy osiągnąć za wszelką cenę. Z pewnością należy włączyć wyższy bieg w redukcji emisji, ale gdy koszty przestaną być akceptowalne, konieczna będzie korekta kursu i realizacja celu już po deklarowanym roku 2050.
Warto podkreślić, że państwa członkowskie UE zadeklarowały cel neutralności klimatycznej do 2050 r. nie dlatego, że mają gotowy plan, jak ten cel osiągnąć, ale dlatego, że istniała ogromna polityczna presja, aby to uczynić. Nie może być inaczej, skoro nie dysponujemy technologicznymi rozwiązaniami, które bez horrendalnych kosztów gospodarczych i społecznych pozwoliłyby tę neutralność osiągnąć. Podpisane deklaracje należy więc odczytać w duchu „będziemy obniżać emisje, ale gdzie finalnie dojdziemy, to jeszcze się zobaczy”.
Polska również taką politykę powinna zastosować, szczególnie że zaakceptowała zaostrzenie celów klimatycznych do 2030 r. na szczycie RE w grudniu 2020 r., które mają prowadzić do neutralności klimatycznej w 2050 r. wszystkie państwa, bez żadnych wyłączeń. Polska będzie więc zobligowana do przyjęcia wszystkich aktów prawnych wymuszających wejście na trajektorię neutralności klimatycznej niezależnie od własnej deklaracji w tej sprawie. Generuje to pytanie, jakie są dzisiaj realne korzyści z tytułu niedeklarowania neutralności klimatycznej do 2050 r., poza głoszeniem słusznej prawdy o tym, że realizacja tego celu na dzień dzisiejszy jest prawie niemożliwa?
Trudno znaleźć te korzyści i dlatego warto było wykorzystać COP26 do ogłoszenia neutralności klimatycznej, bo tam taka deklaracja dawałaby największą wizerunkową korzyść jako, że to największe klimatyczne wydarzenie roku na świecie. Warto podkreślić, że deklaracja nie oznaczałaby zaostrzenia dotychczasowej polityki, bo przecież rząd już deklaruje zamknięcie wszystkich kopalń do 2049 r. i przygotowuje powołanie Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, która ma przejąć od spółek energetycznych węglowe aktywa i stopniowo je wygaszać, co stanie się zapewne przed 2050 r.
Oczywiście. „wyjście” z węgla do 2050 r. nie oznacza osiągnięcia neutralności klimatycznej w tym samym roku, bo przecież poza energetyką emisje obniżać trzeba także w rolnictwie, transporcie, budownictwie, przemyśle i innych branżach, gdzie technologiczne alternatywy nie są na dzisiaj klarowne. To jednak nie powinno nas specjalnie stresować, gdyż jeśli z podobnymi wyzwaniami będzie mierzył się cały świat, to trudno będzie karać tylko Polskę za wynikające z braku tychże technologii negatywnych konsekwencji dla neutralności klimatycznej.
Warto dodać, że deklaracja neutralności zwiększy także naszą wiarygodność w opowiadaniu o własnych sukcesach, których paradoksalnie nie brakuje. Organizowany przez Polskę COP18 w Katowicach w 2018 r., gdzie przyjęto tzw. rulebook, był dużym sukcesem.
Polska w ostatnich latach dynamicznie ograniczała wydobycie i konsumpcję węgla, rozwijała energetykę słoneczną, a także energetykę wiatrową na morzu. Intensywnie przygotowuje się do budowy elektrowni atomowych, planuje zamykanie elektrowni węglowych, a także przyjęła niedawno strategię wodorową w perspektywie 2040 r. Prędkości nabiera program „Czyste powietrze”, dzięki któremu ogranicza się smog w polskich miastach. Położone zostały również podwaliny pod rozwój elektromobilności.
Oczywiście, lista zaniechań jest również długa, ale bilans z pewnością nie zasługuje na uhonorowanie Polski „Skamieliną dnia” dla tych, którzy „robią bardzo dużo, żeby zmieniło się bardzo mało”.
Żeby argumenty i dorobek klimatyczny Polski przebił się do opinii publicznej, musimy minimalizować pola sporu, a najmniej kosztowną decyzją na dzisiaj jest deklaracja neutralności klimatycznej do 2050 r. Pozwoli ona także uzyskać dodatkowe dofinansowanie w ramach Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (3,5 mld euro) oraz lepszą pozycję negocjacyjną w sporach o finalny kształt kompleksowego programu Fit for 55. Warto podkreślić, że na taką deklaracją jest już ostatni dzwonek, bo przyspieszenie działań klimatycznych na świecie powoduje, że niedługo taka deklaracja na nikim już nie zrobi wrażenia i będzie traktowana jako oczywista oczywistość. Wykorzystajmy to, że póki co możemy zyskać kilka wcale niedrogich, a cennych wizerunkowo punktów.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.
Maria Sobuniewska
Paweł Musiałek