Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Unijny Zielony Ład jest szansą dla polskiego rolnictwa

przeczytanie zajmie 10 min

Obecny kryzys uświadamia wagę samowystarczalności żywnościowej Europy, która dodatkowo wpisuje się w zawarte w Zielonym Ładzie zmniejszenie emisyjności dostaw. Wykorzystując olbrzymi potencjał polskiego eksportu żywności, powinniśmy go w obecnej sytuacji zwiększyć. Rząd powinien pomóc rolnikom, jednak nie poprzez jednorazowe dotacje, lecz rozwiązując wieloletni problem skupu, transportu i dostaw efektów ich pracy do każdego z nas. Równolegle trzeba zintensyfikować wysiłki w walce z ASF i suszą. Z Adamem Zielińskim, prawnikiem i ekspertem CAKJ ds. rolnictwa, rozmawia Maciej Sobieraj.

Poznajemy coraz bardziej wiarygodne dane dotyczące skali kryzysu, który nas czeka na skutek pandemii. Zagrożone będą przede wszystkim usługi, ale rolnictwo również może stracić. Wskazują na to doniesienia z Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii. Zapowiadane są nawet braki niektórych produktów w sklepach. Jak pandemia i jej skutki wpłyną na rolnictwo?

Odpowiedź na to pytanie trzeba zacząć od opisania stanu rolnictwa na świecie w styczniu, przed epidemią. W przypadku Unii Europejskiej rolnictwo schodziło na dalszy plan, szczególnie w rozmowach o nowej perspektywie budżetowej. Tutaj warto wspomnieć wysiłki polskiego komisarza, Janusza Wojciechowskiego, które zmierzały do ograniczenia cięć wydatków unijnych dla rolników. Działo się tak, ponieważ modniejsze stały się tematy związane z ekologią, przemysłem i cyfryzacją. Na początku wieku UE pierwszoplanowo koncentrowała się na bezpieczeństwie żywności i łańcuchów dostaw. Jednak od tego czasu staliśmy się sytym społeczeństwem europejskim. Pomimo codziennego korzystania z dóbr i usług rolnictwa nasza uwaga, a może przede wszystkim uwaga polityków, skupiła się na innych sprawach.

Dlatego w dobie pandemii sytuacja europejskiego rolnictwa jest jeszcze bardziej utrudniona. Pojawiły się nowe priorytety wydatkowe, które wynikają z kryzysu, to m.in. ochrona miejsc pracy i dofinansowanie służby zdrowia. Jednocześnie konsumenci przewartościowali swój koszyk dóbr i wrócili do podstawowych oczekiwań, czyli żywności. Społeczeństwa zaatakowały sklepy, rzucając się na produkty spożywcze krótko- i długoterminowe. Obecna sytuacja, poza krótkoterminowym pikiem popytu, jest szansą dla polskiej branży spożywczej i rozwoju obszarów wiejskich.

Co więc zmienia wybuch pandemii w rolnictwie?

Mamy do czynienia z wyjątkowym skróceniem łańcuchów dostaw, niespotykanym od dziesiątek lat. Pandemia tymczasowo zrealizowała postulat uczestnictwa branży spożywczej w Europejskim Zielonym Ładzie w zakresie zmniejszania emisyjności dostaw. Wykorzystując polski potencjał eksportu żywności, można go w obecnej sytuacji znacząco zwiększyć. Konsumenci oraz decydenci polityczni dostrzegają potrzebę samowystarczalności żywnościowej Europy. Jeszcze trzy miesiące temu to wcale nie było takie oczywiste. Kluczowa wątpliwość dotyczy trwałości tej refleksji oraz realnych działań europejskich elit w oparciu o tę diagnozę.

Ponadto istotna jest też skala obecnego kryzysu w poszczególnych państwach. Prasa branżowa wskazuje, że polscy producenci zastąpili włoskich, hiszpańskich i azjatyckich w realizacji dostaw żywności na Bliski Wschód i do krajów Afryki Północnej.

Jakie są tego konsekwencje dla polskiej gospodarki?

W wywiadzie dla DGP członek Rady Związku Pracodawców „Transport i Logistyka Polska” wskazywał, że obecnie wszyscy w branży transportowej chcą wozić żywność. Dzieje się tak dlatego, że jest to najbezpieczniejszy obrót towarowy, ponieważ z niego konsumenci nie mogą łatwo zrezygnować. Tu właśnie ujawnia się różnica między nami a chociażby Czechami czy Brytyjczykami, którzy są uzależnieni od importu żywności. Polska dysponuje potężnymi nadwyżkami żywności, dlatego naprawdę nie grozi nam deficyt produktów na półkach sklepowych.

Musimy się za to martwić się o to, aby nasza skala eksportu w tym czasie nie zmalała. Przed rolnictwem rysują się więc zagrożenia, takie jak np. mniejszy popyt w określonych segmentach (np. z powodu zamknięcia restauracji i hoteli). Jednak kryzys to też pojawienie się nieoczekiwanych szans. Warto wlać trochę optymizmu w nasze oczekiwania względem tej branży. W obecnej chwili ceny żywności na świecie spadają, m.in. właśnie z powodu spadku kosztów transportu.

Uwaga europejskich polityków odwróciła się do rolnictwa. Jednocześnie polski minister rolnictwa, Jan Ardanowski, oczekuje znaczącej pomocy ze strony Komisji Europejskiej dla rolników. Jakich działań możemy spodziewać się ze strony organów UE?

Rolnictwo w odróżnieniu od innych części gospodarki jest najbardziej uzależnione od unijnej agendy – od prawa, unijnego dofinasowania oraz przede wszystkim od negocjowania zasad handlowych z państwami trzecimi. To odróżnia tę dziedzinę od polityki społecznej czy edukacyjnej, gdzie państwa narodowe mają absolutnie kluczowe znaczenie. Po pierwsze, ze strony Unii powinniśmy oczekiwać równouprawnienia finansowego polskich rolników względem tych w Europie Zachodniej. Jest to postulat aktualny tak samo w czasie pandemii jak i przed nią.

Po drugie, jeśli chodzi o eksport do państw spoza UE, instytucje unijne powinny prowadzić aktywne negocjacje umów handlowych z krajami trzecimi, wspomagając tym samym naszą sprzedaż żywności oraz chroniąc wyższą jakość produkcji. Po trzecie, w Polsce mamy obecnie problem braku pracowników sezonowych, który szczególnie dotyka branżę owoców miękkich i części warzyw. Instytucje i państwa UE powinny utworzyć pewne udogodnienia dotyczące warunków przekraczania granic w celu pracy sezonowej. Obecne przywrócenie granic zmusza nas do nowej dyskusji o funkcjonowaniu ruchu granicznego (zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego), który z jednej strony będzie gwarantował bezpieczeństwo sanitarne, a z drugiej będzie możliwie najkorzystniejszy dla gospodarki.

Wróćmy z Brukseli do Warszawy. Pierwsze komentarze dotyczące działań rządu oraz postulaty środowisk branżowych podnoszą, że Tarcza Antykryzysowa pomija rolników. Jakie działania powinna podjąć Rada Ministrów?

Branża dostała już pewne niewielkie narzędzia od rządu. Rolników zwolniono ze składek do KRUS-u, a także stworzono im możliwość pobierania zasiłków za opiekę nad dzieckiem i przebywania w kwarantannie. Oczywiście, to niewielkie świadczenia finansowe, ale trzeba zaznaczyć, że rolnicy w odróżnieniu od innych grup zarobkowych mają stosunkowo niewielki narzut finansowy ze strony państwa. Ich składka ubezpieczeniowa jest niższa niż składka ZUS. To powoduje, że państwo ma mniejsze możliwości odpuszczania teraz rolnikom ich zobowiązań. Obecny kryzys w rolnictwie nie jest też tak spektakularny, jak ma to miejsce w przypadku gastronomii, handlu lub turystyki.

To, co może zrobić rząd dla rolników, to – podobnie jak przed pandemią – rozwiązać problem (lub ułatwiać rozwiązanie problemu przez samych rolników) skupu produktów, a następnie transportu i dotarcia do konsumenta finalnego. Z tym polski rolnik zmaga się od ponad 20 lat. Wokół tej kwestii koncentrują się wszystkie bunty branży. Dzieje się tak, ponieważ rolnik najpierw widzi niewielką cenę skupową produktu, któremu poświęcił mnóstwo pracy, a następnie zauważa jego wysoką cenę na półce w supermarkecie.

Pandemia jedynie nasila frustrację. Rolnicy mają jeszcze mniej punktów sprzedaży swoich wyrobów poza sieciami, ponieważ zamknięto gastronomię i ograniczono działalność bazarów. Rolnictwo potrzebuje systemowego rozwiązania, a nie działań ad hoc, zwalniających z pojedynczych obciążeń lub tymczasowo ich dofinansowujących. Dopóki nie powstaną kanały dystrybucyjne lub silne kooperatywy dla małych producentów, nie zostanie rozwiązany problem dotarcia do finalnego konsumenta.

Minister Ardanowski argumentował, że pomoc dla rolników powinna być związana z podniesieniem składek do KRUS-u. Czy widzisz realną szansę na zmiany w systemie danin i świadczeń w rolnictwie?

W temacie KRUS-u wszystkie partie polityczne od 30 lat obiecywały, że go ograniczą albo nawet zniosą, ale żadna nic z tym spektakularnego nie zrobiła. Być może kryzys wymusi zmiany w sprawach, których nigdy nic nie dało się zrobić. Ta wypowiedź to pozytywny sygnał. System jest archaiczny, dostosowany do początków lat 90. W międzyczasie zmieniła się struktura gospodarstw rolnych w Polsce i radykalnie powiększyło się rozwarstwienie rolników. Zróżnicowanie zasad ubezpieczeń społecznych nie odpowiada skali różnic ekonomicznych między dużymi producentami a niewielkimi gospodarstwami.

Moim zdaniem powinien istnieć system niskoskładkowy dla niewielkich rolników, którzy są bardzo uzależnieni od trendów rynkowych, przywiązani do tradycyjnej gospodarki i nie mogą sobie pozwolić na adaptację do nowych warunków finansowych (m.in. z powodu swojego wieku lub uwarunkowań geograficznych). Dlatego radykalne tezy o wywróceniu systemu KRUS-u do góry nogami też nie są dobre. Zmiany systemu świadczeń w dobie kryzysu nie powinny żerować na najsłabszych ekonomicznie, bo to jedynie pogłębiłoby już istniejące problemy społeczne i gospodarcze.

Jednym z obserwowanych od lat procesów jest utrata pracy przez osoby zatrudnione w rolnictwie. Mówi się o tym, że w przeciągu najbliższych 10 lat, 1/3 z nich pożegna się z pracą. Czy obecny kryzys przyśpieszy ten proces?

Kryzys jest zarówno szansą, jak i zagrożeniem. Wszystko będzie zależało od klasy politycznej, przedsiębiorców i przedstawicieli rolników. Szansa polega na tym, że ludzie zaczęli zauważać problemy związane z globalizacją i długimi łańcuchami dostaw. To pokazuje realny potencjał polskich rolników i pozwala na dalszą realizację wyświechtanego hasła: Polska spichlerzem Europy. Krótkie łańcuchy dostaw to też niższe koszty ekologiczne, które idealnie wpisują się do polityki klimatycznej UE oraz większa wiedza konsumenta finalnego na temat zakupionego produktu. Zagrożeniem może okazać się bezlitosne wykorzystanie kryzysu dla własnych zysków przez korporacyjny kapitał, który zmusi do upadku lokalnych producentów, także w sektorze produkcji i handlu żywnością. Finalny bilans szans i zagrożeń zależy od reakcji elit, zachowania konsumentów i działań rolników.

Sami rolnicy nie patrzą jednak przychylnie w stronę unijnych propozycji. Niedawno ukazano list przedstawicieli ogólnopolskich organizacji rolniczych do premiera. Wśród postulatów tam zawartych znajduje się prośba zawieszenia realizacji unijnego Zielonego Ładu.

Tutaj znowu diabeł tkwi w szczegółach. Rolnictwo jest rzeczywiście jedną z istotnych sfer wpływu na klimat i emisję gazów cieplarnianych, szczególnie jeśli chodzi o produkcję pochodzenia zwierzęcego, np. wołowiny i mleka. Emituje ona bardzo dużo metanu i dwutlenku węgla, dlatego też jako duży emitent powinna być uwzględniona w tego typu analizach. Jednocześnie warto dostrzec szanse na optymalizację kosztów wpływu człowieka na klimat, jakimi są np. efektywne wykorzystanie produktów pochodzenia roślinnego oraz redukcja kosztów środowiskowych transportu pasz lub żywności.

Przede wszystkim należy jednak zaznaczyć, że Unia Europejska jest liderem śrubowania standardów produkcji żywności na całym świecie. Rozumiem postulat producentów, ponieważ w czasach kryzysu trudno jest zwiększać jakość. Wiąże się to z kreowaniem narzutu niezwiązanego z kosztami produkcji, który nie dotyczy pozaeuropejskich konkurentów. Proekologiczne przemiany i modernizacja wymagają dodatkowej siły roboczej w gospodarstwach rolnych, na którą już teraz brakuje finansów. Konieczne byłoby znalezienie kolejnych środków na modernizację zakładów produkcyjnych.

W związku z tym prawdopodobnie lepszym pomysłem jest dostosowanie koncepcji Zielonego Ładu do tempa rozwoju sytuacji gospodarczej. Obecnego kryzysu nikt nie przewidział, więc harmonogramy wcześniejszych koncepcji powinny zostać zaktualizowane. Do realizacji ekologicznej polityki może przyczynić się realizacja postulatu patriotyzmu konsumenckiego w ujęciu europejskim. Jeżeli odległość, jaką przebywa produkt rolny na talerz konsumenta, wynosi 500 czy 1000 km, to emisyjność takiego transportu jest zdecydowanie niższa niż wielkie transporty żywności z Dalekiego Wschodu lub Ameryki Południowej.

W ostatnich latach o rolnictwie mówiło się najczęściej w kontekście afrykańskiego pomoru świń (ASF). Czy to zagrożenie zostało zniwelowane, czy raczej polski rolnik musi teraz zmagać się z dwoma epidemiami na raz, jedną dotykającą jego zwierzęta i drugą wpływającą na niego samego?

Niestety, pandemia potęguje chaos zarządczy w gospodarstwach i administracji publicznej na całym świecie. Koronawirus nie tylko obciąża Inspekcję Sanitarną i służbę zdrowia, ale także wszystkie organy szeroko rozumianego państwa. Z powodu ograniczenia działalności również innych inspekcji, nastąpiło osłabienie zdolności kadrowych w reakcji na ASF. Nawet bez pandemii prędzej czy później afrykański pomór świń dotarłby do zachodnich województw Polski, gdzie mamy szczególnie dużo narażonych gospodarstw (wielkich hodowli).

Jednak, aby pojawił się też optymizm, warto zaznaczyć, że w ostatnim półroczu ścigające się o wyprodukowanie szczepionki na ASF Stany Zjednoczone i Chiny zakomunikowały sukces w swoich badaniach. Trzeba jeszcze poczekać na jej powszechne pojawienie się na rynku, ale branża już dzisiaj żyje nadzieją, że rozwiąże problem. Do tego czasu działania rolników i państwa powinny dalej się koncentrować na ograniczeniu postępowania zarazy, podobnie jak w przypadku koronawirusa.

Innym zagrożeniem dla dobrobytu rolników jest susza. Potencjalne świadczenia na rzecz poszkodowanych niskim poziomem wód rolników są kolejnym obciążeniem dla budżetu państwa. Czy zwiększone wydatki związane z Tarczą Antykryzysową mogą zagrozić zabezpieczeniu rolnictwa przed tegoroczną suszą?

Na pewno rolnicy są lepiej przygotowani, jeśli chodzi o efekt psychologiczno-zarządczy, niż rok temu. Natomiast jeśli mowa o suszy, to osoby spoza rolnictwa, które znają ten problem z perspektywy grafik na Facebooku, powinny pamiętać, że rolnictwo ma różne terminy zasiewów i wegetacji swoich produktów. Istotny jest bilans roczny wilgoci w glebie oraz precyzyjne okresy suszy w określonych terminach istotnych dla poszczególnych upraw. Możemy podejrzewać oczywiście, że ten bilans roczny będzie spadał, ale obecna susza dotknie poszczególne kategorie produktów spożywczych. Dlatego z ocenianiem skutków trzeba poczekać do jesieni i trudno o całościowe kalkulacje strat lub podwyżek cen ogólnej kategorii żywności.

Czymś, co warto podkreślić, aby nie umknęło klasie politycznej, to retencja wody. W zeszłym roku mieliśmy powódź w maju i czerwcu. Politycy wszystkich opcji dzielnie stawili się na wałach przeciwpowodziowych, ale już miesiąc później mieliśmy suszę. Od lat piszecie na łamach Klubu Jagiellońskiego, że Polska ma najniższe współczynniki magazynowania wody w regionie. Dwa lata temu w końcu opracowano program retencji. Bardzo istotne jest, aby w realiach koronawirusa ich nie zawieszać. Takie działanie mogłoby spowodować negatywne efekty w przyszłości. Część komentatorów podnosi, że roczny bilans wodny nie spada tak dramatycznie, jakby się mogło wydawać. To, co się wyraźnie zmienia, to częstotliwość opadów. Mamy je rzadziej, ale są dużo bardziej intensywne. Jeżeli zakumulujmy te rzadsze, intensywniejsze opady, osłabimy negatywne efekty zmian klimatycznych dla rolników, a w dalszej kolejności również dla każdego z nas.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.