Jeżeli PSL chce odbić wieś PiS-owi, musi radykalnie zmienić przekaz
W skrócie
Rolnicy bez wątpienia są grupą społeczną, która potrafi walczyć o swoje. Świadomość klasowa i posiadanie własnych interesów sprawiają, że protesty rolnicze na stałe wpisują się w polski krajobraz polityczny. Zamiast suflować wielkomiejski przekaz o „roszczeniowości” i „marnowaniu żywności” na protestach, powinniśmy rolnikom podziękować. Blokady dróg i strajki są wyrazem konfliktu między pracą a kapitałem, a także sprzeciwu wobec pozostawienia produkcji żywności na pastwę mechanizmów rynkowych.
Poparcie wśród rolników? PiS i długo, długo nic
W ostatnich wyborach parlamentarnych bezapelacyjnym zwycięzcą w grupie rolników okazało się… Prawo i Sprawiedliwość. Partia zdobyła ponad 2/3 głosów. Na drugim miejscu ulokowała się Trzecia Droga, która zyskała nieco ponad 10% głosów rolników i wyprzedziła Koalicję Obywatelską, która otrzymała nieco gorszy, jednocyfrowy wynik.
PiS utrzymał swój świetny wynik wśród rolników z 2019 r., choć mijająca kadencja upłynęła pod znakiem rolniczych protestów otwarcie wymierzonych w posunięcia (albo bierność) rządu Zjednoczonej Prawicy.
Stało się tak mimo najgorszych od lat nastrojów wśród rolników. Potwierdzają to również badania przeprowadzone przez resort rolnictwa. Nie ma co się powyższemu zjawisku dziwić. Kryzys opłacalności produkcji rolnej dotyka cały sektor, a sytuacja wielu gospodarstw jest trudna. Do tego dochodzą słabnąca pozycja rynkowa rolników, koncentracja w handlu detalicznym i (w mniejszym stopniu) w przetwórstwie, kwestia importu spoza UE i ogólna niestabilność otoczenia rynkowego.
Rolnicy są świadomi swoich interesów. Świadomość ta była zresztą powodem popularności AgroUnii przed dołączeniem jej lidera do Koalicji Obywatelskiej. Na sztandary wzięto walkę z sieciami handlowymi, ochronę krajowej produkcji żywności i zabezpieczenie pozycji gospodarstw rolnych w ramach łańcucha dostaw.
Antykorporacyjny charakter ruchu, nawoływanie do protekcjonizmu gospodarczego, odwoływanie się do haseł suwerenistycznych i antykolonialnych były nieprzypadkowe. Jeśli koncerny handlowe i spożywcze chwalą się zyskami, a rodzinne gospodarstwa znajdują się pod kreską, podział tortu w sektorze jest dla wszystkich jasny.
Powyższe pokazuje jednocześnie, że protesty rolnicze nie mają wymiaru wyłącznie ekonomicznego. Oczywiście płaszczyzna gospodarcza jest ich katalizatorem. Mają one jednak przede wszystkim charakter tożsamościowy. Rolnicy są w pełni świadomi tego, jak ważna jest ich praca. Często wykonują ją od pokoleń.
Pozostawienie produkcji żywności na pastwę mechanizmów rynkowych stoi w sprzeczności z rolą, jaką ich praca odgrywa w społeczeństwie. Liberalna logika i spłaszczanie oceny rolnictwa do efektywności ekonomicznej budzą zatem słuszny opór. Rolnicy zagłosowali więc na tych, którzy byli w stanie ich przekonać, że „stoją po ich stronie”, mimo że polityka stała się przyczyną twardych protestów.
Najgłośniejsze z nich, dotyczące tzw. piątki dla zwierząt, skupiły w sobie gniew nie tylko branży futerkowej czy mięsnej. Protestowali wszyscy. Tożsamościowy gniew był skierowany w głównej mierze w partię rządzącą. Nie przeszkodziło to jednak osiągnąć PiS-owi imponującego wyniku wśród rolników. Zaskoczenie? Niekoniecznie, bo alternatyw po prostu nie widać.
PiS-owi z pewnością pomogła niestałość i polityczne wolty raz po raz dokonywane przez lidera AgroUnii, Michała Kołodziejczaka. Nowa partia z pewnością miała spory potencjał w podbieraniu głosów prawicy wśród rolników, szczególnie że sama była organizatorem wielu protestów i posługiwała się silną, tożsamościową retoryką.
Szanse te zostały jednak ostatecznie pogrzebane po dołączeniu przez Kołodziejczaka do Koalicji Obywatelskiej, co spotkało się, mówiąc eufemistycznie, z umiarkowanym entuzjazmem wielu działaczy i sympatyków. Nie przełożyło się to zresztą w istotny sposób na głosy dla KO, która poprawiła swoje notowania wśród rolników o mniej niż 2% względem poprzednich wyborów.
Zdecydowanie należy jednak zwrócić uwagę na słaby, bo 10% wynik PSL-u (czyt. Trzeciej Drogi), który w wyborach w 2019 r. uzyskał ponad 17% poparcia w tej samej grupie wyborców. Pokazuje to, że ludowcy gwałtownie tracą poparcie wśród elektoratu, który przecież (przynajmniej nominalnie i historycznie) powinien stanowić absolutny trzon bazy wyborczej.
W istocie program Trzeciej Drogi nie był w żadnej mierze skierowany do rolników. Politycy PSL-u, co prawda, podkreślali, jak ważny jest to sektor dla ich partii, ale w praktyce nie szły za tym żadne konkrety. PiS, a wcześniej także AgroUnia, przelicytowali ludowców o kilka długości. Ci zaś poszli po głosy do miasta.
W praktyce jedynymi komitetami wyborczymi, które rolnictwo potraktowały kompleksowo, były PiS i Konfederacja. Ta ostatnia miała jednak na pokładzie gwiazdę Tik-Toka, Sławomira Mentzena, PiS zaś… politykę tożsamościową.
To PiS ostatecznie wprowadził embargo na ukraińskie zboże, wspierał rolniczy handel detaliczny, założył Krajową Grupę Spożywczą, nakładał kary na sieci handlowe. Był po prostu bardziej wiarygodny, i to pomimo faktu, że poza gaszeniem pożarów nie miał za bardzo czym się chwalić przed wyborami. Jeśli zatem PSL rzeczywiście chciałby „odbić rolników” PiS-owi, musiałby radykalnie zmienić swój przekaz.
Czas na integrację
Ludowcy mają „gotowce” – są nimi agenda AgroUnii podbudowana merytoryką oraz wsparcie integracji sektora i skracanie łańcuchów dostaw, co z niewielkim powodzeniem próbował robić PiS. To twarda zmiana retoryki i praca u podstaw. Konflikt interesów w spożywce będzie się nasilał. PSL musiałby jasno określić, po czyjej stoi stronie, nie tylko słowem, ale także czynem.
Nie musi się to kłócić z proprzedsiębiorczym wizerunkiem ugrupowania, wręcz przeciwnie. Podobnie bowiem jak w innych sektorach gospodarki małe gospodarstwa rolne mają duże trudności w konkurowaniu z podmiotami większymi, w szczególności gdy głównym czynnikiem konkurencyjności jest cena. Brak efektu skali, mniejsze zdolności inwestycyjne i zwiększona presja kosztowa w związku z finansowaniem dłużnym to zjawiska znane także w innych branżach.
W przypadku rolnictwa nie dotyczy to jednak ceny oferowanej konsumentom, a przede wszystkim przetwórstwu spożywczemu. Wyżej wspomniana asymetria potencjałów w ramach łańcucha dostaw zdecydowanie osłabia pozycję rynkową gospodarstw względem przetwórstwa oraz przetwórstwa względem sieci handlowych (tj. „mam 10 innych dostawców na twoje miejsce”).
Naturalną odpowiedzią na te wyzwania jest integracja sektora. Zagadnienie to niedawno opisywaliśmy w raporcie Centrum Analiz KJ Czas na integrację. Wyzwania dla wsi i rolnictwa w Polsce. Krajowej Grupie Spożywczej został poświęcony cały rozdział.
Tutaj ograniczę się więc jedynie do krótkiego opisu. Istotnym problemem sektora jest to, że rolnicy w Polsce zrzeszają się bardzo niechętnie. Wskaźniki uspółdzielczenia sektora w wielu krajach Europy wynoszą powyżej 90%, w Polsce zaś nie przekracza on 10%, z czego większość spółdzielni przypada na sektor mleczarski, w którym rola spółdzielni jest dominująca. W pozostałych działach produkcji rolnej zostaje ona praktycznie pominięta.
Podobnie ma się sprawa z grupami producenckimi. Według dokumentacji Krajowego Planu Strategicznego za pośrednictwem grup producenckich sprzedaje się ok. 5% rolnej produkcji towarowej w Polsce, co oczywiście stanowi wynik skrajnie niski. Nie zadziałały korzystne rozwiązania legislacyjne. Praktyka pokazała, że grupy producenckie były zawiązywane przez rolników głównie w celu uzyskania dodatkowego wsparcia finansowego, zaś po jego zakończeniu zazwyczaj je rozwiązywano.
Nie oznacza to jednak, że temat integracji należy porzucić. Warto pochylić się nad rozwiązaniem, które opisywaliśmy szerzej we wspomnianym wcześniej raporcie CAKJ, tj. akcjonariacie rolniczym.
Mając na uwadze niechęć rolników do zrzeszania się, można stwierdzić, że istotny udział akcjonariatu rolniczego w spółkach sektora spożywczego mógłby stanowić pewną alternatywę względem niecieszącej się popularnością spółdzielczości. Spółki zajmujące się przetwórstwem z wysokim udziałem rolników-akcjonariuszy pełniłyby podobną funkcję do spółdzielni, zaś obecność dużego kapitału zagranicznego nie stanowiłaby przeszkody w integracji pionowej.
Wymagałoby to jednak wprowadzenia szeregu rozwiązań, które zachęcałyby upowszechnienie akcjonariatu rolniczego – od rozwoju tego rozwiązania w ramach Krajowej Grupy Spożywczej przez istotne zachęty na gruncie prawa podatkowego i pomocy publicznej dla inwestorów po szeroką akcję promocyjną tego rozwiązania.
Nie sposób nie zauważyć, że choć rolnicy protestują razem, to działają osobno. Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak jest, leży raczej w socjologii niż ekonomii, bo otoczenie rynkowe wywiera silną presję na koncentrację i integrację tym bardziej, że rolnicy są świadomi opisanych powyżej zjawisk.
Żywią i bronią przed korporacjami
Rolnicy wiedzą, że krajowa produkcja jest podstawą bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Nie potrzeba do tego raportów i analiz białych kołnierzyków. Pandemia koronawirusa powinna wszystkim uświadomić, z czym się wiąże załamanie łańcuchów dostaw. W kontekście żywności jej pełna dostępność ma przecież absolutnie fundamentalne znaczenie dla zaspokojenia potrzeb społeczeństwa.
Tak długo, jak opieramy się na stabilnej, krajowej bazie producentów, scenariusz niedoborów i pustych półek nam nie grozi. Trwała utrata konkurencyjności naszego rolnictwa, a przez to nieopłacalność produkcji rolnej, prowadzi do uzależnienia od importu poszczególnych towarów spożywczych i zadaje poważny cios w bezpieczeństwo żywnościowe.
To zresztą już się w sporej mierze dzieje, czego chyba najbardziej jaskrawym przykładem jest branża wieprzowa, która przeżywa w ostatnich latach głęboki kryzys. W momencie akcesji naszego kraju do struktur europejskich pogłowie trzody chlewnej w Polsce wynosiło ponad 17 mln sztuk i było trzecim co do wielkości w Unii Europejskiej. Dzisiaj to mniej niż 10 mln sztuk.
Rodzinne, drobne gospodarstwa, które prócz hodowli często prowadziły również inną działalność rolniczą, przegrały konkurencję z hodowlą przemysłową. Poddane presji rynkowej i bez efektu skali prędzej czy później po prostu upadały, zaś na miejsce ich produkcji trafiał towar z importu. Dzieła zniszczenia dopełnił ASF zwiększający koszty bioasekuracji i gwałtownie pogarszający przewidywalność prowadzonej produkcji.
Efekt? Obecnie Polska jest uzależniona od importu w tym segmencie. Mowa zarówno o mięsie, jak i o żywcu, czyt. zwierzętach żywych. W efekcie tego często nawet „polska wieprzowina” w praktyce jest mięsem ze zwierząt, które zostały wyhodowane w Danii, zaś w Polsce jedynie utuczone i ubite.
Pytanie, czy nasz schabowy robił kiedyś „chrum chrum” lub raczej „øf øf”, pozostanie zapewne bez odpowiedzi, ale może warto je rozważyć podczas nakładania kolejnej porcji „polskiego mięsa” na talerz. Jakiekolwiek trudności w imporcie prosiąt z Danii mogą spowodować bardzo poważne konsekwencje dla sektora i konsumentów. W razie przerwania łańcucha dostaw polskiej wieprzowiny może po prostu nie być w sklepach.
Nic dziwnego, że gdy tylko pojawił się w Polsce temat napływu zbóż z Ukrainy, wywołało to protesty i bardzo stanowczy opór ze strony organizacji branżowych. Wizja konkurowania rodzinnych gospodarstw z ukraińskimi agroholdingami na polskim rynku bez integracji sektora stawiała krajowych producentów na z góry straconej pozycji. Rolnicy mówiący na protestach: „Bez nas nie będzie taniej, lokalnej, zdrowej żywności” po prostu mają rację, a przynajmniej w tym zakresie, że niewiele w tym kontekście będzie zależało od nas jako społeczeństwa, bo decydować będzie rynek.
***
Gotowe rozwiązania dla zwiększenia poparcia wśród rolników dla ludowców, a więc i nowego rządu, leżą na stole. Są nimi tradycja ruchu chłopskiego, agenda AgroUnii i rozwinięcie inicjatyw, których PiS nie potrafił udoskonalić.
Należy wziąć na celownik sieci handlowe i franczyzy, wspierać grupy zakupowe i rodzinne sklepy w handlu, rozwijać KGS, realnie wspierać integrację i krótkie łańcuchy dostaw. Przede wszystkim musi nastąpić zdecydowana zmiana retoryki, w tym realne odwołanie do tradycji spółdzielczości jako formy obywatelskiej samopomocy.
Obecny zwrot liberalny PSL-u, zapraszanie na listy osoby pokroju Ryszarda Petru i Artura Dziambora, a także flirtowanie ze środowiskami „balcerowiczowskimi” stoją z tym w jawnej sprzeczności. Jeśli ten kurs się utrzyma, spuściznę ruchów chłopskich (obecnie trzymaną w szufladzie) będzie można ostatecznie wyrzucić do kosza.
Publikacja powstała w ramach projektu „Wyzwania i szanse dla wsi i rolnictwa w Polsce” realizowanego we współpracy z Fundacją Polska z Natury, która należy do sieci Our Common Home.
Tym utworem dzielimy się otwarcie. Utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania, prosimy jednak o podanie linku do naszej strony oraz przedrukowanie niniejszej informacji.