Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Kaj sōm te wszyjske Ślōnzoki?

Kaj sōm te wszyjske Ślōnzoki? Autorka ilustracji: Julia Tworogowska

W ostatnim spisie powszechnym 585,7 tys. osób zadeklarowało, że jest narodowości śląskiej, zaś 457,9 tys., że mówi językiem śląskim. Czy władze państwowe zareagują w końcu na to, że po raz kolejny kilkaset tysięcy jej obywateli stwierdziło, że należy do nieistniejącej narodowości i mówi w nieistniejącym języku? A może postanowi wysłać ich do psychiatry i wyleczyć narodowych Ślązaków ze zbiorowego urojenia? Zniesmaczeni? Oburzeni? Dobrze, może zachęci to Was do tego, by doczytać niniejszy tekst do końca. Zacznijmy ab ovo.

Polska etnicznym monolitem? Nie na Górnym Śląsku

Po upływie półtora roku Główny Urząd Statystyczny opublikował wyniki spisu powszechnego z 2021 r. w zakresie struktury narodowo-etnicznej i języka kontaktów domowych. Na pierwszy rzut oka Polska po raz kolejny jawi się jako etniczny monolit. 97,7% spisanych zadeklarowało narodowość polską. Na Górnym Śląsku nie jest to jednak takie proste.

Sięgnijmy najpierw do historii poprzednich cenzusów w III RP. Pierwszy taki spis odbył się, gdy prezydentem Polski był Aleksander Kwaśniewski, tj. w 2002 r. Narodowość śląską zadeklarowało wówczas 173 tys. osób. To, że coś jest na rzeczy, wiadomo było już od 1996 r., kiedy podjęto próbę rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej. Polskie sądy ostatecznie tego odmówiły, tłumacząc wnioskodawcom, że ich narodowość nie istnieje.

W kolejnym spisie z 2011 r. narodowych Ślązaków było już 847 tys. Trudno porównywać te wyniki, ponieważ GUS dopuścił składanie podwójnych deklaracji tożsamościowych. W 2011 r. 376 tys. uznało się wyłącznie za Ślązaków, ale większa część ankietowanych (471 tys.) w różnej kolejności łączyła identyfikacją śląską z inną, głównie polską. W tym samym spisie 529,4 tys. osób zadeklarowało, że używa w domu języka śląskiego.

Mniej Ślązaków? Ich liczba ciągle robi wrażenie

Na okazję nowego spisu w 2021 r. śląskonarodowym (ślązackim) aktywistom, na co dzień bardzo ze sobą skonfliktowanym, udało się przeprowadzić wspólną kampanię pod nazwą „Ślōnsko Sztama”. Jej celem było przypomnienie ludziom, że mają możliwość zadeklarowania narodowości śląskiej, oraz poinstruowanie, jak to zrobić. Nie było to takie łatwe, ponieważ w przeciwieństwie do innych mniejszości opcję „narodowość śląska” trzeba było samemu wpisać z klawiatury. Ot, niewinna szykana ze strony państwa wobec kilkuset tysięcy swoich obywateli.

Wyniki przyszły po półtora roku oczekiwania. Swoją identyfikację narodowo-etniczną jako śląską zadeklarowało łącznie 585,7 tys. osób. Z tej liczby 231,8 tys. podało ją na pierwszym miejscu, a 353,9 tys. – na drugim. Jako język kontaktów domowych śląski podało 457,9 tys. osób, z czego 53,3 tys. twierdzi, że używa w domu wyłącznie tego języka. Są to nadal liczby wstępne, mogą więc ulec pewnej korekcie.

Odpoczynek z rodziną i przyjaciółmi połączony z ciekawymi dyskusjami? Po raz kolejny możesz spędzić długi czerwcowy weekend nad brzegiem Bugu ze środowiskiem Klubu Jagiellońskiego! Zapisz się na Czerwcówkę!

Co więcej, nadal nie wiemy, ile osób zadeklarowało wyłącznie tożsamość śląską. W porównaniu do poprzedniego spisu łączna liczba osób deklarujących się jako Ślązacy spadła o 30,8%. Mniejszy spadek zaliczył język śląski – liczba jego zadeklarowanych użytkowników zmniejszyła się o 13,5%.

Trzeba wyraźnie podkreślić, czego nam te statystyki nie mówią. Nie dowiemy się z nich, ile jest osób pośród autochtonów i wrosłych w region Polaków, którzy czują się Ślązakami, ale nie deklarują odrębnej tożsamości narodowej lub etnicznej. Podobnie ciemną liczbą są ci, którzy godajōm po naszymu, ale uważają to po prostu za mówienie w dialekcie języka polskiego.

Co do tego, że jest to milcząca większość, nie ma wątpliwości opcja polskośląska, która właśnie przypomniała sobie o swoim istnieniu. Na co dzień nie przejawia prawie żadnej aktywności, ale teraz z tryumfem oznajmiła klęskę wrażych „ślązakowców”. „O takie wyniki spisu nic nie robiliśmy” – mogłoby brzmieć ich hasło.

Piotr Spyra, były wicewojewoda śląski i chyba najpoważniejsza osoba w tym środowisku, komentował tę sytuację następująco: „Tożsamość narodowa i etniczna jest zjawiskiem dynamicznym, a kolejne spisy powszechne pokazują kierunki tej dynamiki. Porównanie liczby wskazań na narodowość śląską w 2 ostatnich spisach […] pokazuje w sposób jednoznaczny, że zwolennicy przekształcenia nas, Ślązaków, w odrębną grupę etniczną lub narodową są w głębokiej defensywie”.

Opcja śląskonarodowa pociesza się, że, „ponad 0,5 mln”, choć nie brzmi może tak dobrze jak „prawie 1 mln”, jest nadal efektowną liczbą. Narodowych Ślązaków jest nie tylko kilkadziesiąt razy więcej niż wszystkich oficjalnych mniejszości etnicznych w Polsce liczonych łącznie, ale także więcej od niejednego narodu europejskiego.

Nie zmienia to jednak faktu, że spis wykazał znaczny spadek śląskich deklaracji. Na usta ciśnie się więc pytanie: Kaj sōm te wszyjske Ślōnzoki?

Ślązacy to gatunek na wymarciu?

Pierwsze, najprostsze wyjaśnienie głosi, że wyniki z 2011 r. były znacząco przeszacowane. Przypomnijmy bez wchodzenia w szczegóły, że tamten spis był robiony po kosztach i „powszechnym” był tylko z nazwy. Przy najnowszym cenzusie GUS dotarł podobno do 95% populacji, więc nowe wyniki powinny być bardziej miarodajne.

Są też tacy, którzy lepszy wynik w 2011 r. tłumaczą „efektem Kaczyńskiego”. Chodzi o niefortunną wypowiedź prezesa PiS-u, w której narodowych Ślązaków nazwał „zakamuflowaną opcją niemiecką”. Rozpętała się medialna burza i pojawiły się pomysły, aby zadeklarować się jako Ślązacy na złość „Kaczorowi”. Iloma osobami kierowała taka motywacja, tego nie wiemy. Na szczęście w 2021 r. takiego wzmożenia już nie było.

A więc poprzedni spis był po prostu napompowany? Może i tak, ale w takim razie trzeba ślązackim aktywistom wytknąć obłudę. Przez 10 lat przy każdej okazji wyciągali owe 847 tys., aby legitymizować swoje tezy i postulaty. Jakoś nikt tych wyników nie opatrywał gwiazdką: „wynik może znacząco odbiegać od rzeczywistości”. Przebąkują o tym dopiero teraz, kiedy potrzeba zatrzeć złe wrażenie wywołane tąpnięciem w statystyce.

Odpowiedzi na pytanie o przyczyny spadku liczby osób deklarujących narodowość śląską mogą udzielić również brutalne prawa biologii – z tych deklarowanych w 2011 r. 847 tys. przez dekadę najstarsza kohorta demograficzna zdążyła po prostu wymrzeć. A było to pokolenie, które jako ostatnie zostało w sposób tak brutalny i formatywny przez swoją śląskość naznaczone. Powojenna „tragedia górnośląska” zajmuje obecnie centralne miejsce w ślązackiej martyrologii XX w., a pełni także funkcję założycielskiego anty-mitu polskiego Śląska.

Mniejsza o to, ile jest w tej opowieści o raptus Silesiae prawdy, bo nie o to w mitach chodzi. Rzecz w tym, że jest ona skrajnie nieatrakcyjna dla młodszego pokolenia, które nie zna żadnego innego Śląska poza tym polskim. Regionaliści nie chcą albo nie potrafią odpowiedzieć młodym na pytanie, dlaczego w XXI w. warto czuć się Ślązakiem, a nie wyłącznie Polakiem lub Europejczykiem. Łatwo to zaobserwować na spotkaniach poświęconych śląskiej historii i tożsamości – przeważają na nich osoby w wieku emerytalnym.

A co ze ślōnskōm godkōm? W najnowszym spisie zadeklarowanych Ślązaków jest niewiele więcej niż śląskojęzycznych, tym silniej więc godka jawi się jako główny nośnik śląskiej tożsamości. Nie zaskakuje jednak, że ponad dwukrotnie spadła liczba osób, które w domu mówią tylko po śląsku.

Czym innym bowiem jest moda na język śląski, a czym innym realna jego kondycja jako narzędzia codziennej komunikacji. Prawda jest taka, że kto godo, ten miał i ma nadal w życiu pod górkę, nawet jeśli minęły już czasy, kiedy bito za to w szkole linijką.

Ślązacki romans z progresywną lewicą

Być może istnieje jeszcze inny powód regresu liczby Ślązaków. Zacytuję jednego z górnośląskich blogerów o orientacji polskośląskiej: „Dlaczego tak bardzo spadła liczba Ślązaków w spisie powszechnym? […] Powiem o sobie – pierwszy raz nie podałem śląskiej tożsamości (tylko polską), bo niepokoi mnie działalność takich panów jak Gorzelik, Kohut czy Twardoch. Mnie nie macie. Pozostaję Górnoślązakiem bez deklaracji w spisie, żeby nie dawać paliwa szowinistom i separatystom. […]

I ważna rzecz – ci co dziś płaczą, jeszcze całkiem niedawno postulowali: «Trzeba oderwać Ślązaka od fary (parafii)». A tymczasem Śląskość jest bardzo silnie związana z Kościołem, tradycją, konserwatywnymi wartościami. Jak sobie ją na sztandary wzięli lewacy, to jest efekt”.

Trudno powiedzieć, ile w tych twierdzeniach jest trafnej intuicji socjologicznej, a ile projekcji na rzeczywistość własnego światopoglądu. Faktem pozostaje, że nasz region nie znajduje się w szpicy procesów sekularyzacyjnych.

„Górny Śląsk zawsze stał tradycyjnymi wartościami. To po prostu elementy kultury – dom, kościół i kopalnia” – w taki sposób Jarosław Makowski, lider katowickiej PO i dyrektor Instytutu Obywatelskiego, komentował wysoki odsetek górnośląskich licealistów, którzy wbrew pokoleniowej modzie nie wypisali się z lekcji religii.

Dodał jednak od razu, że „patrząc globalnie, nawet tutaj przejeżdża walec laicyzacji. Fakt, że jest to proces wolniejszy niż w innych miejscach, ale […] widoczny i w moim przekonaniu będzie postępował”.

Co ciekawe, w tych bardziej śląskich okolicach wyraźnie częściej głosuje się na PiS. W rekordowym powiecie rybnickim w 2011 r. swoją tożsamość narodowo-etniczną określiło jako śląską 41,5%, a na partię rządzącą w 2019 r. głosowało 53,4%. Tak więc stereotyp Górnoślązaków jako społeczności ponadprzeciętnie konserwatywnej ciągle jeszcze znajduje potwierdzenie.

Tymczasem wyrosła na tym podłożu śląskonarodowa inteligencja paradoksalnie nabrała sznytu wyraźnie liberalno-lewicowego. Ten dziwny skręt w lewo widać dobrze na przykładzie parlamentarzystów, którzy postulaty ślązackie wzięli na swoje sztandary. Po śmierci Marka Plury są to wyłącznie politycy, którzy pakietują śląskość z wyraźną agendą progresywistyczną.

Europoseł Łukasz Kohut i posłanka Monika Rosa w 2021 r. wykupili wspólnym sumptem billboardy w górnośląskich miastach. Pierwszy zapozował do zdjęcia w błękitnej bluzie w unijne gwiazdki, a druga prezentowała na piersi wielkie, tęczowe serce. W takich strojach wzywali nie na Paradę Schumana albo Paradę Równości tylko do deklarowania narodowości śląskiej. Przekaz, jaki mógłby być skierowany do wszystkich Górnoślązaków, został zawężony do określonej światopoglądowej bańki.

Być może jakiś tradycjonalistyczny Górnoślązak się rzeczywiście tego typu rzeczami zraził. Być może. Nie można jednak zapominać, że Kohut i Rosa w przeciwieństwie do innych przeszli wyborczy sprawdzian, więc ich światopogląd jak mało który posiada społeczną legitymację, aby wybrzmiewać na górnośląskiej agorze. Prawdziwym problemem jest nieobecność na tej agorze wyraźnego głosu prawicy.

Górnoślązacy pokroju Piotra Spyry konserwatyzm światopoglądowy łączą z przekonaniami polskośląskimi, więc z założenia pozostają w opozycji do „ślązakowców”. Innych polityków (a także inteligentów i społeczników), dla których ważne jest zachowanie postawy lojalności wobec państwa, może odstręczać polonofobiczna retoryka na skrajnym skrzydle ruchu. Niestety nietrudno zauważyć, że w kraju, w którym polityka jest silnie ześrodkowana w stolicy, bierność lokalnych prawicowców jest tylko częściowo ich suwerenną decyzją.

Warszawa od zawsze boi się podmiotowego Śląska

„Prawie 600 tys. deklaracji narodowości śląskiej – trzeba to uszanować, bo jeśli ktoś tak czuje, jest to dla niego ważne, to jest to fakt i nie ma co z tym faktem dyskutować. Sam podawałem w spisie narodowość śląską jako drugą obok polskiej. Te wskazania były różne: ze śląską jako pierwszą, drugą lub też jako jedyną, bo taka też bywa śląska tożsamość. Wyniki spisu dowodzą, że Ślązacy nie są w Polsce jakimś marginesem, który ktoś sobie wymyślił”.

Tak mówił poseł PiS-u, Andrzej Gawron, a pod jego słowami podpisałby się niejeden jego partyjny kolega z regionu. Narodowość śląską (łącznie z polską) publicznie zadeklarowało kilku innych parlamentarzystów PiS-u. Ilu zrobiło to w tajemnicy, tego nie wiemy.

Jestem przekonany, że gdyby kwestia śląska leżała wyłącznie w gestii lokalnych polityków, to już dawno osiągnięto by w tej sprawie ponadpartyjne porozumienie. Oczywiście główną blokadą pozostaje nieprzejednanie wrogie stanowisko partyjnej centrali.

Z perspektywy Warszawy jest się czego bać. Postulaty „ukrytej opcji” mają być tylko wstępem do ponowienia przygasłych żądań autonomii, a ta doprowadzi jakoby do separatyzmu i powrotu IV Rzeszy. To, że ta karykatura niedaleko odbiega od sposobu myślenia dużej części elit państwowych i że PiS nie ma bynajmniej monopolu na lęk przed górnośląską emancypacją, przypomina niedawny wywiad z Bronisławem Komorowskim.

Były prezydent, zapytany o swój sprzeciw wobec uznania śląskiej mniejszości etnicznej i śląskiego języka regionalnego, tłumaczył: „To moim zdaniem ściśle wiąże się […] z ideą autonomii Śląska. A ja chcę przypomnieć, jako historyk, że autonomia Śląska przed wojną była wymyślona jako pomysł polityczny, którego celem było nakłonienie Ślązaków do zerwania związków z Niemcami. Komu dziś autonomia miałaby służyć? Przeciwko komu byłaby dzisiejsza autonomizacja Śląska?”.

Pogląd Komorowskiego wydaje się jednak pieśnią przeszłości. Po stronie partii liberalno-lewicowych powoli i w wielkich bólach wykluwa się przyzwolenie na to, aby przynajmniej okruchy ślązackiego programu stały się częścią ich oficjalnej agendy politycznej.

Charakterystyczna jest ewolucja Donalda Tuska. Jeszcze dwa lata temu pytany o ślązackie postulaty, nie miał do powiedzenia nic. Teraz w trakcie festiwalu przedwyborczych obietnic znalazł nawet czas, aby podpisać kartkę z uroczystą zapowiedzią, że jeśli PO wygra wybory, to nie minie 100 dni, a śląski uzyska status języka regionalnego. Ludzie tutaj, pomni tego, jak realnie PO traktowało kwestię śląską za swoich rządów, przyjęli ową „deklaracją radzionkowską” ze zrozumiałym sceptycyzmem.

Państwo nie może dalej chować głowy w piasek

Co by się nie działo, kwestia śląska będzie nam towarzyszyć przez kolejne dziesięciolecia. Wróćmy do wyjściowego pytania: co państwo zamierza zrobić z tym, że spora grupka jego obywateli uważa, że jest narodowymi Ślązakami i mówi w języku śląskim? Obecną sytuację trzeba nazwać schizofreniczną.

Po co państwo polskie gromadzi dane, z których potem nie chce wyciągać wniosków? „Stłucz termometr, to nie będziesz miał gorączki” – doradziłby klasyk. Przecież z międzynarodowych konwencji ani regulacji europejskich nie wynika żaden obowiązek pytania przy okazji cenzusu o narodowość, etniczność czy religię.

Od 30 lat jedynym modus operandi wypracowanym przez Polskę to wyczekiwać, aż problem sam wymrze. Będzie to metoda długotrwała, ale zapewne skuteczna. Trudno jednak nie odczuć dysonansu, gdy stosuje ją kraj, który uważa się za wzorcowy w dziejach przykład tego, jak zbudować wspólnotę polityczną ponad podziałami w wierze, języku i narodowości, jednym słowem – Rzeczpospolitą. Przepraszam za patetyczny ton, ale podobno na niektórych to działa.

Najnowszy cenzus paradoksalnie stwarza społeczną i psychologiczną szansę, aby kwestię śląskonarodową w końcu polubownie rozwiązać. Lęków polskich elit nie podzielam, ale do czasu potrafiłem je zrozumieć. Dziesięć lat temu narodowość śląska rzeczywiście mogła się komuś wydawać wzbierającą falą, która zmyje z Górnego Śląska polską tożsamość, a może nawet państwowość. Ale teraz?

Po raz kolejny okazało się, że tylko niewielka część mieszkańców regionu (ok. 10%) zadeklarowała śląskość, a zdecydowana większość z nich łączy ją z identyfikacją polską, różnie tę relację rozumiejąc. Nawet wśród osób o wyłącznie śląskiej narodowości postawa szowinizmu i separatyzmu jest tylko krzykliwym marginesem.

Być może 10 lat temu polsko-narodowa duma nie pozwalała uginać się przed żądaniami mniejszości. Ale teraz? Kiedy ruch ślązacki znajduje się w defensywie, wyjście naprzeciw tożsamościowym potrzebom grupy swoich obywateli na pewno nie zostanie odebrane jako oznaka słabości, ale wręcz przeciwnie, jako gest wspaniałomyślności, jakkolwiek paternalizmem śmierdzi to słowo w relacji państwo-obywatel.

Można tę wspaniałomyślność dawkować i zacząć od uznania języka regionalnego, czyli tego, co otrzymali Kaszubi blisko dwie dekady temu. Inną prostą sprawą jest również postulowane przez regionalistów wsparcie dla edukacji regionalnej w szkołach. Kiedy okaże się to, co okazać się musi, czyli że Polska od tego nie upadnie, można ewentualnie pójść dalej i uregulować status Ślązaków (i Kaszubów przy okazji) jako mniejszości etnicznej albo, skoro utrzymanie fikcji etnicznego monolitu jest takie ważne, stworzyć dla nich, dla nas, nową kategorię „tożsamości regionalnej”. Cokolwiek. „Bo czymże jest nazwa? To, co zwiemy różą, pod inną nazwą niemniej by pachniało”.

Nie ma Ślązaków drugiej kategorii

A jaką naukę wyniesie ze spisu ruch regionalistyczny? Chyba żadną, bo woli tkwić w komforcie stwierdzenia, że jakoby reprezentuje „największą mniejszość w Polsce”. I tak pozostaje ślepy chociażby na to, że zafiksował się na postulatach śląskonarodowych i zaniedbał godnościowe potrzeby innych Ślązaków.

Trzeba więc powtarzać do znudzenia, że Ślązakiem jest każdy – i autochton, i osoba napływowa, jeśli tylko się do więzi z regionem poczuwa. Może się nie poczuwać, ale i tak ma prawo czuć się tutaj u siebie. Co kto rozumie przez „śląskość”, to już jego wybór.

Większość z nas czuje się częścią narodu polskiego (a zdarza się, że niemieckiego lub czeskiego). Część z nas chce w sobie widzieć osobną narodowość, równorzędną albo rozłączną od innych. I też jest fajnie.

To, do czego nikt nie ma prawa, to uzurpować sobie na śląskość monopolu, uważać inaczej myślących za nieuświadomiony żywioł albo renegatów narodowej sprawy. A jeśli komuś roi się do tego nacjonalizm i irredenta, to niech przyjmie, że spóźnił się o 150 lat.

Pisze te słowa osoba, która czuje się Polakiem w najszlachetniejszym, bo obywatelskim tego słowa znaczeniu, i Ślązakiem, który w spisie powszechnym zadeklarował narodowość śląską. Civis Polonus sum, natione Silesius.

Tytuł, podtytuły, wyimki i wyróżnienia pochodzą od redakcji.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.