Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Gdzie są cyber-wojska Zachodu? Najwyższy czas wsadzić kij w szprychy rosyjskiej logistyce

Armia ukraińska udowadnia, że rosyjskie wojsko nie jest wszechpotężne. W przestrzeni cybernetycznej pokazać to może Zachód – ale (chyba) tego nie robi. Po latach bycia celem ataków, Zachód ma możliwość odebrania Rosji inicjatywy, realnego wsparcia wykrwawiających się Ukraińców i pokazania sojusznikom oraz Chinom, że śmierć NATO ogłoszona była przedwcześnie. Dlaczego państwa Sojuszu wciąż nie uruchomiły swojego cyber-arsenału, żeby wsadzić kij w szprychy rosyjskiej logistyki i komunikacji?

W marcu zawieszamy zbiórkę na działalność Klubu Jagiellońskiego. W miejsce przelewu, który chciałeś nam przekazać – prześlij pieniądze ukraińskiej armii w ramach oficjalnej zbiórki organizowanej przez Narodowy Bank Ukrainy! Tu znajdziesz instrukcję jak to zrobić i wyjaśnienie, dlaczego zachęcamy do takiej formy zaangażowania.

Rosyjska inwazja jest konfliktem na wyniszczenie. NATO, chcące uniknąć oskarżenia o bezpośrednie zaangażowanie w działania militarne, może starać się zwiększać koszty agresora. To zresztą niektóre kraje, jak dobrze wiemy, czynią od długich tygodni: dostarczając broń, wyposażenie i wiedzę wywiadowczą, a ostatnio – w końcu – wprowadzają ekonomiczne sankcje.

W tym dosyć niestety skromnym arsenale brakuje jednak do tej pory cyberdywersji: ataków na zaplecze Rosji, powodujących logistyczny i organizacyjny chaos z tyłu frontu. Każdy atak na systemy kolejowe w zachodniej Rosji czy na Białorusi mógłby utrudnić zaopatrywanie pancernych kolumn.

Przeszkadzanie w działaniu internetu zapewne nie zaszkodziłoby komunikacji wojskowej, ale wpłynęło na przykład na morale żołnierzy. Przerwy w dostawie prądu czy wody, czy nawet wyłączenie sygnalizacji świetlnej w Moskwie – to wszystko mogłoby być przynajmniej sygnałem dla Ukraińców, Rosjan i nas wszystkich, że zgrywająca się na wszechpotężną w sprawach wojskowych Rosja wcale tak potężna nie jest.

Niestety, najbardziej widocznym cyberatakiem na Rosję ostatnich godzin było zablokowanie stron Russia Today, do czego przyznali się samoorganizujący się hackerzy z grupy Anonymous, którzy na Twitterze wypowiedzieli Putinowi wojnę. W sobotę rano upublicznili z kolei 222 GB maili jednego z białoruskich przedsiębiorstw wspierających rosyjska inwazję.  A jeśli takie ataki są najbardziej widoczne — to możemy zgadywać, że większość zachodniego cyberarsenału wciąż nie została uruchomiona.

Opcje Bidena

W czwartek wieczorem NBC News donosiło, że służby przedstawiły Bidenowi opcje cybernetycznych ataków. Opcje – podobne do tych przedstawionych wyżej – nie przekraczały granicy wypowiedzenia wojny, ponieważ zorientowane były na zakłócenie infrastruktury, a nie zabijanie. Według informatorów NBC opcje zawierały możliwe ataki wyprzedzające wobec Rosji oraz możliwości odpowiedzi na ewentualne ataki ze strony rosyjskiej. Jeden z informatorów miał powiedzieć: „Nasza reakcja będzie surowa i wyważona, ale nie tak ostra, by zachęcić Putina do podjęcia bardziej drastycznych kroków”.

Problem w tym, że do tej pory o żadnej reakcji się nie dowiedzieliśmy. Biden nie poinformował o wybraniu jakichkolwiek scenariuszy. Być może to dobrze – ataki są w toku, ale ani Rosjanie nie chcą się przyznawać do szkód, ani Amerykanie (lub inni nasi NATO-wscy sojusznicy) nie chcą się chwalić sukcesami, żeby nie dawać pożywki putinowskiej propagandzie.

Jednak Putin szuka przecież każdego możliwego pretekstu, żeby Zachód oskarżyć o prowokacje. W swoim ostatnim orędziu postanowił oskarżyć NATO o namawianie Ukraińców do chowania swojej artylerii za „żywymi tarczami” w centrach miast. Mogę podejrzewać, że chętnie skorzystałby z pretekstu, gdyby choć jeden kolejowy eszelon porysował sobie maskujące malowanie na zaatakowanej zwrotnicy kolejowej. Mam jednak nadzieję, że się mylę.

Łatwiejsze niż sankcje

Dwa ostatnie dni od pełnoskalowej inwazji pokazały, jak trudne do ustalenia są sankcje. Niemcy niezbyt chcą Rosjan odciąć od SWIFT-a, Włosi chcieliby oligarchom nadal sprzedawać luksusowe torebki, a Belgowie diamenty. Przy zastosowaniu cyberataków nie trzeba ustalać z sojusznikami każdego przecinka — nie ma bowiem (wprost istniejących) przewidywalnych gospodarczych kosztów po stronie NATO. W tym sensie cyberataki powinny być szybkim do zastosowania i skutecznym narzędziem presji na przeciwnika, zanim politycy ustalą szczegóły ekonomicznych sankcji.

Przekonują o tym sami Rosjanie. W czwartek próbowali atakować sieć internetową w miejscach, w których podejmowali się ofensywnych działań, a więc na przykład Chersoniu, Mariupolu, Charkowie i Kijowie, o czym donosił serwis NetBlocks. Te oraz pewnie dziesiątki innych ataków nie odniosły trwałego skutku, być może więc Ukraina może więc liczyć na przynajmniej defensywne wsparcie cyber-sił państw Zachodu.

Poza tym jednak, z tego co wiem, Zachód oddał inicjatywę i szykuje się na rosyjskie ataki w odpowiedzi na sankcje. Podniesiono już na początku stopień cyber-gotowości m.in. w Wielkiej Brytanii czy USA, oraz oczywiście w Polsce (do historycznego poziomu Charlie-CRP, trzeciego na cztery możliwe). Pentagon miał stwierdzić, że Rosja wciąż nie wykorzystuje znacznej części swojego potencjału: „Nie zobaczyliśmy jeszcze pełnej skali ofensywy elektronicznej”.

Zachód od lat jest rosyjskim celem

NATO jest sojuszem defensywnym, ale czy zawsze już musi oddawać inicjatywę naszym strategicznym przeciwnikom? Cyberataki zorientowane na wywołanie infrastrukturalnego i logistycznego chaosu stały się elementami hybrydowych działań, które dołączają do szarej strefy aktywności niewypełniających definicji wojny. Oficjalna strategia obrony cyberprzestrzeni USA zakłada nie tylko defensywne, ale i ofensywne wykorzystanie zdolności tamtejszych hakerów. O przykładach ofensywnych działań przypisywanych USA w rywalizacji z Chinami pisał na naszym portalu Wojciech Adamczyk w artykule Jak rozpętali cyberwojnę światową.

Zachód był też przecież obiektem ataków Rosjan. Za wyrządzający szkody w wysokości milionów dolarów atak wirusem ransomware NotPetya z 2018 roku, który zresztą najpierw wziął na cel Ukrainę, CIA oskarżyło wprost rosyjskie służby. Holenderskie służby zhackowały z kolei kamerę nad drzwiami pokoju, z którego funkcjonariusze FSB hackowali skrzynki Demokratów przed wyborami w 2016 roku i podglądali rosyjskich służbowych hackerów przez długie dni.

Atak na ropociąg Colonial Pipeline w Stanach wyłączył go z użytku na długie dni. Ciekawą puentą było to, że w połowie stycznia 2022 roku amerykanie stwierdzili, że rosyjskie służby… zamknęły autorów tego ataku, członków grupy REvil. To bardzo ciekawy ruch w środku rozwijającego się napięcia wokół Ukrainy. Możemy tylko się zastanawiać, czy w dniu dzisiejszym zatrzymany wciąż przebywa w rosyjskim areszcie?

Czego boi się Zachód?

Bardzo prawdopodobne, że o czymś nie wiemy. Być może Rosja jest obecnie cybernetycznie inflitrowana w przygotowaniu na większy atak, być może ataki się dzieją, ale nikt nie chce o nich mówić. Życzę Tobie, drogi czytelniku, i sobie, żeby tak właśnie było. Jednak wydaje się mało prawdopodobne, choćby z tego powodu, że żadnego z tych ataków nikt jeszcze nie zaobserwował.

Zachód z pewnością obawia się bycia przedstawionym jako „współuczestniczący” w walce. Ale czy Putin albo Xi naprawdę potrzebują pretekstu, żeby NATO oskarżyć o agresję? Naprawdę w to wierzymy na przykład po absurdalnych przecież słowach Putina o doradcach NATO nakazujących Ukraińcom robić ze swoich miast żywe tarcze?

Czas wreszcie zacząć odpowiedź w języku dla rosyjskiej wierchuszki zrozumiałym. Odpowiedź, która będzie „szybka i surowa” nie tylko w słowach zapowiadających ją polityków, ale w odbiorze będących na jej drugim końcu. Przeprowadzić cyberdywersję, która pozwoli Zachodowi odebrać Rosji inicjatywę, realnie wspomoże walczących Ukraińców, wywoła w szeregach rosyjskich żołnierzy chaos, a u kremlowskich elit — zachwieje pewnością siebie. Można to zrobić wyprowadzając ataki, które nie przyczynią się do ofiar, nie trzeba godzinami uzgadniać wspólnego stanowiska z opornymi Cypryjczykami czy Niemcami. Przeprowadzić kliniczną operację, która przekona Ukrainę, że nie jest sama, a wschodnią flankę NATO umocni bardziej niż parę tysięcy żołnierzy.