Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Zielony konserwatysta z Galicji. O Janie Gwalbercie Pawlikowskim

Zielony konserwatysta z Galicji. O Janie Gwalbercie Pawlikowskim Źródło: Ania - flickr.com

Konserwatyzmowi nie jest dziś po drodze z ochroną przyrody. Z nieznanych przyczyn współcześni zachowawcy skupili się na konserwowaniu kulturowego status quo i obronie wąsko pojętego dziedzictwa kulturowego. Tymczasem jest to błąd, z powodu którego tracą z oczu najbardziej podstawowy wymiar dziedzictwa i zarazem miłości do ojczyzny, który wyraża się w umiłowaniu ziemi przodków. Jan Gwalbert Pawlikowski tego błędu nie popełnił.

Konserwatywny problem z ekologią

Podejście do ochrony przyrody jest dziś, zwłaszcza w kręgach, które chcą uchodzić za konserwatywne, niejednorodne i bardzo rozmaicie formułowane. Unaoczniły to nam dyskusje wokół ustawodawstwa zakazującego hodowli zwierząt futerkowych oraz każdorazowe spory wokół polityki węglowej czy ingerencji w tereny parków krajobrazowych, rezerwatów i parków narodowych. Dla wielu ludzi o szeroko rozumianej konserwatywnej wrażliwości nie do przyjęcia wydają się rozwiązania, które miałyby, w ich odczuciu, zrównać status zwierzęcia czy rośliny ze statusem człowieka – co zresztą pozostaje w zupełnym oderwaniu od pierwotnych intencji myślicieli ekologicznych – a zatem sprowadzić rozumną naturę człowieka do poziomu instynktownej natury zwierzęcia lub wegetatywnej rośliny.

Co łączy konserwatyzm – a więc wzniosłe idee i wartości – z ochroną przyrody? Na tak postawione pytanie należałoby odpowiedzieć, że właściwie wszystko, skoro względy doczesne, wydarzenia będące żywym dowodem realnego zagrożenia dla naszej egzystencji, takie jak płonące lasy Amazonii oraz topniejący lód na biegunach Ziemi i na Syberii, nie są dla nich przekonującym argumentem.

Błędne rozumienie refleksji ekologicznej wynika w moim odczuciu z pewnego pomieszania pojęć, które próbuje się filtrować przez kategorie teologiczne. Kard. Stefan Wyszyński w Duchu pracy ludzkiej pisze: „[W]okół siebie widzimy owoce pracy – świadectwo pracy. Zmienia ona oblicze ziemi, zmieni ludzi i ich oblicza. Ziemia zyskuje coraz to nowy wygląd, obraz jej nie jest te sam, co przed wiekiem, a tym mniej sprzed tysiąca, dwóch tysięcy lat. Praca cywilizuje ziemię. Wystarczy dla przykładu porównać dżunglę afrykańską, gdzie dotąd żadnej pracy nie dokonano, z ziemią holenderską, gdzie nawet morze wypchnięto z ojczyzny i dno jego uprawiano. Praca ludzka czyni ziemię bardziej ludzką i bliższą Bogu, bardziej odpowiadającą jego myśli”.

Na pierwszy rzut oka sens tego wywodu wydaje się oczywisty: Prymas Tysiąclecia postuluje szeroką ingerencję w przyrodę, a techniczne przeobrażenie ziemi jest dobre jako nakazane przez Boga i cywilizujące świat. W takiej optyce osoba eksploatująca naturę zachowuje czyste sumienie – koniec końców po prostu realizuje ona wolę boską. Jednak w gruncie rzeczy tak nie jest.

Przyroda również jest sferą, do której stosują się kategorie dobra i zła – zwierzę odczuwa ból tak samo, jak człowiek, natomiast niszczenie roślin nadal jest zachowaniem nagannym, analogicznym choćby do destrukcji własności publicznej w mieście. Przekonują o tym papieże Jan Paweł II oraz Franciszek, którzy w ramach etyki chrześcijańskiej rozwijali także program etyki środowiskowej.

Przeciwnicy ekologii, jeżeli nie przyjmą argumentu z etyki chrześcijańskiej, mogą odwołać się do argumentu gospodarczego, wskazującego na konieczność technicznego przetwarzania fauny i flory w imię rozwoju ekonomicznego przedsiębiorstw i w konsekwencji bogacenia się społeczeństwa i państwa.

Odpowiada im Thomas Stearns Eliot, prywatnie zdeklarowany konserwatysta, w swoim dziele z 1939 r. Idea społeczeństwa obywatelskiego: „Mamy świadomość, iż organizowanie społeczeństwa na zasadzie prywatnego zysku, podobnie jak niszczenie sfery publicznej, prowadzi zarówno do wypaczenia człowieczeństwa przez niekontrolowane uprzemysłowienie, jak i do wyczerpania bogactwa naturalnych. Wystarczy tylko wspomnieć, jako o przykładzie najświeższym w pamięci ogółu, o skutkach erozji ziemi – eksploatowania jej na wielką skalę dla zysku przez dwa pokolenia: są nim natychmiastowe korzyści, prowadzące do niedostatku i spustoszenia”. Przetworzenie natury i zysk ekonomiczny, zdobyty kosztem zła moralnego, jakim niewątpliwie jest wyjaławianie planety, nie jest kategorią z repertuaru myśli konserwatywnej. Rezygnacja z rozważnej eksploatacji przyrody i skazywanie przyszłych pokoleń na gorsze życie – to nie jest żaden konserwatyzm.

Myślę, że powyżej zarysowane zagadnienia pokazują nam integralną przynależność troski o naturę do imaginarium konserwatywnego. Jeśli chcemy to lepiej zrozumieć, warto odwołać się życia i myśli Jana Gwalberta Pawlikowskiego, polityka, intelektualisty i działacza społecznego, jednego z ojców polskiej ochrony przyrody zarówno w wymiarze instytucjonalnym, jak i intelektualnym. Refleksja nad dorobkiem tego myśliciela otwiera nowe perspektywy argumentacji na rzecz ekologii oraz stanowi inspirację praktyczną dla naszych działań w ramach zielonego ascetyzmu.

Żywot nietypowego galicyjskiego inteligenta

Pawlikowski w swoim życiu miał kilka miłości. Bezwzględnie były nimi góry, dzika przyroda oraz literatura, zwłaszcza romantyczna, szczególnie twórczość Juliusza Słowackiego. Wszystkie te pasje zlewały się w Pawlikowskim, co było widać w jego pisarstwie: „[O]d czasu romantyzmu przyroda, stając się nieodzownym składnikiem poezji, stała się równocześnie składnikiem tego uczucia, które całą tę poezję przelewa, uczucia miłości ojczyzny. Pan Tadeusz jest dla nas księgą świętą jako epos naszych dziejów, ale jako epos naszej ziemi i nieba. Zresztą czy poezja nauczyła nas tego, czy i ona, i my mieliśmy wspólnego nauczyciela w tętnie tajemnym tej ziemi, dość, że tak jest: stepy i góry, pola i lasy, woda i trzęsawiska zdają się nam mówić własnym językiem, czuć ból i radość, którymi raduje się i smuci lud cały”.

Bohater niniejszego szkicu urodził się 18 marca 1860 r. w rodzinie ziemiańskiej w podkarpackiej Medyce. Jego ojcem był Mieczysław Pawlikowski, matką Helena z Dzieduszyckich. Będąc dzieckiem, Jan Gwalbert spędził kilka popowstaniowych lat w Szwajcarii, co miało związek z karą więzienia, jaką odsiadywał jego ojciec, skazany za udział w walkach powstańczych. W 1867 r. Pawlikowscy powrócili do Galicji i przez cztery kolejne lata mieszkali w rodzinnym majątku w Radziszowie, skąd przenieśli się do Krakowa, gdzie młody Jan uczył się w elitarnym gimnazjum św. Anny. Jego głównymi zainteresowaniami były literatura, prawo, ekonomia i rolnictwo.

Po zdaniu egzaminu dojrzałości w 1878 r. Pawlikowski rozpoczął studia na wydziale prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, które zakończył w 1885 r. obroną doktoratu. W międzyczasie przez rok studiował ekonomię społeczną w Wiedniu. Lata studenckie stanowiły dla Jana okres inicjacji społecznej – był m.in. wiceprezesem, a następnie prezesem Czytelni Akademickiej oraz członkiem redakcji dwutygodnika studenckiego „Przyszłość”.

W publicystyce inspirował się pozytywizmem, krytykował politykę konserwatywnych Stańczyków oraz politykę egoizmu uprzywilejowanych grup społecznych, którym przeciwstawiał program solidarności społecznej. Zwrócił wówczas uwagę na kulturę ludową, Podhale i Tatry, z pasją oddawał się wspinaczce górskiej. Wszystko to rozbudziło w nim później potrzebę refleksji intelektualnej nad zagadnieniem ochrony przyrody.

Pozostawić góry nieskażone

W opublikowanym w 1939 roku wspomnieniu pośmiertnym o Pawlikowskim botanik prof. Adam Wodiczko pisał, iż zmarły „z miłości do Tatr wysnuł naszą wielką ideologię taternicką, która sens turystyki wysokogórskiej widzi we   współżyciu z pierwotną przyrodą gór jako miejscem oczyszczenia i podniesienia ducha, szkołą najwyższego stylu życia”. W swojej krótkiej karierze taternickiej Jan Gwalbert dokonał razem z ojcem oraz poetą Adamem Asnykiem i przewodnikiem Maciejem Sieczką wejść na Wysoką, Pazdury, Szatana, Mnicha, Łomnicę, Durny Szczyt, Kieżmarski Szczyt, Lodowy Szczyt oraz Hruby Wierch. Wejście Pawlikowskiego na Mnicha, które miało miejsce w 1879 lub w 1880 roku, jest przez niektórych znawców tematyki uznawane za narodziny taternictwa jako takiego.

Zamiłowanie do gór przyczyniło się później do opracowania wytycznych dla nazewnictwa geograficznego w Tatrach. Jednocześnie poza zdobywaniem kolejnych szczytów, Pawlikowski interesował się eksploracją jaskiń w Dolinie Kościeliskiej i Tatrach Orawskich, co czyni go z kolei jednym z pierwszych speleologów na ziemiach polskich. „Pawlikowski bowiem postrzegał Tatry – konkluduje Remigiusz Okraska, wydawca pism Jana Gwalberta i redaktor „Nowego Obywatela” – nie tylko jako »perełkę« przyrodniczą, lecz także jako – będący jej pochodną – niezwykły, wartościowy i godny wytężonych wysiłków ochronnych region etno-kulturowy”.

Mimo swoich sukcesów Pawlikowski nie kontynuował kariery sportowej w kolejnych latach. Wynikało to z jego niechęci do zdobywania szczytów za wszelką cenę i w krótkim czasie, traktowania ich utylitarnie i rozrywkowo. Postawa myśliciela była radykalna i wyrażała się w sprzeciwie wobec uprzystępnianiu gór, budowie schronisk i ułatwień dla wspinających się. W tej kwestii pozostał nieugięty do końca życia.

Po latach Pawlikowski napisał program wspinaczkowy Towarzystwa Tatrzańskiego, przez zachodnich alpinistów uznany później za wzorcowy i jako taki zaaprobowany przez Niemiecko-Austriacki Związek Alpejski oraz Międzynarodową Unię Alpinistyczną. Sympatia do Podhala doprowadziła intelektualistę do założenia w 1909 r. Towarzystwa „Sztuka Podhalańska”, promowania architektonicznego stylu zakopiańskiego, sztuki ludowej i współpracy z architektem Stanisławem Witkiewiczem. Instytucjonalne działania na rzecz wcielenia swoich idei w życie myśliciel podejmował w ramach Towarzystwa Tatrzańskiego i utworzonej w jej ramach Sekcji Ochrony Tatr, która jest uznawana za pierwszą w historii Polski organizację działającą na rzecz ochrony przyrody. Jej aktywność polegała na publicystyce i staraniach o stworzenie parku narodowego na terenie Tatr.

Praktyczny program działania Pawlikowskiego najlepiej oddają jego własne słowa: „Propaganda słowem i pismem, wpływanie na właścicieli ziemskich, aby chronili należące do nich pomniki przyrody, oddziaływanie na władze rządowe i autonomiczne, ażeby w zakresie własnej administracji przestrzegały zasad ochrony przyrody, czuwanie i odwracanie rozmaitymi dostępnymi środkami niebezpieczeństw na punktach zagrożonych, wykupywanie lub inicjowanie wykupna zagrożonych miejsc, celem stałego ich zabezpieczenia, inicjowanie aktów ustawodawczych”.

Czas nauki i działalności i społecznej

Po zakończeniu kariery wspinaczkowej, Pawlikowski edukował się dalej. Od 1884 r. studiował na uniwersytecie w Halle, następnie w Wyższej Szkole Rolniczej w Dublanach oraz w Wiedniu w zakresie ekonomiki rolnictwa, roli i uprawy roślin. Studia zakończył w 1887 r. Równolegle przez 28 lat, początkowo z ojcem, a po jego śmierci samodzielnie, sprawnie zarządzał liczącym 8600 hektarów majątkiem rodzinnym, wprowadzając w nim nowoczesne rozwiązania: meliorację, nawożenie gruntów oraz nowoczesne maszyny. Solidna edukacja pozwoliła działaczowi na objęcie profesury w Dublanach, gdzie w latach 1891-1905 wykładał metodologię, historię gospodarstwa wiejskiego, naukę gospodarstwa społecznego i politykę agrarną. Działalność teoretyczną kontynuował w prasie i na wykładach, koncentrując się na sprawach hodowli zwierząt, stosowaniu nawozów, kwestiach podatkowych, pastwiskach oraz uprawie.

Myśliciel ostrzegał przed nadmierną eksploatacją natury, wskazywał na konieczność edukacji chłopów i ziemian w zakresie uprawy rolnej i roślin. Aby przeciwdziałać negatywnym zjawiskom założył w Medyce pierwszą na ziemiach polskich zawodową szkołę ogrodniczą, a także przynależał do rad nadzorczych banku parcelacyjnego oraz towarzystw rolniczych.

Pawlikowski był także aktywny na polu kulturalnym – Medyka była znanym miejscem na mapie kulturalnej Galicji na długo przed tym, zanim Jan przyszedł na świat. Jego rodzina przez lata gromadziła zbiory bibliofilskie, mapy, rękopisy, grafiki i obrazy. Zbiory te później zostały przetransportowane do Dublan, a w 1921 r. trafiły do Zakładu Narodowego im Ossolińskich we Lwowie.

Do zainteresowań myśliciela należała również literatura. Razem z Zygmuntem Wasilewskim, endeckim krytykiem literackim, a także Janem Ludwikiem Popławskim, politykiem i publicystą obozu narodowo-demokratycznego oraz poetą Janem Kasprowiczem, założył Związek Naukowo-Literacki. Uwielbienie dla twórczości Juliusza Słowackiego znalazło swoje urzeczywistnienie w dwóch rozprawach poświęconych temu zagadnieniu: Studiach nad Królem Duchem oraz Mistyce Słowackiego, a także w działalności popularyzatorskiej – w 1924 r. Jan Gwalbert wydał Króla Ducha wraz z obszernym komentarzem, za co został przyjęty w skład Polskiej Akademii Umiejętności. Za całokształt swojej działalności literackiej w 1935 r. u Pawlikowski został odznaczony Złotym Wawrzynem Akademickim Polskiej Akademii Literatury.

W polu zainteresowań i działalności Jana Gwalberta, poza powyżej zarysowanymi, znalazła się także polityka. Pawlikowski zdecydował się związać z Narodową Demokracją, doceniając jej aktywność na rzecz samokształcenia chłopstwa i ludu. Na początku XX w. myśliciel dołączył do tajnej Ligi Narodowej, która koordynowała działania ruchu narodowego, choć pozostawała otwarta na osoby o innej proweniencji ideowej (jej członkami byli choćby Henryk Sienkiewicz, Wojciech Korfanty czy Wincenty Witos). Pawlikowski szybko awansował w hierarchii działaczy narodowych z Galicji, co skutkowało włączeniem go w skład Komitetu Centralnego i Rady Naczelnej Ligi. Równolegle przystał do jawnego Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego, w ramach którego opracował program gospodarczy i rolniczy partii. W 1905 r. Pawlikowski został wiceprezesem SDN, a dwa lata później prezesem jej galicyjskiego oddziału, którym pozostał do momentu wybuchu I wojny światowej.

W 1913 r. Pawlikowski opublikował na łamach czasopisma „Lamus” swój najważniejszy tekst na temat ochrony przyrody (Kultura a natura). Jak przekonują autorzy obszernego szkicu biograficznego Jana Gwalberta, Adam Wątor i Tomasz Sikorski, „była to praca pionierska, wszechstronna, w której utylitarne i estetyczne aspekty ochrony przyrody łączyły się z wątkami etycznymi, patriotycznymi i uniwersalnymi wartościami humanistycznymi”. Razem z innymi publikacjami Pawlikowskiego stanowiła zbiór wytycznych etyki ekologicznej oraz ruchu „swojszczyzny”.

Przyjrzyjmy się teraz jego głównym tezom.

Między pięknem a użytecznością

Natura, jak przekonuje nas Pawlikowski, może stać się źródłem doświadczenia o charakterze estetycznym. Podstawą refleksji ekologicznej polskiego społecznika było przekonanie o zależności człowieka od przyrody i wyrośnięciu kultury z natury jako efektu ujarzmiania tej drugiej.

Wyjałowienie przyrody Pawlikowski wiązał z długą tradycją racjonalistycznej ingerencji człowieka w naturę, z pragnienia opanowaniu przyrody dla czysto materialnego zysku. Potępiał nie tyle ingerencję w naturę jako taką, lecz działanie w duchu bezwarunkowego i maksymalnego zysku, kosztem wyniszczenia fauny i flory.

Groźbę wyniszczenia natury wiązał Pawlikowski również z terytorialną ekspansją miast i przemysłu zdobywającego kolejne przyczółki na obszarach wiejskich. „Z miasta też zaczyna wysuwać się coraz częściej do małych miasteczek na pół rolniczych i na wieś przemysł fabryczny. Przynosi on ze sobą dym, hałas, smród i wzory domów podobnych do odwachów lub więzień. Ten nowożytny moloch, przemysł ogołocił już lub ogołoci wkrótce przyrodę z wielu gatunków zwierząt, potrzebnych mu na futra i pióra; odpływy z jego fabryk wypleniły doszczętnie ryby w wielu rzekach, a nawet wytruły ptaki chodzące po piaskach nadrzecznych” – przekonywał.

Wewnętrzna harmonia świata przyrody stanowi przeciwieństwo ładu, do którego ustanowienia dąży ludzki rozum. Lektura tekstów Pawlikowskiego przywołuje skojarzenia z refleksją estetyczną Immanuela Kanta i charakterystyczną dla niej figurą wzniosłości, która miałaby przysługiwać przyrodzie jako budzącej lęk w człowieku i przygniatającej go. Podobne nuty wybrzmiewają w passusach poświęconych Tatrom – górskie szczyty przerażają człowieka, ale jednocześnie są piękne; w ich sąsiedztwie człowiek staje się lepszy, stanowi ona wyzwanie dla człowieka i jest miejscem ćwiczenia, również duchowego. Jak przekonywał Jan Gwalbert, obcowanie z wierchami pozwala nam na przekroczenie samego siebie, wzniesienie się na własne wyżyny, wzmocnienie duchowe i fizyczne, a także odnalezienie szczęścia.

Radykalizm ekologiczny Pawlikowskiego objawiał się w sprzeciwie wobec uprzystępnianiu natury, komfortowemu i bezwysiłkowemu użytkowaniu jej przez zwykłych ludzi. Ten pogląd znalazł swoje urzeczywistnienie w walce ze schroniskami na szlakach górskich. Pisał o nich nie bez resentymentu: „pojętne podludki zrozumiały, że dzika natura musi być piękna, bo tak chce duch czasu; stać ich też było za swoje pieniądze do zmierzenia się z nią oko w oko; do tego potrzeba wdziać buty z gwoździami, opasać się liną, nakryć głowę kapeluszem (…) na serio człowiek współczesny potrzebuje komfortu. Schroniska więc zamieniły się w hotele, czemu przemysł gospodnio-szynarski przyszedł z ochotną pomocą. Jest to przecie w interesie wyższej kultury, jeśli umiłowanie dzikiej przyrody staje się nowym źródłem bogactwa krajowego, którego reprezentantami są panowie hotelarze”.

Pisarstwo Pawlikowskiego pełne jest retoryki rodem z pism religijnych. Mamy więc „świątynię przyrody”, „samotnie”, „zbezczeszczenie przyrody” i „apostolstwo idei ochrony przyrody”. Społecznik z Medyki nie deifikował jednak fauny i flory, nie znajdziemy tu również śladów panteizmu. W tej optyce natura okazuje się wartością doskonałą, przede wszystkim jednak duchową, polegającą na samej sobie i wzbogacającą człowieka.

Jednocześnie myśli Pawlikowskiego obcy jest sentymentalizm. Autor nie wierzy w powrót do środowiska naturalnego, nie ma tu mowy o „szlachetnych dzikusach” żyjących harmonijnie i w zgodzie z fauną i florą. „Z dylematu Rousseau »kultura czy natura« i z kryzysu cywilizacji współczesnej, Pawlikowski wskazuje jako rozwiązanie, nie odwrót od kultury na łono natury, ani dalszy, oddalający nas od przyrody rozwój kultury, lecz odrodzenie kultury przez pojednanie z naturą. Prawidłowy rozwój kultury winien prowadzić człowieka do nowego przymierza z naturą przez pogłębienie i uszlachetnienie jego stosunku do przyrody” – charakteryzował trafnie interesującą nas myśl wspominany już Wodiczko.

Pawlikowski przekonuje nas, że stosunek do przyrody zależny jest od poziomu naszego „ukulturalnienia”. Dosłownie. Im jesteśmy bardziej kulturalni, tym bardziej dbamy o naturę, a nie odwrotnie. Porzucenie kultury na rzecz natury stanowiłoby regres dla człowieka, zaprzeczenie długiej drogi, którą przebyła ludzkość. W wizję postępu kulturalnego wpisana została troska o faunę i florę, a postęp techniczny jest tu przeciwstawiony etyce. W ten sposób idea ochrony przyrody staje się tezą normatywną, swoistym imperatywem kategorycznym nakazującym zachowanie moralne.

Sam autor sformułował to następująco: „Jeżeli bowiem dobro jakieś, w tym wypadku dzika przyroda górska, może służyć albo do zaspokojenia potrzeb wysokowartościowych, albo do zaspokojenia potrzeb małej wartości, a jeden sposób użycia wyklucza drugi, wtedy dla zachowania pełnej wartości należy wykluczyć użytek drugi. Nikt nie będzie z płócien Matejki robił worków na mąkę”.

Wartości same w sobie są tu nadrzędne i to one stanowią główną intencję myśli i działania. Utylitaryzm jest wobec nich wtórny i od nich zależny. Pawlikowski dopuszcza użytkowe podejście do przyrody jedynie w wyjątkowych sytuacjach; posiłkuje się wówczas argumentami naukowymi. Przekonuje, że wraz z rozwojem techniczno-naukowym pewne rośliny mogą okazać się przydatne jako surowiec w opracowywaniu leków – choćby na raka – a nierozważna eksploatacja natury może nas pozbawić tej możliwości.

Ekologia patriotyzmem

Dostrzeżenie dziedzictwa w postaci lokalnego otoczenia przyrodniczego, powinno być tym elementem myśli Pawlikowskiego, który przyprawia konserwatystę o mocniejsze bicie serca. Ochronę fauny i flory Jan Gwalbert traktował jako przejaw patriotyzmu, polegającego w jego odczuciu na trosce o „swojszczyznę”.

Patriotyzm u Pawlikowskiego ma znaczenie dosłowne – oznacza także miłość do ziemi jako takiej:  „W pojęciu »Ojczyzny« tkwią oprócz pierwiastków przyrodniczych, geograficznych i etnograficznych jeszcze pierwiastki historyczne i prawno-państwowe (…) o ile chodzi o ziemię w dosłownym znaczeniu, to jest to terytorium z jego przyrodzonymi właściwościami, to jest miłość ziemi ojczystej, wchodząca w skład szerokiego pojęcia miłości ziemi ojczystej, jest właściwie tylko idealną projekcją realnego, organicznego uczucia, które nas łączy z ową Heimat, z ziemią rodzinną w ściślejszym znaczeniu”.

Wykładowczyni USKW Dominika Dzwonkowska pisze: „Istotą ochrony przyrody jest ochrona »swoistych rysów ziemi rodzinnej«, które tworzą wytwory przyrody, ale także wytwory kulturowe, np. budowle, strój czy obyczaje. To właśnie miłość do ziemi rodzinnej jest, jak to określa Pawlikowski, dźwignią kultury. Kultura nie powinna zatem dążyć do uniformizacji pod wpływem czynników związanych z industrializacją. Powinna być pielęgnowaniem «swojszczyzny», własnego otoczenia”.

W praktyce dla Pawlikowskiego uczucie wobec własnej ziemi rodzinnej oznaczało program jej gruntownego poznania: opis i badania nad lokalną roślinnością przeprowadzany z poznaniem ludu, obyczajów, budownictwa i zabytków historycznych. „Nie będąc specjalistami, nie będziemy się w życiu parać mikroskopem, natomiast poznanie dostrzegalnych i charakterystycznych zewnętrznych cech tworów, spotykanych na każdej ścieżce, kształci zmysł spostrzegawczy, czyni nas swojakiem na ziemi i otwiera źródła czystego i niewyczerpanego zadowolenia” – przekonywał społecznik.

Słusznie zauważa Okraska, że refleksja ekologiczna Pawlikowskiego pozbawiona jest wątków nacjonalistycznych czy szowinistycznych. Interes narodowy jest wtórny wobec ochrony przyrody oraz równie wtórny wobec międzynarodowej współpracy prowadzonej celem obrony fauny i flory. Zadziwiająco dzisiaj muszą brzmieć pochodzące z międzywojnia propozycje Pawlikowskiego o wspólnym działaniu państwa polskiego i Czechosłowacji w ramach ekologii, która miałaby prowadzić do zacieśnienia relacji pomiędzy oboma krajami. „Wreszcie kultura, stanowiąca wspólne dobro narodów – czytamy w Kulturze a naturze – łączy je tym samym wspólnością zainteresowań i wytwarza dążność do wymiany doświadczeń, upodobnienia metod działania”.

Schyłek życia

W latach 1914-1918 Pawlikowski koncentrował się na działalności politycznej, co nie powinno dziwić zważywszy, że był jednym z liderów stronnictwa Narodowej Demokracji w swoim rodzinnym regionie. Po zajęciu Lwowa przez Rosjan Jan Gwalbert nie opuścił miasta i rozpoczął organizację stowarzyszeń opozycyjnych wobec rządów państw centralnych. Pomimo prorosyjskich sympatii swojej partii nie pozostawał bezkrytyczny wobec polityki własnego środowiska politycznego. W 1915 r. jako pierwszy endek ogłosił, że następstwem wojny powinna być niepodległa Polska i zjednoczenie ziem polskich. We Lwowie prezesował Polskiemu Komitetowi Ratunkowemu Galicji Wschodniej, który prowadził działalność charytatywną na rzecz Polaków. Po ofensywnie austriackiej w 1915 r., musiał opuścić miasto i osiadł w Żytomierzu, gdzie z kolei groziła mu deportacja w głąb Rosji za organizowanie szkolnictwa polskiego.

W okresie II RP Pawlikowski wycofał się z życia politycznego, ale nadal pozostawał swoistym „nestorem” ruchu narodowego. Przez lata finansował, a także uczestniczył w zjazdach i zebraniach kolejnych partii endeckich – SDN, Związku Ludowo-Narodowego oraz Stronnictwa Narodowego, jednak lata intensywnej aktywności na niwie politycznej miał już za sobą. Zamiast tego skupił swoje siły na działalności kulturalnej, przyrodniczej i folklorystycznej.

Wszedł w skład organizacji takich jak lwowskie Towarzystwo Naukowe, Związek Polskich Towarzystw Naukowych, Towarzystwo Przyjaciół Ossolineum; został członkiem zarządu Towarzystwa Ludoznawczego we Lwowie oraz honorowym prezesem Związku Naukowo-Literackiego. Wciąż promował ekologię na łamach założonego przez siebie w 1923 r. rocznika „Wierchy”, a także „Ochrony Przyrody”. Fascynacja Podhalem pchnęła Pawlikowskiego do twórczości artystycznej.

W latach Pawlikowski 1919-1925 doradzał Ministerstwu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w ramach Tymczasowej Komisji Ochrony Przyrody jako jej wiceprezes. Protestował wówczas „przeciwko masowej turystyce pieszej, nieracjonalnej zabudowie urbanistycznej Podhala, rozwojowi handlu w pobliżu terenów górskich, budowie drogi i schroniska na Morskim Oku”, o czym wspominają Sikorski i Wątor.

Co ciekawe – przeciwstawiał się również umiejscowieniu krzyża na Giewoncie i przekonywał, że „nie każdy słup z poprzeczką jest krzyżem, jak nim nie jest lewar, maszt, sygnał kolejowy (…) rusztowanie żelazne dwupiętrowej wysokości w stylu wieży Eiffla nie budzi w nikim chyba pobożnego świętego narzędzia Męki Pańskiej (…) Tak się przedstawia stosunek uczucia religijnego do tego krzykliwego dzieła religijnej reklamy w stylu amerykańskim najgorszego rodzaju (pendant: armia zbawienia ze swoją kocią muzyką)”.

W 1934 r. Pawlikowski osiągnął swój największy sukces polityczny – Sejm uchwalił nowatorską ustawę o ochronie przyrody, o którą zabiegał przez wiele lat i na mocy której w Polsce powstało ponad 4,5 tys. pomników przyrody oraz ponad 180 rezerwatów.

Jan Gwalbert zmarł 5 marca 1939 we Lwowie. Jego zwłoki zostały przetransportowane do Zakopanego, gdzie pochowano go na Pęksowym Brzyzku. Na jego pogrzeb przybyły liczne delegacje polityków prawicy międzywojennej, górali, reprezentanci instytucji kulturalnych i władz samorządowych. Przed śmiercią Pawlikowski przygotował jeszcze publikację zatytułowaną Poeci Tatr. Nie udało się Janowi Gwalbertowi storpedować budowę drogi do Morskiego Oka, zablokować umieszczenia płaskorzeźby śpiącego rycerza i ochronić Orlej Perci od ingerencji ludzkiej. Z drugiej jednak strony, co skrzętnie wylicza Okraska, autorowi Natury a Kultury udało się skutecznie odwieść władze od realizacji innych brawurowych projektów: umieszczenia prochów Słowackiego w ścianie Kościelca, budowy schroniska pod Rysami oraz na ryglu skalnym Czarnego Stawu a także budowy kolejki zębatej na Świnicę.

***

Myśl i działalność Jana Gwalberta Pawlikowskiego wciąż może być dla nas inspiracją. Społecznik z Medyki potrafił łączyć osobiste umiłowanie przyrody z teorią oraz działaniem na rzecz jej ochrony. W jego dziele otrzymujemy konkretne wskazówki na temat pożądanych kierunków aktywności, na którą powinna się składać refleksja, promocja właściwych postaw, naciski na władze samorządowe i – jeśli to koniecznie – lobbowanie w parlamencie. Nacisk na polityków ma większe szanse powodzenia, gdy zostaje odpowiednio wsparty na niwie teoretycznej.

Na tym nie koniec. Jan Gwalbert dostarcza nam szeregu argumentów w dyskusjach o ochronie środowiska naturalnego, kładąc przy tym podwaliny pod konserwatywną wizję ekologii i jej horyzont patriotyczny.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.