Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Brytyjczycy niewiele wiedzą o polskiej kulturze. Czas to zmienić

„Pierwszy raz słyszałem o trzech wieszczach od właściciela kawiarni w Bielsku-Białej. Nie mówił po angielsku, a ja nie mówiłem po polsku, więc wspaniale się dogadywaliśmy” – mówi dyrektor programu Studiów Polskich na Uniwersytecie w Cambridge, dr Stanley Bill, który w ubiegłym roku pokonał prawie sześciuset kontrkandydatów i otrzymał od studentów nagrodę dla najlepszego wykładowcy całej uczelni. W rozmowie z Bartoszem Paszczą opowiada o tym, po co nam studia polskie, jak uczyć o Polsce za granicą i dlaczego o polskiej literaturze warto pisać po angielsku.

Przyjazd z Australii do Bielska-Białej w 2001 roku był dla ciebie dużym szokiem?

Ta część świata mnie przyciągała. Już wcześniej podróżowałem po regionie: po Czechach, Węgrzech, Rumunii. Tak się złożyło, że pracę jako nauczyciel angielskiego znalazłem akurat w Bielsku-Białej, więc tam wylądowałem dziewiętnaście lat temu.

Nie mogę więc powiedzieć, żebym był czymś zaskoczony. Coś o tym rejonie świata wiedziałem. Czytałem o Polsce, byłem wielkim fanem filmów Kieślowskiego. Więc na miejscu cały czas znajdowałem widoki i rzeczy, które były mi znane z ekranu. Chodząc po rozpadającym się wówczas Starym Mieście w Bielsku, w mojej głowie odtwarzał się klimat z tych filmów, co miało dla mnie unikalny czar. Nic mnie jednak szczególnie nie zaskoczyło – znając ten region, nie spodziewałem się, że wszystko będzie tak samo jak w Australii.

Pierwsza praca to było nauczanie języka angielskiego, potem różne prace związane z językiem. Tłumaczenie jednej z pierwszych wersji Wiedźmina

Tak, to była jakaś wcześniejsza wersja gry. Dostałem to zadanie od firmy tłumaczeniowej, dla której od czasu do czasu pracowałem. To był ciekawy projekt [śmiech]. Ale też np. przetłumaczyłem instrukcję obsługi piekarnika [śmiech].

To skąd późniejszy przeskok do studiów nad Schulzem i Miłoszem?

Cały czas czytałem – to była jedna z tych wielkich przyjemności mojego pierwszego roku w Polsce. Pracowałem i zarabiałem jako nauczyciel angielskiego, a w wolnym czasie czytałem dla przyjemności i bez żadnego przymusu. Nigdy nie studiowałem polskiej literatury, więc po prostu sam odkrywałem jej świat. Zacząłem uczyć się języka – oczywiście w pierwszym roku wszystkie te teksty czytałem w przekładzie.

Schulza dostałem na urodziny od moich szefów, właścicieli szkoły, w której pracowałem. Zresztą do dzisiaj się przyjaźnimy. To dobry przykład, bo pokazuje, w jaki sposób uczyłem się języka i polskiej kultury. Dostawałem rzeczy od ludzi; rozmawiałem z tymi, którzy polecali mi ich ulubione teksty i ulubionych autorów. Mam wrażenie, że to był najlepszy sposób na poznanie kraju, języka i kultury. Zupełnie nieakademicki, ale organicznie, tam na miejscu, w knajpach i w kawiarniach.

Pamiętam, że pierwszy raz słyszałem o trzech wieszczach od właściciela słynnej kawiarni w Bielsku-Białej, który zawsze mnie zapraszał do swojego stolika. Nie mówił po angielsku, a ja nie mówiłem po polsku, więc wspaniale się dogadywaliśmy [śmiech]. Miałem tam słownik, i za pośrednictwem gestów oraz dużej dawki życzliwości byliśmy w stanie jakoś się komunikować. On mówił o Mickiewiczu, Słowackim, Krasińskim. To było moje wejście w kulturę polską.

Nie bez powodu zapytałem o te właśnie dwa nazwiska, bo zarówno Schulzem, jak i Miłoszem zajmuje się pan naukowo. Po co pisać o nich prace po angielsku na akademii. Who cares?

W przypadku Schulza, to może on jest troszeczkę niszowy, ale bez przesady – jest znanym modernistą europejskim. Na przykład, jest taka książka, The Western Canon, niedawno zmarłego Harolda Blooma, w której autor z typową swoją skromnością po prostu zdecydował co należy do kanonu, a co nie. Znalazł tam miejsce dla Schulza jako jednej z ważnych postaci w XX-wiecznej literaturze. Autor Sklepów cynamonowych jest więc znany i ciekawy dla pewnych czytelników. Trzeba pamiętać, że miał duży wpływ na różnych artystów i pisarzy, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. Bruno Schulz nie jest na Zachodzie całkowicie anonimowym pisarzem, a Miłosz…

On akurat nie jest dobrym przykładem niszowego polskiego pisarza, to prawda.

Miłosz otrzymał nagrodę Nobla i cały czas, a ja to często sprawdzam, pojawia się w debatach i na łamach gazet, przede wszystkim w Stanach. Tutaj, w Wielkiej Brytanii był mniej znany. Obie te postaci są istotne w historii literatury światowej.

Czy polska humanistyka powinna pisać po angielsku? To pytanie wciąż obecne w polskiej nauce.

Ja uważam, że tak – chociaż nie tylko i wyłącznie. Z różnych powodów. Przede wszystkim to jednak istotne merytorycznie. Jeśli rozmawiamy z badaczami w różnych krajach, to po prostu możemy dostać dawkę innych pomysłów, reakcji na nasze pomysły. Są też kwestie „funkcjonalne”, powody brane pod uwagę w ministerstwach. Wiemy, że umiędzynarodowienie nauki jest ważne w różnych rankingach. Poza tym trzeba pokazać jak polskie sprawy są częścią szerszych spraw. Jak polskie tematy pokazują globalne kwestie w trochę innym świetle, jaki jest polski wkład w te coraz bardziej zglobalizowane wyzwania ludzkości. Polska optyka jest bardzo cenna.

Nie widzę dobrych powodów, dla których miałbym zaniechać pisania prac badawczych o polskiej literaturze w języku angielskim. Dla mnie to jest oznaką pewnego braku wyobraźni, kiedy słyszę „po co mamy pisać o Kochanowskim dla zagranicznego czytelnika, to nie ma sensu”. Oczywiście uważam, że niezwykle ważne, aby na polskim rynku wydawniczym ukazywały się dobre czasopisma w języku polskim, gdzie dyskutowano by o Janie Kochanowskim. To wcale jednak nie wyklucza, żeby od czasu do czasu taki badacz napisał artykuł o Kochanowskim do czasopisma zagranicznego, po angielsku. Oczywiście są wybitni polscy badacze, którzy świetnie publikują w międzynarodowych czasopismach, ale dla wielu to nowe wyzwanie. To też zależy od dziedziny, bo np. w socjologii w ogóle nie ma tego problemu internacjonalizacji. Polska socjologia jest znana i doceniana na świecie.

Jeśli sami jako polska wspólnota naukowa uznamy, że nie warto o tym Kochanowskim pisać po angielsku, to jak mamy liczyć na to, że ktoś tę naszą literaturę doceni?

Dokładnie. Patrzę na nową listę punktowanych czasopism Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Oczywiście, ich dobór ma elementy arbitralne, więc wykaz ten zawsze będzie dyskusyjny. Jednak jeżeli takie rozwiązanie jest koniecznie, to uważam, że priorytetyzacja publikacji w zagranicznych czasopismach, ale też punktowanie dobrych polskich tytułów stanowi optymalne wyjście. Fundamentalne znaczenie ma fakt, że nadal (przynajmniej w mojej dziedzinie) po prostu trudniej jest publikować w najlepszych światowych czasopismach. Z oczywistych powodów, chociażby zdecydowanie większej konkurencji.

Jeśli spojrzymy na dorobek przeciętnego polskiego badacza zajmującego się humanistyką, to często liczba publikacji wielokrotnie przewyższa wynik przeciętnego badacza w Anglii., Tylko, że często są to rzeczy, które nigdy nie zostałyby opublikowane w porządnym międzynarodowym czasopiśmie. Powtarzają bowiem znane już tematy i są wydawane po prostu w jakimś uniwersyteckim wydawnictwie, które recenzje traktuje nieco mniej rygorystycznie. To oczywiście też efekt presji na naukowców, żeby pisali dużo. Więc ja bym powiedział: kładźmy nacisk na jakość, a mniej na ilość.

Może faktycznie świat nie interesuje się Kochanowskim jako takim, natomiast interesuje się nim jako pewnym elementem porównawczym między innymi autorami epoki, wewnątrz pewnych szerszych procesów?

Możliwe. Ja nie jestem ekspertem od Kochanowskiego. Mam swoje amatorskie sposoby tworzenia zainteresowania wśród studentów na wykładach. W przypadku Miłosza pracuję nad nim w kontekście różnych teorii ciała, jaźni, czy cielesnych źródeł religijności. Znajduję u autora Doliny Issy pewien oryginalny wkład w myślenie na te tematy. Oczywiście, są też czasopisma, które się specjalizują w literaturze XVI w. To inna grupa czytelników, ale jest „publiczność” dla kogoś, kto chciałby ciekawie i w inny sposób pisać o Kochanowskim. Więc ja w ogóle nie przyjmuję tego argumentu, że „nie ma zainteresowania”. Można rozmawiać i pisać po polsku, ale raz na jakiś czas napisać coś do obiegu międzynarodowego.

Wspomniał Pan o wykładach – i świetnie się składa, bo chciałem właśnie do nich nawiązać. Serdeczne gratulacje, w końcu otrzymał pan nagrodę od studentów dla najlepszego wykładowcy Uniwersytetu w Cambridge. Spośród 590 konkurentów to właśnie osoba, która wykłada tak niszowy temat jak Polish Studies, otrzymała tę nagrodę. Jakie są źródła tego sukcesu? W którymś wywiadzie wspomniał Pan, że przed każdym wykładem stara się powiązać aktualną kulturę polską z tematem wykładu – na przykład przed rozmową o systemie politycznym I Rzeczpospolitej można puścić Jestem Bogiem Paktofoniki.

Ta piosenka daje dobry przykład narzędnika jako przypadku gramatycznego [śmiech]. Moi studenci poza uczeniem się o Polsce, równocześnie uczą się języka. Więc poza oswajaniem nowej kultury polskiej, od razu pojawia się aspekt językowy.

Jaki jest właściwie cel programu Studiów Polskich w Cambridge?

Chciałbym, żeby Polska, jej historia i kultura, były po prostu normalną częścią wiedzy na temat kontynentu, na którym moi studenci się znajdują. Często tak nie jest. Wiemy, że w europejskim obiegu jest dużo mniej wiedzy na tematy związane z krajami po wschodniej stronie Łaby. Zadanie tego kursu jest bardzo proste. Chodzi o podniesienie poziomu wiedzy o dość dużym kraju w środku Europy. A poziom ten pozostawia wiele do życzenia, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w innych krajach Europy. Chciałbym po prostu to zmienić.

Absolwenci naszego wydziału będą mieć różne kariery. Nie jesteśmy wydziałem językowym, po którym wszyscy są tłumaczami, nauczycielami lub badaczami. Nasi absolwenci być może będą pracować w dziennikarstwie, a może w bankowości w City w Londynie. Więc ja chciałbym, żeby potem w te wszystkie dziedziny moi studenci byli w stanie wnosić jakąś podstawową wiedzę o Polsce, jej historii i jej kulturze.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.

Jak przejść od tak niszowego programu dla wąskiej grupy ludzi do tego, żeby np. na politologii wykładanej na brytyjskich uczelniach była omawiana I Rzeczpospolita lub Konstytucja 3 Maja?

To jest ciekawe pytanie. Teraz jestem częścią projektu prowadzonego przez Normana Daviesa, w którym próbujemy myśleć dokładnie o takich rzeczach oraz zbierać fundusze, żeby coś z tym zrobić. Natomiast szczerze mówiąc, myślę, że bardzo ważne jest to, żeby mieć po prostu realne oczekiwania. Małymi krokami powinniśmy budować małe programy na jednej, drugiej, trzeciej uczelni. Wiemy, że w kwestii zainteresowania bardzo wiele zależy od siły i gospodarki państwa. Polska ma więcej znaczenia na scenie międzynarodowej niż miała, z tego powodu już jest o wiele więcej zainteresowania, ale nadal to jest kraj „wagi średniej”.

Więc trzeba po prostu robić wszystko co można, ale mieć też realne oczekiwania. Niestety, pewne elementy percepcji Polski za granicą zmieniły się negatywnie w ostatnich latach. Ze wszystkimi wadami poprzedniego rządu, wizerunek Polski na świecie nigdy nie był lepszy, niż w tamtym czasie. Teraz, niestety, jest trochę gorzej.

Czy jest mniej chętnych na studia?

Nie zauważyłem mniejszej liczby chętnych – mamy komplet studentów w tym roku. Chociaż, jak żartują moi koledzy z rusycystyki, im groźniej w Rosji, tym ciekawsze wydają się te studia. Oczywiście nie ma porównania między sytuacją Polski a Rosji. Nie wiem, prawdę mówiąc, czy moi studenci zwracają uwagę na to, co się dzieje obecnie w Polsce.

Trzeba też pamiętać, że młode pokolenie patrzy na polską kulturę zupełnie inaczej, niż wcześniejsze. To nie jest coś kompletnie obcego dla nich – Polacy są integralną częścią świata, w którym żyją młodzi Brytyjczycy. Mają kontakt z tą kulturą – wielu Polaków żyje na Wyspach.

Rozmowa została przeprowadzona podczas „Science: Polish Perspectives 2019”, corocznej konferencji polskich naukowców z całego świata,  która odbyła się 8-9.11 w Cambridge.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.