Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Kaszczyszyn  23 lipca 2019

Nowa mapa „wojny kulturowej”. Konserwatywne argumenty za instytucjonalizacją związków homoseksualnych

Piotr Kaszczyszyn  23 lipca 2019
przeczytanie zajmie 6 min
Nowa mapa „wojny kulturowej”. Konserwatywne argumenty za instytucjonalizacją związków homoseksualnych ilustracja: Rafał Gawlikowski

Sobotnie wydarzenia z Marszu Równości w Białymstoku dobitnie i brutalnie pokazały, jak przebiegają podziały w tzw. wojnie kulturowej i kto siedzi po której stronie światopoglądowych okopów. Tymczasem można, a nawet należy, tę kulturową mapę rozrysować inaczej. Po jednej stronie zwolennicy katolickiego małżeństwa, hetero i homoseksualni zwolennicy stałych, monogamicznych związków. Po drugiej: hetero i homoseksualni single z Tindera, dla których erotyczna relacyjność oznacza wieczną zmienność partnerów. Aby ten taktyczny, kulturowy sojusz mógł się zawiązać, należy wprowadzić instytucję homoseksualnych związków partnerskich o ograniczonym w stosunku do małżeństw heteroseksualnych statusie prawnym.

Krótka historia heteroseksualnych związków erotycznych w XX wieku

Gdzie szukać genealogicznych korzeni współczesnych związków damsko-męskich? To oczywiście złożona, zagmatwana i wielowymiarowa kwestia, ale warto pokusić się o wskazanie dwóch fundamentalnych produktów/instytucji, które umożliwiły ukształtowanie się heteroseksualnej erotycznej relacyjności, jaką znamy dzisiaj.

Rzecz pierwsza to antykoncepcja hormonalna w postaci pigułki, wprowadzona do komercyjnego użytku w roku 1960. Pigułka, za sprawą niespotykanego wcześniej w historii zasięgu i skali oddziaływania środka antykoncepcyjnego, doprowadziła do zasadniczej zmiany kulturowej – radykalnie oddzieliła seksualność od prokreacji. Otworzyło to drogę do traktowania seksu przede wszystkim jako narzędzia osiągania cielesnej przyjemności. W skrajnej postaci w seksie chodzi tylko o jak najlepszy orgazm. Drugi kulturowy game-changer to prawna instytucja rozwodu, która podważyła antropologiczny model relacyjności damsko-męskiej jako dozgonnego związku z jednym i tym samym partnerem na całe życie.

W połączeniu z całym szeregiem innych znaczących zmian ekonomiczno-kulturowych (opisanych chociażby w książce Dlaczego miłość rani Evy Illouz), te dwa historyczne wydarzenia pozwoliły na pojawienie się trzech dominujących współcześnie modeli heteroseksualnych erotycznych relacji damsko-męskich: singlizmu, umiarkowanej monogamii oraz monogamii radykalnej.

Pod pojęciem singlizmu rozumiem takie kształtowanie swojej relacyjności, które zakłada brak wchodzenia w dłuższe, stałe związki, lecz skupianie się na krótki relacjach, głównie o charakterze seksualnym (patrząc stereotypowo – relacyjność z Tindera). W tym modelu nie ma oczywiście mowy o prokreacji.

Umiarkowaną monogamię można również nazwać konkubinatem lub życiem „na kocią łapę”. W tym wypadku mamy już do czynienia z pewną stałością (z góry niesprecyzowaną) związku, ale bez jego instytucjonalizacji. Partnerzy pozostają w relacji tak długo, jak udaje im się utrzymać wzajemną seksualną/psychiczną kompatybilność, erotyczny pociąg, wspólne zainteresowania etc. W związku umiarkowanie monogamicznym mogą pojawić się dzieci, ale jako taki ma on raczej charakter „kontraktualny”, funkcjonuje na zasadzie „zostaję w nim, póki jest mi maksymalnie komfortowo”. Eva Ilouz nazwała taki model „miłością refleksyjną”.

Radykalna monogamia idzie już dalej i zakłada instytucjonalizację związku poprzez ślub cywilny, jego stałość i stabilność, otwarcie na prokreację i posiadanie potomstwa. Co kluczowe – wchodzący w niego ludzie podejmują wyzwanie budowania go aż do śmierci.

A gdzie w tym wszystkim jest katolickie małżeństwo?

Zdecydowanie najbliżej mu do monogamii radykalnej. Różnic jest oczywiście kilka i mają one zasadniczy charakter – brak „wyjścia awaryjnego” w postaci rozwodu, prokreacja jako istota małżeństwa, małżeństwo jako sakrament oraz droga do świętości i zbawienia małżonków. Jednak na poziomie „doczesno-socjologicznym” to właśnie próba budowania stałego, dozgonnego związku monogamicznego, otwartego na przyjęcie potomstwa pozostaje kulturowo najbliższym partnerem dla katolickiego małżeństwa. Ta antropologiczno-kulturowa bliskość opiera się na dwóch fundamentach: przekonaniu, że prokreacja stanowi integralny element związku damsko-męskiego oraz założeniu, że ludzka erotyczna relacyjność w pełni realizuje się dopiero w ramach stałego, dozgonnego związku, a nie wiecznej zmienności partnerów.

Polityczne i kulturowe argumenty za homo-związkami

Przejdźmy teraz do homoseksualnej erotycznej relacyjności. Na początek arbitralne założenie porządkujące: celowo będę abstrahował od kwestii prokreacji. W politycznej agendzie ruchu LGBT kwestie małżeństw homoseksualnych oraz adopcji dzieci są nierozerwalnie związane. Ja jednak pozwolę sobie na polityczną naiwność i oddzielę te zagadnienia, gdyż do ich rozstrzygnięcia powinny być stosowane różne argumentacje, wbrew spojrzeniu łączącemu te sprawy i dominującemu w debacie publicznej.

Przechodząc do meritum: czy możliwe jest zastosowanie wypracowanego wcześniej podziału heteroseksualnych modeli relacyjności do relacji homoseksualnych? Co do zasady – jak najbardziej. Z tej perspektywy także homoseksualna monogamia radykalna będzie kulturowo najbliższa katolickiemu małżeństwu. Tym samym możliwe jest naszkicowanie nowej mapy kulturowego konfliktu. Po jednej stronie połączeni taktycznym sojuszem znajdą się zwolennicy katolickiego małżeństwa, heteroseksualni radykalni monogamiści oraz homoseksualni radykalni monogamiści. Po drugiej zaś hetero- i homoentuzjaści singlizmu.

W tym miejscu trzeba jednak w imię intelektualnej uczciwości powstrzymać zbytni entuzjazm i poczynić fundamentalne zastrzeżenia. Nieprzypadkowo napisałem o sojuszu tylko taktycznym oraz kulturowym, a nie kulturowo-antropologicznym podobieństwie homoseksualnej monogamii radykalnej do katolickiego małżeństwa. Dlaczego? Dlatego, że na poziomie antropologicznym taki sojusz nie jest dziś możliwy. Zgodnie z nauczaniem Kościoła prawdziwa miłość erotyczna wymaga komplementarności płci. Nie wystarczy stwierdzenie, że na poziomie biologicznym i psychologicznym homoseksualiści kochają tak samo jak ludzie hetero. Na płaszczyźnie antropologicznej związek homoseksualny zawsze pozostanie czymś niepełnym i sprzeciwiającym się pełnej relacyjności erotycznej danej nam przez Boga. Będzie grzechem.

Skoro tak, to po co w ogóle sugeruję jakiekolwiek budowanie aliansów? Powody są dwa. Po pierwsze, niezgoda na poziomie antropologicznym nie blokuje porozumienia na płaszczyźnie kulturowej. Po drugie, jestem przekonany, że kościelna argumentacja, mająca charakter co do istoty teologiczno-antropologiczny, nie może zostać wprowadzona do porządku prawnego państwa, gdyż stanowiłaby rodzaj „antropologicznej przemocy” wobec tych homoseksualistów, którzy nie stosują się do teologiczno-antropologicznej wykładni Kościoła. W praktyce nie oznacza to jednak pełnej akceptacji/afirmacji homoseksualizmu, lecz jego tolerowanie w przestrzeni świeckiej i doczesnej polityczności w imię „antropologicznej wolności”.

Pisząc prościej – z perspektywy politycznej nie ma powodów, aby blokować tworzenie instytucji homoseksualnych związków partnerskich, które z jednej strony będą umożliwiały formalizację radykalnej monogamii wśród homoseksualistów, z drugiej jednak, ze względu na kwestię prokreacyjną i brak możliwości adopcji dzieci, nie będą zrównane prawnie (np. w kontekście wspólnego rozliczenia podatkowego) ze statusem heteroseksualnych małżeństw cywilnych.

Jednocześnie trzeba podkreślić, że zgoda na poziomie politycznym na formalną instytucjonalizację związków homoseksualnych nie może oznaczać odebrania Kościołowi prawa do formułowania w debacie publicznej jednoznacznie krytycznego stanowiska wobec homoseksualizmu, zarysowanego wyżej. Nie może być tak, że za zgodą na związki partnerskie pójdzie ideologiczna cenzura ukryta pod płaszczykiem rzekomej „mowy nienawiści”.

***

Czy taki sojusz kulturowy jest możliwy do zawiązania? Wątpię. Nie wątpię za to, że polityczny wymiar prowadzonej obecnie w Polsce „wojny kulturowej” wymaga, aby dokonać formalnej instytucjonalizacji związków homoseksualnych. Także z tego niebagatelnego powodu, że na poziomie kulturowo-socjologiczno-doczesnym większym problemem dla katolickiej wizji relacyjności jest model singlizmu, bez względu na to, czy w wersji hetero czy homoseksualnej.

Esej pochodzi z nowej z teki elektronicznego czasopisma „Pressje” pt. „Nowa pruderia”. Zapraszamy do nieodpłatnego pobrania numeru w wersji elektronicznej.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.