Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Kaszczyszyn  13 lutego 2017

Narcyz przegląda się w miłosnym lustrze

Piotr Kaszczyszyn  13 lutego 2017
przeczytanie zajmie 16 min

Czego oczekujemy od współczesnych związków miłosnych? Według socjolog Evy Illouz, zachowujemy się jak pokręcony Narcyz – przeglądając się w drugiej osobie jak zwierciadle, oczekujemy od niej potwierdzania naszej wartości i poprawiania samooceny. Na wolnym rynku miłości rządzonym przez nadmiar wyboru, zaangażowanie jest już nieracjonalne. Liczy się jednostkowa samorealizacja. Nic więc dziwnego, że z dzisiejszymi relacjami jest coś nie tak.

Marks analizuje współczesną miłość

Według autorki pracy Dlaczego miłość rani w sferze heteroseksualnej miłości romantycznej zaszły dwie najdonioślejsze rewolucje kulturowe XX wieku. Po pierwsze, dokonała się indywidualizacja stylów życia. Po drugie, relacje miłosne zostały poddane procesowi ekonomizacji, podobnie zresztą jak relacje społeczne jako takie. W konsekwencji doszło do czegoś, co socjolog nazwała „triumfem miłości romantycznej”. XX stulecie przyniosło „wielką transformację” w obszarze ekonomii, która polegała na jej emancypacji spod uwarunkowanych społecznie struktur normatywno-moralnych i uzyskaniu przez nią autonomii w postaci samoregulujących się rynków.

Podobną „wielką transformację” przeszła heteroseksualna miłość, wyswobadzając się z ciasnego „gorsetu” społeczno-moralnych ograniczeń, tworząc następnie samoregulujące się rynki miłosne. Owa „wielka transformacja” dokonała się na czterech zasadniczych płaszczyznach.

I. Kto wybiera nam partnera?

W przeszłości (Ilouz skupia się w swojej pracy na XVIII i XIX wieku) kluczową rolę w ocenie i wyborze partnera odgrywała rodzina oraz środowisko społeczne. Dziś jest to proces zasadniczo zindywidualizowany, oparty co najwyżej o porady kręgu samodzielnie dobieranych znajomych, a w dalszej kolejności wzorce atrakcyjności narzucane nam przez media. W końcu życie nie lubi próżni i ktoś, albo coś musiało zająć zwolnione przez rodzinę i klasę społeczną miejsce.

II. W jaki sposób wybieramy partnera?

W epoce Jane Austen proces wchodzenia w relację miłosną był ściśle skodyfikowany i zamknięty w określonych rytuałach: składanie wizyt, wspólne rozmowy i spacery, dłuższe przebywanie we własnym towarzystwie. Porządek ten autorka Dlaczego miłość rani nazwała reżimem performatywności emocji: kolejnym etapom zinstytucjonalizowanego procesu towarzyszyło pojawianie się i okazywanie kolejnych uczuć. Wszystko przebiegało stopniowo, a określone czyny i deklaracje pociągały za sobą konkretne emocje. To wszystko miało na celu przydanie całemu procesowi przewidywalności, redukując do niezbędnego minimum niepewność co do intencji i zamiarów drugiej strony.

Dzisiaj doszło oczywiście do zasadniczej indywidualizacji sposobów wejścia w związek miłosny. Nie ma już formalnych wymagań, określonego porządku gestów, deklaracji i towarzyszących im emocji. Cały proces jest bardziej spontaniczny, subiektywny i co najistotniejsze: nieprzewidywalny i generujący permanentną niepewność co do ostatecznych intencji i zamiarów potencjalnego partnera. Jednocześnie pojawiła się nowa „architektura” budowania relacji. Illouz pisze o „przestrzeni społecznej” wyznaczającej granice dla randek w obrębie miejsc publicznych: kina, bary, kluby nocne, ale także biura matrymonialne czy internetowe serwisy randkowe.

III. Jak wyglądają kryteria doboru partnera?

W przeszłości wybór małżonka lub małżonki był ograniczony zasadniczo do czterech czynników: „kompatybilności społecznej” (klasowej), potencjalnych odpowiednich koligacji rodzinnych (w przeciwieństwie do czasów współczesnych, gdzie rola rodziców i krewnych w wyborze partnera jest mocno ograniczona, w XIX wieku małżeństwo oznaczało nie tylko związek dwojga ludzi, lecz także połączenie ze sobą dwóch rodzin), poziom zamożności/ wysokość posagu (czynnik ekonomiczny), piękno wewnętrzne, związane z moralnością i cnotliwym charakterem (wspomniane wcześniej warunkowane społecznie obiektywne struktury normatywno-moralne). Współcześnie „kompatybilność społeczna” ustąpiła miejsca pytaniom o zawód, wykształcenie i styl życia, koligacje rodzinne odeszły w zapomnienie, a posag zastąpiła troska o wysokość wypłaty.

IV. Jaką rolę w życiu osobistym odgrywa miłość?

Dzisiaj poszukiwanie partnera i budowanie owocnego związku miłosnego to prawdziwe przedsięwzięcie, zadanie, do którego jesteśmy nieustannie motywowani przez współczesną kulturę masową. Paradoksalnie, w przeszłości małżeństwo i miłość nie odgrywały tak istotnej roli jak współcześnie. Według Illouz związek staje się jednym z kluczowych probierzy naszego szczęścia – nasz partner jest jak lustro, w którym przeglądamy się, szukając potwierdzenia naszej wartości, a miłość staje się przestrzenią czy zasadniczym źródłem tejże wartości. Bycie w związku stało się wyznacznikiem naszego społecznego statusu.

Indywidualizacja, ekonomizacja oraz emancypacja spod wzorców społeczno-moralnych – tak mógłby wyglądać wspólny mianownik wyżej zarysowanych procesów, jednocześnie idąc w parze z ambitnym celem, jaki postawiła przed sobą Eva Illouz: dokonaniem w obrębie miłości tego samego co Karol Marks uczynił w stosunku do dóbr rynkowych. Chodziło o wykazanie, że miłość jest kształtowana przez konkretne stosunki społeczne, a jako produkt podlega obiegowi towarowemu na rynku usług, na którym konkurują ze sobą podmioty o zróżnicowanych zdolnościach nabywczych. Miłość doby późnego kapitalizmu w oczach Evy Illouz to jeszcze jeden produkt do nabycia.

Makijaż, siłownia, kozetka i prezerwatywa

W procesie analizyzjawiska ekonomizacji miłości, według autorki Dlaczego miłość rani, warto zacząć od dwóch głównych współczesnych kryteriów doboru partnera. Pierwszym z nich jest emocjonalna zażyłość i psychiczne dopasowanie, drugim atrakcyjność seksualna. Przyjrzyjmy się najpierw drugiemu z czynników, który zastąpił dawne kryterium piękna moralnego, związanego z kształtowaniem charakteru i rozwijaniem konkretnych cnót.

Pojęcie atrakcyjności, wchodząc na miejsce zajmowane kiedyś przez kategorię piękna, kładzie nacisk na wymiar zewnętrzny naszego człowieczeństwa. Jak przekonuje Illouz, w przeszłości uroda fizyczna nie odgrywała tak istotnej roli w doborze partnera, nawet pewna fizyczna niepełnosprawność mogła zostać zrekompensowana wewnętrznym pięknem moralnym. Tymczasem dzisiejsze kanony kulturowe faworyzują zdecydowanie fizyczną zewnętrzność.

Socjolog mocno podkreśla znaczenie procesu erotyzacji ludzkiego ciała, które stało się ciałem zmysłowym, przestrzenią podlegającą estetycznym zabiegom i interwencjom, mającym na celu ciągłe doskonalenie fizycznej atrakcyjności. Jednocześnie powszechnie przyjęte kanony urody utożsamiają atrakcyjność erotyczną z młodością – nowoczesność jest wiecznym 20-latkiem. Symbolicznie widać to choćby w rewolucji ’68 – rewolucji młodości, która nadała temu co seksualne wymiar polityczny, zgodnie z demokratycznym ideałem powszechnego prawa do szczęścia, poszerzając je o spełnienie natury seksualnej – od teraz każdy miał dysponować prawem do orgazmu.

Swoją pełną postać erotyzacja osiągnęła w wypracowanej kategorii seksapilu. Z jednej strony było to pojęcie o jednoznacznie seksualnej konotacji, z drugiej przechodziło od wymiaru zewnętrznej atrakcyjności do tego nieuchwytnego „czegoś”, zastępując (lub też „kolonizując”) dawne piękno wewnętrzne interpretowane w kategoriach moralnych. Seksapil mógł wiązać się z odpowiednim ułożeniem nadgarstka przy paleniu papierosa czy głębokim głosem, ale nie tracił przy tym kontekstu seksualnego – długie nogi i odpowiedni kształt pośladków były wciąż niezbędne.

Erotyzacji ludzkiego ciała towarzyszyło pojawienie się zjawiska „seksu rekreacyjnego”, oderwanego od dotychczasowych norm społeczno-moralnych (indywidualizacja zgodnie z hasłem, że każdy ma prawo do seksualnego spełnienia), prokreacji (pigułka antykoncepcyjna wprowadzona do sprzedaży w 1960 r.) i małżeństwa.

Jak pisze Illouz „seks rekreacyjny” związany był z „seksualnością wyalienowaną, narcystyczną i utowarowioną”. Nie bez wpływu na jego pojawienie się pozostały zmiany, jakie zaszły w amerykańskim kapitalizmie po II wojnie światowej – dawną etykę pracy, skupioną na akumulacji kapitału w celu rozbudowy infrastruktury przemysłowej, zaczęła zastępować etyka konsumpcji, kładąca nacisk na wydawanie, nie oszczędzanie.

Zjawiska erotyzacji i seksualizacji swoje korzenie miały w rosnącym w siłę konsumeryzmie oraz silnej pozycji psychoanalizy. Konsumeryzm w przypadku erotyzacji ludzkiego ciała można  prześledzić na przykładzie historii kosmetyki (kobiety) oraz sportu (mężczyźni). Sam dorzuciłbym do tego jeszcze chirurgię plastyczną oraz estetyczną. Podobnie można moim zdaniem przeanalizować seks, zwracając uwagę na wciąż dynamicznie rozwijający się rynek pornograficzny oraz rynek gadżetów seksualnych, odgrywających tak istotną rolę w książkach Michela Houellebecqa, jednego z najbardziej przenikliwych autorów literackich obrazów świata po rewolucji ’68 i „kapitalizmu miłości”.

Psychologia i psychoanaliza dokonały natomiast redefinicji ludzkiej podmiotowości, przypisując seksowi dwie podstawowe role.

Po pierwsze, psychologowie i psychoanalitycy uznali, że historia życia psychicznego jednostki kręci się wokół seksualności (z naciskiem na okres dziecięcy), a przez to stanowi kluczową cechę definiującą jednostkę. W drugim kroku seks stał się głównym wyznacznikiem „zdrowej” podmiotowości, a udane życie seksualne miało odgrywać od teraz zasadniczą rolę w odniesieniu do szczęścia i pomyślności jednostki. Seks stał się więc, analogicznie do „wielkich transformacji” ekonomii i miłości romantycznej, autonomiczną sferą ludzkiego życia, zgodnie z procesami indywidualizacji, ekonomizacji i emancypacji społeczno-moralnej.

Gdzie więc szukać dróg i narzędzi osiągnięcia tak zdefiniowanego szczęścia? Eva Illouz wskazuje na rynki matrymonialne, które naszą fizyczną atrakcyjność zamieniają w kapitał erotyczny. W tym miejscu socjolog podaje dłoń wspomnianemu wcześniej Michelowi Houellebecqowi, który w swoich książkach bezlitośnie rozprawia się z iluzją erotycznej równości i politycznie gwarantowanego powszechnego prawa do seksualnego spełnienia. Francuski pisarz wskazuje, że w zamian za to, dawne hierarchie oraz przeszkody natury klasowej i społecznej zastąpiliśmy nierównościami w zakresie fizycznej, erotycznej i seksualnej atrakcyjności. Podobnie jak w przypadku ekonomii i 1% najbogatszych, tak i na wolnym rynku miłości kapitał erotyczny pomnażają i korzystają z niego przede wszystkim ci, którzy mają go już w obfitości. Obszernie opisał te procesy w eseju Każdemu według jego fantazmatu. Ekonomia i seks u Michela Houllebecqa Jakub Moroz.

Miłość to mieszanka psychologii, serotoniny i internetowych logarytmów

Teraz przyjrzyjmy się drugiemu ze współczesnych kryteriów doboru partnera: emocjonalnej zażyłości i psychicznemu dopasowaniu. Jego pojawienie się nie byłoby możliwe, gdyby nie proces racjonalizacji miłości, który według Illouz dokonał się w nowoczesności. Przebiegał on na trzech płaszczyznach:

1. Polityka

Ten wymiar już znamy: chodzi znów o powszechny i egalitarny ideał „prawa jednostki do dobrego seksu”.

2. Nauka

W jej przypadku racjonalizacja dokonała się w trzech obszarach:

a) psychoanaliza i psychologia dynamiczna – tak jak wskazywaliśmy wcześniej, psychoanaliza, umieszczając seks w centrum naszej podmiotowości, sprowadziła go jednocześnie do szeregu psychicznych reakcji i traum z dzieciństwa, które musimy przepracować, aby wieść satysfakcjonujące życie seksualne. Według Illouz Freudowska popkultura jest przesiąknięta psychoanalizą, wciąż wałkując takie figury jak „kompleks Edypa” czy „przymus powtarzania”. Miłość stała się niczym więcej jak wyrazem pewnej uniwersalnej struktury psychicznej.

b) psychologia – w jej przypadku kluczowe jest pojęcie osobowości, czyli zestawu stałych cech mających charakteryzować daną jednostkę. Budowanie szczęśliwego związku musi zatem polegać na odpowiednim dopasowaniu charakterów i zgodności psychologicznej. Takie ujęcie sprawy pociągnęło za sobą pojawienie się ideału negocjacji – związek stał się przestrzenią ciągłego dopasowywania dwóch osobowości, idących na różnego rodzaju ustępstwa w ramach codziennych interakcji. Stąd był już tylko jeden krok do kluczowej zdaniem autorki Dlaczego miłość rani koncepcji kontraktu miłosnego.

W ten sposób ekonomizacja wkroczyła w obszar miłości i budowania związków raz jeszcze – tym razem dokonując jej racjonalizacji na obraz rynkowych i wciąż negocjowanych umów. W konsekwencji musiało to oczywiście podważyć w fundamentalnym stopniu idee zaangażowania i zażyłości jako czegoś warunkowego, a jednocześnie niezwykle dynamicznego.

Miłość stała się nieustanną grą w podtrzymywanie psychologicznego i emocjonalnego dopasowania z zastrzeżeniem, że do nikogo nie można mieć pretensji za jej szybkie zakończenie. W końcu gra to gra.

c) biologia – miłość to substancje i procesy chemiczne. Biologia w swojej racjonalizacji była najbardziej bezpośrednia i bezlitosna. Według ustaleń neurobiologów na wczesnym etapie związku nasz organizm wydziela zwiększone stężenie dopaminy, noradrenaliny i serotoniny. W przypadku bardziej zmysłowej relacji w naszym mózgu podnosi się poziom testosteronu i estrogenu. Za długoterminowe związki i relacje charakteryzujące się silnym przywiązaniem do partnera odpowiedzialne są oksytocyna i wazopresyna. Według socjobiolog Helen Fisher jesteśmy niejako biologicznie „zaprogramowani”, aby intensywnie przeżywać miłość przez około dwa lata – później natężenie uczuć i namiętności spada. I tak oto miłość została ostatecznie „odczarowana”.

III. Internet

W przeszłości jednym z kluczowych czynników determinujących wybór partnera była niewielka liczba potencjalnych kandydatów. Internet dokonał w tym obszarze prawdziwej rewolucji i według Evy Illouz jest to jeden z najważniejszych czynników warunkujących współczesny model miłości. Poszukiwanie partnera za pośrednictwem sieci rządzi się swoimi regułami:

a) intelektualizacja – emocjonalne i psychologiczne dopasowanie uzyskujemy tworząc maksymalnie szczegółową i kompletną listę atrybutów potencjalnego partnera. Mając gotowy profil psychologiczny wymarzonego kochanka możemy rozpocząć racjonalne i systematyczne poszukiwania.

b) racjonalne zarządzanie szeregiem kontaktów – kluczową kategorią na współczesnym rynku matrymonialnym jest wielość. Stąd troska serwisów randkowych o maksymalne ułatwienie i racjonalizację procesu zarządzania kontaktami.

c) wizualizacja – profil psychologiczny to jedno, odpowiednie zaprezentowanie się to rzecz nie mniej istotna. W tym miejscu wracamy pośrednio do wcześniej scharakteryzowanej atrakcyjności fizycznej i estetyzacji naszego ciała. Illouz zwraca uwagę, że przy wielości kandydatów dostajemy coś na kształt „szwedzkiego stołu” potencjalnych partnerów, z którego możemy wybierać zgodnie z naszymi zmiennymi emocjonalnymi kaprysami.

d) współmierność – kategoria wynikająca z intelektualizacji. Skoro tworzymy kompletne profile psychologiczne, to wolny rynek miłości musi być w stanie przetwarzać ten ogrom danych oraz porządkować i wizualizować je w postaci hierarchicznych i porównywalnych tabel czy rankingów.

e) konkurencyjność – oczywista konsekwencja dotychczasowych czynników. Wielość partnerów i ich mierzalność prowadzi w naturalny sposób do rywalizacji – rynek matrymonialny to rynek konkurencyjny, z popytem i podażą, wygranymi i przegranymi. Osobowość i fizyczna atrakcyjność to określony kapitał.

f) maksymalizacja korzyści – uwieńczenie całego procesu. Współcześnie dostępne narzędzia wydłużają proces poszukiwania partnera wręcz w nieskończoność, a nasze coraz bardziej wysublimowane oczekiwania mogą być coraz efektywniej obsługiwane przez wolny rynek miłości. Jak wskazuje Eva Illouz – kiedyś, ze względu na ograniczenia w liczbie kandydatów, często decydowano się na pierwszego „dostatecznie dobrego kandydata”; dzisiaj nieustanna alternatywa  wyboru staje się celem samym w sobie.

Łącząc wszystkie te zmienne otrzymujemy współczesny model „miłości refleksyjnej”, skupionej na ciągłej autoanalizie własnych emocji, racjonalnym porównywaniu, zestawianiu, hierarchizowaniu.

„Miłość refleksyjna” działa w reżimie autentyczności uczuć, który zdaniem Evy Illouz charakteryzuje współczesną miłość. Naszym zadaniem jest ciągła analiza własnych uczuć i emocji, aby odpowiadać sobie wciąż na nowo, czy na pewno kochamy tę drugą osobę, czy nadal kochamy tę drugą osobę.

A współczesny świat, dostarczając nam „technologii zapewniających wymienialność”, które umożliwiają nam szybkie i łatwe przechodzenie od partnera do partnera oraz wyznaczają efektywne kryteria porównywania partnerów i samego siebie z innymi, tylko te wątpliwości potęguje.

Witajcie w świecie Barney’a Stinsona

Pojawienie się kategorii wielości we współczesnych relacjach miłosnych doprowadziło do powstania zjawiska, które naukowcy zajmujący się konsumeryzmem nazwali „pociągiem do różnorodności” (variety drive), wynikającym z niezwykle szerokiego wyboru na rynku matrymonialnym oraz ekscytacji związanej z wciąż powielanym nowym początkiem związku. Wielość czy też nadmiar w zakresie doboru partnera prowadzi do czegoś, co ekonomista Herbert Simom opisał jako przesunięcie akcentów z poziomu satysfakcji na poziom maksymalizacji. Ludzie funkcjonujący na poziomie satysfakcji gotowi są wybrać pierwszą „wystarczająco dobrą opcję”, jak osoby żyjące w XIX wieku, natomiast ludzie operujący na poziomie maksymalizacji nieustannie będą szukać najlepszej dostępnej opcji na nieograniczonym wręcz wolnym rynku miłości. Zbyt wiele dostępnych alternatyw czasami wręcz utrudnia, a nie ułatwia wybór. Jednocześnie, jak wskazał psycholog Barry Schwart, autor pracy Paradoks wyboru, osoby działające w paradygmacie maksymalizacji są szczególnie podatne na antycypację możliwego poczucia żalu z czegoś, co ekonomiści określają „kosztami alternatywnymi” – wciąż wyobrażamy sobie możliwe „lepsze opcje”, które gdzieś tam są i czekają na spożytkowanie. Dotyczy to nie tylko samych związków miłosnych, lecz także innych, autonomicznych sfer naszego życia. Eva Illouz przytacza w tym kontekście słowa samotnego mężczyzny, opublikowane na łamach „New York Timesa”: „Jedną z najtrudniejszych rzeczy w życiu jest obserwowanie innych i ich dróg życiowych, na które my nie weszliśmy; całość tego potencjału, który pozostał niewykorzystany”.

Konsekwencje „pociągu do różnorodności” mogą być zróżnicowane: od niepewności dotyczącej stanu uczuć do drugiej osoby („czy na pewno ją kocham?”), przez doznawanie sprzecznych emocji (niby chce zostać w obecnym związku, ale mam też ochotę na spróbowanie czegoś nowego), po deklarowanie uczuć niemających pokrycia w rzeczywistości (pragnę z tobą być, ale nie umiem zmusić się do pełnego zaangażowania).

Z „pociągiem do różnorodności” związany jest „lęk przed zaangażowaniem”, który według Illouz może przybrać dwie formy. Pierwsza, hedonistyczna, przejawia się w niezdolności do koncentracji na jednej osobie. Zaangażowanie jest odkładane na „wieczne później” i przysłonięte przez bieżące przyjemności. Wynika to z dostępnego nadmiaru pragnień i możliwości. Przeciwnie jest w przypadku modelu abulicznego. Tutaj człowiek ma problem z niedostatkiem pragnień, „chciałby chcieć”, ale nie jest zdolny do pełnego zaangażowania emocjonalnego, co często wiąże się z poczuciem niemożliwości spełnienia kulturowo narzuconych wzorców.

Człowiek – wiecznie niedokończony projekt

W ten sposób wielość, chęć maksymalizacji oraz „pociąg do różnorodności” w radykalny sposób podważyły ideę zobowiązania.

Człowiek, jako wolna jednostka, zorientowana przecież na samorealizację i rozwój, jest istotą zmienną i dynamiczną, przyszłość traktując jako plastyczne tworzywo, które może swobodnie kształtować – zgodnie ze swoją indywidualną wolą. Emocje, uczucia, dopasowanie psychicznie może wraz z upływem czasu podlegać zmianom, a nasz partner musi nadążać za tą ewolucją.

Człowiek jest przecież wiecznie niedokończonym projektem.

Zobowiązanie stało się w ten sposób ograniczeniem jednostkowej wolności. Oddajmy głos samej autorce Dlaczego miłość nas rani: „Domaganie się zaangażowania interpretowane jest jako alienacja jednostkowej wolności. Wolność ta wiąże się z kolei z definiowaniem relacji w kategoriach czysto emocjonalnych: jeśli jakaś relacja stanowi rezultat niewymuszonych i nienarzuconych nikomu emocji, to nie może ona wypływać z moralnej struktury zaangażowania. Jako że emocje są generowane niezależnie od rozumu, a nawet woli, i postrzegane są jako zmienne, nade wszystko zaś dlatego że traktuje się je jako emanację indywidualnej subiektywności i wolnej woli jednostki, żądanie, by ktoś – w sferze emocji – zobowiązał się do czegokolwiek w przyszłości, jawi się jako coś bezpodstawnego i jako zagrożenie dla wolności nieodłącznej od czystej emocjonalności”.

W ten oto sposób znów wracamy do psychologii i jej nadrzędnej idei kontraktualności i wizji związku miłosnego jako czasowo zawieranej umowy pomiędzy równorzędnymi partnerami. Na potwierdzenie tych hipotez Illouz przytacza dane statystyczne dotyczące amerykańskich małżeństw: od lat 80. rośnie wiek, w którym ludzie decydują się wejść w związek małżeński; w latach 1970-2007 z 17% do 26% wzrosła liczba gospodarstw jednoosobowych; 76% mężczyzn, którzy weszli w związek małżeński w latach 1955-1959 pozostało w nim przez co najmniej 20 lat, w przypadku lat 1975-1979 analogiczny odsetek wynosił już tylko 58%.

Kobieta i mężczyzna noszą różne zegarki

Według Evy Illouz współczesne heteroseksualne związki cechuje pewnego rodzaju paradoksalność: wchodzący w nie mężczyźni i kobiety muszą zawiesić idee zaangażowania, nie mogą myśleć, że z samej zasady wejście w związek oznacza gotowość na podjęcie zobowiązań. Jest to oczywiście odwrócenie opisywanego w pierwszym akapicie modelu z przeszłości, gdzie określony rytuał wchodzenia w relacje wymuszał swoją budową symetrię kolejnych etapów związku oraz towarzyszących im emocji i coraz głębszego zaangażowania. Dzisiaj zaangażowanie ma być dopiero ostatecznym celem, nie podstawą związku – rozwijające się relacje uczuciowe mają niczym za dotknięciem magicznej różdżki doprowadzić nas w końcu do wniosku, że „to już ten moment”.

Dodatkowo, autorka Dlaczego miłość rani zwraca uwagę na płciowe nierówności wpisane w ten model. W przeszłości fundamentem męskości była gotowość do podejmowania zobowiązań i składania ślubów. Jednocześnie to mężczyźni, nie kobiety, byli stroną dominującą w emocjonalnej ekspresji i wyrażania uczuć.

Tymczasem dzisiaj idea zaangażowania, jak to wykazaliśmy już wcześniej, zanikła jako taka, a emocjonalny wysiłek stał się domeną kobiet. Illouz wskazuje na dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze, kobietom coraz trudniej wejść w stabilne związki uczuciowe, gdyż emocje mężczyzn są czymś nieuchwytnym, a oni sami stawiają opór próbom wciągnięcia ich w poważniejszy związek. Po drugie, okazywanie troski i miłości nie zachęca mężczyzn do większego zaangażowania, wręcz przeciwnie, często wywołuje w nich „odruch ucieczki”. Kobiety i mężczyźni inaczej podchodzą także do wolnego rynku miłości: dla kobiet jest to przede wszystkim rynek matrymonialny, dla mężczyzn rynek seksualny, który wobec popularności seksu przygodnego daje im możliwość zasadniczo mało problematycznego stosunku z wieloma partnerkami. Illouz przekonuje także, że dla kobiet seksualność jest nieodłącznie związana z macierzyństwem i małżeństwem, natomiast mężczyźni traktują ją często jako przestrzeń realizacji ich autonomii. W ten sposób dochodzimy do fundamentalnej nierówności płciowej: czas biologiczny tyka inaczej dla kobiet, inaczej dla mężczyzn. Kobiety więc siłą natury pozostają na rynku matrymonialnym krócej, mężczyźni mają tutaj większą swobodę i łatwość w manipulacji potencjalnymi partnerkami, podlegającymi biologicznym ograniczeniom.

Pokolenie nowych Narcyzów

W ten sposób dochodzimy do zarysowanego już na początku artykułu przesunięcia w znaczeniu miłości i związku w życiu człowieka. Dzisiaj podmiotowość i związane z nim poczucie wartości istnieje poza ograniczeniami klasy społecznej. Miłość zastąpiła dawne społeczno-moralne wyznaczniki naszej pozycji społecznej oraz poczucia wartości.

Tak opisuje to sama Illouz: „We wzajemnej miłości kochankowie wzajemnie potwierdzają swoją wyjątkowość i wartość. W dosłownym sensie każde z nich potwierdza istnienie i wartość subiektywności tego drugiego. […] Brak pewności siebie, którego doświadczamy, znika, zaś nasza samoocena zostaje wzmocniona tylko wówczas, gdy stajemy się obiektem miłości”.

Tak więc nacisk kładziony jest na ciągłą powtarzalność, fakt, że ten proces potwierdzenia wartości nigdy nie jest dokończony, czy zamknięty. Według autorki Dlaczego miłość rani popularność poradników dotyczących randkowania, miłości i seksu wynika głównie z przemian w obszarze poczucia własnej wartości i z tego, że to właśnie seks i miłość w tak dużym stopniu decydują o wartości społecznej jednostki, wpływając na jej samoocenę.

Współczesne związki stają się grą pomiędzy dwoma biegunami. Z jednej strony znajdziemy potrzebę autonomii, związaną z jednostkowym poczuciem wolności i chęcią samorealizacji. Z drugiej, z potrzebą uznania, wynikającą z wyżej przedstawionego charakteru związku. W konsekwencji stajemy się coraz bardziej jak Narcyz, który wchodzi w relację miłosną, aby przeglądać się w swoim partnerze jak lustrze, domagając się od niego potwierdzenia własnej wartości i pobudzania własnego ego. Miłość staje się coraz bardziej indywidualistyczną i egoistą grą.

Dwie wizje przyszłości

Lektura Dlaczego miłość rani podsuwa nam dwa potencjalne scenariusze przyszłości heteroseksualnych relacji miłosnych.

Pierwszy model opierałby się na quasi-instytucjonalizacji krótkich związków funkcjonujących w ramach logiki „pociągu do różnorodności”.

Skoro człowiek, jako jednostka skupiona na samorealizacji i jednocześnie dynamicznie zmieniająca się w czasie, potrzebuje do tego partnera, który z jednej strony będzie spełniał warunki emocjonalnej zażyłości i psychicznego dopasowania, a z drugiej potwierdzał nasze poczucie wartości, to być może właściwym rozwiązaniem jest ostateczne porzucenie idei „partnera na całe życie”. Czy nie efektywniejszym wyjściem byłoby posiadanie kilku różnych partnerów, na różnych etapach naszego rozwoju?

Jednocześnie świadomość kontraktualności związku oraz wyczerpywania się emocjonalnego paliwa i uczuciowego przywiązania mógłby sprawić, że rozstawalibyśmy się w sposób kulturalny. Jeszcze inną modyfikacją w tym duchu mógłby być scenariusz poliamoryczny – zamiast wielu pojedynczych partnerów rozłożonych w czasie, tworzylibyśmy konfigurację kilku związanych ze sobą jednocześnie osób, które pełniłyby wobec siebie nawzajem różne psychiczno-emocjonalne role.

Drugi scenariusz opiera się na przytoczonych przez Illouz wynikach konkursu wśród uczniów amerykańskich college’ów, którzy mieli opowiedzieć na podstawie własnych doświadczeń, czym jest dla nich miłość. Rezultaty były zaskakujące: okazało się, że młodzi ludzie coraz częściej szukają emocjonalnej więzi bez nawiązywania kontaktu fizycznego. W tym modelu kluczowa jest więc rola pośrednicząca Internetu: komputery, kamerki internetowe, rozmowy online, wiadomości tekstowe. Wciąż chodzi o emocjonalną i psychologiczną kompatybilność, wciąż w mocy pozostaje „pociąg do różnorodności” czy kontraktualne podejście do budowanych relacji, ale jednocześnie eliminuje się wysiłek i potencjał fizycznego rozczarowania. Kluczem jest jednak oderwanie emocjonalności od cielesności.

Uzupełnieniem tego modelu w zakresie seksualności może być jej sublimacja za pośrednictwem rozwijającego się rynku pornograficznego, który ułatwia całą sprawę, chroni nas od rzeczywistych rozczarowań, pozwala spełnić najbardziej zindywidualizowane pragnienia, bez oglądania się na potrzeby partnera. Sugestywnie zostało to przedstawione choćby w filmie Don Jon. Innym, a może po prostu kolejnym narzędziem może okazać się rozwijający coraz dynamiczniej rynek seksualnych robotów. Futurolog Ian Pearson w raporcie The future of sex report. The rise of the robosexuals przewiduje, że rynek seksualny urośnie trzykrotnie w perspektywie 20 lat i siedmiokrotnie do roku 2050, a seksualne roboty będą czymś powszechnym w domach zamożnych ludzi już za dekadę.

Nowoczesność opowiada nam bajki o szczęśliwym życiu

Eva Illouz stara się nas przekonać, że cały szereg procesów i tendencji, który stworzył dzisiejszy model miłości – indywidualizacja, ekonomizacja, emancypacja społeczno-moralna, problem z wielością, nadmiarem, nacisk na samorealizację, traktowaniem miłości i seksu jako centrum oraz źródła naszej wartości i samooceny wynika z samej istoty współczesności.

Nowoczesność to utopia szczęśliwego życia, wciąż opowiadana na nowo za pośrednictwem mass mediów. A miłość, obok życia towarzyskiego i zawodowego, to jeden z trzech głównych obszarów tych projekcji czy też fantazji.

Istotą współczesności jest więc permanentne wywoływanie pragnień lepszego życia, stawianie aspiracji, które nie mogą być nigdy spełnione. Nie o to zresztą chodzi – stawką w grze jest „pragnienie pragnienia”, którego realizacja jest odwlekana na „wieczne później”. Współczesność można zresztą opowiedzieć jako historię kolejnych ułatwień i eliminacji nieodwracalnych konsekwencji ludzkich działań. Nie ominęło to także związków miłosnych. Nowoczesność staje się więc niekończącym się snem na jawie, warunkowanym przez narcystyczne stosunki społeczne i współczesny konsumpcyjny kapitalizm.

Eva Illouz, Dlaczego miłość rani. Studium socjologiczne, Warszawa 2016, Wydawnictwo Krytyki Politycznej.