Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Trudnowski  15 listopada 2017

Strollowana niepodległość. „Test stulecia” najpewniej oblejemy

Piotr Trudnowski  15 listopada 2017
przeczytanie zajmie 7 min

Trudno o optymizm po 99. rocznicy odzyskania niepodległości. Jedną z nielicznych symbolicznych przestrzeni, która mogłyby nas łączyć jako wspólnotę, chociaż w konstruktywnym sporze, pozwoliliśmy strollować tragikomicznym ekstremistom. Równolegle najsilniejsze środowiska polityczne odrzuciły ofertę wykorzystania jubileuszowego stulecia do debaty o tym, jakiego państwa chcemy. Paradoks polega na tym, że bez przerwy się przekrzykując nie chcemy i nie umiemy się już nawet… kłócić o sprawy poważne. Wygwizdać Tuska i oskarżyć Kaczyńskiego o promocję faszyzmu jest łatwiej, niż spierać się o pożądany ustrój.

Można wierzyć, że tegoroczne wydarzenia to nieszczęśliwy zbieg okoliczności, a na stulecie z pewnością „się ogarniemy”. Obawiam się, że to nie jest żaden wypadek przy pracy. Przyjrzyjmy się temu, jak wyglądają narodowe przygotowania do „obchodów stulecia”.

Komitet na stulecie niepodległości? Bojkot, trolling i bajzel

Rok temu prezydent Andrzej Duda ogłosił projekt Ustawy o Narodowych Obchodach Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości. Nie da się ukryć, że był to projekt „w poprzek” tego, do czego przyzwyczaiły nas realia plemiennej wojny.

Prezydencka ustawa przewidziała choćby zaproszenie do Komitetu Narodowych Obchodów przedstawicieli wszystkich partii i komitetów, które w 2015 roku przekroczyły próg subwencji w wyborach parlamentarnych: od „korwinistów” z partii Wolność po „lewaków” z partii Razem. Jak zareagowali sami zainteresowani? Bojkotem, nieogarnięciem albo trollingiem.

Nowoczesna wprost odmówiła udziału, bo, jak uzasadniał Ryszard Petru w liście do głowy państwa, „jesteśmy świadkami kolejnej próby upartyjnienia świąt narodowych”, a jak dodała poseł Lubnauer: „Widzimy, że prezydent ma złe intencje”. Wiceprezes partii Wolność na Twitterze najpierw zarzucał Kancelarii Prezydenta, że ich pominięto, po czym przyznał, że nie przystąpili do Komitetu ze względu na własne bałaganiarstwo. Partia Razem również nie zdecydowała się na udział w Komitecie. Najbardziej symptomatyczny był chyba jednak ruch Platformy Obywatelskiej, która postanowiła zwyczajnie Komitet strollować: desygnując doń najbardziej dziś skompromitowaną z aktywnych polityków partii, od której odcina się nawet wielu działaczy tej formacji: Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Debata o konstytucji? Nikogo to nie interesuje

W czasie kolejnego z „wielkich świąt” Andrzej Duda podjął kolejną próbę. 3 maja ogłosił wolę zorganizowania 11 listopada 2018 roku referendum konsultacyjnego w sprawie kierunków zmian Konstytucji RP. Prezydent konsekwentnie zastrzega, że nie chodzi o próbę zmiany ustawy zasadniczej „na chybcika”, z referendum jako populistycznym uzasadnieniem suflowanych przez jedną partię korekt ustrojowych. „Być może, że tak nam wyjdzie z tej całej naszej konstytucyjnej pracy, że właśnie 25 lat po uchwaleniu konstytucji 1997 roku będziemy mieli nową, a być może nastąpi to szybciej – ale na pewno nie będziemy się z tym bardzo spieszyli” – mówił choćby na debacie organizowanej z NSZZ „Solidarność”, sugerując, że na ewentualną zmianę (gdyby wszystko poszło po myśli prezydenta, na co dziś się nie zanosi) i tak mielibyśmy poczekać co najmniej do kolejnej kadencji.

Jak ocenić reakcje na tę inicjatywę pół roku po jej ogłoszeniu? Trzeba powiedzieć dosadnie: prawie nikogo ta inicjatywa nie zainteresowała, z partią rządzącą na czele. Dość wspomnieć, że na programowej konferencji Prawa i Sprawiedliwości w Przysusze w lipcu (a więc na długo przed prezydenckimi wetami!) w wystąpieniach mówców znalazło się miejsce na zapowiedź odbudowania zamków kazimierzowskich, ale na podjęcie ustrojowej rękawicy rzuconej przez prezydenta – już nie.

Żadna z partii nie rozpoczęła poważnych prac konstytucyjnych. Żadne z wpływowych środowisk intelektualnych nie podęło poważniejszej debaty na temat tego, jak takie referendum i ewentualna nowa ustawa zasadnicza mogłaby wyglądać. Organizowane przez Kancelarię Prezydenta lokalne konferencje spotykają się, delikatnie rzecz ujmując, z umiarkowanym zainteresowaniem mediów.

Chociaż z Kancelarii płyną sygnały, że wśród pytań mogą się też pojawić pomysły dobre i potrzebne – poświęciliśmy im bodaj jako jedyne medium (sic!) obszerny tekst – to trudno dziś uwierzyć, że referendum zakończy się sukcesem. Opozycja powtarza mantrę, że „nie można zmieniać konstytucji z prezydentem łamiącym konstytucję” i najpewniej wezwie bądź do bojkotu, bądź głosowania na przekór „za status quo” we wszystkich kwestiach. O ile oczywiście referendum w ogóle się odbędzie. Dotychczasowe désintéressement ze strony partii rządzącej i rosnące napięcia między Pałacem Prezydenckim a „Nowogrodzką” każą poddać w wątpliwość czy senatorowie tej partii w ogóle wyrażą zgodę na przeprowadzenie referendum.

Bardzo chciałbym się mylić, ale obawiam się, że stoimy przed tragiczną z punktu widzenia wspólnoty politycznej alternatywą.

Referendum na stulecie niepodległości w najważniejszej możliwej kwestii może zostać albo odrzucone przez zaplecze polityczne w imię doraźnego przeciągania liny między ośrodkami władzy, albo zbojkotowanie przez pozostałe siły i powszechnie zignorowane przez istotną część obywateli. Trudno o bardziej wyrazisty symptom niedojrzałości wspólnoty politycznej, niż odrzucenie szansy na poważną, ogólnonarodową debatę ustrojową w imię bieżących, partyjniackich kalkulacji.

Tusk krzyczy „Bóg, Honor i Ojczyzna”    

Trudno się zatem dziwić, gdy fala hejtu zalewa Internet na wieść o tym, że Donald Tusk przyjął zaproszenie prezydenta na obchody Narodowego Święta Niepodległości. Nie wnikam czy pobudki szefa Rady Europejskiej były cyniczne czy szlachetne, choć słowa Tuska o tym, że „zaproszenie wydawało się bardziej serdeczne” znów skłaniają ku pesymizmowi. Niemniej sam fakt, że takie zaproszenie można przyjąć cynicznie, by rozpalić napięcia w obozie władzy, pokazuje jak bardzo odbiegliśmy od normalności. Zaproszenie byłych prezydentów i premierów na tego rodzaju uroczystość to rzecz tak prozaiczna i oczywista, że w konieczności zdroworozsądkowej obrony tego zaproszenia i przyjęcia go jest coś żenującego.

Co mieli do powiedzenia prawicowi komentatorzy? Nic dziwnego, że na autora słów o tym, że „polskość to nienormalność” gwiżdże i oburza się patriotyczny lud – powtarzali do znudzenia. Pal licho, że wyrwanie z kontekstu cytatu jest tak samo uprawnione i sensowne, jak innego fragmentu tego samego artykułu sprzed 30 lat. „Ja krzyczę Bóg, Honor i Ojczyzna” – pisał też przecież założyciel Platformy Obywatelskiej w odpowiedzi na ankietę „Znaku” w 1987 roku.

O żenadzie nienawistnych transparentów, „rasowym separatyzmie”, radości części opinii publicznej z nierzetelnych relacji zagranicznych mediów i słowach Grzegorza Schetyny, że to Kaczyński odpowiada za to, że „Polska miała twarz nazizmu” pisać więcej już chyba nie trzeba. „To nie kryzys, to rezultat”.

Próbujemy mimo wszystko

Gdy dwa lata temu organizowaliśmy I Kongres Klubu Jagiellońskiego jego pomysłodawca i inicjator, Janek Maciejewski, pisał prowokacyjnie, że „naszym podstawowym zadaniem jest znaleźć to, co nas na nowo podzieli”. Wierzyliśmy, że niespodziewana wyborcza zmiana 2015 roku, w naszej diagnozie wynikająca z głodu podmiotowości, oznacza nowe otwarcie przestrzeni na poważny spór o Polskę. „Polska jest dla nas wielkim zobowiązaniem i jednocześnie największą przygodą naszego życia. Mamy jednocześnie świadomość, że zbyt wiele czasu zostało zmarnowane. Najbliższe lata będą decydujące dla przyszłości Polski” – pisał wówczas Janek.

Po dwóch latach widzimy doskonale, że owe decydujące lata wciąż tracimy. Lepiej, niż potrafiliśmy sobie wówczas wyobrazić w najczarniejszych scenariuszach, widać, że jako wspólnota nie umiemy się już nawet na poważnie spierać. Kiedy otwarło się „okno możliwości” dyskusji o tym „jakiej Polski chcemy” – powszechnie tę szansę odrzucono. Na rok przed obchodami stulecia niepodległości trudno być dobrej myśli.

Sami próbujemy, jak umiemy. W sobotę organizujemy III Kongres naszego środowiska, na którym mimo wszystko chcemy rozmawiać o ustroju w kontekście ewentualnego referendum dotyczącego Konstytucji RP, ale też najbardziej gorących debat ostatnich miesięcy.

Będziemy debatować o sądownictwie (dr Jacek Sokołowski zaprezentuje i podda krytyce raport, którego główne tezy zapowiadaliśmy na łamach portalu), ordynacji wyborczej (dr Paweł Przewłocki zaprezentuje ordynację STV, a profesorowie Jarosław Flis i Antoni Dudek będą szukali dziury w całym), samorządności i metropoliach czy wreszcie potrzebie systemowej „naprawy Sejmu”.

Wszystkie propozycje, które będziemy prezentować, łączy fakt, że wymykają się plemiennym podziałom. Teoretycznie mogłyby być przyjęte przez dowolne formacje czy raczej ich elektoraty, zgodnie z ideą „porozumienia pod podziałami”, o którym w Tezach o wojnie polsko-polskiej i jej wygaszeniu pisał Rafał Ziemkiewicz. Na zakończenie, do debaty o wartościach, zaprosiliśmy polityków od Marka Jurka po Adama Bodnara – za punkt wspólny kwalifikujący do dyskusji uznaliśmy po prostu zdolność do merytorycznej rozmowy, mimo bardzo odległych punktów widzenia.

I, prawdę mówiąc, zainteresowanie jest umiarkowane. Niczego innego się nie spodziewaliśmy: najpewniej na sali nie popłynie krew, a raczej nudne argumenty i konkretne propozycje reform.

Gdybyście, Drodzy Czytelnicy, jednak uznali, że wciąż mamy jako Polacy szansę zdać ów „test stulecia” i odzyskać strollowaną niepodległość, to serdecznie zapraszamy: na Kongres, do zaangażowania, codziennej lektury czy epizodycznego wsparcia.

Dekadę temu, w dość kiepskim kawałku wyśmiewającym Krzysztofa Kononowicza, komediowy skład hip-hopowy Grupa Operacyjna zawarł celny i zupełnie niekomediowy refren: „Taki mamy kraj, jaki potrafimy zrobić”. Jeśli spieprzymy do końca tę przyszłoroczną rocznicę, to nikogo innego nie będziemy mogli obarczyć winą.