Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Człowiek to zwierzę walczące o przedłużenie gatunku. Czym red pill różni się od katolicyzmu?

Człowiek to zwierzę walczące o przedłużenie gatunku. Czym red pill różni się od katolicyzmu? autor ilustracji: Julia Tworogowska

Red pill próbuje dawać odpowiedź na zagubienie współczesnych mężczyzn w sferze relacji z kobietami. Jako ruch buntu wobec mainstreamowych narracji często bywa wrzucany do worka z napisem „prawica”. Warto w tym miejscu się zastanowić na ile red pill jest do pogodzenia z – również często łączoną z dyskursem prawicowym – katolicką wizją natury ludzkiej i człowieka. Gdzie są różnice, a gdzie punkty wspólne?

Tekst został pierwotnie opublikowany na łamach Magazynu Kontra. Dziękujemy redakcji za możliwość przedruku!

Red pill to co prawda wciąż niszowy, ale trendujący w internecie ruch dający współczesnym mężczyznom receptę na kryzys relacji damsko-męskich. Często jest on przez liberalną i lewicową stronę debaty publicznej oskarżany o szerzenie mizoginii czy jest też łączony ze zjawiskiem incelizmu (mężczyzn, którzy nie z własnej woli, nie są w stanie znaleźć sobie partnerki).

Ruch powstał w anglosaskiej internetowej przestrzeni tzw. „manosfery” – czyli forów zrzeszających mężczyzn, najczęściej krytycznie nastawionych do kształtu współczesnego świata, widzących ten świat jako im nieprzychylny  czy wręcz ginocentryczny (sprzyjający kobietom).

Sama nazwa nawiązuje do słynnej sceny z Matriksa, gdzie Morfeusz daje Neo do wyboru dwie pigułki – wzięcie niebieskiej oznacza pozostawanie w iluzji stworzonego przez maszyny świata, zaś czerwonej – poznanie brutalnej rzeczywistości.

Jak wiemy Neo wybiera czerwoną i odkrywa świat takim jakim jest naprawdę. Do podobnych celów pretenduje red pill – ma on odsłaniać prawdę na temat natury związków damsko-męskich.

W tym tekście nie chcę jednak skupiać się na samym opisie ruchu. Szerzej o nim przeczytacie w opublikowanym na łamach Klubu Jagiellońskiego tekście Pauli Olszyk czy też w szeregu materiałów video z udziałem polskiego przedstawiciela ruchu, Romana Warszawskiego. Bardziej dociekliwych odsyłam do swoistej biblii ruchu jakim jest książka Rollo Tomasiego zatytułowana „Mężczyzna racjonalny”.

To na czym chciałbym się skupić w tym tekście to na rekonstrukcji i porównaniu, wizji człowieka i miłości jaka wyłania się dyskursu redpillowego z wizją katolicką. Jest to o tyle istotne, że zarówno red pill jak i katolicyzm jest często wrzucany do jednego worka z napisem „patriarchat”.

Zarówno Kościół jak i red pill mają być według dyskursu lewicowego i liberalnego nieprzyjazne kobietom, promować wizję związku w którym to mężczyzna jest głową etc. Wizję katolicką zrekonstruuję przede wszystkim na bazie książki Karola Wojtyły „Miłość i odpowiedzialność” będącą swoistą pigułką rzymskokatolickiego nauczania o człowieku, płciowości i miłości.


Natura ludzka według czerwonej pigułki

Red pill swój opis natury ludzkiej bazuje – a przynajmniej tak twierdzą przedstawiciele ruchu – na empirycznych obserwacjach, teorii ewolucji, zwłaszcza na psychologii ewolucyjnej. Przedstawiciele ruchu twierdzą, że ich przekaz nie jest ideologią, jest oparty na nauce i odsłania prawdziwy obraz rzeczywistości.

Nie chcę rozstrzygać w tym miejscu na ile to jest prawda. Nadmienię jedynie, że naukowość psychologii ewolucyjnej, na którą powołują się redpillowcy jest przez wielu kwestionowana ze względu na niewielki materiał empiryczny jakim się posługuje i zbyt ogólne i kategoryczne wnioski jakie z niego wyciąga.

Nie wchodząc w kwestie zasadności zarzutów bądź też nie, można z pewnością powiedzieć, że red pill więc swój koncept natury ludzkiej próbuje bazować na obserwacjach nauk społecznych oraz biologii. Natura ludzka jest tu ostatecznie rozumiana jako statystycznie uśredniona suma zachowań przedstawicieli gatunku.

Człowiek jest więc taki, jak się w większości sytuacji zachowuje. Jeżeli większość ludzi postępuje egoistycznie, red pill stwierdzi, że człowiek jest z natury egoistą. Natura ludzka to więc po prostu opis faktycznych zachowań i działań ludzkich. Nic więc dziwnego, że przedstawiciele ruchu dochodzą co do zasady do dość pesymistycznych wniosków.

Jakie są to więc przede wszystkim zachowania, które definiują ową naturę? Otóż człowiek to istota kierowana przede wszystkim instynktem przetrwania i popędem seksualnym. Na tym instynkcie nabudowane jest wszystko inne. Rozwój, samorealizacja, dbanie o ciało i psychikę, kariera – to wszystko ma nas wynieść jak najwyżej drabiny społecznej i dać nam jak największe szanse na przekazanie swoich genów. Wszelkie więc działania ludzkie są jedynie funkcją najbardziej elementarnych instynktów.

Kobiety versus mężczyźni

Skoro red pill w definiowaniu człowieka szczególną uwagę przykłada do popędu seksualnego to musi nas tu prowadzić do problematyki doboru płciowego. W jaki sposób ludzie dobierają się w pary? Jak tworzą związki? Tutaj – jak mi się zdaje – red pill zakłada zasadnicze różnice między płciami oparte na przyjmowaniu odmiennych strategii reprodukcyjnych.

Mężczyźnie co do zasady zależy na spłodzeniu jak największej ilości potomków w celu przekazania swoich genów. Kobiecie zaś na znalezieniu takiego partnera, który zapewni jej i potomstwu bezpieczeństwo. Stąd też mężczyźni co do zasady są bardziej rozwiąźli, kobiety zaś nieco bardziej ostrożne w kwestii podejmowanej aktywności seksualnej gdyż, takowa może potencjalnie generować dla kobiet więcej kosztów (takim kosztem jest chociażby ciąża).

Mężczyzna by mieć dostęp do jak największej ilości partnerek powinien zainwestować swoje siły w zdobywanie zasobów materialnych, status (wspinanie się wyżej na drabinie społecznej) oraz dobrą kondycję fizyczną (dla kobiet jest to oznaką zdrowia, co sugeruje że geny przekazane przez mężczyznę również będą zdrowe).

Kobiety kierują się tzw. zasadą hipergamii czyli wybierają sobie partnera głównie o wyższym, a co najmniej równym im statusie społecznym. Wiąże się to najpewniej z kwestią tego, że ewolucyjnie słabsza fizycznie kobieta i ponosząca większość kosztów urodzenia dziecka potrzebowała adekwatnej opieki. Zapewnienia bezpieczeństwa i ochrony.

Z kolei mężczyźni w wyborze partnerki kierują się przede wszystkim atrakcyjnością seksualną związaną przede wszystkim z wyglądem, ale nie tylko – mężczyźni zwracają również uwagę na usposobienie i styl życia kobiety. Kobieta przede wszystkim powinna cechować się czułością i opiekuńczością – takie cechy wskazują na zdolność do podołania zadaniom matki.

Red pill zwraca uwagę, że generalnie mężczyźni stawiają kobietom mniejsze wymagania aniżeli kobiety mężczyznom. Mężczyźnie wystarczy gdy kobieta będzie atrakcyjna seksualnie i  jej usposobienie będzie zapowiadało względnie „nieuciążliwe” czy wręcz nacechowane miłą atmosferą dzielenie wspólnego życia

Kobiety są bardziej wymagające. Jak już wspominałem mężczyzna co do zasady powinien być wyższego, a co najmniej, równego statusu jak jego partnerka. To sprawia, że według red pilla, każda kobieta, nawet najmniej atrakcyjna ma szanse znaleźć partnera, gdyż zawsze w jej zasięgu będzie ktoś o podobnym lub nieco wyższym statusie atrakcyjności. Dość nieeleganckie powiedzenie „każda potwora znajdzie swojego amatora” ma mieć tu bardzo konkretne zastosowanie.

Natomiast zasada hipergamiczna ma wykluczać pewną część mężczyzn. Ci znajdujący się na samym dole w hierarchii atrakcyjności są poza zainteresowaniem kobiet. Dlatego by znaleźć partnerkę muszą poprawić swój status, co według ruchu, o tyle o ile jest się zaradnym choćby w stopniu minimalnym, nie jest czymś z gatunku rocket science. Tak więc red pill twierdzi, że znalezienie „drugiej połówki” nie jest takie znowu trudne. Wystarczy wziąć „czerwoną pigułkę”, zaakceptować rzeczywistość i trochę nad sobą popracować.

Miłość jako suma pożądania i interesu

Przedstawiciele red pilla podkreślają, że takie postawienie sprawy dotyczy statystycznej większości, a nie wszystkich mężczyzn i kobiet. Istnieją wyjątki od reguły. Co do zasady jednak to ludzie są właśnie tacy. Egoistyczni i kierujący się instynktami. Szukający swojej korzyści, przyjemności i statusowego awansu. Druga płeć ma być ku zaspokojeniu tych potrzeb wehikułem.

Ważne w redpillowej koncepcji miłości jest to, że miłość jest definiowana jako „autentyczne pożądanie”. To autentyczne pożądanie jak mi się wydaje, jest połączeniem komponentu uczuciowego (zakochania, autentycznej fascynacją drugą „połówką”) z silnym pożądaniem seksualnym (a więc zwróceniem uwagi na cielesną atrakcyjność). Gdy „autentyczne pożądanie” wygasa, miłość się kończy. Znowu zaś owe „autentyczne pożądanie”, miłość jest funkcją podstawowego instynktu jakim jest chęć przedłużenia gatunku.

Oczywiście red pill jest świadomy tego, że radykalne trzymanie się takiego ujęcia prowadziłoby do dużej niestabilności w związkach, co byłoby niekorzystne dla kondycji potomstwa. Dlatego uważa, że o pożądanie w związkach trzeba dbać. Kobieta ma dbać o swoją kobiecość, mężczyzna zaś o męskość. Wszystko po to by to wzajemne spoiwo, miłość/autentyzne pożądanie nie wygasło.

Mam w tym wszystkim nieodparte wrażenie, że miłość według red pilla to próba zaspokojenia dwóch egoizmów. Nie dostrzegam tu możliwości przekroczenia egocentrycznie nastawionego pożądania, osiągnięcia miłości rozumianej jako daru z siebie, czy też związku rozumianego jako wzajemne dbanie o swoje dobro. Być może to niedostrzeżenie z mojej strony wynika z tego, że przedstawiciele ruchu uważają iż nasze popędy, dobrze zaspokojone prowadzą również do miłości tak rozumianej. Jednakże podkreślanie kluczowej roli pożądania seksualnego zdaje się temu przeczyć.

Podsumowując próbę rekonstrukcji antropologicznej wizji tego ruchu, warto sobie odpowiedzieć na pytanie: czy red pill podtrzymuje arystotelesowską definicję człowieka jako „zwierzęcia racjonalnego”? W pewnym sensie tak, ale jest to racjonalność ograniczona.

W mojej ocenie red pill uważa, że racjonalny człowiek to taki, który poznaje powstałe w nas w wyniku ewolucji mechanizmy i dostosowuje do niego swoje postępowanie w celu przedłużenia gatunku. Celem człowieka nie jest więc jak u Arystotelesa szczęście wynikłe z poznania prawdy, lecz – no właśnie – prokreacja.

Te ewolucyjne mechanizmy przypominają coś na kształt stoickiego Logosu, a więc zasady  prawa rządzącego światem, które w celu osiągnięcia szczęścia trzeba poznać i do niego nagiąć swoje postępowanie. Ów logos ma nam ujawnić teoria ewolucji, zwykle zapośredniczona w dyskursie red pillowym przez psychologię ewolucyjną.

Punkty styczne z katolicyzmem

Przejdźmy teraz do zestawienia założeń ruchu z katolicką wizją człowieka i miłości. Czy rzeczywiście katolicy i przedstawiciele manosfery grają do jednej bramki w walce – tu celowo publicystycznie wyostrzam – z liberalno-lewicowym „lewiatanem”?

Zacznijmy od punktów zbieżnych. Na pewno katolicyzm uznaje chęć przedłużenia gatunku jako jedną z podstawowych potrzeb człowieka. „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się!” – te słowa Boga wypowiedziane w ogrodzie Eden interpretuje się jako pierwsze powołanie człowieka – powołanie do przekazywania gatunku.

Z kolei deklaracja o odnowie życia zakonnego Perfectae caritatis Soboru Watykańskiego II, w części poświęconej ślubom czystości zwraca uwagę, że jest to ślub dotykający najgłębszych i najbardziej podstawowych potrzeb człowieka. Kościół więc przyznaje, że popęd seksualny jest czymś ważnym i czymś co rzeczywiście w jakiś sposób człowiekiem kieruje.

Katolicyzm uznaje również ważną rolę pożądania seksualnego i uczuciowości w miłości mężczyzny i kobiety. Karol Wojtyła w swoim dziele „Miłość i Odpowiedzialność” pisze, że seksualne pożądanie ciała, uczuciowość i zakochanie są – jak to określa Wojtyła – budulcem i tworzywem miłości. Czymś niejako koniecznym do zaistnienia związku. Wojtyła nie jest zwolennikiem podejścia czysto racjonalnego w wyborze męża/żony. Uznaję on rolę wzajemnego „podobania się sobie” bez którego związek nie mógłby zaistnieć.


Protokół rozbieżności

Gdzie więc pojawiają się różnice? Przede wszystkim, red pill redukuje miłość jako funkcję podstawowych popędów, zaś człowieka do kłębka popędów co z perspektywy katolicyzmu jest opisem zranionej ludzkiej natury po grzechu pierworodnym. „Ku swemu mężowi będziesz kierować swe pożądania a on będzie panował nad Tobą” – mówi Bóg do Ewy po złamaniu boskiego zakazu. Zdeterminowanie człowieka przez jego pożądania – z taką wizją natury ludzkiej katolicyzm się nie zgadza.

I nawet Kościół mógłby diagnozie red pilla przyznać rację w tym punkcie, że opis takich a nie innych zachowań ludzkich dość trafnie opisuje niemałą część gatunku ludzkiego. Jednak jak powiedział Chrystus„ nie tak było na początku”. Nie tak została stworzona natura ludzka i nie do zaspokajania swoich popędów przeznaczony jest człowiek.

W tym punkcie dochodzimy do fundamentalnej różnicy pomiędzy red pillem. Tą różnicą jest sposób rozumienia natury ludzkiej oraz definiowania tego co jest „naturalne”. Jak już wspominałem red pill w określaniu tego co jest naturalne kieruje się teorią ewolucji i zaobserwowanymi w niej zrachowaniami, które pozwoliły gatunkowi ludzkiemu przetrwać i się rozwinąć.

Katolicyzm rozumie naturę trochę inaczej. Prawo naturalne, które stanowi trzon moralności Kościoła, zostało przez Kościół wzięte z tradycji myśli Greków i Rzymian. Polega ono na tym, że obserwując rzeczywistość, poszczególny istoty, gatunki czy tez czynności, człowiek może rozpoznać cel każdej z nich tj. jak powinna działać by osiągnąć swoją doskonałość. Prawo naturalne więc nie opisuje rzeczywistości taką jaką jest, ale taką jaką być powinna. Wskazuje kierunek i cel, a nie jest wyciągnięciem średniej z zaobserwowanych faktów.

Takie ujęcie wynika z rozpoznania, że w świat jest wpisana pewnego rodzaju harmonia. I choć z jednej strony obserwujemy chaos, przypadkowość, niedoskonałość, to z drugiej strony czujemy „że nie tak być powinno”. Pod powierzchnią chaosu, kryje się osnowa porządku, którą nasz umysł mniej lub bardziej jasno dostrzega. To dlatego możliwe jest rozpoznanie prawa natury, prawdziwego logosu rzeczywistości.

Kościół więc stwierdzając, że człowiek jest istotą rozumną nie stwierdza, że każda poszczególna jednostka zachowuje się racjonalnie. Nie opisuje tego jak jest. Wskazuje jak być powinno. Zdolność do używania rozumu jest czymś co wyróżnia człowieka.

Ta rozumność jest czymś więcej niż redpillowe zarządzanie podstawowymi popędami w celu ich zaspokojenia. Racjonalność człowieka może prowadzić go do cnoty, a więc rozpoznania tego co doskonałe i najbardziej odpowiadające godności ludzkiej i stopniowym rozwijaniu w sobie zdolności do osiągnięcia owej doskonałości. Katolicyzm uznaje więc, że człowiek jest zdolny (oczywiście po grzechu pierworodnym z pomocą łaski) wyzwolić się z panowania instynktów nad rozumem.

Takie ujęcie natury prowadzi do innego rozumienia istoty miłości. Rdzeniem miłości nie jest „wzajemne pożądanie”. Jest tylko budulcem, tworzywem. Ważnym, ale też niestabilnym, bo uczucia się zmieniają. Warto o pociąg ku sobie dbać, ale go nie absolutyzować. Czym jest więc miłość?

Miłość w ujęciu katolickim, także ta erotyczna, jest przede wszystkim chęcią tego by druga osoba osiągnęła dobro. Rozwijała się i stawała się coraz lepszym człowiekiem. Jest to więc ujęcie nieegoistyczne. Druga osoba nie jest celem do zaspokojenia swoich popędów. Nie może być używana jako środek.

Św. Tomasz z Akwinu nazywa małżeństwo „najwyższa formą przyjaźni”. Przyjaźń zaś to –  jak celnie zdefiniował to Cyceron – „zgodność w sprawach boskich i ludzkich połączona z wzajemną życzliwością”. Do tak rozumianej miłości potrzebna jest więc zgodność co do fundamentalnych pryncypiów życiowych oraz nieegoistyczne dbanie o dobro drugiego.

Oczywiście jak już wspominałem miłość rozumiana jako eros ma tu swoją niebagatelną rolę. Jest czymś ważnym. Jest jednak czymś nietrwałym i jak zauważył Benedykt XVI w encyklice Deus caritas est potrzebuje wychowania i oczyszczenia przez agape czyli miłość bezinteresowną.

Nie jest to więc jak w red pillu pożądanie ukierunkowane na zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb, ale przede wszystkim troska o drugiego, aż do gotowości oddania za niego życia. Prawdziwa miłość relatywizuje instynkty i jest gotowa je unicestwić, jeżeli tego będzie wymagać wyższa konieczność. Miłość jest więc darem i ofiarą.

***

Wizja świata jaką proponuje nam red pill jest w moim odbiorze swoistym reportażem ze świata po grzechu pierworodnym. Świata pozbawionego łaski, rządzonego przez „pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę tego żywota”, świata ścierających się egoizmów. „Czerwona pigułka” mająca wybudzać mężczyzn z matriksa” brzmi ostatecznie dla mnie jak pieśń człowieka, który zatrzymał się w „szeolu”.

Skoro niebo jest niemożliwe, to urządźmy się w otchłani. Jednak nie w to wierzy Kościół. „Człowiek nie realizuje się inaczej niż przez bezinteresowny dar z samego siebie”. Zaś najwyższym wzorem jest Chrystus, który dał się przybić do krzyża przez tych i za tych, których kochał. Z miłości przezwyciężył instynkt przetrwania. Dał świadectwo miłości do końca. Zaś męczennicy, święci zakonni i małżonkowie pokazują, że taka miłość do końca jest dostępna również dla nas. I żadna psychologia ewolucyjna tego faktu nie przekreśli.