Apel do Sikorskiego i Tuska: zeuropeizujcie Trójmorze!
Na liście „pisowskich” projektów, które obecny rząd powinien kontynuować bez wątpienia znajdować się powinno Trójmorze. Dorobek tego formatu należy ocenić w kategoriach niedosytu. Z pewnością jednak dotychczas wykonana praca, potencjał i nowe okoliczności powodują, że format nie tylko należy utrzymać, ale twórczo rozwinąć poprzez jego „europeizację”.
Krótka historia Trójmorza
Rozpoczynając swoją prezydenturę w 2015 r. Andrzej Duda podkreślił, że w polityce zagranicznej chce kontynuować dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego. Dla zmarłego w Smoleńsku prezydenta kluczowym założeniem była potrzeba integracji i wzmocnienia podmiotowości regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Dlatego jednym z flagowych projektów Dudy stała się inicjatywa Trójmorza (Three Seas Initiative – 3SI) do której weszły państwa Europy Środkowo-Wschodniej będące członkami UE.
Format ten miał być czymś więcej niż forum dyskusji, ale czymś mniej niż organizacją międzynarodową. Polityczną dynamikę miały zapewniać coroczne szczyty. Pierwszy odbył w 2016 r. Dubrowniku w Chorwacji, która była współinicjatorem 3SI. Kolejne szczyty odbywały się w innych państwach. Ostatni – dziewiąty – odbył się w tym miesiącu w Wilnie. W zamyśle inicjatorów Trójmorze miało być miejscem rozmowy przede wszystkim o pragmatycznie rozumianej współpracy regionalnej.
Szczególnym tego wymiarem miał być rozwój połączeń infrastrukturalnych, ponieważ region EŚW był znacznie słabiej skomunikowany niż Europa Zachodnia. Co więcej, dotąd kluczowe arterie komunikacyjne przebiegały na linii Wschód-Zachód, a nie Północ-Południe. Dotyczy to tak połączeń drogowych jak i kolejowych, energetycznych czy cyfrowych.
Od początku Trójmorze było więc skoncentrowane na współpracy gospodarczej, w tym energetycznej, transportowej i telekomunikacyjnej oraz biznesowej. W komunikacji formatu na pierwszym planie nie było wątków „geopolitycznych”. 3SI nie miało być politycznym czy militarnym sojuszem. Ambicje były więc ograniczone.
Związek z tymi obszarami był co najwyżej pośredni i odległy w czasie. Wzrost spójności regionu mógł w dłuższej perspektywie doprowadzić do większych zmian geopolitycznych w regionie. W jaki sposób? Przede wszystkim poprzez zerwanie z polityką „bandwagoningu” wobec kluczowych państw UE, w tym głównie Niemiec posiadających duże wpływy w Europie Środkowej.
Słusznie i celowo unikano dotąd skojarzeń Trójmorza z przedwojenną koncepcją „Międzymorza”, która wprost była nastawiona na budowę sojuszu geopolitycznego/militarnego mając na celu obronę przed imperialistyczną polityką Niemiec i Rosji. Kancelaria Prezydenta zdawała sobie sprawę, że posługiwanie się taką narracją będzie przeciwskuteczne.
Po pierwsze, będzie rodzić opór ze strony Niemiec i europejskiego mainstreamu. Po drugie, taka narracja mogłaby być zniechęcająca dla państw Trójmorza, które nie widzą potrzeby antagonizowania się z Berlinem. KPRP przyjęła więc założenie „tisze jedziesz, dalsze budziesz”, nie chcąc wokół inicjatywy wywoływać negatywnych emocji.
Niedźwiedzie przysługi zwolenników Trójmorza
Mimo tych założeń nie do końca się to udało uchronić przed krytyką. Dla opozycji Trójmorze od początku było podejrzane o próbę budowy sojuszu wymierzonego w UE i Niemcy. Krytykowano zarówno koncepcję, jak i jej nierealność. Co ciekawe, argumentów przeciwnikom Trójmorza dostarczali… jego zwolennicy.
Widzieli w nim bowiem dokładnie to, co chcieli zobaczyć jego przeciwnicy. Tym samym prawicowi zwolennicy Trójmorza marzący o budowie bloku regionalnego realizującego strategię balansowania wobec Niemiec wyświadczali niedźwiedzią przysługę prowokując do ataku na ten format.
W miarę upływu czasu krytyka ucichła. W międzyczasie status państwa partnerskiego otrzymały Niemcy, a instytucji partnerskich: Komisja Europejska UE, Europejski Bank Inwestycyjny, Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju czy Grupa Banku Światowego. Ale wraz z uciszeniem początkowych emocji ucichły także głosy wspierające.
Pragmatyczna współpraca obniżała bowiem nie tylko temperaturę dyskusji, ale w ogóle zainteresowanie tym formatem. Odżywało ono jedynie w okolicach corocznych szczytów.
Nie był to niestety przypadek. Trójmorze było formatem „prezydenckim”, co oznaczało, że jego obsługa należała do skromnego zaplecza w Kancelarii Prezydenta RP, a przełożenie ustaleń na działania było niemożliwe bez zaangażowania rządu. Tymczasem Zjednoczona Prawica inicjatywie była formalnie przychylna, ale ponieważ była to inicjatywa KPRP, to rząd nie był przesadnie zaangażowany. Dopiero w 2020 r. a więc po 5 latach od zainicjowania formatu, powołano pełnomocnika rządu, który miał koordynować działania między poszczególnymi resortami.
Umiarkowany dorobek
Fakt, iż mieliśmy niedawno 9. Szczyt Trójmorza świadczy o tym, że inicjatywa ta zakorzeniła się w świadomości decydentów w regionie, a poszczególne państwa widzą w niej sens. Swój szczyt popularności i kumulację wiązanych z nim nadziei notowała w 2017 r., kiedy to na szczyt w Warszawie gościnnie zjawił się Donald Trump, który mocno poparł inicjatywę.
Trójmorze zostało obudowane licznymi inicjatywy typu „side-project”. Regularnie odbywały się fora z udziałem samorządów, parlamentarzystów, naukowców. Współpraca obejmuje giełdy papierów wartościowych i banki centralne. Instytucjonalnym sukcesem było powołanie Funduszu Trójmorza w 2019 r., który miał współfinansować projekty międzypaństwowe w poszczególnych państwach.
Mając na uwadze, jak duże są te potrzeby, należy podkreślić, że realne finansowe wkłady były bardzo ubogie, z czego zdecydowana większość została zasilona środkami z polskiego Banku Gospodarstwa Krajowego. Fundusz Trójmorza miał być „dźwignią” pozyskiwania kapitału prywatnego, ale plany te nie zostały zrealizowane.
Ani za czasów Trumpa, ani tym bardziej później Amerykanie nie byli zainteresowani dofinansowaniem Funduszu. Trójmorze należy więc oceniać w kategoriach niedosytu. Inicjatywa po początkowym intensywnym rozruchu straciła impet, a na kolejnych szczytach wygłaszano te same komunikaty. Poszczególne państwa uczestniczą w szczytach, ale coraz częściej było słychać głosy o tym, że spotkania stają się to pustym rytuałem, w którym brakuje treści.
W miarę upływu czasu coraz bardziej widoczne była słabość niskiej instytucjonalizacji. Brak stałych mechanizmów operacyjnej współpracy powodował, że dynamikę formatu ożywiały jedynie doroczne szczyty, a czas między nimi nie był efektywnie wykorzystywany. Rząd Zjednoczonej Prawicy dopiero pod koniec swoich rządów zaczął dyskusję o stworzeniu stałego sekretariatu, stworzenie platformy dla rządowych pełnomocników czy wprowadzenia formalnych prezydencji na wybrany okres, jak ma to miejsce w przypadku UE, V4 czy G20.
Rząd Zjednoczonej Prawicy zostawił więc projekt w chwili rozkręcania, ale i poczucia „zmęczenia” Trójmorzem. Z pewnością na ograniczony rozwój i brak przychylności na 3SI ze strony KE wpływał zły wizerunek polskiego rządu, bo podnosił koszt zbliżenia unijnego centrum z Warszawą.
Nowy rząd, nowa nadzieja?
W tej sytuacji nie powinno dziwić, że wśród opozycyjnych wobec PiS polityków pojawia się pytanie o sensowność kontynuacji tego projektu. Na taką wątpliwość należy zdecydowanie odpowiedzieć, że format warto nie tylko kontynuować, ale i w niego zainwestować. Okoliczności zewnętrzne powodują bowiem, że za Trójmorzem przemawia jeszcze więcej argumentów niż w momencie jego powstania.
Po pierwsze, rosyjska agresja na Ukrainę zwiększyła poczucie zagrożenia i konieczności zacieśnienia regionalnej współpracy. Po drugie, rozwija się w UE debata na temat zmian traktatowych, które będą zmieniać pozycję poszczególnych państw regionu.
Po trzecie, w naszym regionie rośnie obawa o gospodarcze konsekwencje Europejskiego Zielonego Ładu, co rodzi potrzebę pogłębionej dyskusji o potrzebie korekty uwzględniającej interesy regionu. Po czwarte wreszcie, wzrost gospodarczy w regionie nie przekłada się na wzrost politycznej pozycji. Dowodem na to jest fakt iż żaden przedstawiciel Europy Środkowo-Wschodniej nie będzie się liczył w grze o kluczowe stanowiska w UE w nowym rozdaniu po wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Nowym impulsem dla Trójmorza byłoby wprowadzenie do jej agendy tematów dotyczących całej UE i uczynienie z formatu platformy dyskusji pozwalającej koordynować stanowiska w kluczowych sprawach dla UE. Z jednej strony wzrost ambicji i świadomości państw regionu, a z drugiej utrzymujące się polityczne status quo, rodzą okoliczności w których aktualizacja formuły Trójmorza jest zasadna.
Podkreślić do tego trzeba, że dotychczasowe forum współpracy regionalnej w ramach Grupy Wyszehradzkiej przeżywa trudne chwile z uwagi na odrębność stanowisk Węgier i Słowacji. Tym bardziej więc zasadne jest przeniesienie ciężaru rozmów o regionie na Trójmorze.
Dotychczasowa aktywność premiera Tuska, jak i Radosława Sikorskiego jasno pokazuje, że rozumieją oni zmianę okoliczności w jakich przyszło im sprawować funkcje. Obecne uwarunkowania polityki międzynarodowej odbiegają od tych, w jakich działali w latach 2007-2014. Wiele na to wskazuje, że są świadomi konieczności zadbania o integrację regionu, jak i jego wspólny głos w UE.
Sam wzrost roli Polski, jak i personalnej pozycji tych polityków w UE, zwiększa ich pole działania również w wymiarze regionalnym. Ich dobra prasa na Zachodzie Europy jest nie bez znaczenia dla innych państw regionu, którzy z różnych przyczyn nie chcieli bliskiej współpracy z rządami PiS.
Dla Koalicji Obywatelskiej reaktywacja Trójmorza mogłaby przynieść korzyści wizerunkowe. Pokazanie, że obecny rząd nie tylko realizuje projekt poprzedników, ale także twórczo rozwija, silniej zakorzeniając w tematach unijnych, mogłoby być atrakcyjną narracją pozwalającą powiązać wątek współpracy regionalnej z narracją bliżej współpracy z Brukselą. „Europeizacja” Trójmorza pozwalałaby zwiększyć szansę na kapitalizację Funduszu przez unijne instytucje finansowe.
Szansa polskiej prezydencji
Odświeżeniu formuły sprzyja polska prezydencja w Trójmorzu, która mogłaby być wykorzystana do przesunięcie Trójmorza na szersze tory. Przypomnijmy: polskie przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej obejmie pierwszą połowę 2025 roku.
Rewitalizacja Trójmorza mogłaby być też ważnym argumentem rządu w rozmowach z prezydentem na temat polskiej prezydencji. Uchwalona w ubiegłym roku ustawa daje prezydentowi Dudzie ważną rolą konsultacyjną w sprawach zarówno programowych jak i personalnych. Z pewnością zapewnienie rządu, że ważnym elementem polskiej prezydencji byłyby działani a wpisujące się w rozwój Trójmorza stanowiłyby argument na rzecz uzyskania od głowy państwa zielonego światła do realizacji innych elementów prezydencji, na których będzie zależało rządowi.
Europeizacja Trójmorza nie powinna spotkać się z oporem inicjatora formatu, czyli Andrzeja Dudy,. Wręcz przeciwnie, w przyszłym roku 3SI będzie obchodzić 10 rocznicę. Jednocześnie prezydent będzie kończył swoją prezydenturę. Zwieńczenie dekady tego głównego „dziecka” polityki zagranicznej Pałacu Prezydenckiego w postaci nadaniu mu nowej dynamiki pozwalającej na jej rozwój także po końcu kadencji mogłoby być dla niego bardzo kuszące.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.