Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Ofensywa Sikorskiego w USA. Pochwała zasadna, ale na zachwyt za wcześnie

Ofensywa Sikorskiego w USA. Pochwała zasadna, ale na zachwyt za wcześnie Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski podczas Rady Bezpieczeństwa ONZ; screen z video: https://www.youtube.com/watch?v=0RNy4gyAa6w

Amerykańskie tournée szefa polskiej dyplomacji zrobiło krajową i międzynarodową medialną karierę. Sprawna dyplomatyczna ofensywa zasługuje na uznanie, ale jest zdecydowanie za wcześnie, aby odtrąbić spektakularny sukces. Co więcej, pojawiają się poważne sygnały pokusy wejścia przez nowy polski rząd do antytrumpowskiego obozu, co byłoby znaczącym, długofalowym błędem polskiej dyplomacji.

Wsparcie Ukrainy w interesie USA

Wystąpienie Radosława Sikorskiego na forum ONZ, na którym spektakularnie wypunktował rosyjskie kłamstwa, stało się internetowym hitem rozpowszechnianym nie tylko przez zwolenników PO. Agencja Bloomberg poświęciła polskiemu ministrowi osobny artykuł, pisząc w nim: „Przemówienie polskiego ministra spraw zagranicznych w ONZ zostało okrzyknięte natychmiastowym klasykiem”. Charakterystyczne jest to, że nawet politycy PiS przyznawali, iż wystąpienie było zgrabne, mimo że przecież od lat nie mają najmniejszych powodów do sympatii wobec szefa MSZ (z wzajemnością).

Występ na forum ONZ był wisienką na torcie ofensywy dyplomatycznej, jaką Sikorski przeprowadził w Stanach Zjednoczonych. Szef polskiego MSZ spotkał się amerykańskim sekretarzem stanu Antonym Blinkenem, a także wziął udział w organizowanej przez Wall Street Journal dyskusji wysokiego szczebla na temat pomocy Ukrainie z szefem brytyjskiej dyplomacji Davidem Cameronem oraz ministrem spraw zagranicznych Niemiec Annaleną Baerbock.

Podczas pobytu ministra Sikorskiego w Waszyngtonie odbyły się także rozmowy z Jackiem Sullivanem, doradcą prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki ds. bezpieczeństwa narodowego USA, dyrektor wywiadu narodowego USA Avril Haines oraz kilkoma senatorami. Szef MSZ udzielił także wywiadów wysokozasięgowym amerykańskim mediom: Bloomberg TV, CNBC, CNN i New York Times. Wszystkie wystąpienia łączyła spójna oś narracyjna, którą kompleksowo wyłożył w wykładzie dla renomowanego amerykańskiego think tanku Atlantic Council.

Sednem przekazu Sikorskiego było skonfrontowanie się z popularnymi w USA narracjami podważającymi zasadność pomocy Kijowowi. Szef MSZ starał się udowodnić, że wsparcie Ukrainy nie wynika jedynie z moralnego zobowiązania, ale partykularnego interesu gospodarczego, ponieważ „stopa zwrotu z tej inwestycji jest wysoka”.

Sikorski kolejno pokazywał, że realny koszt wojny dla budżetu to ledwie 5% rocznego budżetu wydatków na obronę, a dotychczasowe efekty wsparcia Ukrainy są znaczące. Co więcej, pokazywał, że w 90% wydawanych środków sprzęt wojskowy wysyłany na ukraiński front trafia do amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Przypomniał także, że przyspieszające zbrojenia państwa UE również zaopatrują się w Stanach Zjednoczonych.

Aby podważyć tezę o Europie, która „jeździ na gapę” w kwestiach bezpieczeństwa i wyłącznie prosi USA o większe zaangażowanie, Radosław Sikorski podkreślił, że Unia wydaje dziś na pomoc dla Ukrainy więcej niż Stany Zjednoczone. Przypomniał, że osłabiając Rosję, osłabia się całą „oś zła”, a więc również Chiny, Iran i Koreę Północną, które chcą obalić światowe przywództwo USA.

Szef polskiej dyplomacji rysował też mniej oczywiste konsekwencje ograniczenia zaangażowania USA w wojnę – m.in. prawdopodobne pęknięcie w obozie Zachodu i utratę wiary w amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa na całym świecie, co może rozpocząć globalny wyścig zbrojeń, w tym intensyfikację starań o broń jądrową.

Zaznaczał, że długofalowo Europa weźmie na siebie większy ciężar swojego bezpieczeństwa, ale teraz potrzebna jest pomoc USA, ponieważ Ukraina potrzebuje przede wszystkim sprzętu wojskowego, którego w UE po prostu nie ma w wystarczającej ilości. W innym wątku swoich wypowiedzi podważał głosy postulujące politykę ustępstw wobec Moskwy, podkreślając, że Putin atakuje, gdy wyczuwa słabość, a cofa się, kiedy napotka zdecydowany opór.

Wyolbrzymiony zachwyt

Niemniej skala peanów na cześć Sikorskiego wśród liberalnego komentariatu jest tak duża, jak by co najmniej wykonał on jakąś wielką, nieszablonową i skuteczną operację polityczną. Nic takiego się jeszcze nie wydarzyło – z odtrąbieniem dużego sukcesu trzeba się na razie wstrzymać.

Po pierwsze, nie dość przypominania, że publicznie wypowiadane słowa – nawet użyte w sposób przekonujący – w polityce mają ograniczone znaczenie. Miernikiem skuteczności ministra, jak i całego rządu będą realne działania zagranicznych partnerów zgodne z polskim przekazem.

Skala trudności w tym wymiarze jest ogromna – wsparcie dla Ukrainy to przecież jeden z najgorętszych tematów politycznych za oceanem i trudno zakładać, by nawet najdalej idące wysiłki polskiej dyplomacji były decydujące dla finalnej decyzji amerykańskiego rządu. Sikorski wykonał więc dobrą robotę, ale na odcinku, gdzie wpływ na rzeczywistość jest mocno ograniczony.

Po drugie, Radosław Sikorski był w Ameryce, ale jej nie odkrył. Zdecydowana większość argumentów, którymi się posłużył, była używana także przez poprzedni rząd i prezydenta Andrzeja Dudę. Nie jest to krytyka Sikorskiego, a jedynie osadzenie jego aktywności w szerszym kontekście wypowiedzi polskiej dyplomacji na przestrzeni ostatnich miesięcy.

Co więcej, rządowi przedstawiciele za czasów PiS w czasie swoich wizyt w USA także robili dyplomatyczny tour zarówno po mediach, jak i ważnych instytucjach. Fakt, że nie zyskały one takiej popularności, nie wynika tylko z retorycznej sprawności Sikorskiego, ale mniejszego osieciowania w liberalnych kręgach. Dzięki osobistym kontaktom, ale i zapewne wpływowej w środowiskach demokratów żonie Sikorskiego, Anne Applebaum, narracja szefa MSZ poszła w świat.

Uczciwie trzeba jednak dodać, że świeżość wystąpień Sikorskiego na tle poprzedników wynikała także z jego silnej politycznej pozycji w rządzie, która daje mu dużą autonomię w kreowaniu własnej narracji. Szefowie MSZ za rządów Prawa i Sprawiedliwości w ostatnich latach – Jacek Czaputowicz i Zbigniew Rau – nie mieli takiej siły przebicia we własnym politycznym środowisku, a także nie widzieli potrzeby tak mocnej ekspozycji medialnej.

Po trzecie, warto zaznaczyć, że Sikorski nie używał w swojej narracji istotnego argumentu, który mógłby przemówić do amerykańskiego odbiorcy. Zachęcając USA do zaangażowania, powinien nie tylko podkreślać wydatki Polski na zbrojenie, ale także pokazywać ogrom polskiego wysiłku wobec wojny. Opinia publiczna zza Atlantyku jest bowiem wrażliwa na punkcie bycia „frajerem” i płacenia za innych.

Będąc w opozycji, politycy PO podkreślali zaangażowanie polskich obywateli. Pomijali w tym procesie polskie państwo, chcąc deprecjonować wysiłki rządu PiS. W tym kontekście krytycznie należy odnotować wywiad, jakiego Sikorski udzielił w CNN. Dostarczał on amerykańskiemu odbiorcy bezpardonowej krytyki swoich poprzedników i to w narracji przypominającej tę, jaką demokraci posługują się w krytyce Trumpa.

Po czwarte i najważniejsze, Sikorski wystąpił w instytucjach i mediach zasadniczo liberalnych, gdzie poparcie dla wsparcia Ukrainy jest wyższe niż po stronie republikańskiej. Dziś to właśnie zorientowani na Trumpa politycy partii republikańskiej o izolacjonistycznych skłonnościach powinni być głównymi adresatami dyplomatycznych zabiegów. Tymczasem zdaje się, że Sikorskiemu nie udało się dotrzeć do ich medialnego ekosystemu.

Komunikacja z trumpowską Ameryką odbywała się jedynie za pomocą formalnych apeli m.in. do speakera Izby Reprezentantów Mike’a Johnsona o przyspieszenie głosowania nad pakietem wsparcia dla Ukrainy. Sikorski w swoich komentarzach często powtarza, że liczy na polityków PiS, iż ci będą skutecznie oddziaływać na środowisko Trumpa, skoro twierdzą, że tak owocnie się z nim współpracowało.

Trzeba przyznać, że publicystycznie jest to zgrabna złośliwość wobec swoich krajowych oponentów, ale politycznie mało poważna rekomendacja. Za dyplomację odpowiedzialne są głównie oficjalne instytucje, a poszczególne partie mogą co najwyższej je wspierać swoimi kanałami. „Outsourcing” kontaktów z republikanami na PiS i prezydenta Dudę można wręcz potraktować jako przyznanie się do bezradności w relacjach z republikanami.

Krótkowzroczne granie na antytrumpowską nutę

Powyższy problem nie jest przypadkowy. Choć w wywiadach Sikorski nie dawał satysfakcji niechętnym Trumpowi dziennikarzom i nie wchodził w antytrumpowską narrację, to nie ukrywał, że zdecydowanie bliżej mu do Bidena i demokratów.

Potwierdził to zresztą obszernym wpisem na Facebooku komentującym wystąpienie Trumpa na jednym z wieców, podczas którego wspomniał, że nie będzie bronić państw NATO nieprzeznaczających 2% PKB na wojsko. Sikorski w swoim dość obszernym komentarzu wymieniał powody, dla których słów Trumpa nie powinno się lekceważyć.

Była to w istocie mało zawoalowana polemika z narracją PiS, który starał się zrelatywizować przekaz Trumpa. O ile za oceanem Sikorski jest bardziej powściągliwy, o tyle w Polsce pozwala sobie na krytykę byłego prezydenta USA, zapewne z uwagi na wewnętrzny kontekst polityczny w Polsce.

Praktyki tej trudno bronić – wpisy szefa MSZ są zapewne czytane za oceanem. Fakt, że są podstawy do niepokoju wypowiedziami lidera republikanów, nie jest wystarczającym powodem, aby szef polskiej dyplomacji wchodził w role krytycznego recenzenta osoby mającej dużą szansę na przejęcie władzy w listopadzie.

Sikorski nie jest bowiem publicystą ani politykiem opozycji, któremu wolno więcej, ale szefem MSZ, którego obowiązują sztywniejsze zasady i który właśnie zabiega o zmianę stanowiska kongresu. Na ten duży wpływ ma frakcja MAGA. Krytykując – nawet pośrednio – znanego z megalomanii Trumpa, należy podlkreślić, że zmniejsza on skuteczność swojej dyplomatycznej pracy.

Niestety, jeszcze dalej w krytyce potencjalnego przyszłego gospodarza Białego Domu posunął się Donald Tusk. Na platformie „X” urzędujący premier Polski napisał do republikańskich senatorów: „Ronald Reagan, który pomógł milionom z nas odzyskać wolność i niepodległość, musi dziś przewracać się w grobie. Wstydźcie się”.

O ile Sikorski delikatnie dystansował się wobec Trumpa, o tyle Tusk bez wątpienia przekroczył czerwoną linię, obcesowo atakując republikanów i wpisując się w antytrumpowską emocję. Wpis ten wywołał szeroką dyskusję i spotkał się z krytyczną ripostą trzech amerykańskich senatorów. Co więcej, szkodliwy wpis Tuska miał miejsce niedługo przed wyjazdem Sikorskiego do USA, co temu z pewnością nie ułatwiło amerykańskiego tournée.

Takie sygnały ze strony premiera Polski będą zapamiętane i potencjalnie będą utrudniać budowanie relacji z przyszłą amerykańską administracją. Są także przeciwskuteczne, bo utwierdzają trumpistów w przekonaniu, że liberalna „międzynarodówka”, do której ochoczo zapisał się Tusk, nimi pogardza.

Politycy PO krytykowali przed poprzednimi wyborami w USA PiS i prezydenta Dudę, którzy mieli jednoznacznie popierać Trumpa. Tymczasem sami robią dokładnie to samo.

Wpis Tuska prawdopodobnie nie był jedynie nieprzemyślaną reakcją czy nieumiejętnym zabiegiem dyplomatycznym skierowanym do Amerykanów, ale świadomym działaniem adresowanym do liberalnych kręgów w Europie. To nie pierwsza taka sytuacja. W 2020 roku w trakcie kampanii wyborczej USA wprost napisał: „Zawsze wierzyłem w wielkość ideałów Republikanów. Ale teraz modlę się o sukces Joe Bidena”.

Celem niedawnego komunikatu Donalda Tuska było pokazanie, że popierając antytrumpowską narrację, jest jednym z nich. Dla liberalnych salonów Europy Zachodniej stosunek do Trumpa jest jednym z testów lojalności wobec liderów z naszego regionu.

Uważają one go za jedno głównych zagrożeń nie tylko dla relacji transatlantyckich, ale także dla liberalno-demokratycznego porządku w Europie. Wygrana kandydata republikanów mogłaby dać dodatkowy napęd prawicy także w UE.

Prawdziwy test Sikorskiego

Stawianie w tym momencie kropki nad „i” jest przedwczesne. Miejmy nadzieję, że interes Polski wygra z lojalnością wobec kolegów z Europy Zachodniej i Tusk z Sikorskim nie będą ostentacyjnie i publicznie zapisywać się do antytrumpowskiego obozu. Przeciwne działanie może mieć negatywne konsekwencje dla Polski.

Po pierwsze, ewentualne zwycięstwo Trumpa będzie oznaczać, że w USA pojawi się mało przychylna administracja. Po drugie, rzadko publicznie skierowana krytyka jest skuteczna, szczególnie wobec Trumpa, którego ta może usztywnić w przekonaniach.

Po trzecie, w polskim interesie nie jest pogłębianie sporów transatlantyckich, ale ich łagodzenie. Rosyjskie zagrożenie każe dbać o najważniejszą polisę ubezpieczeniową, jaką wciąż są Stany Zjednoczone, nawet jeśli ich wiarygodność pod przywództwem Trumpa się obniży.

Od razu dodajmy, że nie jest to wcale scenariusz pewny – zapowiedzi Trumpa są niejasne, a jego poprzednia prezydentura była mniej problematyczna niż retoryka, jaką się posługiwał.

Polska na tyle wzmocniła swoją pozycję, że może pretendować do roli tłumacza między potencjalnie trumpowską Ameryką a liberalną Europą Zachodnią. Rząd Tuska byłby w takiej roli wiarygodny ze względu na dobre relacje z unijnymi środowiskami głównego nurtu z jednej strony, a z drugiej Trump najprawdopodobniej zachował dobre zdanie o Polsce. To właśnie w Warszawie podczas jego rządów czekały na niego nie gwizdy, jak w innych państwach Europy, a wiwatujące tłumy i przychylni decydenci.

Wskazaną rolę Polski zdaje się rozumieć Sikorski, mimo że czasami ponosi go osobisty temperament. Jednak fundamentalne pytanie brzmi, czy będzie go w stanie okiełznać w dłuższym terminie i czy uda się mu przekonać Donalda Tuska do takiej polityki. Jeśli to się uda, to będzie to większy sukces dla Polski niż jednorazowe retoryczne zwycięstwo nad rosyjskim ambasadorem w ONZ.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.