Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Czesi Bohumila Hrabala. Naród czułych barbarzyńców i filozofów prasy do papieru

Czesi Bohumila Hrabala. Naród czułych barbarzyńców i filozofów prasy do papieru Bohumił Hrabal i Jaroslaw Pelc w 1986 roku, źródło: wikimedia commons

Dawno temu kardynał Piccolomini wysłał do Rzymu sprawozdanie, według którego starsze kobiety w Pradze lepiej rozumieją Pismo Święte niż rzymscy kardynałowie. Spacer po Pradze pozwala natomiast zaobserwować, że co trzeci napotkany człowiek śpi, a co czwarty pogrążony jest w lekturze. Tak przynajmniej twierdzi Bohumil Hrabal. Czy w takim razie możemy uznać, że czeski pisarz zbudował swoim rodakom inteligencki pomnik miażdżący doszczętnie haszkowski, szwejkizowany obraz Czechów?

Nie do końca. Hrabal uważał Jaroslava Haška za swojego mistrza, a o Przygodach dobrego żołnierza Szwejka mówił, że pojmie je dopiero na pół godziny przed śmiercią. Praską, wielkomiejską ironię doprowadził zaś do perfekcji, łącząc dwie czeskie natury w postaci czułego barbarzyńcy – esencji czeskiego narodu. I to wszystko przy nieodłącznie towarzyszącym Hrabalowi „dryblingu na chustce do nosa”.

Co Čech, to knihomil

Nie mamy powodów, by nie wierzyć w historię o kardynale Piccolominim i praskich staruszkach, którą Bohumil Hrabal przytoczył w wywiadzie-rzece, jedynym, jakiego udzielił (Drybling Hidegkutiego, czyli rozmowy z Hrabalem). Wśród wielu kwestii, które można powiedzieć o pisarzu, z pewnością nie znajdziemy zarzutu, iż chciał on wystawić swojemu narodowi laurkę.

Nawet jeśli Hrabal mija się z prawdą i ironizuje iście po prasku, kryjący się za tym przekaz jest dość jasny. To samo tyczy się anegdoty o zaczytanej stolicy oraz kolejnych, które poznajemy wraz ze spacerem, na jaki zabiera nas Hrabal po mieście stu wież.

Oto bowiem Praga jest stolicą ludzi ciekawych kultury i literatury, ludzi pochłaniających nowości książkowe i czytujących regularnie gazety. Gdy ukazało się czeskie tłumaczenie Wyboru Zofii Williama Styrona, zgodnie z relacją Hrabala miasto wpadło w stan oczarowania. Jak czytamy, „Amerykanin z Południa napisał sześćsetstronicową powieść i… oszołomił Pragę”.

Kiedy zaś do czeskiej stolicy przybywają zagraniczni aktorzy i pisarze, nie są w stanie zachować anonimowości – przechadzających się po moście Karola i Malej Stranie momentalnie rozpoznają przechodnie. Jakby na potwierdzenie historię rozpoznania „celebryty” snuje pisarz Václav Řezáč w opowiadaniu Przemiana. Jego bohater po zgoleniu wąsów odkrywa, że łudząco przypomina prezydenta Woodrowa Wilsona, co z entuzjazmem zauważają wszyscy napotkani przechodnie, a fakt ten dokumentują (jakże by inaczej) gazety…

Hrabala z pewnością nie można uznać za fałszywego proroka czeskiego oświecenia. Według badań przeprowadzonych w ostatnich latach Czesi są europejskim narodem spędzającym na czytaniu tygodniowo najwięcej czasu. Niemal trzy czwarte czeskiego społeczeństwa (73%) czyta przynajmniej jedną książkę rocznie, a aż 83% mieszkańców czerpie wiedzę z prasy papierowej – wśród niej królują czasopisma (76%) oraz wszelkiego rodzaju dzienniki, zaś całkowity zasięg klasycznych gazet obliczany jest na ponad 7 mln odbiorców w całym kraju.

W obliczu pożerającej analogowość form digitalizacji zamiłowanie naszych południowych sąsiadów do namacalnych, kupowanych w kioskach mediów wzbudzać może zachwyt, ale nie powinno dziwić. Czesi to bowiem naród literatury gazetowo-sprawozdawczej.

Hrabal wspomina iście reporterski sposób pisania Boženy Němcovej (Babunia) czy wędrujące po monarchii austro-węgierskiej lustro prozy Jaroslava Haška (Przygody dobrego żołnierza Szwejka), by wreszcie przyznać, że sam płynie tym nurtem. Czeskie oddanie literaturze i prasie jest więc bezsprzeczne.

Możemy dokonać trawestacji ukutej w okresie praskiej wiosny frazy co Čech, to muzikant i zastąpić słowo „muzykant” miłośnikiem książek, na którego to Czesi, co również znamienne, mają w swoim języku jedno określenie: knihomil. Idąc zaś o krok dalej, dodajmy, że Co Čech, to knihomil a novinomil – każdy Czech to miłośnik książek i gazet.

Ostatnią frazę moglibyśmy wykuć na jednej ze stron czeskiego medalu. A może raczej monety? Mówiąc zaś dokładniej – chropowatej koruny zabrudzonej od rzucania nią o bar i odbierania w zamian pieniącego się kufla. To już jednak jej druga strona, której musimy się przyjrzeć, by uzyskać pełny obraz diagnozy stawianej Czechom przez Hrabala.

Czuły barbarzyńca

Tę drugą stronę odnaleźć możemy nie tylko u Hrabala. Bohaterowie opowiadania F. C. Ball Vladislava Vančury swoją karierę piłkarską rozpoczynają w knajpie. W genialnym czeskim filmie komediowym Adela jeszcze nie jadła kolacji komisarz Ledvina zabiera najsławniejszego amerykańskiego detektywa na spacer po Pradze, który po chwili przeobraża się w pijacki marsz spod znaku zdmuchiwanej z piwa piany.

Na podobną knajpianą rejteradę próbuje namówić bohatera hrabalowskiej Zbyt głośnej samotności jego przyjaciel. Robi to w następujących słowach: „Zaprasza mnie, abym pił z nim, że moglibyśmy podjąć próbę zaliczenia Slalomu Giganta, który przed laty niemal zawsze przegrywaliśmy, raz tylko przejechaliśmy przez wszystkie bramki”. Po tym wylicza niemal dwadzieścia barowych przystanków.

Z kolei sam pisarz młodość spędził przy kontuarze, najpierw z oranżadą, a potem z piwem w dłoni. Był zabierany na wizytacje przez ojca, który był nadzorcą browaru. Na zawsze ukształtowało to zarówno jego sposób spędzania czasu, jak i pojmowania ludzi. Uczyniło go pisarzem skróconego dystansu, który nie tyle rozkłada most między osobnikami z różnych warstw społecznych, co widzi w nich syntezę narodu czeskiego.

W wywiadzie-rzece Hrabal mówił: „Skoro od pięćdziesięciu lat oddaję się im w gospodach […], to chyba kocham ludzi, bo skracam dystans między tak zwanym prostym człowiekiem a intelektualistą… i nie rozróżniam już między sobą a ludźmi”. I tak całe życie pisarza, który obchodziłby w zeszłym tygodniu sto dziesiąte urodziny, streścić można do Slalomu Giganta między literaturą i filozofią a ludowo-wielkomiejską anegdotą opowiadaną przy barowym stoliku.

Kim jest więc hrabalowski czuły barbarzyńca? Przede wszystkim nie możemy doszukiwać się go w jednej, konkretnej osobie. Parafrazując słowa pisarza zawarte w Dryblingu Hidegkutiego, czyli rozmowach z Hrabalem, nie należy rozróżniać między nim a ludźmi, a więc między nieidealnym ideałem czułego barbarzyńcy a czeskim społeczeństwem.

Dla czułego barbarzyńcy „taka rozkrzyczana knajpa jest małym uniwersytetem, gdzie pod wpływem piwa ludzie opowiadają sobie historie i zdarzenia, które ranią dusze, a nad głową, niczym dym z papierosów, unosi się wielki znak zapytania absurdu i dziwności życia…”.

Przy piwie toczą się tam rozmowy o muzyce klasycznej, Antonínie Dvořáku i Antonie Webernie, sztuce, jej syntezie i dalszych torach rozwoju, a wreszcie o tym, że „skoro Boga nie ma i nie istnieją oddziałujące bezpośrednio idee, bohater czasów nowożytnych, jeśli ma być kimś na miarę epoki, musi być psychopatą”. Ostatni cytat pochodzi z powieści Hrabala Czuły barbarzyńca – termin ten, ukuty w celu określenia jego przyjaciela i głównego bohatera książki, jak widać, z powodzeniem może być używany jako diagnoza czeskiego, a zwłaszcza praskiego społeczeństwa.

Czuli barbarzyńcy to sanitariusze zajeżdżający na sygnale pod knajpę i odchodzący z bańkami pełnymi piwa oraz kobieta, która prowadzi wózek dziecięcy wypełniony po brzegi butelkami. Są nim dyskutujący o sztuce nad kuflem poeta, grafik, profesor i muzyk.

Czuli barbarzyńcy to mieszkańcy miasteczka z opowieści tego ostatniego, pijani i patrzący spode łba, którzy, gdy nadchodzi wieczór, ubierają się jednak elegancko i przychodzą tłumnie na koncert kwartetu smyczkowego. Czułymi barbarzyńcami są Hrabal i jego przyjaciele rozprawiający o tajnikach artyzmu i sztuki, dobijający się do ostatniej knajpy w Pradze tuż po zamknięciu i tłukący jej okno tylko po to, by napełnić piwem wszystkie naczynia znalezione w mieszkaniu, „żeby starczyło” do rana.

Praska ironia, która skapuje z każdej anegdoty i myśli wkładanej w usta hrabalowskich bohaterów, ma więc inną formę u Hrabala niż u Haška. Ten pierwszy stawia Czechom diagnozę może nie tyle bardziej zrównoważoną, ale w swoim zrównoważeniu lepiej rozpoznawalną i po ludzku bardziej autentyczną niż ta, o którą pokusił się autor Przygód dobrego żołnierza Szwejka.

Literatura ludzi przemiału

Bohater Hrabala to człowiek wielkich przemiałów. Wojennego przemiału doznaje pnący się po szczeblach kariery hotelowy pikolak niezaakceptowany przez nazistów i odrzucony przez rodaków (Obsługiwałem angielskiego króla) oraz chory psychicznie pracownik stacji kolejowej, którego smutny koniec poprzedzony jest tragicznymi przejściami i strachem (Pociągi pod specjalnym nadzorem). Wszystko to Hrabal opisuje z niezmienną ironią.

Przemiału czasu wojny doznaje także całe czeskie społeczeństwo. Powojenny, komunistyczny przemiał dotyka zaś zarówno zasobów ludzkich – inteligentów zdegradowanych do ciężkiej fizycznej pracy w hucie Poldi (Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać) – jak i sięga po skarb czeskiego knihomila – książki. Powojenny recykling trawiący dziennie tysiące egzemplarzy książek jest miejscem narodzin idei, którą określić można filozofią prasy do papieru.

Bohater Zbyt głośnej samotności spędza pół życia na prasowaniu na paczki przywożonej mu z całej Pragi makulatury. Praca ta jest dla niego nieustannym, świeckim rytuałem literackiej świętości, podczas którego z namaszczeniem układa makulaturę według niemal liturgicznego schematu. W jej centrum rozkłada specjalnie wybrany egzemplarz dzieła światowej literatury, zaś na szczycie papierową reprodukcję klasyka malarstwa, która (dwa wciśnięcia przycisku później) zdobić będzie jadącą do palarni paczkę.

Mężczyzna gromadzi przy tym ogromne zbiory wyniesionych potajemnie z magazynu tomów. Zajmują one całą przestrzeń nad łóżkiem i zmuszają bohatera do spania na krześle. Pod koniec jest on gotów pozwolić, by zmiażdżyła go dosłowna i dziejowa prasa.

Filozofia zimnej, uświęconej jego pracą prasy oraz książek sprowadzonych do profanum to filozofia łączenia przeciwności i skracania dystansu tam, gdzie jest to konieczne, by nie oszaleć. Jest więc idealna dla naszego czułego barbarzyńcy.

Drzazgi czasu

Czułego barbarzyńcę określić by można – nawiązując do tego, jak o swoich rodakach pisał Hrabal – mianem ludzi znajdujących się wśród drzazg pnia powalonego przez historię. Pod nogami widzą oni pozostałości po czasie, który się zatrzymał, gdzie „wszystko, co stare i związane ze starymi czasami przeciwnymi ruchowi wskazówek zegara poszło spać. Czasie, który niczym kęs uwiązł w gardle, dławił i z wolna umierał” (Miasteczko, w którym czas się zatrzymał).

Przywołana w cytacie powieść opisuje dzieje rodziny pisarza, a przede wszystkim malowniczej postaci stryja Pepina, dla którego czas zatrzymał się wraz z końcem wielkiej wojny, a pozostałe po nim drzazgi poczęły znikać z wiekiem. Mówi także o całej społeczności Nymburka, z którego pochodzi Hrabal.

W imieniu zaś całego czeskiego społeczeństwa, niejako czułego barbarzyńcy, przemawia na kartach powieści ojciec pisarza Francin: „Wszystko wraca do swoich początków, teraz widzę, że czas naprawdę się zatrzymał i nowy czas naprawdę się rozpoczął, lecz ja mam klucz jedynie do starych czasów, a do nowych mi go odmówiono”.

Odpytywany przez węgierskiego dziennikarza Hrabal przyznaje, że „koniec końców wszystko pochodzi od ludu. I ja całe moje pisanie, moje najlepsze pomysły, zawdzięczam temu, co usłyszałem, co dostałem. Zostałem wybrany, przemówił do mnie ten szyfr, ten czynnik transcendentalny, o którym mówiliśmy. Dopiero wtedy jest się naznaczonym, obdarzonym tą łaską przeżywania stanów mistycznych, jest się tym, którym się jest, jest się sobą”.

Niełatwa i w czuły sposób barbarzyńska historia czeskiego ludu nadal jest jednak opowiadana wyrafinowaną, literacką czeszczyzną. Praska ironia uderza w dzwon scalonego w jeden ogólnonarodowy byt czeskiego dualizmu. Wszystko to w towarzystwie hrabalowskiego, mrugającego okiem i po prasku ironizującego „dryblingu na chustce do nosa”.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.