Zrozumiejmy Czechów! Przeciwko kulturowej szwejkizacji naszych południowych sąsiadów
Na Czechów patrzymy przez pryzmat Szwejka, Sąsiadów i śmiesznostek językowych. Dziesięciomilionowe państwo stało się w polskiej mentalności gargantuicznym żartem. Z Czechów śmiali się nasi pradziadkowie, dziadkowie i rodzice. Śmiejemy się i my, choć w tym rozbawieniu całkowicie zapominamy o prawdziwym obliczu południowych sąsiadów.
Powiedzmy to wprost – Czesi, jacy są, każdy widzi. Komiczni piwosze z kraju Krecika, witający się słowem „Ahoj”, choć ich kraj nie ma przecież dostępu do morza. Słynny przebój Jožin z Bažin – piosenka wielu Polakom znana w parodystycznej wersji Donald marzy, której śpiewane przez Ivana Mládka słowa pozostają niezrozumiałe dla większości polskich odbiorców, a reszta pamięta tylko śmieszy taniec Pešáka – to szczyt czeskiej kultury mogący konkurować chyba tylko z polskim „chłopem przebranym za babę”.
Im więcej widzimy memów o Czechach, im więcej słyszymy żartów nabijających się z ich języka, a wreszcie im bardziej zaczytujemy się w klasyk, jakim są Przygody dobrego wojaka Szwejka, tym mocniej utwardzamy raz postawiony Czechom przez Polaków pomnik. Pomnik, który do prawdziwego obrazu naszych południowych sąsiadów ma się nieraz tak, jak wyczyny Pata i Mata do przepisów BHP i prawa budowlanego. Zacznijmy jednak od początku.
Patrząc oczami Szwejka
Na wstępie zadajmy sobie pytanie, czy można jeszcze bardziej upupić Czechów. W sukurs z odpowiedzią przychodzi nam dobry wojak Szwejk z uśmiechem poczciwego kretyna, który mówi: „Posłusznie melduję, panie oberlejtnant, że można!”. Tak, Szwejku, nie sposób nie zauważyć, że to od ciebie wszystko się zaczęło.
Błyskotliwe dzieło życia Jaroslava Haška (spisywane na chwiejnych stolikach zadymionych praskich knajp) wyszło spod pióra człowieka, który pragnął nie tyle zakpić ze swoich rodaków, ale obnażyć słabości całego rodzaju ludzkiego. Kreśląc świat widziany błękitnymi oczyma idioty – handlarza psami, rekruta i dezertera z przypadku, Józefa Szwejka – Hašek postanowił zmierzyć się z dojmującym bezsensem wojny i ludzkiej śmierci, brutalnością i rozpaczą doprowadzonych do granic wytrzymałości ludzi oraz z politycznym cynizmem.
Szwejk podróżuje ze swoim pułkiem wzdłuż i wszerz cesarstwa austro-węgierskiego, jest rzucany przez bezmyślnych dowódców od bastionu do bastionu, a z okien pociągu obserwuje dym, zgliszcza i pola zaścielone porozrywanymi trupami. Wagon oficerski jest zaś miejscem ironicznej, pozbawionej resztek miłości do cesarza i ojczyzny debaty nad dalszymi posunięciami, której wcale nie ułatwia chory umysłowo generał ślący telegrafem szereg poplątanych pseudorozkazów.
Nie można pominąć także ostrej satyry na naginające rzeczywistość media. Gdy Szwejk rusza na wózku inwalidzkim, by pokazać swoją miłość do cesarza i wstąpić do wojska, kończy jako antywojenny bohater gazet. Rażąca rzeczywistość tego utworu (aktualna wtedy, aktualna także i dziś) rozmywa się przed oczami polskich czytelników za sprawą haszkowskiego humoru. Częściowo z winy tłumaczeń na nasz język, a po części przez niezrozumienie historycznego tragizmu mieszkańców kraju Masaryka przyjęliśmy w nasze progi Szwejka na wskroś infantylnego, a razem z nim zniekształcony obraz tego, kim tak naprawdę są Czesi.
„Hole dupki, hop do kupki!”
Spróbujmy obrać ze skórki tę rumianą od piwa czeską pomarańczę. Na początek znajdziemy w niej wszędobylskiego, pucołowatego Szwejka, to jasne. Szwejk pozostaje jednak w dużej mierze domeną pokolenia wychowanego w PRL-u.
To wtedy swój prym na polskim rynku literackim wiodła ta antymonarchistyczna, poczciwa książka i trudno było znaleźć osobę niezaznajomioną z przygodami dzielnego idioty (kwestie polityczne sprawiły, że popularniejsze dzieło Haška – Historia Partii Umiarkowanego Postępu – będące satyrą na socjalizm i komunizm zostało przemilczane).
W trakcie rodzinnych spotkań lub obchodzonych imienin nad stołami krążyły anegdoty o czeskich żołnierzach zmuszanych do picia czarnej kawy, doprowadzanym do szału przez Szwejka oberlejtnancie i komizmie języka czeskiego. Ten ostatni odegrał i nadal odgrywa ogromną rolę.
Kto bowiem nie słyszał czeskiej wersji sloganu „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się”, czyli „Hole dupki, hop do kupki”? Kto nie wie, że parasol to po czesku „szmaticzku na paticzku”, a wiewiórka – „dřevný kocur”? Kogo z nas nie bawi czeskie słowo „poruchany” oznaczające „zepsuty”?
Tylko ostatnie z wymienionych słów jest prawdziwym czeskim wyrażeniem, pozostałe to głupawe żarty. Czeskie słowa, także te autentyczne, śmieszą nas, Polaków, nieobeznanych z etymologią i historią czeskiego języka. Ostatnie kilkaset lat było bowiem walką czeskiego puryzmu językowego z naporem ze strony Niemców i Austriaków politycznie i kulturowo kolonizujących kraj nad Wełtawą aż do XX w., kiedy to ojciec czeskiej niepodległości – Tomasz Masaryk – nakazał swoim rodakom: „Nebát se, nelhat a nekrást”.
Czescy językoznawcy tamtego okresu, chcąc ratować kulturowe dziedzictwo kraju, którego elity intelektualne przetrzebione zostały pod Białą Górą, zaczęli rugować z języka wyrazy obce i łatać język słownictwem staroczeskim. I tak przybyła z Niemiec „muzika” została zastąpiona dźwięczną „hudbou”, a obecna do dziś w języku polskim „kolacja” uległa pod mocą staroczeskiej „večeři” (bliźniaczej do dawnego polskiego „wieczerzać”).
Nie dziwi więc, że czeski tradycjonalizm językowy budzi zdziwienie i rozbawienie mieszkańców kraju sarmatów, których szafowanie makaronizmami znajduje odbicie w dzisiejszym, pełnym wyrazów obcych języku polskim. Co więcej, śmiejemy się z mowy Czechów, ale często nie wiemy, że my także możemy być zabawni dla nich.
Polski czasownik „szukać” brzmi niemal identycznie z czeskim šukat – wulgaryzmem, którego najmniej niecenzuralne tłumaczenie to odbywać stosunek seksualny. Warto więc uważać na słowa, gdy spacerując po Pradze lub jednej z przygranicznych miejscowości, szukamy restauracji ze smażonym serem i lanym piwem. Role mogą się bowiem odwrócić i to z nas Czesi będą się śmiać.
Bajki dla młodszych, memy dla mniej młodych
Młodych Szwejk nie bawi. Fakt, że psujący wszystko, czego się dotknie, wojak mający filozoficznie głupio głęboką odpowiedź na każde pytanie nie śmieszy młodych, nie oznacza jednak, że nie znajdują oni innych sposobów na infantylizację Czechów. Swój obraz czerpią z innych źródeł niebędących perłą literatury środkowoeuropejskiej, którą pozostają Przygody dobrego wojaka Szwejka, lecz nie mniej ciekawych.
Wszystko zaczyna się od korowodu bajkowych postaci przedzierających się zza południowej granicy. Poczciwy i słodki Krecik rozczula od najmłodszych lat. Groźny, nieco zawadiacki Rumcajs bawi swoimi wybrykami. Perłą w koronie czeskiego królestwa bajek są zaś Sąsiedzi – dwie niezdary w sweterkach koloru żółtego i czerwonego (drugi z nich przez pewien czas zastąpiono szarym ze względu na skojarzenia kolorystyczne z napięciami radziecko-chińskimi). W każdym odcinku bohaterowie budują niestworzone maszyny, demolują swoje domy i realizują pomysły, które pobudzały wyobraźnię niejednego dziecka.
Klarujący się tu obraz Czechów (na pozór inny niż wyłaniający się z dzieła Haška) wciąż hołduje temu samemu wyobrażeniu. Od najmłodszych lat nie widzimy w Czechach naszych sąsiadów, ale Sąsiadów – zabawnych, czasem uroczych, a czasem dziecinnie niemądrych. Usłane kopcami Krecika i okraszone chwytliwą czołówką Sąsiadów dzieciństwo rezonuje w późniejszych latach.
Internetowe memy preparowane m.in. na bazie kadrów z bajek są często nie tylko sposobem na śmianie się z Czechów, ale też kwintesencją humoru generacji Z. Absurd ściga się z nawiązaniami do internetowych past oraz postironicznymi wycieczkami w każdym możliwym kierunku. I tak oto Pat i Mat zakładają plantację betonu, oglądają filmy pornograficzne z kaset, a jeden z nich zrzuca z dachu swoją żonę, krzycząc do drugiego, że jeśli nie chce śmierci człowieka, to niech się odsunie.
Nie sposób nie wspomnieć o dwóch mężczyznach przekomarzającej się w starym jak świat dialogu To je amelinium oraz o szalejącym swego czasu w internecie plebiscycie, na podstawie którego Czesi mieli zaanektować obwód królewiecki. Tymczasem słodki Krecik leci zabawkowym helikopterem podpisanym „Czeskie siły powietrzne”, a Rumcajs zdejmuje rządcy noszone przez niego tęczowe spodnie (w ostatnim przypadku nie trzeba nawet nic przerabiać, bo to oryginalna fabuła jednego z odcinków).
Tak oto duch opowiadanych przy imieninowym stole anegdot o Szwejku i pachnących socjalizmem żartów językowych przerodził się w kulturę bajek i internetowych memów. Wszystko pod patronatem społecznej gęby, jaką po gombrowiczowsku przyprawiliśmy rodakom Haška przy nieumyślnym udziale pisarza.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.