Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Uwaga! Antyukraińska akcja zakupowa – w 2. rocznicę wybuchu wojny nie dajmy się ponieść emocjom!

Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę pojawiają się listy firm, których należy unikać. Kiedyś były to listy rosyjskich marek lub takich, które nie zaprzestały działalności w Rosji po 24 lutego 2022 roku. Jednak obecnie Internet zalewają wezwania do bojkotu firm importujących z Ukrainy. Jak to możliwe, że w ciągu zaledwie roku doszło do takiej zmiany?

Zespół aplikacji Pola zaczął otrzymywać wiele niepokojących informacji o produktach sprzedawanych jako polskie, a w rzeczywistości pochodzących z Ukrainy. Od dziewięciu już lat walczymy z nieprawidłowym oznakowaniem produktów, więc i tą sprawą zajęliśmy się niezwłocznie.

Który produkt jest polski?

Takie sytuacje byłyby niedopuszczalne; w świadomej konsumpcji chodzi bowiem o to, aby każdy mógł wybrać taki produkt, jaki chce, uwzględniając ważne dla niego kryteria. Dlatego jakiekolwiek wprowadzanie w błąd czy insynuowanie, że produkt spełnia pożądane przez konsumentów cechy, nie powinno mieć miejsca. Zespół aplikacji Pola reagował już w przypadku niewłaściwych akcji sieci Biedronka, LidlAuchan, zaregowaliśmy i teraz, weryfikując, czy pojawiające się informacje są prawdziwe.

Okazało się, że wskazywane przez internautów produkty są oznaczone właściwie. Kod kreskowy był zgodny z innymi informacjami zawartymi na opakowaniu.

Dużym problemem jest brak świadomości społecznej na temat kodów kreskowych. Bardzo często spotykamy się z opinią, że kod 590 oznacza, że produkt jest polski. To nieprawda. Z kodu 590 może korzystać każda firma zarejestrowana w Polsce. Nie musi nawet produkować w naszym kraju, a tym bardziej płacić tu podatków. Walka z mitem kodu 590 była jednym z powodów powstania aplikacji Pola.

Kod kreskowy nie ma więc nic wspólnego z produkcją ani tym bardziej z importem surowców. Podczas kilku wizyt w Biedronce, gdzie ten proceder miał być najpoważniejszy, nie znaleźliśmy ani jednego źle oznaczonego produktu. Nie oznacza to jeszcze, że takowe nie istnieją, niemniej ciężko mówić tu o zjawisku powszechnym.

Ponadto większość produktów, które mają jakiś związek z Ukrainą, jest oznaczona w dodatkowy sposób. Posiadają dokładny (ukraiński) adres produkcji, specjalne oznaczenie albo bezpośrednią informację „Kraj pochodzenia: Ukraina”.

Antyukraiński bojkot

Nie chodzi więc o żadne błędne oznaczenie produktów, ale o sam fakt, że mają jakiś związek z Ukrainą, co jest szokujące i niebezpieczne. Z badań przeprowadzonych przez CBOS wynikało, że rok po wybuchu wojny większość Polaków miała pozytywny stosunek do Ukraińców. Z drugiej strony granicy docierały podobne sygnały, o dużej sympatii do Polaków.

Jak to możliwe, że naród, który przyjął dwa miliony ukraińskich uchodźców, wysłał na front własne czołgi i niezliczoną ilość sprzętu, dziś tworzy listy firm, które należy bojkotować tylko dlatego, że importują coś z Ukrainy? Czy import jest czymś nienaturalnym?

Czy wcześniej żadna polska firma niczego nie importowała? Byliśmy samowystarczalni? No i dlaczego inne kierunki importu są w porządku, a żywności nie wolno sprowadzać akurat z Ukrainy?

W internetowych dyskusjach i apelach przewija się kilka powodów tak negatywnych reakcji społecznych. Pierwszym jest obawa przed całym ukraińskim rolnictwem, które przedstawiane jest jako duże zagrożenie dla rynku rolno-spożywczego w Polsce. Te obawy są częściowo zasadne, co potwierdza wydany przez Klub Jagielloński raport „Czas na integrację. Wyzwanie dla wsi i rolnictwa w Polsce”.

Cała sytuacja przypomina jednak tę z 2014 roku, gdy Rosja wprowadziła embargo na polskie produkty, co również diametralnie zmieniło sytuację na polskim rynku rolno-spożywczym. Wtedy też podnoszono alarmistyczne tony, mówiono o utracie wielkiego rynku zbytu, a ostatecznie poradziliśmy sobie.

Świat się wtedy nie skończył, bez trudu znaleźliśmy inne rozwiązania. Może produkty z Ukrainy to dla nas nie tylko zagrożenie, ale też kolejna szansa, którą da się umiejętnie wykorzystać?

Kolejnym powodem społecznego oburzenia jest rzekomo niska jakość surowców z Ukrainy. Pojawiają się liczne materiały pokazujące fatalną jakość produktów przekraczających naszą wschodnią granicę.

Nie da się jednak w żaden sposób zweryfikować, czy faktycznie dotyczą one produktów z tranzytu. Jednak większości wzburzonych internautów to wystarcza; nagrania worków z przegniłą kukurydzą robią swoje, wywołując oburzenie, są potwierdzeniem tego, co te osoby chciały zobaczyć.

Brak reakcji ze strony państwa

Kontrolą przewożonych towarów zajmuje się Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Na stronie tej instytucji nie znajdziemy jednak żadnych informacji o wynikach kontroli na granicy polsko-ukraińskiej. Są tam informacje dotyczące różnych produktów na terenie kraju, natomiast o omawianej sprawie, wywołującej tak duże emocje i realne problemy na granicy, nie znajdziemy nic. To fatalna polityka komunikacyjna.

Remedium na mnożące się oskarżenia i insynuacje są wiarygodne, publicznie dostępne dane. Efekty kontroli na granicy polsko-ukraińskiej powinny być powszechnie dostępne. Im więcej sprawdzonych danych pojawi się wolnym dostępie, tym łatwiej będzie rozbrajać podżegające do nienawiści wrzutki internetowe.

Poprosiliśmy drogą mailową Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych o odpowiedź na pytanie: „Jaki procent artykułów spożywczych trafiających do Polski z Ukrainy nie przeszedł kontroli jakości?”. Czekamy na odpowiedź.

Ukraińskie przywileje?

W fali społecznego oburzenia pojawia się często jeszcze jeden powód antyukraińskich emocji. Chodzi o pewnego rodzaju dziejową niesprawiedliwość dotyczącą wspólnego, europejskiego rynku. Polscy producenci żywności od 20 lat muszą respektować każdy przepis wprowadzany przez Unię Europejską.

Każda kolejna regulacja podnosi koszty produkcji i prowadzenia działalności. Dotychczas spotykało się to z akceptacją społeczną. W badaniach przeprowadzonych przez Parlament Europejski Polacy okazali się najbardziej prounijnym narodem. Aż 82% rodaków wskazało pozytywny stosunek do UE.

Sytuacja znacząco uległa zmianie, gdy na wspólny, europejski rynek zaczęły trafiać produkty, które nie muszą spełniać tych wszystkich norm i obostrzeń. Nie chodzi tylko o jakość – Unia Europejska oczekuje, że powstające produkty będą ekologiczne, że przy ich produkcji powstanie jak najmniej zanieczyszczeń i odpadów.

Dotychczas nikt nie miał z tym problemu, bo zasady gry dla wszystkich producentów żywności na europejskim rynku były takie same. Obecność towarów ukraińskich, tańszych m.in. dzięki znaczniej mniejszej ilości norm i zasad ich dotyczących, oznacza złamanie tej umowy społecznej.

Nie dziwię się osobom, które na przestrzeni 20 lat dokonały licznych inwestycji, by dostosować swoje gospodarstwa i zakłady produkcyjne do wyśrubowanych unijnych norm, że czują się teraz oszukane, gdy takie same prawa i możliwości uzyskuje ktoś, kto tej drogi nie przeszedł.

Należy podjąć stanowcze kroki, bo sytuacja wykracza znacząco poza internetowe fora. Antyukraińskie pospolite ruszenie dokonuje licznych akcji na pograniczu prawa, aby bronić, w ich mniemaniu, własnego dobytku i interesu narodowego.

Co niektórzy śmiałkowie wchodzą nawet na stojące na bocznicy wagony, które przyjechały z Ukrainy, by sprawdzić, co jest w środku. Ten ruch jest na tyle zmobilizowany, że dokonuje społecznych kontroli tirów przekraczających polską granicę.

Nie brakuje filmików, na których kilkadziesiąt samochodów ciężarowych zawraca, ponieważ zmobilizowani Polacy nie wpuszczają ich do swojego kraju. To zaczyna przypominać obrazki i doniesienia z granicy polsko-białoruskiej.

Po obu stronach dochodzi do utarczek i przepychanek z siłami porządkowymi, a każda rozemocjonowana wypowiedź – czy to Polaka, czy Ukraińca – szybko robi furorę w Internecie, podżegając do wzajemnej nienawiści.

***

Wydawało się, że chodzi o świadomą konsumpcję, błędne oznaczenia produktów i nieprecyzyjne informacje, ale pod tym względem wszystko jest w porządku. Okazuje się, że całe to konsumenckie oburzenie wywołane jest autentyczną niechęcią do Ukrainy. Wzywającym do bojkotu przeszkadza sam fakt, że jakiś produkt czy surowiec pochodzi z tego kraju. To zły znak w przeddzień drugiej rocznicy rosyjskiej inwazji.

To dobrze, że Waszyngton i Bruksela przygotowują kolejne transze pomocy dla Ukrainy, jednak bez społecznej akceptacji dalsze wspieranie tego kraju będzie coraz trudniejsze. Łatwiej będzie zbudować kapitał polityczny, mówiąc o niewdzięczności i wynikających z tego kosztach, niż na opowieści o narodzie walczącym o wolność całej Europy. To stwarza idealną sytuację dla prorosyjskiej narracji.

Należy podjąć wszelkie działania, aby doprowadzić do deeskalacji w temacie importu i tranzytu ukraińskich towarów. Ten problem powinien być zaliczany do grona tematów, które należy rozstrzygnąć ponad partyjnymi podziałami.

Dlatego warto rozważyć podpisanie petycji Klubu Jagiellońskiego o zakończenie kryzysu ustrojowego. Nieważne, czy bardziej obawiasz się rosyjskiego imperializmu, brukselskiej biurokracji czy zboża z Ukrainy. W kraju, w którym każda partia ma swój własny sąd czy trybunał, nie da się rozwiązać żadnego poważnego problemu.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.