Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Kanye West ewangelizatorem show bussinesu?

Kanye West ewangelizatorem show bussinesu? źródło: flickr.com

Kanye West to producent, skandalista, człowiek, który na szczycie sceny muzycznej utrzymuje się już prawie 20 lat. Ostatnio zmienił swoje oblicze i stał się obrońcą tradycyjnych wartości, gorliwym chrześcijaninem i zaciekłym wrogiem wokeizmu. Czy można uznać za ewangelizatora człowieka, który publicznie mówi, że naziści „także wnieśli dobro do tego świata”? Niestety nie.

Tekst pochodzi z 62 teki czasopisma idei „Pressje” zatytułowanej „Nieimperialne mocarstwo”. Całość za darmo można pobrać tutaj.

Kanye – geniusz

Wiele artykułów o bohaterze tego tekstu zaczyna się tak samo, a ten tekst nie będzie wyjątkiem. Kanye West to geniusz i jeden z najważniejszych muzyków XXI w. Dla rapu i całej amerykańskiej kultury popularnej jego debiut w 2004 r. – album The College Dropout –oznaczał punkt zwrotny w dotychczasowej historii i początek nowej ery hip-hopu.

W tej branży określenie „mieć swoje 5 minut” często okazuje się prawdziwe. Wiele gwiazd błyszczało przez jeden sezon, a niezliczone rzesze bez końca oczekiwały na możliwość zaistnienia. Tymczasem West jest na szczycie od prawie 20 lat, przez cały ten czas stanowi punkt odniesienia dla dynamicznie zmieniającej się sceny muzycznej.

Do legendy przeszedł konflikt między symbolizującym wiatr zmian Westem a 50 Centem reprezentującym bardziej tradycyjny, gangsterski wizerunek rapera. Decydująca bitwa rozegrała się, gdy albumy obu muzyków miały zaplanowaną premierę na 11 września 2007 r. Artyści założyli się o to, który z nich zdoła sprzedać więcej kopii w dniu premiery.

Kanye nie tylko wygrał zakład (sprzedał 957 tys. sztuk swojego trzeciego albumu Graduation; Curtis 50 Centa zdołał rozejść się w nakładzie 691 tys. egzemplarzy).  Nieświadomie wyznaczył też ostateczny koniec starego rapu i poprowadził setki milionów fanów ulicznego brzmienia ku nowym, nieprzetartym jeszcze szlakom. Opowieść o muzycznej spuściźnie Ye – bo takim pseudonimem posługuję się West –  można by rozpisać na wiele tomów i scenariuszy, zresztą sporo dziennikarzy muzycznych tak właśnie zrobiło.

Eksperymenty Westa z Auto-Tunem (oprogramowaniem pozwalającym modyfikować cyfrowo wokal) w albumie 808s & Heartbreak przyczyniły się do powstania zupełnie nowej fali rapu, która dziś de facto stanowi mainstream tego gatunku.

Awangardę tej nowej jakości w hip-hopie stanowią lub stanowili tacy artyści, jak Travis Scott czy Lil Uzi Vert. Ten pierwszy wydał niedawno swój nowy album UTOPIA, nad którego produkcją czuwał Kanye. Krytycy określili płytę mianem najlepszego albumu od lat, ale nie Travisa, a właśnie Westa.

W świetnym serialu Jeen-yuhs: Trylogia Kanye dokumentującym m.in. początki kariery rapera możemy zobaczyć szczególną scenę. Młody Kanye, wówczas już uznany producent, ale jeszcze nie raper, wkracza do siedziby słynnej wytwórni płytowej Def Jam Recordings. Przynosi demo swojego debiutanckiego albumu The Collage Dropout.

Widzimy, jak stremowany West umieszcza płytę w odtwarzaczu, a z głośników zaczynają płynąć dźwięki, które w przyszłości przyniosą młodemu artyście z Chicago nagrodę Grammy i miejsce na czele zestawienia Billboard 200. Pracownicy wytwórni nie wydają się jednak zainteresowani – ktoś kiwa głową do rytmu, niby słuchając, ale patrząc w komputer, ktoś wchodzi do pomieszczenia z naręczem dokumentów, o coś pyta. W końcu Kanye w milczeniu wyjmuje płytę z napędu i kieruje się do wyjścia.

Podobnych sytuacji jest w serialu dużo więcej – młody Ye, utalentowany producent z Chicago stawiający pierwsze kroki na muzycznej scenie Nowego Jorku, nie był typowany na nową gwiazdę. Raperzy byli pod wrażeniem jego zdolności i chcieli, aby współpracował z nimi nad ich własną muzyką, ale nie zamierzali wpuszczać go do swojego elitarnego świata.

Parcie do przodu wcale nie było takie oczywiste. West miał już przecież wyrobioną markę, jego bity rozchodziły się na pniu i przynosiły dobre pieniądze. Był w branży, może nie na pierwszym planie, ale jednak. Poza tym jego styl zupełnie nie pasował do ówczesnego rynku zdominowanego przez ostry gangsta rap.

Dlaczego więc nie zrezygnował? Odpowiedzi można szukać w słynnym wywiadzie przeprowadzonym przez Zane’a Lowe’a po premierze szóstego studyjnego albumu pt. Yeezus. Kanye w następujących słowach wytłumaczył genezę i sens jednego z utworów znajdujących się na płycie I Am A God:

„Mamy też inną rzecz, która również działa […], nazywa się to «nienawiścią do samego siebie». Kiedy ktoś podchodzi i mówi coś w stylu: «Jestem bogiem», wszyscy pytają: «Za kogo on się uważa?». Właśnie ci powiedziałem, za kogo się uważam, za boga! Właśnie ci powiedziałem! Oto kim myślę, że jestem! Czy byłoby lepiej, gdybym miał piosenkę, która nazywa się: «Jestem czarnuchem», «Jestem gangsterem» lub «Jestem alfonsem»? To wszystko bardziej pasuje do kogoś takiego jak ja, prawda? Ale powiedzieć, że jesteś bogiem? Zwłaszcza, gdy zostałeś przywieziony statkiem do tego kraju, a twoje nazwisko należało do twojego właściciela? Jak mogłeś to powiedzieć? Jak można mieć taką mentalność?”.

West doskonale zobrazował swoją drogę na szczyt. Oprócz muzycznych i wokalnych zdolności potrzebował niezachwianej wiary w siebie i pewności osiągnięcia sukcesu, stania się kimś wielkim.

Co ciekawe, raper nie wywodził się ze slumsów, rodziny naznaczonej biedą i przestępczością, tak jak duża część hip-hopowej społeczności w latach 90. i na początku XXI wieku. Pochodzący z czarnej klasy średniej w Chicago Kanye nie opływał, co prawda, w luksusy, ale odebrał gruntowne wychowanie od swojej matki Dondy West, pracowniczki naukowej Chicago State University.

Donda West była zresztą centralną postacią w życiu Westa, co przyznawał każdy biograf rapera. To ona w dużej mierze ukształtowała sposób myślenia młodego Ye. Rugowała z niego nieśmiałość i obawę przed jasnym, pewnym komunikowaniem swojego punktu widzenia. To stało się zarazem jednym z fundamentów jego kariery, jak i jego piętą achillesową.

Kanye – skandalista

Tragiczna śmierć Dondy w listopadzie 2007 r. okazała się punktem zwrotnym w twórczości Westa. Jego 3 albumy określane mianem The Collage Trilogy (The Collage Dropout, Late RegistatrationGraduation) cechowały się radosnym i pełnym życia brzmieniem. W swoich kawałkach Kanye często sięgał po żywiołowe soulowe i bluesowe sample, np. w utworach We Don’t CareTouch the Sky.

Śmierć matki, o którą Kanye obwiniał siebie (Donda zmarła w wyniku powikłań po operacji plastycznej w Los Angeles, gdzie przeprowadziła się po sukcesie syna), oraz zerwane zaręczyny z projektantką Alexis Phifer skłoniły go do rezygnacji z prac nad albumem Good Ass Job, który miał dopełniać wcześniejszą twórczość artysty. W 2008 r. Ye wydał album 808s & Heartbreak. Ten stał się początkiem mrocznego etapu jego kariery.

Zmiana muzycznego stylu Kanyego Westa pociągnęła za sobą także zmianę wizerunku. Z młodego trendsettera z łobuzerskim uśmiechem obalającego hip-hopową scenę w USA Kanye stał się naczelnym skandalistą. Jego występki coraz częściej przyćmiewały muzyczne dokonania.

Symbolem nowej twarzy (żeby nie powiedzieć „gęby”) rapera stał się incydent z 13 września 2009 r. Pijany West wtargnął na scenę gali MTV Video Music Awards, wyrwał mikrofon młodziutkiej Taylor Swift odbierającej nagrodę dla najlepszego żeńskiego teledysku za You Belong With Me i ogłosił, że to Beyoncé (nominowana do tej nagrody) powinna wygrać.

Ye zmagał się z piętnem głównego złoczyńcy Hollywood oraz krytyką starych fanów, którym nie podobało się nowoczesne, autotunowe brzmienie 808s & Heartbreak. Wiedział, że musi dokonać spektakularnego powrotu na muzyczne salony. Nie mógł jednak zrobić tego w zaszczucia i zgiełku, na które był narażony w LA.

Historia powstania My Beautiful Dark Twisted Fantasy, być może najlepszego albumu w karierze Westa, to opowieść o wygnaniu i odkupieniu. Koncepcja płyty powstała na wyspie Oahu na Hawajach, album został w większości nagrany w Honolulu. Na szczęście pozycja Westa w branży była niezaprzeczalna, mógł więc liczyć na udział i wsparcie takich artystów, jak Kid Cudi, Elton John, Rick Ross czy Pusha T, którzy podporządkowali się etyce pracy rapera. Podczas sesji obowiązywał absolutny zakaz korzystania z telefonów i internetu, a także komunikowania się z kimkolwiek poza studiem.

Sam Kanye nie przespał ani jednej nocy podczas całego procesu. Udawał się jedynie na krótkie drzemki na kanapie w budynku studia. Wokół albumu narosło sporo innych legend, np. mówiąca o tym, że produkcja utworu Power zajęła łącznie 5 tys. godzin (ponad 200 dni). W refrenie utworu Runaway, będącym swoistą kulminacją całego albumu, Kanye wznosi toast za wszystkich, dupków i sku*wieli. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że także za samego siebie.

Rok po premierze MBDTF West wydał nową płytę pt. Watch the Throne w kolaboracji z Jayem-Z, u którego boku debiutował jako producent przed rozpoczęciem solowej kariery. Album potwierdził artyzm obu raperów, dostarczył też kilka klasycznych już kawałków, ale nie był dziełem skończonym i spektakularnym, do jakich West przyzwyczaił swoich fanów. Na prawdziwą rewolucję trzeba było poczekać kolejne 2 lata, gdy światło dzienne ujrzał album Yeezus.

W odróżnieniu od pełnego przepychu i maestrii producenckiej My Beautiful Dark Twisted Fantasy utwór Yeezus przypominał nieco heavy metal – agresywny, niedbający o utarte wzorce i poprawność polityczną. Był dokładnie taki, jak jego twórca.

Zamiast soulowych sampli – gorączkowe, okraszone ponurymi i mrocznymi wersami elektroniczne bity z pogranicza techno i dubstepu, jakże różne od klasycznych raperskich przechwałek z Watch the Throne. Nawet okładka, a raczej jej brak epatowała surowością – fizyczna wersja albumu była sprzedawana na gładkich, nieoznakowanych w żaden sposób płytach CD włożonych do przezroczystego pudełka. Kanye po raz kolejny pokazał swoim fanom i krytykom, że nie zamierza słuchać nikogo.

Kanye – chrześcijanin

Bez względu na wszystko Kanye West jest głęboko wierzącym chrześcijaninem. To nie żadna poza, a wydany w 2019 r. album Jesus is King nie był wynikiem chwilowego kaprysu lub poszukiwań nowego natchnienia. Od pierwszego albumu, na którym znajdował się legendarny już utwór Jesus Walks, Kanye dał świadectwo wiary.

Nie bał się zaszufladkowania w wąskiej i mało popularnym podgatunku christian rapu czy muzyki gospel. Odniesienia do wiary można znaleźć w każdym albumie Westa, to samo tyczy się zresztą przeprowadzanych z nim wywiadów.

Choć droga Westa do Boga nie jest i nie była prosta, a artyście nieobce były zwątpienia, chociażby po śmierci matki, to trzeba oddać Kanyemu, że potrafił opowiedzieć o Jezusie w sposób, w który nikt lub prawie nikt jeszcze nie opowiadał. Za przykład może posłużyć rapowo-gospelowy album, który przyniósł raperowi z Chicago kolejną nagrodę Grammy.

Jesus is King to album specyficzny – otrzymał raczej słabe oceny, choć nie sposób nie odnieść wrażenia, że część z nich wynikała z bardzo wysokich oczekiwaniach wobec pracy muzyka tego kalibru. Choć sama płyta jest bardzo krótka (trwa zaledwie 27 min.), nie brakuje na niej dobrych utworów.

O udany mariaż rapu ze stylem gospel zadbał założony przez rapera chór The Sunday Service. Trzeba uczciwie przyznać, że kiedy w utworze Selah następuje długa narastająca aklamacja sławiąca Boga słowem „Alleluja” i zakończona potężnym okrzykiem: „On jest wspaniały!”, trudno nie ulec temu podniosłemu nastrojowi.

Kanye – amerykański Korwin-Mikke?

Wiele można by jeszcze napisać o muzycznych i życiowych przejściach Kanyego Westa. O tym, że w 2016 r. zdiagnozowano u niego zaburzenia afektywne dwubiegunowe, o jego poparciu dla Donalda Trumpa, które w świecie amerykańskiego show-biznesu traktowane było jak najgorsza zbrodnia, o kolejnych „niefortunnych” wypowiedziach, które raz za razem rozgrzewały do czerwoności media i opinię publiczną.

Nagłe wybuchy szczerości towarzyszyły Kanyemu zawsze, począwszy od jego wypowiedzi podczas charytatywnego show w 2005 r., gdzie zbierano pieniądze dla ofiar huraganu Katrina. West, który był współprowadzącym wydarzenie, dodał na koniec swojego przemówienia legendarne już zdanie: „George Bush doesn’t care about black people”.

W 2018 r. raper zasłynął wypowiedzią w jednym z wywiadów. Stwierdził, że 400 lat niewolnictwa [w Ameryce] brzmi, jak gdyby był to wybór [niewolników]. Reakcja społeczeństwa była oczywista, a Kanye po raz kolejny stanął na krawędzi wizerunkowej katastrofy, jednak znów okazał się zbyt wielki, by upaść.

Miarka przebrała się dopiero pod koniec 2022 r., gdy raper gościł u kontrowersyjnego dziennikarza i zwolennika teorii spiskowych – Alexa Jonesa. Gdy Jones zapytał Westa o kierowane pod jego adresem oskarżenia o sympatyzowanie z nazizmem, raper odpowiedział, że każdy człowiek w swoim życiu wniósł do świata coś dobrego, nie wyłączając Hitlera. Dodał także, że żydowskie media starają się wmówić nam, że rządy nazistów nie wniosły do świata żadnej wartości.

Tego typu wypowiedzi nie są niestosowne, niesmaczne, złe czy po prostu „w stylu Kanyego”. To głupota w czystej postaci. Nie brakuje głosów, że jest to przemyślany performance mający punktować wokeistowskie media i społeczeństwo lub że słowa Westa zostały wyrwane z kontekstu.

Przypomina to trochę nasze rodzinne podwórko i wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego, który regularnie publicznie wygłaszał totalne głupoty, a te były skrupulatnie analizowane i „tłumaczone” przez jego zwolenników starających się wykazać, „co tak naprawdę pan Janusz miał na myśli”.

Może gdyby taka sytuacja zdarzyła się raz, można byłoby tę sprawę przemilczeć, złożyć na karb emocji lub problemów psychicznych, z którymi raper przecież się zmagał. Problem w tym, że Kanye ani myśli trzymać języka za zębami. W końcu jest geniuszem, a świat powinien wiedzieć, co geniusz ma do powiedzenia, prawda?

Nie można jednak nie zauważyć, że wiele kontrowersji z udziałem Kanyego (przynajmniej w ostatnich latach) dotyczy najczęściej tematów będących stałym elementem debaty politycznej między prawicą a lewicą w USA – kwestii rasizmu (zwłaszcza systemowego), podejścia do aborcji czy popierania niektórych konserwatywnych polityków.

Artysta konsekwentnie krytykuje aborcję, porównuje Planned Parenthood (największą w Stanach Zjednoczonych sieć klinik aborcyjnych) do Muzeum Holocaustu, a także nosi koszulkę z napisem White Lives Matter. Stawia się w opozycji do ruchu społecznego Black Lives Matter, który zajmuje się walką o prawa czarnoskórych obywateli USA.

To wszystko może nie wpłynęłoby na karierę lokalnej gwiazdy muzyki country z Missisipi, ale na „czarnego” rapera o międzynarodowej sławie już tak. Wystarczy nadmienić, że po ostatnich kontrowersjach majątek Westa (szacowany na 1,8 mld dol.) skurczył się do ok. 400 mln. Większość pieniędzy pochodziła z marki Yeezy, stworzonej przez Westa i powstającej w kolaboracji z firmą Adidas, która wycofała swoje partnerstwo w projekcie po słowach Ye.

Niektórzy sądzą, że „szalony geniusz” to jedynie postać sceniczna, produkt i marka, której wizerunek został starannie wykreowany przez Kanyego. Nie ma drugiego tak ciekawego i polaryzującego celebryty w amerykańskiej scenie muzycznej i całym show-biznesie.

Mogłyby to wskazywać na nasilenie kontrowersji wokół rapera przed premierami jego kolejnych albumów. Gdyby Westowi chodziło jedynie o sławę i tworzenie zasięgów jego muzyki, można by przyjąć takie tłumaczenie. Jednak Kanye traci przez swoje zachowanie dosłownie setki mln dol., nie mówiąc już o tym, że różnice w poglądach doprowadziły go do rozwodu z Kim Kardashian.

Kanye West nie jest sojusznikiem dla chrześcijan

Czy można więc uznać Ye za Bożego szaleńca, ostatni bastion konserwatyzmu i chrześcijaństwa w sercu najbardziej zdegenerowanej z perspektywy chrześcijańskich wartości przestrzeni amerykańskiego przemysłu rozrywkowego? Niby tak, ale amerykańcy chrześcijanie nie powinni szukać takiego wzoru.

Artykuł stawiający taką tezę może wydawać się zaskakujący w konserwatywnym czasopiśmie. W końcu West to jeden z nielicznych twórców znajdujących się na samym szczycie szeroko pojmowanej branży rozrywkowej, muzycznej, a nawet modowej, który na wiele kwestii ma ortodoksyjne poglądy, a przy tym jest gorliwym chrześcijaninem.

Kanye West zawsze był, jest i pewnie będzie „tym innym” – nonkonformistycznym narcyzem, który nie zamierzał uśmiechać się i machać, powtarzać pustych, ale bezpiecznych PR-owo haseł. Jego wyjątkowość polega na tym, że to zazwyczaj on naginał wszystkich innych do swoich pomysłów, tworzył trendy i wyprzedzał o kilka lat całą resztę artystów.

Problem w tym, że West, korzystając z wypracowanego przez siebie dorobku, kreuje samego siebie na proroka, ale jedynie słowami nie jest w stanie przekazać niczego poważnego. Nie dostarcza treści, z którymi moglibyśmy się utożsamić, bo sam nie zachowuje się tak, aby warto było go naśladować.

Niektóre myśli, które wyraża w czasie długich, nieprzerywanych niczym wywiadów zadziwiają bystrością. Co z tego, jeśli kilka miesięcy później z obłędem w oczach wypowiada się w tak absurdalny sposób, że cały świat łapie się za głowę?

West jest przede wszystkim artystą i showmanem – dostarcza rozrywki, nawet wbrew swojej woli. Myśli „szalonego Kanyego” nie są analizowane w kościołach, zborach lub na uczelniach, ale plotkarskich portalach. Jedynym środkiem przekazu, którego nie skompromitował, jest muzyka. Tylko w niej przekaz Westa nabiera sensu, skupia jego myśli w jasną i klarowną całość.

Warto poznać całą dyskografię Westa, a także podejść do niego z empatią, chociażby z uwagi na chorobę psychiczną, z którą przecież raper się zmaga. Nie warto jednak zaciskać zębów i robić dobrą minę do złej gry, kiedy na wizji po raz kolejny mówi kompletną bzdurę, tylko dlatego że „przecież jest po naszej stronie”.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.