Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Polski hip-hop jest antyliberalny. To uliczny komunitaryzm

Polski hip-hop jest antyliberalny. To uliczny komunitaryzm autor ilustracji: Julia Tworogowska

Pezet, Belmondo, Molesta Ewenement. Tych wszystkich reprezentantów rapu łączy to, że ich twórczość jest bardzo mocno inspirowana przez lokalny kontekst – rodzinę, otoczenie, „ziomków”, miejsce wychowania i życia. Ich muzyka w swoim rdzeniu jest antyliberalną i wyraźnie komunitariańską. Pokazuje, że człowiek jest konstytuowany przez wspólnotę i dla wspólnoty. Tylko w niej jest w stanie odnaleźć swoje szczęście.

Nie tylko mainstream

Rap – muzyka miasta, jak ochrzciła go Molesta w jednym ze swoich utworów – jest bardzo różnorodny. Najbardziej znane medialne hity mają wymiar utracjuszowski. Dominują w nich apoteoza bogactwa, ciągłego ruchu i indywidualizm.

Tego typu rap stał się współczesnym popem, zdominował listy przebojów, social media. Jednak istnieje jego alternatywne oblicze – wspólnotowe, mocno zakorzenione w lokalnej społeczności.

Jest to rap, który świadomie przeciwstawia się mainstreamowi, jak to nawija Piernikowski z duetu Syny w Kiedyś byliśmy królami: „E, ty plujesz stówą – Syny się mogą wozić z dychą”.

Tacy artyści, często undergroundowi albo oldschoolowi, są dumni ze swojej „tutejszej” tożsamości, a sens egzystencji odnajdują w zupełnie innych aktywnościach niż ich koledzy z listy „na czasie” któregoś z najpopularniejszych portali.

Osiedlowa duma

Tym, co nas identyfikuje, jest imię. Ono jest naszym wyróżnikiem. Dzięki niemu nasze myśli, przemyślenia, tożsamość zostają utrwalone w świadomości innych.

Posługując się nim, zakorzeniamy się w rzeczywistości, uwieczniamy w dokumentach, pamięci drugiego. W rapie rolę imienia pełni pseudonim. Bywa, że często odsyła nas on do miejsca, z którym artysta jest nierozerwalnie związany.

Jedna z ikon polskiego rapu: Pezet (który początkowo nazywał się PZU), Paweł z Ursynowa. Popularny wśród młodszych słuchaczy Belmondo używa także ksywki Młody G – młody gdynianin. W innych przypadkach muzyk może uwiecznić miejsce swojego pochodzenia w tytule albumu, jak np. Esende Mylffon Tedego, który to nawiązuje do osiedla Służew nad dolinką, z którego raper pochodzi.

Okolica egzystencji zrasta się z konkretną osobą w jej twórczości poprzez liczne odwołania do lokalizacji – tak jest choćby z warszawskim Sokołem i ŚRÓ – Śródmieściem, częstochowskim muzykiem Żyto oraz osiedlem Tysiąclecie czy poznańskim Peją z jego rodzinnymi Jeżycami oraz ulicą Staszica.

Dzieje się tak, gdyż w pierwszej kolejności kształtuje nas to, co najbliższe osobie ludzkiej, to, co lokalne. Jak to świetnie ujął Kuba Knap w Intrze zespołu WCK: „To mama zrobiła ze mnie człowieka/ Warszawa zrobiła ze mnie faceta”.

Najbardziej podstawowe rzeczy, przedmioty, miejsca, wydarzenia czy osoby, z którymi obcujemy od dnia narodzin, to wszystko konstytuuje naszą tożsamość. Te fenomeny raperzy często wyrażają lokalną gwarą – pojęciami, które najlepiej mogą oddać „tutejsze doświadczenie”.

Tak właśnie kształtuje się nasza tożsamość. Tego uczy nas rap. Fundamentalne rzeczy, tak podstawowe, że aż niezauważalne dla obcych, stają się w twórczości raperów wyróżnikami ich otoczenia, granicami horyzontu ich geograficznej tożsamości.

Mogą to być dźwigi widziane przez Belmonda, stacje metra u Taco Hemingwaya, przystanek Jadźwingów u Włodiego czy autobus linii 522, o którym rapuje Eldo w jednej ze swoich mniej znanych piosenek.

Dobrze to zjawisko obrazuje twórczość jabłonno-legionowsko-warszawskiego duetu Hałastra przesiąknięta lokalną, warszawską gwarą, przy pomocy której opisywana jest mroczniejsza strona stolicy czy też wspominanego już Kuby Knapa, warszawskiego rapera, który przeprowadził się na wieś.

Artysta nie neguje warszawskiego doświadczenia, które zawsze będzie w nim. Na jego ramieniu widnieje symbol stolicy – tatuaż z syrenką. Jednak po wyprowadzce jego codziennością stało się gospodarstwo i okolice, które opisuje na ostatniej płycie.

Przeżycia, rzeczy, przedmioty, wspólnota oraz osoby, które są spotykane przez raperów, nie są wyobrażone; są jak najbardziej realne, namacalne, możliwe do bezpośredniego doświadczenia.

Te lokalne rzeczy oraz doświadczenia warunkują egzystencję, dzięki czemu zyskuje ona specyficznie cechy. Nie przypadkiem Włodi ze Służewca nawija w kawałku: Nolove (SŁŻ-SŁŻ): „SŁŻ zafundował mi terapię/ Do szkoły prócz kanapek w plecaku nóż do tapet/ Mój anioł stróż na podwójnym etacie/ Kupowałem sobie pączki za to, co miałem na tacę/ Z ziomkiem, który w domu był bity dla zasady/ To mu przemoc weszła w nawyk”.

Z kolei Belmondo w Tych terenach rapuje: „Wychowały mnie te tereny/ Kiedyś byłem tam i tam będę kiedyś/ To dla międzytorskiej między/ Wychował mnie Eden/ Gdzieś pomiędzy portem a Śródmieściem/ Szyld Polferries, nad nim księżyc/ Transport ciężarowy, przemysł ciężki/ Wszędzie węgiel, na każdej powierzchni i w powietrzu (Oj tak)”.

Trudne dzieciństwo, przemoc oraz określone nadmorskie pejzaże wyznaczyły różne punkty na mapie życia Włodiego oraz Belmondziaka. Wersy powyższych, ale i innych raperów zawierają stwierdzenia dotyczące ludzkiej egzystencji.

Można je sprowadzić do tez quasi-filozoficznych, które nieintencjonalnie pokrywają się z założeniami komunitaryzmu, społeczno-politycznej filozofii, która narodziła się w drugiej połowie XX w. jako odpowiedź na dominujący ówcześnie liberalizm.

Komunitarianie krytykują indywidualizm oraz założenia liberalnej filozofii, podkreślają wartość wspólnot – wszelakich, od tych bardzo lokalnych po te narodowe. Nie są programowo ani lewicowi, ani prawicowi – wśród nich znajdą się autorzy o wrażliwości socjalno-lewicowej (Michael Walzer), konserwatywno-republikańskiej (Michael Sandel) czy antykapitalistyczno-konserwatywnej (Alaisdair MacIntyre).

Paweł Śpiewak we wstępie do tomu pism Komunitarianie pisał: „Teza komunitarian na temat wspólnot jest dość przekorna i do pewnego stopnia zaskakująca. Powiadają oni bowiem (i tu zaczyna się krytyka liberalnej antropologii), że my, wiemy o tym czy nie, chcemy tego czy nie, jesteśmy faktycznie umieszczeni we wspólnotach i, co więcej, poza tymi wspólnotami nie potrafimy siebie zrozumieć ani zyskać swej tożsamości”.

Analogiczne doświadczenie charakterystyczne jest dla rapu. Rzucające się w oczy podobieństwo pozwala uświadomić sobie podstawową prawdę o nas, artykułowaną przez niezależnych od siebie ludzi – człowiek nie jest istotą indywidualną. Lokalny kontekst społeczno-geograficzno-kulturowy jest w nim odbity. Tak mocno, że często jest on wyrażany nieświadomie. Nie jesteśmy w pełni kowalami własnego losu, albowiem jako owi kowale mamy już w sobie pierwiastki, które determinują naszą działalność.

Ja i moje ziomki, nikt gorszy, nikt lepszy

Identyfikacja przez miejsce, zakorzenienie, odwołanie się do małej wspólnoty ma charakter antynowoczesny. Ponownie sięgnijmy po komunitarianizm, jeden z jego reprezentantów – w moim odczuciu najwybitniejszy – etyk Alaisdair Macintyre w Dziedzictwie cnoty pisze:

„W wielu tradycyjnych społeczeństwach z czasów poprzedzających nowożytność jednostka identyfikowała się – i była przez innych identyfikowana – za pośrednictwem jej uczestnictwa w różnych grupach społecznych oraz dzięki niemu. Jestem bratem, kuzynem, wnukiem, członkiem tego domostwa, tej wioski, tego plemienia”. Człowiek okazuje się w ten sposób istotą relacyjną – nie całkowicie autonomiczną, ale związaną z określonymi ludźmi oraz miejscami.

Państwo jest raczej bytem, który hip-hopowcom nie jest potrzebny. Zakłóca ich spokój oraz harmonię, wpada z policyjnym butem na posiadówki na ławeczkach. Brak państwa albo wrogość do niego powodują, że „polis” rapera ogniskuje się wokół lokalnej wspólnoty znajomych, przyjaciół, sąsiadów, okolicznej ludności. Tu się konstytuuje ich egzystencja.

Tak nakreślone związki społeczne nie zostały powołane dla jakiś korzyści, jak chcieliby to widzieć niektórzy liberalni filozofowie. Dla liberałów zatomizowane jednostki łączą się „racjonalnie”, aby zbudować społeczność, która będzie służyła jednostce, np. zapewniając jej bezpieczeństwo.

W takiej wizji brakuje elementów ubogacenia ludzkiego życia czy też wartości autotelicznych, które konstytuują się we wspólnocie. One same posiadają własne zasady, porządek, istnieją dlatego, aby spędzać czas dobrze i przyjemnie.

A4S7 WCK zostało to uchwycone następująco: „Nieważne czym jedziesz, a dokąd/ W sumie nieważne dokąd, a po co/ W sumie nieważne po co, jak pasażerowie to twoi ludzikowie, yo”. Wzbogacona innymi egzystencja ludzka jawi się jako doskonała, dlatego droga nie jest istotna. Ona jest tylko pretekstem do tego, aby wspólnie spędzić dobrze określony czas.

Lokalne wspólnoty, przez to że nie istnieją dla korzyści, jawią jako egalitarne oraz komplementarne z pojedynczym człowiekiem. Mokotowski raper Wilku WDZ w kawałku To jest to deklamuje: „Ja i moje ziomki/ Nikt gorszy, nikt lepszy”.

Włodi nawija w Wiedziałem, że tak będzie: „Potrzebuję moich ludzi, tak jak skrzypiec futerał”. Hip-hopowiec potrzebuje innych ludzi nie z powodów utylitarnych, ale perfekcyjnych – aby jego życie było doskonalsze.

Wspólnie spędzony czas, freestyle, jazda na deskorolce, graffiti, wypite piwko czy zapalony joint jawią się jako wartości same w sobie, autoteliczne, czynione ze względu na wartość w nich samych. Grupa społeczna przyjaciół, kumpli prezentuje się więc jako byt teleologiczny, istniejący w konkretnym celu: osiągnięcia pełni życia w oparciu zakazy, nakazy, praktykę społeczną oraz o cnotę.

Tak definiuje ją Alasdair MacIntyre: „Cnota jest nabytą ludzką cechą, której posiadanie i przestrzeganie umożliwia nam osiąganie dóbr wewnętrznych wobec praktyk, jej brak natomiast osiąganie tych dóbr skutecznie nam uniemożliwia”.

Przykładem dobra wewnętrznego wg MacIntyre może być np. doskonałość – hip-hopowcy spędzają razem czas, aby namalować jak najlepsze graffiti, zatańczyć breakdance czy stworzyć jak najśmieszniejszy wers.

Praktykowanie cnót jest niemożliwe bez przyjaźni, lojalności, które w konsekwencji jawią się jako fundamentalne. To z ich powodu tak mocno napiętnowane jest zachowanie niezgodne z nimi: donosicielstwo, zdrady, brak męstwa.

„Być odważnym znaczy być kimś, na kim można polegać. Właśnie dlatego odwaga jest tak ważkim składnikiem przyjaźni. Związki przyjaźni w społeczeństwach bohaterskich są kształtowane na wzór związków pokrewieństwa. Przyjaźń niekiedy ślubuje się w sposób formalny, a wówczas obie strony przyjmują na siebie obowiązki typowe dla relacji” – pisał wspominany już MacIntyre. Istotnym elementem przyjaźni jest wierność, która jest gwarantem zaufania, przekonania o możności polegania na innych oraz bezpieczeństwa.

W epoce nowoczesnej tożsamość ludzka z jej lokalnym bogactwem oraz „małowspólnotowym” charakterem, którą powyżej starałem się nakreślić, została zakwestionowała przez kilka różnorodnych sił: nacjonalizm oraz liberalizm i powiązany z nim kapitalizm.

Nacjonalizm niejako spłaszczył tożsamość ludzką, sprowadzając ją jedynie do kwestii narodowości. Szczególnie w Polsce, gdzie poza kilkoma miejscami, z których najbardziej znane są Śląsk, a także Kaszuby, często nie pielęgnujemy lokalnych tradycji.

Z drugiej strony liberalny kosmopolityzm oraz globalny kapitalizm tożsamość ludzką chcą jak najbardziej rozciągnąć. I to do tego stopnia, że pierwiastek „tutejszy” zostaje w niej zatarty, tak aby stworzyć obywatela świata, ciągle poruszającego się, czy czystego konsumenta, któremu można zaoferować te same towary w Europie, Azji oraz Ameryce, przy użyciu dyskursu z identycznymi pojęciami oraz cechami w każdej szerokości geograficznej.

Tożsamość ludzka nie jest jednakże płaska, szeroka czy rozciągnięta na cały glob, a piętrowa; mogę być Polakiem, a także mieszkańcem konkretnego rejonu geograficznego, miasta, dzielnicy, osiedla, ulicy – bardzo określonego miejsca. Najpierw istniejemy lokalnie, dopiero potem narodowo, a finalnie, o ile chcemy, szczególnie w dzisiejszej ponowoczesności – globalnie.

To jest moja podstawowa lekcja ze słuchania rapu. I dzięki hip-hopowi doświadczenie owych mniejszych wspólnot, pomalowane lokalnymi barwami, ma szansę na artykulację.

Życie ludzkie – ciągła, powtarzająca się opowieść

Śpiewak powiada: „Jesteśmy, zdają się mówić, komunitarianami; istotami, które stale opowiadają sobie swoje życie. Opowiadając, sytuujemy je nie tylko w czasie, ale i w przestrzeni międzyludzkiej. Przed sobą uzasadniamy swoje postępowanie, wskazując na postawy czy oczekiwania innych ludzi, wymogi praktyki. Opowiadając sobie siebie, umieszczamy swój los w kontekście życia innych ludzi i w kontekście historii wspólnot”.

Tezy oraz prawda komunitarian idealnie pasują do opisu rapu – ta muzyka stała się nośnikiem ludowej opowieści, w którym słuchacze odnajduje określoną filozofię życia, światopogląd.

Jeśli więc chcemy badać dzisiejszą klasę ludową, to koniecznie musimy zanurzyć się w hip-hop, albowiem to na jego polu lud jest siłą sprawczą oraz podmiotową. Mówiąc inaczej – może być tym, czym na prawdę jest.

Dzięki hip-hopowi mieszkańcy bloków, osiedli, biednych dzielnic oraz miast, zapomniani przez państwo oraz polityków, często na bakier ze społeczeństwem oraz prawem (albo tak się kreujący), uzyskali możliwość do artykulacji swojej wściekłości czy aspiracji, marzeń, opisu egzystencji, z wszelkimi ciemnymi oraz jasnymi stronami tego zjawiska. Podsumowując – mają szansę na własną opowieść.

Opowieści nigdy nie są indywidualne, mają one wspólnotowy charakter – twórca nie istnieje bez odbiorcy, opowieści zawsze opowiadane są w gronie osób, mniejszym czy większym. Opowieść jest nośnikiem dyskursu, dzięki któremu jej uczestnicy mogą się porozumiewać, gdyż składają się na nią konkretna hierarchia wartości, etyka i determinowane przez nie zachowania.

Śpiewak dodaje, że istnienie wszelkich wspólnot wymaga opowieści, albowiem dzięki nim ich odbiorcy i twórcy dostają narzędzie, które ich spaja, a także pozwala na interpretację rzeczywistości. Podzielając ją, odnajdujemy łączące nas punkty – stajemy się bardzo konkretną społecznością.

W ten sposób opowieść staje się narzędziem autodefiniującym. W Klimie Molesty, piosence z jednej z najważniejszych płyt polskiego rapu, Skandal, słuchamy: „To my, niechciani, nielubiani/ U swoich szanowani/ Czy już rozpoznani?/ Klima – zawsze nastukani”.

Hip-hop jest nośnikiem określonych opowieści, a także częścią kultury, która nadała sens oraz napełniła treścią egzystencję, szczególnie miejskiego ludu, na który składają się ci, którzy nie są elitą, a ich głos nie jest uwzględniany w mediach, dokumentach, książkach.

Dla klas wyższych jawią się jako coś obcego, dlatego wielu raperów z tzw. „dobrych domów” musi stylizować się na uliczników. Inaczej nie byliby autentyczni. W rapowych kawałkach ci ludzie znajdują pojęcia, wartości, a w graffiti czy we freestyle’u aktywność wspólnotową. To są doświadczenia społeczne, uchwytne dzięki hip-hopowi.

Bogactwo – nazwijmy rzecz po imieniu – wspólnotowego rapu ze względu na jego lokalne uwarunkowania przekłada się na mnogość opowieści, których liczba zależna jest od miejsc ich powstania. Artyści z różnych miast, dzielnic, osiedli przedstawiają swoiste wizje rzeczywistości, które posiadają wspólne elementy, takie jak zakorzenienie, radość z wspólnej aktywności czy niechęć do przemocy policyjnej, ale nie tylko – poznański fyrtel nie będzie ursynowskim blokiem z wielkiej płyty.

Tak jak pisałem już – tożsamość ludzka jest piętrowa, każde piętro jej wymiaru może posiadać własną opowieść; może istnieć opowieść poznańskiego Grunwaldu u Donguraleska, Jeżyc u rapera Pei czy warszawskiego Grochowa z twórczości Oskara z PRO8L3Mu, które składają się na większą legendę ludową.

Tezy przeze mnie przedstawione słyszę choćby u Rogala DDL, który ogłasza w Abrakadabrze: „Chowały Bielany,, dzisiaj Ursynów i styropiany/ Na elewacji, ale beton to beton i nie czuję zmiany”.  Dwie stosunkowo daleko od siebie położone warszawskie dzielnice. są różne – wie to każdy, kto miał okazję w nich być – jednak element w postaci betonowego bloku jest dla nich wspólny.

Co jest istotne, wielorakich opowieści nie da się zredukować do jednego aksjomatu, elementu, czy – jak to określa Śpiewak – „prostej prawdy”. Każdy dyskurs wzmacnia się przez powtórzenia, opowieść umacnia się przez jej ciągłe opowiadanie. Autozdefiniowanie się, opowiadanie sobie własnej egzystencji pozwala na przedstawienie konkretnego punktu widzenia, konkretnego sensu zachowania ludzkiego.

Chłopacy z Molesty określili się tak a nie inaczej, ponieważ nikt się nimi nie zajął, nikt nie chciał ich wysłuchać, wobec czego chwycili za mikrofony i przedstawili własną wizję świata. Nawinęli opowieść o samych sobie. Pojęcia oraz zbitki słów, które stworzyli na kultowym Skandalu, były i będą replikowane tak długo, jak istnieć będzie warszawski hip-hop, albowiem uchwyciły one lokalny sznyt i cechy egzystencji. W ten sposób ustanowili archetyp warszawskiej rapowej opowieści.

***

Kolejne badania społeczne pokazują postępującą atomizację społeczeństwa. Jest to zjawisko istotne i groźne, na które na razie nie znaleziono żadnych skutecznych rozwiązań. Jako jedne z nich widzę odwołanie się do pojęć wspólnotowych, praktykowanie cnót, aktywności w lokalnych społecznościach.

Coraz mniej nas spaja, być może w niedalekiej przyszłości trzeba będzie skierować się ku małym wspólnotom istniejącym na uboczu głównego nurtu społeczeństwa, albowiem one istnieją w innej logice – przede wszystkim niekapitalistycznej.

Molesta jeszcze w latach 90. XX w. w utworze Szacunek nawijała: „Jedno co dajesz i bierzesz od braci/ Tu nie chodzi o szelest, szacunkiem się płaci”. Zaś we wspominanym już Intrze WCK słyszę: „My robimy swoje i to cały czas procentuje/ Nie mówię o sosie, coś tam wpada/ Ale tu nie chodzi o sos, tu szacunkiem się beceluje”. Słuchanie takich słów dziś jest niesamowicie krzepiące.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.