Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Jeśli będziemy czytać tylko nagłówki, to nie zbudujemy nowej I Rzeczpospolitej

Jeśli będziemy czytać tylko nagłówki, to nie zbudujemy nowej I Rzeczpospolitej autor ilustracji: Julia Tworogowska

O idei jagiellońskiej zwykliśmy myśleć stereotypowo jako o mrzonce zakompleksionych „turbo-Słowian”. Tymczasem wśród ukraińskich i białoruskich elit rośnie świadomość wspólnej przeszłości narodów dawnej Rzeczypospolitej. Idea jagiellońska ma wyraźny potencjał jednoczący. Nie będzie jej jednak łatwo w społeczeństwie masowym.

Idea jagiellońska jest zjawiskiem kompleksowym. Opiera się na logicznych kalkulacjach wynikających z myśli politycznej, a nie (wbrew powszechnym stereotypom) na sentymentach miłośników Potopu Sienkiewicza czy Sarmatii Kaczmarskiego.

Pada wiele ogólnikowych haseł o Polakach i Ukraińcach i ich wzajemnej przyjaźni (ostatnio o jej rzekomym kryzysie), o których głośno jest od pierwszych dni wojny. Pojawia się też mnóstwo pytań.

Wśród nich jedno jest najważniejsze – co idea regionalnego zbliżenia może dać nam dzisiaj, w erze społeczeństw masowych? Czy zdolna jest przekształcić się w masowy ruch polityczny, a może pozostanie azylem dla garstki intelektualistów? Jakie są jej możliwości praktyczne? By odrzeć główny temat z powierzchownych skojarzeń, należy go na początek trafnie zdefiniować.

Idea jagiellońska to myśl polityczna, według której polska pozycja na Wschodzie jest pierwotna wobec pozycji na Zachodzie. Wypływa z przekonania, że kraje naszego regionu bez prowadzenia wspólnej i spójnej polityki nie utrzymają podmiotowości wobec zbyt silnych prądów zewnętrznych.

Nazwa „jagiellońska” nie jest przypadkowa – odwołuje się do czasów, gdy siła naporu owych prądów w postaci Moskwy i zakonu krzyżackiego dała idei początek. Co ważne, myśl ta rodziła się wówczas nie w powszechnym, sentymentalnym uniesieniu (dla takiego nie było jeszcze podstaw), ale wśród elit, w poczuciu najgłębszego realizmu. Ba! Wbrew woli pewnej części ich członków.

W XX w. podjęto próbę przełożenia koncepcji na język współczesny. Wizja głosi, że równanie sił w naszej części świata ma stały wzór, a silnie związane kraje byłej Rzeczypospolitej są warunkiem podmiotowości regionu. Dość wspomnieć Giedroycia, Łobodowskiego, Hostowca lub Okulicza.

W XX w. „dzieci cywilizacji jagiellońskiej” były fundamentalnie przeciwne wszelkim masowym ideologiom – nacjonalizmowi, faszyzmowi i komunizmowi. Te w sposób naturalny stały w sprzeczności z dążeniem propagatorów idei jagiellońskiej.

Nacjonalizm żywił się konfliktem i utrwalał podziały między krajami regionu. Faszyzm apelował do mas, budził nacjonalistyczne instynkty i poczucie krzywdy. Komunizm był z gruntu przeciwny narodowości nad „jednością regionalną”, postulował „jedność klasową”.

Mamy więc wszelkie podstawy, by stwierdzić, że idea jagiellońska jest zjawiskiem elitarnym. Nie opiera się na populistycznych dogmatach, ale na równaniu dotyczącym sił w regionie. Nie usypia mas prostymi hasłami.

Wręcz przeciwnie, zmusza je do wytężonej refleksji nad porozumieniem. Wspólnoty chcące podjąć dialog muszą wznieść się ponad zmienne nastroje społeczeństwa. To właśnie czyni ideę jagiellońską poglądem ze wszech miar niemasowym.

Oczywiście to samo można powiedzieć np. o współpracy polsko-niemieckiej, nie będzie to błędem. Celem tego tekstu nie jest ukazanie idei jagiellońskiej jako szczególnej w swej elitarności.

Interesuje mnie raczej odpowiedź na pytanie, czy idea regionalnego zbliżenia ma realne zastosowanie w świecie, w którym masy zdominowały życie publiczne. Czym właściwie jest „masowość” i jaki typ człowieka stworzyła?

Lajki przeciw polityce

Idea jagiellońska to zadanie intelektualne. Skupmy się zatem na intelektualnym aspekcie człowieka masowego. Jose Ortega y Gasset pisał, że „człowiek jest intelektualnie masowy, gdy – postawiony przed jakimś problemem – zadowala się tymi myślami, które od razu przyjdą mu do głowy; człowieka wybitnego to nie zadowala, uznaje on tylko to, co go przewyższa, do czego musi dojść przez wysiłek”.

Czy opis takiej postawy nie brzmi znajomo? Czy facebookowe dyskusje nie toczą się wokół podobnych tematów? Czy wreszcie facebookowe lajki i komentarze są czymś innym niż odbiciem nastroju mas? Człowiek masowy nadal dominuje i w swojej dominacji nie znosi tego, co każe mu się zastanowić.

W świecie upadłych hierarchii powyższy typ człowieka zajął miejsce opuszczone przez elity. Nie przestaje jednak być masą. Otaczającą go cywilizację traktuje jako część przyrody, nie żywi żadnej wdzięczności względem jej dóbr. Gasset przestawia ilustrację takiej postawy na przykładzie tłumu, który na fali wzburzenia, protestując przeciw wysokim cenom żywności, niszczy piekarnię.

Człowiek typu masowego ma zdanie na każdy temat i dość luźne podejście do faktów, gdy te ośmielą się przeczyć jego poglądom. Niezgodę na umysłowe prostactwo rozumie jako atak na samego siebie.

Nie ulega wątpliwości, że w spojrzeniu na masowe społeczeństwo wiele łączy Ortegę y Gasseta z Józefem Łobodowskim. Ten drugi, wielki zwolennik pojednania polsko-ukraińskiego, podobnie jak i wielu jagiellończyków, wyczuwał szkodliwość podobnych postaw. Przyjrzyjmy się fragmentowi jego tekstu pt. Przeciw upiorom przeszłości.

Jak czytamy, „po obydwu stronach barykady są ludzie, którym już nic nie pomoże. Jedni zawsze oświadczą: «Ty sobie gadaj, co chcesz, a ja wiem, że Ukraińcy to czarnopodniebienne gady!» – A inni odpowiedzą: Lach, Żyd i sobaka – wira odynaka”.

Łobodowski wyczuwał elitarność swojego zadania. Oczywiście ta nie przejawia się w uprzywilejowanej pozycji, lecz w stawianiu sobie konkretnych wymagań. Noblesse oblige – głosi francuskie powiedzenie. Tego człowiek masowy (powyżej w ujęciu nacjonalistycznym) nigdy nie pojmował.

Ani Łobodowski, ani Okulicz, ani Giedroyć z Mieroszewskim nie mamią swych odbiorców frazesami. Nie głoszą: „Tylko się kochajmy, a będzie nam dobrze”. Uparcie mówią o trudnej, ale koniecznej współpracy.

Czasami, jak np. Łobodowski, piszą o zadaniu intelektualnym, którym jest pojednanie polsko-ukraińskie. Jak bowiem czytamy, „nie wystarczy powiedzieć «kocham Polskę» lub «kocham Ukrainę», by cokolwiek w tej sprawie osiągnąć”. Swoim zwolennikom stawiają wymagania, nie obiecują łatwych sukcesów.

Ortega y Gasset napisał Bunt mas w 1930 r. Łobodowski opublikował Przeciw upiorom przyszłości dwie dekady później. Pierwszy przeczuwał tragedię, do jakiej doprowadzą masowe ideologie, drugi opisywał zgliszcza po ich pożodze.

Od publikacji Łobodowskiego minęło ponad pół wieku. Czy człowiek masowy gdzieś zniknął? Może przejść nas zimny dreszcz, kiedy uświadomimy sobie, że ten typ człowieka wciąż nadaje ton społecznym dyskusjom. Media społecznościowe tylko wzmocniły jego obecność.

Wczytajmy się raz jeszcze w twierdzenie Gasseta: intelektualna masowość to brak wysiłku i zadowolenie się pierwszą reakcją na bodziec. W erze internetu ta cecha przybiera szczególnie groteskowe formy.

Wyobraźmy sobie, że facebookowy komentariat zetknął się z tekstem zwolennika Łobodowskiego o clickbaitowym tytule Nowa Rzeczpospolita (?). Człowieka masowego nie obejdzie zawartość.

To nic, że artykuł zawierałby rzetelną analizę stosunków w regionie. Masom wystarczy tytuł artykułu, by weszły w polemikę z widmem swych skojarzeń. „No pewnie, chcielibyście wrócić do przeszłości”. „Jasne, bo akurat wschodni sąsiedzi się do tego palą”. „Oczywiście, polskie rojenia o imperium”. „Tak, z banderowcami akurat nam po drodze” i dalej w tym duchu…

Rzeczpospolita Narodów

Tego rodzaju pobieżne podejście charakteryzuje dziś wszelką „krytykę” projektów jagiellońskich. Czy i jakie zastosowanie może mieć zatem myśl jagiellońska w społeczeństwie masowym?

Podstawowym krokiem, jeśli chcemy bronić jej żywotności, jest obalenie mitów. Te skupiają się jak w soczewce w czterech powyższych komentarzach. Zacznijmy od zarzutu dotyczącego „powrotu do przeszłości”.

To bodaj najbardziej idiotyczne z powtarzanych oskarżeń. Zbliżenie narodów samo w sobie nie implikuje powrotu do przeszłości. Narody, jako projekt rozwojowe, nieustannie potrzebują wizji na przyszłość. Co więcej, prawdziwe korzenie idei jagiellońskiej sięgają czasów, gdy była ona czystym realizmem. ’

Można, rzecz jasna, zżymać się na „romantyczne wzdychania Polaków”, ale to mija się z istotą rzeczy. Idei jagiellońskiej nie ma tam, gdzie jest puste zapętlanie Ogniem i mieczem, rozrzewnianie się nad Hej, sokoły i brak refleksji nad współczesnością.

Znajdziemy ją tam, gdzie chłodny umysł wygrywa z pomnikami Bandery we Lwowie. Gdzie Białorusina mówiącego o „swoim Mickiewiczu” nie odżegnujemy od czci i wiary.Idea jagiellońska jest tam, gdzie wizja wspólnej przyszłości staje się dla nas na tyle cenna, że w jej imię jesteśmy gotowi zrozumieć sąsiadów i zaprosić ich do wspólnego stołu.

Czy nasi sąsiedzi zechcieliby przyjąć tę propozycję? Oto kolejny z najczęściej powtarzanych zarzutów – „sąsiedzi się nie garną”. Owszem, obraz „polskiego pana” wciąż rezonuje, zwłaszcza w ukraińskiej kulturze. Rzecz w tym, że Ukrainiec (lub Białorusin, Litwin itp.), który na podstawie stereotypów chciałby wyciągać wnioski o sojusznikach, nie jest dla nas partnerem do rozmowy.

Używanie „gotowych obrazków” to cecha charakterystyczna człowieka masowego. Ten o wzajemnej niechęci jest dodatkowo rozdmuchany przez wieki dominacji Moskwy. Wspomniane „gotowe obrazki”, choć przestarzałe, nadal psują relacje w regionie.

Na szczęście w ukraińskich środowiskach akademickich pojawiają się takie postacie, jak prof. Natalia Starczenko, które obalają obrazek Rzeczypospolitej jako „kraju polskich panów”. Razem z (nieuniknionym w czasie wojny) wzrostem nacjonalizmu rośnie w Ukrainie poczucie „zachodniości”, bycia członkiem kultury Zachodu.

Tym właśnie była Ruś-Ukraina w ramach Rzeczypospolitej. Fakt, że profesor Starczenko zaproszono do współpracy przy pisaniu nowego podręcznika do historii Ukrainy, może wskazywać, że wizja ta zacznie wkrótce przebijać się do mainstreamu.

Natalia Starczenko nie jest, rzecz jasna, jedyna. Jurij Mychajłowśkyj na łamach ukraińskiego „Tyżnia” ogłasza, że „tak – historia Rzeczypospolitej to (także) nasza, ukraińska historia”. Kontynuuje: „Ukraińska cząstka […] Rzeczypospolitej jest znaczna, choćby ze względu na teren czy ilość jego mieszkańców. Jej oryginalne cechy widać we wszystkim, co wiąże jej kulturę z Cerkwią Prawosławną”. Mychajłowśkyj kończy swój artykuł słowami: „Duch Rzeczypospolitej nadal unosi się nad współczesną Ukrainą”.

Nie pojawia się przekonanie, że paru wykształconych ludzi odzwierciedla nastroje społeczne. W społeczeństwach panuje ferment intelektualny. Wpływać na niego mogą tylko ludzie, których umysły są niemasowe, tzn. odporne na proste frazesy. Tylko oni mogą w nim wytrwać i jeśli im się powiedzie, nadać ton działaniom społeczeństwa.

Masy w żadnej epoce nie zmieniły świata, robiły to i robią grupki zapaleńców. A tych po ukraińskiej stronie „Jagiellonii” nie brakuje.

O tym, jak przedstawia się sytuacja na Białorusi, pisała już na łamach Klubu Jagiellońskiego Barbara Nałęcz-Nieniewska.Polacy, Ukraińcy i Białorusini są spadkobiercami Rzeczypospolitej. Po latach rosyjskiej propagandy ten fakt zaczyna wychodzić na światło dzienne.

Nie jest to tylko „polskie rojenie”, lecz zręby wspólnej wizji. Wizji nie tylko przeszłości (jak u Starczenko czy Mychajłowskiego), lecz także przyszłości w Europie Środkowo-Wschodniej.

Projekty w duchu jagiellońskim nawiązujące do Rzeczypospolitej, jak np. słynne Intermarium, spotkały się z nad wyraz ciepłym przyjęciem. Ukraiński film promujący ideę Międzymorza zebrał ponad siedemdziesiąt siedem tysięcy wyświetleń, a sam temat pozostaje przedmiotem gorących debat w środowiskach intelektualnych.

Słyszy się także głosy, że „z banderowcami nam nie po drodze”. O kulcie Bandery pisałem już w swoich dwóch poprzednich tekstach. W tym ograniczę się do uwagi, że właśnie takie stwierdzenia świadczą najlepiej o nieprzydatności człowieka masowego do projektów transnarodowych.

Człowiek ten nie zna dialogu, obchodzą go tylko własne emocje. Nie umie znieść faktu, że do stołu z nim zasiada ktoś inny od jego wyobrażeń, dlatego ten stół wywraca. Jeśli ktoś miałby stawiać warunek rozliczenia Wołynia, nie daj Boże, by był to właśnie on.

Ukraińcy i Białorusini, którzy czują w sobie gen jagielloński, odrzucają toksyczny nacjonalizm już na poziomie podstaw światopoglądu. Jeśli chcemy tworzyć projekty regionalne, w pierwszej kolejności szukajmy porozumienia właśnie z tymi sąsiadami.

Jagiellońska przyszłość

Idea jagiellońska nie zmieni się w masowy ruch polityczny. Nie zajmuje żadnego miejsca na horyzoncie poglądów młodzieży. Jej mozaika nie błyszczy dostatecznie tęczową ani ciemnoniebieską barwą. Nie jest to ideologia masowa, a więc nie tam należy jej szukać.

Ze względu na bycie ponad szumem tłumu umowna „Jagiellonia” może pełnić funkcję jednoczącą państwo. Może stać się ideą, która stoi ponad nacjonalizmem czy nową lewicą, więc da jednym i drugim poczucie obywatelstwa.

Oto nagle prawicowcy lub lewicowcy stają się Polakami wobec Europy. Stają się też Europejczykami, którym droga jest wolność jednostki, wobec narodów Wschodu dążących do tej wolności.

Co więcej, okazuje się, że zabezpieczenie wolności państw regionu oraz zbalansowany sojusz z Polską leży we wspólnym interesie. Nie kończmy na hasłach i spójrzmy trzeźwo w przyszłość. To może stać się początkiem czegoś zupełnie nowego.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.