Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

I RP kolonizowała Ukraińców? To historyczna bzdura

I RP kolonizowała Ukraińców? To historyczna bzdura autor ilustracji: Julia Tworogowska

„Tak jak na prawicy widać dziś czasem ukąszenie endeckie objawiające się w poczuciu wyższości wobec narodów Wschodu, tak na lewicy obserwujemy ukąszenie marksistowskie. Dla Adama Leszczyńskiego i jemu podobnych badaczy podstawowym narzędziem rozumienia historii I RP jest narodowowyzwoleńcza walka między klasą ciemiężonych chłopów a szlachtą jako klasą panującą. To intelektualnie się nie broni. Warto byłoby naszej wspólnej środkowoeuropejskiej republice oddać w końcu dziejową sprawiedliwość” – przekonuje w rozmowie z Konstantym Pilawą Darek Rybacki.

Jacek Bartosiak pisze w Najlepszym miejscu na świecie, że XVI-wieczni hetmani byli większymi realistami politycznymi od współczesnych polskich generałów. Marek Budzisz w Samotności strategicznej nawołuje do stworzenia z Ukrainą środkowoeuropejskiej wspólnoty politycznej. Rafał Ziemkiewicz w Wielkiej Polsce pisze, że w naszym regionie wracamy do sytuacji geopolitycznej rodem z XVI w., w którym Polska była potęgą. Jak ty, jako pasjonat I RP często odżegnujący się od publicystyki, reagujesz na tego typu opowieści?

Niewątpliwe odwołania do I RP po wybuchu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę znowu stały się modne. Podchodzę do nich w dwojaki sposób. Z jednej strony to całkiem naturalne, że jako Polacy odwołujemy się do naszego dziedzictwa kulturowego. Z drugiej jednak pokutuje uproszczony obraz, jakoby I RP była dziedzictwem tylko naszym. W tych nawiązaniach można niekiedy zauważyć ukryty imperializm. Tymczasem I RP nie była tylko etnicznie polska.

Historycznie byliśmy być może najważniejszą częścią Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ale na pewno nie jedyną. Dzisiejszą sytuację należałoby wykorzystać do tego, aby pamięć o I RP nieco odpolszczyć, tj. udzielić głosu chociażby opozycji białoruskiej czy Ukraińcom, którzy coraz przychylniej patrzą na wspólną część naszej historii. To duża praca do wykonania dla samych Polaków, aby stare koncepcje ruchu prometejskiego i Giedroycia opowiadać w nowym kontekście.

Wierzysz, że będziemy w stanie uczynić z tych opowieści realny kapitał kulturowy, który jest dziś potrzebny w relacjach z Ukraińcami, Białorusinami i Litwinami?

Nasza kultura jest od XIX w. przesiąknięta myślą narodową. To sprawia, że nie potrafimy uczynić z dziedzictwa I RP kapitału kulturowego. Białorusini, Ukraińcy i Litwini mają pełne prawo patrzeć na naszą wspólną historię przez pryzmat swoich wrażliwości. Ich przodkowie przecież (tak samo jak nasi) tę wspólnotę budowali. I RP była czymś zupełnie odmiennym od współczesnej Polski. Była zarówno wielokulturowa, jak i wieloetniczna.

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że ziemie, które nam wydają się dziś rdzennie polskie, jak chociażby Pomorze Gdańskie czy Mazowsze, zostały przyłączone do tego intrygującego tworu państwowego bardzo późno. Nie znaczy to jednak, że dziś nie możemy z tej kultury korzystać.

Gdy Litwini patrzą na działania Radziwiłłów z czasów potopu, widzą tę historię z zupełnie innej perspektywy. Dla nich nie byli to zdrajcy i heretycy, jak postrzegał ich Sienkiewicz, ale możnowładcy, którzy walczyli o przetrwanie Litwy w czasie, gdy jej byt polityczny stawał pod znakiem zapytania. Rzeczypospolita była wówczas rządzona przez Jana Kazimierza, najgorszego króla elekcyjnego w naszej historii, którego pozycja polityczna była tak słaba, że zostawił Litwinów na pastwę Moskwy.

Tego rodzaju optyka może być i dla nas wartościowa poznawczo. Nie musimy automatycznie przebierać się za koroniarzy i przenosić XVII-wiecznych waśni do 2023 r. Szczególnie czasy potopu szwedzkiego można byłoby poddać swoistej demitologizacji. Z uwagi na osobiste animozje monarchy niepotrzebnie prowokowaliśmy zaborczą politykę szwedzką. Traktowaliśmy Szwedów bardzo protekcjonalnie, co skończyło się dla I RP prawdziwą tragedią.

W mojej ocenie po potopie zaczęła się długa agonia Rzeczypospolitej. Po 1660 r. niemożliwy był powrót do siły państwa z początku wieku. Warto pomyśleć, że pierwotnie Szwecja przymierzała się do wojny z Moskwą, a to bez względu na jej rezultat byłoby dla nas sytuacją głęboko pożądaną. Stało się jednak inaczej.

Popularyzacja takiej wiedzy to cel mojej działalności w debacie publicznej. Dawna Rzeczypospolita domaga się od nas oddania jej dziejowej sprawiedliwości. Projekty geopolityczne tworzone w duchu inspiracji I RP są ważne, mogą być jednak dużo trwalsze, gdy zostaną oparte na historycznym realizmie, a nie tylko na mitach narodowych.

Choć mity też są istotne, być może dziś będą zyskiwać na znaczeniu opowieści o wspólnym dziedzictwie Polski, Litwy, Białorusi i Ukrainy. W tym kontekście warto więcej mówić o takich postaciach, jak Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny, hetman kozacki i wierny żołnierz króla polskiego. Dzięki niemu de facto pokonaliśmy Turków pod Chocimiem. Konaszewicz-Sahajdaczny wielokrotnie bronił też Rzeczypospolitej przed Moskwą.

Pamięć o I RP jest też dziś dekonstruowana przez lewicę. Często słychać głosy zrównujące pańszczyznę z niewolnictwem, a historyczny rozwój terytorialny naszej republiki bywa przedstawiany jak kolonizacja Wschodu Europy, np. Ukrainy. Zacznijmy od tej nieszczęsnej kolonizacji.

Idąc tym tropem, można zapytać, czy Kozacy walczyli w XVII w. z polskimi panami z Małopolski czy z Wielkopolski, którym z XIX-wiecznego narodowego punktu widzenia chyba najbliżej do Polaków. Nie, walczyli z kresowymi królewiętami. Magnaci kresowi etnicznie niczym nie różnili się od Kozaków. Słynny Jarema Wiśniowiecki był pochodzenia ruskiego. Jego wujek, Dymitr Wiśniowiecki Bajda, był jednym z pierwszych atamanów kozackich, twórcą kozaczyzny zaporoskiej.

Sam Jarema przeszedł na katolicyzm dopiero jako dorosły człowiek. Był więc bardziej Polakiem czy Ukraińcem? A może Białorusinem? Co miał na myśli Mickiewicz, pisząc piękną polszczyzną: „Litwo, Ojczyzno moja”? Takie potworki intelektualne, jak mówienie o kolonizowaniu Ukrainy przez Polskę są efektem nakładania na historię współczesnych pojęć i wyobrażeń.

System polityczno-ekonomiczny, jaki zbudowano w dawnej Rzeczypospolitej, stwarzał warunki do swobodnej ekspansji szlachty, która stopniowo stawała się, szczególnie na Kresach, bardzo bogata. Ta uwaga jest szczególnie istotna, bo np. rody szlacheckie pochodzące z Małopolski czy Wielkopolski nie mogły sobie na taką wewnętrzną ekspansję pozwolić. Tamtejsza szlachta była dużo bardziej rozdrobniona i uboga.

Czy właśnie zasugerowałeś, że jeśli już jakakolwiek kolonizacja była możliwa, to mogłaby zachodzić w odwrotnym kierunku? Królewięta kresowe mogły kolonizować koroniarzy?

To byłoby o tyle trudne do wyobrażenia, że o ile magnaci kresowi, mówiąc współczesnym językiem, dysponowali sporymi zasobami ludzi i ziemi, to jednak wyższą technologię i kulturę polityczną posiadali przedstawiciele typowej szlachty polskiej. Pewnie jakiś zwolennik tego typu teorii mógłby stwierdzić, że mieliśmy do czynienia z kulturową kolonizacją.

Nie możemy jednak zapominać, że mówimy o jednym organizmie politycznym, który przez dużą część wspólnej historii żył ze sobą w harmonii mimo częściowej niezależności kulturowej składowych republiki. Dzisiaj głosy o kolonizacji Ukrainy czytam w kluczu globalizacji. Jeśli Zachodowi czkawką odbija się kolonializm, to wszyscy bez wyjątku do tych debat muszą dołączyć. Jeżeli chcemy do Zachodu należeć, to też musimy przepraszać za kolonializm. Problem polega tylko na tym, że historia takiemu poglądowi przeczy.

A temat pańszczyźnianego wyzysku? Czy to inny objaw tej samej choroby, a może jednak jest coś na rzeczy?

Odwrotnie – objawy podobne, ale choroba jednak trochę inna. Zwolennicy tezy o kolonizacji czerpią z zachodniej mody intelektualnej, zwolennicy tezy o niewolnictwie chłopów powtarzają tezy marksistowskich historyków z lat 50. Obie opowieści proponują jednak coś na kształt pedagogiki wstydu w stosunku do dawnej Rzeczpospolitej.

Tak jak na prawicy widać dziś czasem ukąszenie endeckie objawiające się w sprowadzaniu I Rzeczpospolitej wyłącznie do Polski i poczuciu wyższości wobec narodów Wschodu, tak na lewicy obserwujemy ukąszenie marksistowskie. Dla Adama Leszczyńskiego i jemu podobnych autorów podstawowym narzędziem rozumienia historii I RP jest narodowowyzwoleńcza walka między klasą ciemiężonych chłopów a szlachtą jako klasą panującą. To intelektualnie się nie broni. Warto byłoby naszej wspólnej środkowoeuropejskiej republice oddać w końcu dziejową sprawiedliwość.

Patrzenie na historię narodową przez pryzmat konfliktu klasowego i niewolnictwa również jest charakterystyczne dla dyskursu zachodniego, np. Stanów Zjednoczonych. Modne ostatnio pojęcie woke culture właśnie to opisuje. Za oceanem dostaje się ojcom założycielom za rasizm. W Polsce przejmujemy po prostu ten typ dyskursu. Dla osób, które zajmują się I RP w poważny sposób, jest to często irytujące, szczególnie że to dzieje Polski od I zaboru można pokazać jako okres, w którym to my byliśmy kolonizowani przez Rosję. Ten mechanizm dobrze ukazała chociażby Ewa Thompson w Trubadurach imperium.

Zgadzam się. Wystarczy spojrzeć na tytuł najbardziej popularnej tego typu książki w Polsce. Ludowa historia Polski Adama Leszczyńskiego jest przecież bezpośrednim odniesieniem do Ludowej historii Stanów Zjednoczonych Howarda Zinna. To próba przełożenia tego, czego szukał Zinn w społeczeństwie amerykańskim, na polskie realia. Jest to dość intrygujący fikołek intelektualny. Sugerowanie, że chłopów funkcjonujących w społeczeństwie wczesnonowożytnym dawnej I RP można porównywać do niewolników doby kolonialnej, to nieporozumienie.

Oczywiście społeczeństwa przedindustrialne z natury rzeczy były silnie zhierarchizowane, ale stawianie po jednej stronie chłopów-niewolników, a po drugiej przedstawicieli szlachty-panów jest dużym uproszczeniem. Jeśli bowiem spojrzymy, jak mocno w obrębie swojego stanu zróżnicowana była sama szlachta lub jak różnorodna była warstwa kmieca, to cała konstrukcja Leszczyńskiego się wali. Wewnątrz klasy niewolników nie ma możliwości powstania rozbudowanych hierarchii. Duże rozwarstwienie stanu chłopskiego dowodzi, że działała w jego obrębie swego rodzaju logika wolnorynkowa.

Oczywiście sytuacja chłopów w I RP była bardzo trudna. Nie chcę usprawiedliwiać i angelizować polskiej szlachty z pobudek patriotycznych lub jakichkolwiek innych. Warto jednak zwrócić uwagę na główny czynnik, który sprawił, że chłopi byli traktowani tak, a nie inaczej. Była nim stopniowa zapaść całej gospodarki Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

W XVII w. kraj nieustannie targały wojny, które wykańczały społeczeństwo. Badam tę sprawę na poziomie regionalnym. Na bogatym terytorium, jakim były Prusy Królewskie, widać ten proces bardzo dobrze. Do 1626 r. mieliśmy do czynienia z dużym zróżnicowaniem majątkowym chłopów w okolicznych wsiach.

Co ciekawe, biedni chłopi byli w codziennym życiu podporządkowani raczej bogatym przedstawicielom ich własnej klasy społecznej, a nie bezpośrednio szlachcie. Jednak po wojnie o ujście Wisły, kiedy Szwedzi po raz pierwszy najechali tę część Rzeczpospolitej, struktura społeczna zaczęła się zmieniać. Sytuacja powojenna stworzyła warunki do wyzysku. Wszystkie warstwy społeczne gwałtownie zbiedniały, szlachta rzeczywiście zaczęła chłopów coraz bardziej uciskać.

Nie był to jednak konflikt klasowy, ale konsekwencja kryzysu gospodarczego zgodnie z prawem św. Mateusza – biedni stają się biedniejsi, a bogaci bogatsi. Sytuacja Polski nie była wyjątkowa. W telegraficznym skrócie można powiedzieć, że I RP nie upadła, bo szlachta była szczególnie warholska. To narracja wymyślona w XVIII w. redukuje cały temat do jednego, wcale nie najważniejszego czynnika.

Nie masz wrażenia, że jednak pochylenie się na historią ucisku chłopstwa jest dobre dla naszej wspólnoty pamięci? Ucisk, jak sam zauważyłeś, był czymś realnym. Może jednak i tutaj przyda się nam demitologizacja i zmiana perspektywy? Rafał Matyja w książce Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością wskazuje, że Polacy bardzo mało o sobie wiedzą. Karmimy się nieustannie szlacheckim rodowodem, tymczasem duża część naszego społeczeństwa ma pochodzenie chłopskie i nie zna swoich bezpośrednich przodków.

Nie zgodzę się, że jesteśmy społeczeństwem chłopskim. Szlachta, i owszem, stanowiła kilka procent społeczeństwa. Genealogicznie nie ma z czym za bardzo dyskutować. Etniczność nie jest jednak kluczowym składnikiem tożsamościowym społeczeństwa. Nigdzie tak nie jest. Nasza kultura wyrosła na pniu szlacheckim.

Zdecydowana większość naszej edukacji historycznej i kulturalnej jest oparta o szlacheckie dziedzictwo. Mieszczanie i stan kmiecy oczywiście wnieśli w naszą kulturę swój wkład. O nim również należy pamiętać i go pielęgnować, jednak całkiem naturalne dla każdego organizmu politycznego jest to, że elity tworzą podstawy dziedzictwa kulturowego.

Spójrz na przykład Białorusi i Ukrainy. Narody te nie wykształciły alternatywnej wobec Polski silnej kultury wysokiej, kiedy na arenę dziejów weszły nowoczesne narody. Konsekwencją tego stanu rzeczy była mniejsza odporność Ukraińców i Białorusinów na wpływ rosyjskiej kolonizacji.

Dlaczego opozycja białoruska szuka dziś swojej tożsamości w dawnej Rzeczypospolitej? Właśnie dlatego, że pragnie utwierdzenia swojej narodowej tożsamości we wspomnianym wyżej pniu szlacheckim i kulturowego dystansu wobec rosyjskiego imperializmu.

Wiele naszych cech współczesnych można łączyć z dawną Rzeczpospolitą. Nieważne, że naszymi przodkami byli chłopi, mieszczanie lub Żydzi. To myślenie klasowe na temat tożsamości, które stanowi, że ważniejsze od kultury jest pochodzenie. Bycie chłopem w tej optyce jest ważniejsze niż bycie Polakiem. Kultura narodowa jest czymś narzuconym.

Tak o historii opowiadał komunizm i na tym poległ. Okazało się, że tożsamość narodowa była czymś bardziej naturalnym od tożsamości klasowej. Komunizmowi udało się w Polsce zniszczyć warstwę ziemiańską, ale nie udało się zniszczyć tego co ta warstwa po sobie zostawiła. Żaden konstruktywizm nie jest w stanie zasypać tego, co w kulturze obiektywne. Nie zrobili tego komuniści, nie zrobią również współcześni chłopomanii.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.