Pokolenie Z krytykując kulturę zapierd*lu ma rację. Czas spojrzeć na młodych życzliwym okiem
Troska o przyszłość, zdrowie psychiczne i stan środowiska naturalnego. Bezpieczne, przyjemne życie pełne czułości, wolne od stresu i lęku. Bunt przeciwko „kulturze zapierd*lu”, która redukuje wartość człowieka do materialnego statusu. Nadanie sensu pracy. Oto opowieść pokolenia Z, która ma wyzwolić człowieka z neoliberalnego świata stworzonego przez poprzednie generacje.
Tekst pochodzi z 63 teki czasopisma idei „Pressje” zatytułowanej „Cierpienia młodego zoomera”. Całość pobierzesz za darmo tutaj.
Przeglądamy się w innych, aby samemu się poznać
„Ludzie potrzebują przyjaciół, aby mieć pełniejszy ogląd samych siebie” – stwierdził kiedyś mój wykładowca, gdy referował etykę Arystotelesa. W egzystencję każdego człowieka wpisana jest potrzeba relacji. To właśnie dzięki nim kształtujemy własną osobowość.
Podobną myśl sformułował Marek Hłasko w opowiadaniu List. Napisał, że „ludzie samotni są także potrzebni, aby inni rozumieli, jak straszną rzeczą jest samotność, i starali się przed nią uchronić”. Analogicznie jest z każdą inną cechą.
Pokolenie Z nie może istnieć bez pokolenia Y, tak samo jak Y bez X. „Zetki” potrzebują innych, aby zyskać świadomość własnej odrębności, tak jak każda grupa społeczna. Kontakt z pokoleniem Z w duchu Hłaski może być w tym sensie doświadczeniem egzystencjalnym.
Przejrzenie się w zwierciadle charakterystycznych dla tej generacji cech pozwala skonfrontować się z własnymi doświadczeniami, emocjami i poglądami. Może więc sprawić, że nasze życie będzie pełniejsze. Jako 30-latek skupię się na tym, co mnie w „zetkach” zadziwia i co może sprawić, że będę lepiej rozumieć siebie.
Pracować, ale po co aż tyle?
Memy pełnią dziś funkcję, jaką kiedyś pełniły aforyzmy. Jeden z tych, które ostatnio przykuł moją uwagę, przedstawiał typową scenkę w pracy. Trzy osoby dobrze się bawiły i rozmawiały, czwarta była pochłonięta obowiązkami. Wiadomo już, kto należał do pokolenia Z, a kto był millenialsem. „Zetki” nie chcą pracować ponad siły, co więcej, odrzucają dawne wyobrażenia na temat pracy.
Wiele razy słyszałem określenie „dupogodziny” zarówno od osób z pokolenia boomerów, jak i wykładowców uniwersyteckich (co ciekawe, zaskakująco do siebie podobni okazywali się deklaratywni konserwatyści, liberałowie, socjalliberałowie i chadecy). Czasem docierało do mnie stwierdzenie, że „trzeba wysiedzieć albo odpracować swoje dupogodziny”. „Dupogodziny” dla mojego pokolenia może uchodzić za synonim pracy. Fenomen ten jest równie prosty, co irytujący, oznacza bezczynne siedzenie w pracy, aby odbębnić osiem godzin.
Jeszcze gorszymi zjawiskami są praca ponad siły, nachalne próby przekroczenia KPI i „wyrobienie” dziennej normy, aby doglądać wszystkiego, kończyć później niż inni albo wyrabiać nadgodziny. To składa się na słynną „kulturę zapierd*lu”. Dla boomerów to często normalność, dla millenialsów uciążliwa konieczność, a dla „zetek” absurd, z którym trzeba skończyć.
Portale biznesowe donoszą, że pokolenie Z nie chce pracować w przedziale godzinowym 9-17. Dla starszych to stała i nienaruszalna rama rzeczywistości. „Zetki” nie nadają pracy wyższego sensu – etosu zawodowego, misji dziejowej, zdobywania świata. Zauważają, że za pięknymi słowami kryje się wyzysk.
Gdybym był heglistą, mógłbym stwierdzić, że przekształcenia pracy, które nadeszły wraz z pandemią COVID-19, były celowym działaniem ducha dziejów. Pandemia przyśpieszyła konieczne przemiany, jakie przyniósł rozwój technologiczny. To nie przypadek, że dziś kontestowany jest czterdziestogodzinny tydzień pracy i coraz większa liczba ekonomistów przekonuje do czterodniowego modelu.
Nic w tym dziwnego, idee podążają za rzeczywistością. Intuicje pokolenia Z wyprzedziły pandemię. Teraz świat powoli stara się dostosować do pomysłów, które jeszcze kilka lat temu były powszechnie uznawane za roszczeniowość i lenistwo „rozpieszczonych młodych”.
Koniec ery self-made manów
„Zetki” są rytualnie atakowane przez przedstawicieli „pokolenia zapierd*lu”. Trzeba tylko odpowiedniej motywacji, by osiągnąć wszystko. Chcielibyśmy wierzyć w ten mit, którym nas karmiono, ale się nie da. Dzięki niemu jedynie łatwiej nie dostrzec tych, którzy ponieśli porażkę. Amerykański miliarder, jak czytam w Buisiness Insider, nazywa osoby, które pracują trzy dni w tygodniu, „niedorajdami”.
W Polsce szerokim echem odbiły się słowa prof. Marcina Matczaka, wykładowcy Uniwersytetu Warszawskiego. Prawnik skrytykował w wywiadzie opublikowanym na łamach „Polityki” to, że młodzież, zwłaszcza lewicowa, nie chce dziś pracować przez szesnaście godzin dziennie, jak zdarzało się jemu. Zdaniem jurysty ma to świadczyć o braku ambicji młodych ludzi.
Podobne słowa do Matczaka wypowiedział John Mackey, były dyrektor generalny Whole Foods. „Najwyraźniej nie chce się pracować” – stwierdził i jednocześnie podkreślił, że „zetki” nie chcą ani pracować ponad miarę, ani nie odnajdują w codziennej orce szczególnej przyjemności i pasji.
Czy jest to przysłowiowe nieróbstwo, jak wskazywała aktorka Whoopi Goldberg, która nazwała młodych leniwymi? Nie, raczej świadomość własnych praw, obowiązków i wypalenia aktualnego modelu pracy.
Mam wrażenie, że słowa Matczaka et consortes ujawniają przemianę świadomościową pokolenia Z. Wypowiedzi boomerów skrywają głęboko zakorzeniony mit self-made mana. Taka opowieść ma swoje ciemne strony. Boomerzy są niewolnikami fetyszyzmu towarowego – postrzegania człowieka przez pryzmat towarów, jakie posiada. W gruncie rzeczy taka postawa jest nihilistyczna.
W krytyce „kultury zapierdolu” nie można pokoleniu Z odmówić racji. Po co mają pracować ponad siły, posiadać dobra luksusowe i gromadzić kapitał, skoro te nigdy nie powinny być wyznacznikami wartości człowieka?
„Zetki” są też dużo bardziej mobilne, nie wykazują przywiązania do pracy. Wszystko to irytuje starsze pokolenia. Można wskazać dwie przyczyny zmiany sposobu myślenia. Czyż nie są nimi obserwacja i refleksja, że podejście do pracy pokolenia Z jest po prostu zdrowsze? Wymaganie normalności nie oznacza roszczeniowości. Być może sprzeciw pokoleń starszych ukrywa strach przed uświadomieniem sobie, że za „kulturą zapierdolu” stoją wyłącznie zarobek pieniężny i pustka aksjologiczna.
Potrzeba świata czułego
Współczesną agorą stały się media społecznościowe. Dyskusję wywołał wpis jednego z mężczyzn, który przedstawił listę wymagań oraz pomocy dla własnych dzieci – nacisk na naukę, seriale tylko w języku obcym, kilka godzin korepetycji w tygodniu, sport, regularne czytanie książek, wpajanie zasad. Młody człowiek odpowiedział mu w komentarzu następującym memem.
Napis: „Dzieci za kilkanaście lat” znajdował się pod obrazkiem, zrzutem ekranu obrazującym przeglądarkę Google z frazą „terapia warszawa szybki termin”. Zdrowie psychiczne i troska o nie wybijają się na pierwszy plan, gdy myślę o pokoleniu Z.
Raport Debiutanci’23 pokazuje, że ośmioma najważniejszymi wartościami, które wskazali młodzi Polacy, są miłość, zdrowie, rodzina, przyjaźń, bezpieczeństwo, szacunek, wolność i spokój. 54% respondentów przyznało, że najistotniejsze dla nich w najbliższej przyszłości będą dobre relacje z przyjaciółmi i rodziną, a 42% badanych wskazało na dobrostan psychiczny.
Wyborczy debiutanci z 2023 r. są osobami, które pragną świętego spokoju, bezpieczeństwa i przyjemnego życia, choć 63% z nich jednocześnie ma obawy przed wchodzeniem w dorosłe życie. 38% respondentów wyraża niepokój związany z kondycją psychiczną Polaków. Około 1/5 badanych osób znajduje się w poważnym kryzysie zdrowia psychicznego oraz wymaga, wedle autorów raportu, natychmiastowej pomocy.
Pokolenia starsze miały tendencję, żeby wypierać problemy psychiczne. Ponurym memem stały się słowa typu „weź się w garść”, „uspokój się”, „wszystko będzie dobrze”. Gen Z tak nie chce. Przyczyn problemów psychicznych jest z pewnością wiele, np. samotność, nadmierne wymagania i brak wsparcia ze strony najbliższych. To kamyczek do ogródka starszych pokoleń.
Na stronie Ministerstwa Zdrowia znalazłem informacje o czasie, jaki rodzice spędzają ze swoimi dziećmi. 21% uczniów klas drugich w szkołach podstawowych nie zgodziło się z twierdzeniem, że rodzice poświęcają im wystarczająco dużo czasu. Wśród uczniów klas szóstych uważało tak 16% dzieci, a wśród młodzieży licealnej i w technikum 20% osób. Zdaniem autorów publikacji przekłada się to na realne problemy psychiczne młodych ludzi.
Problem jest głębszy, nie tylko czasowy, wręcz egzystencjalny. Często w pokoleniach starszych miłość i oddanie okazywano w inny sposób niż poprzez rozmowę i czułość, nie tak, jak chciałyby tego „zetki”. To jedna z najważniejszych różnic pokoleniowych. Zjawisko to opisała noblistka z 2022 r., Annie Ernaux. Tak opisała relację z własną matką:
„Byłam pewna jej miłości i tej niesprawiedliwości: od rana do wieczora podawała klientom ziemniaki i mleko, żebym mogła siedzieć w auli uniwersyteckiej i słuchać wykładów o Platonie”. Matka pisarki może jawić się jako archetypiczna przedstawicielka „kultury zapierdolu” – pracuje i poprzez wysiłek pragnie dobra własnego dziecka, a jednocześnie traci coś najważniejszego – możliwość wspólnego spędzania czasu.
Poświęcenie, a zwłaszcza obdarowywanie prezentami (tak popularne wśród starszych), nie jest wystarczającą formą troski. Wiktoria Amelina, tragicznie zmarła w bombardowaniu Krematorska w 2023 r. ukraińska literatka w Domie dla Doma – powieści, której narratorem jest pies – ujęła to w następujących słowach:
„Pan nakupił prezentów dla córki. Ja też jestem prezentem. Prezenty zastępują coś ważnego. Rozmowę”. Podstawową formą przeciwdziałania problemom psychicznym jest autentyczny dialog – otwarcie się na drugiego i bezpieczna wymiana doświadczeń. Pokolenie Z chce empatii, zrozumienia, a przede wszystkim bezpieczeństwa, jakiego nie daje im świat.
Nowa, wielka opowieść?
Istotnych zjawisk oraz idei w pokoleniu Z jest z pewnością więcej. Autorzy raportu Debiutanci’23 nazywają najmłodszych wyborców z 2023 r. pokoleniem katastrofy klimatycznej. Nie da się temu zaprzeczyć. Wśród młodych wyczuwalny jest katastrofizm ekologiczny i przekonanie o końcu świata, który zwiastują przemiany klimatu. Ekologia, ze względu na głośność i doniosłość działań osób, takich jak Greta Thunberg czy jej polskich odpowiedników z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, stała się synonimem generacji Z.
Nie dotyczy to wszystkich jej przedstawicieli. Jak słusznie pisał we wrześniu 2023 r. Jakub Chlebowski na łamach portalu Klubu Jagiellońskiego, młodzi Polacy nie będą umierać za ekologię choćby dlatego, że nie są gotowi na radykalne poświęcenie, jakiego wymaga walka o zahamowanie zmian klimatycznych.
Autor wykazał, że młodzi nie uważają troski o stan natury za problem podstawowy. Jedynie 7% młodych Polaków uznało ekologię za wartość dla nich istotną. Troska o naturę jest ważna dla młodych, ale nie dla wszystkich.
Moje własne obserwacje, a także badania socjologiczne, takie jak Debiutanci ’23, wskazują na cechy pokolenia Z – potrzebę empatii ze strony świata, czerpania przyjemności z życia i unikanie nadmiernego stresu. To także troska o przyszłość, zdrowie psychiczne i stan natury, nadanie sensu pracy, nieprzemęczanie się i potrzeba bezpieczeństwa.
Nie każdy wyznaje te idee, nie każdy ich potrzebuje, ale niewątpliwe tworzą one trend i mentalny klimat całej generacji. Nietrudno zauważyć, że koreluje to ze spostrzeżeniami Haidta i Lukianoffa. Autorzy Rozpieszczonego umysłu twierdzą, że dzisiejsi młodzi ludzie są bardziej krusi i przewrażliwieni. Mają trudności z radzeniem sobie z niesprzyjającym losem.
To jedna strona medalu, samo wymaganie od młodych, aby byli twardsi, nie zamyka dyskusji na ich temat, bo gros istniejących w pokoleniu Z idei nie powinno być odrzucanych a priori. Zwracają one uwagę na istniejące patologie, które starsze pokolenia legitymizują swoimi deklaracjami i postępowaniem.
Idee mają konsekwencje, przekładają się na świadomość pokolenia Z, odniesienia i jasne punkty orientacyjne, dzięki którym „zetki” stają się bardziej świadome. Moje pokolenie i starsze egzystowały w świecie końca historii i końca wielkich narracji. Były to dwa potężne zjawiska obecne w świadomości osób żyjących w ostatniej ćwiartce XX w., które następnie rodziły się oraz dorastały w latach 90. XX w. w III RP.
Osławiony koniec historii Fukuyamy nie miał przynieść raju na ziemi, jak chcieli tego ci, którzy wulgaryzowali idee filozofa, ale oznaczał heglowskie wypełnienie dziejów, dotarcie do ostatecznego punktu, w którym liberalna demokracja, obowiązkowo z samoregulującym się wolnym rynkiem, miała stać się pełną formą życia politycznego jako najlepszej formy polityczności.
Fukuyama był głosem nowoczesności. Koniec wielkich narracji wieścił postmodernizm, na czele z Jeanem-Francois Lyotardem. Metanarracje miały być racjonalnymi, wyzwalającymi, postępowymi i wielkimi opowieściami nowoczesnymi. Można do nich zaliczyć np. heglizm, marksizm i oświecenie.
Powyższe idee przeciwstawiały się opowieściom tradycyjnym, miały wprowadzić dobry i sprawiedliwy ład na ziemi. Całościowo interpretowały rzeczywistość przy użyciu rozumu. Ze względu na swój racjonalizm rozpadały się, ponieważ nie były w stanie wytrzymać krytyki racjonalnej. Ponadto w momencie postmodernistycznej dekonstrukcji często okazywały się opowieściami wykluczającymi lub narzędziami, które legitymizowały imperializm i kolonializm, np. w imię oświecenia ludów rzekomo barbarzyńskich.
Dziś „zetki” (nie tylko w Polsce) kontestują powyższy ład i chcą świata lepszego. Mam wrażenie, że dwoma kategoriami bazowymi dla pokolenia Z są troska i czułość. Młodzi dorośli pragną świata empatycznego, wyczulonego na ich problemy i idee. „Zetki” wyrażają również troskę o kwestie dotychczas marginalizowane, np. zdrowie psychiczne i ekologię, ponieważ wyczuwają katastroficzną woń w powietrzu, która pojawiła się, bo przez długi czas nie zajmowano się tymi kwestiami na serio.
Czułość i troska stają się dla „zetek” mitami, metakategoriami i podstawowymi ideami, z których wyciąga się kolejne, a następnie pragnie się je zrealizować w doczesnej rzeczywistości, bo w taką głównie wierzy pokolenie Z. Póki co zbyt hucznie oznajmia się powrót wielkich narracji, choć być może gen Z sformułuje nową myśl filozoficzną i dokona nawrotu.
Dostrzegam w tym przede wszystkim renesans mitów. Te, jak pisał Leszek Kołakowski w Obecności mitu, umiejscawiają człowieka w rzeczywistości, mogą nadawać godność, a także konstytuują zbiorową świadomość. Są ze swojej istoty irracjonalne i niemożliwe do realizacji.
W tym optymizmie związanym z potrzebą świata czułego i troskliwego objawia się różnica między „zetkami” a mną. Intuicje pokolenia Z są prawidłowe, jednak stworzenie takiej rzeczywistości nie wydaje się możliwe. Szorstkość można upudrować.
Pragnąłbym uwolnić pracę spod wpływu „kultury zapierdolu”, jednak nie widzę jej ostatecznej dekonstrukcji mimo słusznej krytyki i zmieniającej się współcześnie formy pracy. Wielki mit czułości zawsze pozostanie tylko mitem, nawet jeśli jest szlachetny i stoi za nim wyczucie istniejących patologii.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.