Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Czy wiesz, co twoje nastoletnie dziecko robi teraz w internecie? A Google wie

Czy wiesz, co twoje nastoletnie dziecko robi teraz w internecie? A Google wie Autorka ilustracji: Julia Tworogowska

Dla młodych ludzi nie ma już różnicy między światem realnym a cyfrowym. To jedna i ta sama rzeczywistość. Algorytm Google’a, TikToka czy Instagrama modeluje myślenie młodych umysłów. Co więc mogą zrobić rodzice? Wejść do sieci i zacząć w niej spędzać czas ze swoimi dziećmi. Demonizowanie internetu to ślepa uliczka. Karolina Pilawa rozmawia z prof. Jakubem Andrzejczakiem o bezpieczeństwie cyfrowym dzieci i młodzieży.

Na pana facebookowym koncie jakiś czas temu pojawiła się informacja, że „24 października 41 z 50 amerykańskich stanów pozwało Meta za wykorzystywanie Facebooka i Instagrama do promowania wśród dzieci i młodzieży szkodliwych treści przy użyciu uzależniających metod, technik i narzędzi perswazji”. Jak wielkie korporacje robią biznes na krzywdzie dzieci i młodzieży?

W mediach społecznościowych pojawiają się komentarze (na szczęście występują w mniejszości), że odpowiedzialność za problemy młodych ludzi lub podejmowanie przez nich działań ryzykownych nie jest winą technologii, ale rodziców. Kompletnie się z tym nie zgadzam.

Chcę być dobrze zrozumiany. Nie deprecjonuję roli rodziców. Ich wkład w wychowywanie, również w to, jak zachowywać się w świecie cyfrowym, jest kluczowy. Warto zwrócić uwagę na pojęcie współodpowiedzialności. Błędnie zakładamy, że technologia stanowi tylko narzędzie, jest neutralna, a więc ani dobra, ani zła. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób z niej korzystamy.

Trzeba jednak pamiętać, że ktoś zbudował przestrzeń służącą do tego, żeby dzieci i nastolatki mogły zaspokajać w niej swoje potrzeby. Użył przemyślanych technik i narzędzi, by przyciągnąć do niej ludzi. Gdy tak spojrzymy na sprawę, nie wydaje się już tak oczywista. Cały przemysł cyfrowy ma ogromny udział w tym, co dzisiaj dzieje się nie tylko z młodymi ludźmi, ale w ogóle z nami, całym społeczeństwem.

Na czym miałby zatem polegać finansowy zysk wynikający z uczestniczenia w rzeczywistości cyfrowej? W końcu nikt nas do niczego nie zmusza.

Podczas moich spotkań z osobami dorosłymi – nauczycielami, rodzicami, wychowawcami – i osobami młodymi staram się przekazać, że na przestrzeni ostatnich lat przemysł cyfrowy zrekonstruował pojęcie czasu. Czas przestał być indywidualną wartością człowieka, ale zaczął być postrzegany jako waluta. To prosta, choć istotna zmiana. Tłumaczę to też moim synom. Powtarzam, że na każdej ich aktywności w przestrzeni świata cyfrowego ktoś zarabia pieniądze.

Przytoczę słowa starszego syna, bo odbija się w nich myślenie dużej części społeczeństwa: „Tato, przecież ja niczego nie kupuję za pomocą twojej karty kredytowej w internecie. Mówisz, że wszyscy zarabiają, ale ja nie wydaję żadnych pieniędzy. Mam to wszystko za darmo”. Ten sposób myślenia musimy zmienić nie tylko wśród młodych ludzi, ale w społeczeństwie w ogóle. Jeżeli w internecie za coś nie płacimy, sami stajemy się produktem. Przemysł cyfrowy zarabia na naszej uwadze i naszym czasie.

Z jednej strony nie chcemy „sprzedawać” dzieci w przestrzeni cyfrowej. Z drugiej jednak, jeżeli odbierzemy im możliwość uczestniczenia w świecie cyfrowym, uniemożliwimy im też komunikowanie się ze światem.

To my, ludzie dorośli, błędnie myślimy o tej kwestii. Młodzi ludzie nigdzie się nie przenoszą, znikąd nie wracają. Dla nich świat realny i cyfrowy to jedna rzeczywistość. Nie mają podziałów online i offline. Oczywiście w świecie cyfrowym realizują wiele różnych potrzeb – komunikacji, a co za tym idzie, również przynależności, uznania, bycia w centrum uwagi itd.

Gdy mówię o granicach, mam na myśli przede wszystkim kwestię dostępności do mediów społecznościowych, w szczególności o sytuacjach, które dzisiaj stają się już nagminne, gdy 9- i 10-letnie dziewczynki posiadają konta na Facebooku, Instagramie i w innych aplikacjach, o których ich rodzice nie mają bladego pojęcia.

Zdecydowana większość ludzi dorosłych nie wie, czym jest np. aplikacja BeReal. Ta staje się coraz bardziej popularna, posiada już ponad 20 mln użytkowników. BeReal w kuluarach reklamuje się jako opozycja do Instagrama, ponieważ nie posiada żadnych filtrów. Raz dziennie aplikacja wysyła komunikat, że użytkownik ma dwie minuty, by wstawić zdjęcie w sytuacji, w której się obecnie znajduje, z dwóch kamer – przedniej i tylnej.

Na Instagramie również dodaje się zdjęcia. Na czym polega więc różnica?

Zdjęcie w BeReal ma być naturalne, nieobrobione, dlatego aplikacja wyróżnia się na tle Instagrama, gdzie trafia mnóstwo wyretuszowanych zdjęć. To kolejna aplikacja, która wywiera na młodych ludziach presję bycia podłączonym do cyfrowej rzeczywistości. Użytkownik nigdy nie wie, kiedy zostanie poproszony o dodanie relacji z jakiegoś momentu w swoim życiu.

To stosunkowo nowy chwyt świata cyfrowego, by wciągnąć młodych do niego jeszcze bardziej?

Oczywiście. Nie dotyczy to jedynie aplikacji i mediów społecznościowych. Właściwie cała komunikacja w przestrzeni świata cyfrowego wywiera na młodych dużą presję i zmienia relacje między ludźmi. Okazuje się, że dzisiaj jedną z istotnych elementów składowych budowania więzi jest to, jak szybko ktoś odpisze w jakimkolwiek komunikatorze. Rozumiem mojego starszego syna, kiedy rano o 7:30, ubierając się do szkoły, odpisuje koledze gdzieś pomiędzy zakładaniem jednej i drugiej skarpetki.

W jednym ze swoich szkoleń dotyczących uczestnictwa dzieci i młodzieży w świecie cyfrowym stawia pan tezę, że świat cyfrowy dorosłych i nastolatków dzieli przepaść. Przykładowo, jeśli chcę się z kimś skomunikować, wtedy do niego dzwonię. Nastolatki piszą.

Inicjacja z taką formą komunikacji będzie się obniżać. Dzieci jeszcze nie tak dobrze rozwinęły umiejętności mowy i bezpośrednich interakcji, prowadzenia dyskusji, rozmów w czasie rzeczywistym, ale już uczestniczą w procesach komunikacyjnych online.

W ostatnim czasie młodzi ludzie odkryli funkcje głosowe w komunikatorach. Ciekawe, że mało kto się nad tym zastanawia. Przecież komunikatory dawały taką możliwość wiele lat wcześniej, ale dopiero w ostatnim czasie głosówki stały się tak popularne. Dlaczego? Dla nastolatków ważna jest tzw. pauza komunikacyjna.

Na czym to polega?

Pauza komunikacyjna polega na tym, że jeżeli uzyskam od kogoś jakąś informację, mam bardzo dużo czasu na namysł. Nie muszę w czasie rzeczywistym odpowiadać, a to jest przecież istotną umiejętnością prowadzenia rozmów. Zastanowię się i odpowiem. Młodzi ludzie niesamowicie sobie to w relacjach cenią.

To chyba nic złego, że daję sobie czas na odpowiedź. W wielu sytuacjach się to przydaje.

Trzeba jednak pamiętać, że młodzi dopiero uczą się szybkości reakcji w dyskusji, a pauza komunikacyjna niejako im tę możliwość odbiera. Komunikacja polega na tworzeniu więzi z ludźmi. To nauka, która powinna być obarczona porażkami, błędami.

Pauza komunikacyjna to swego rodzaju kokon, wentyl bezpieczeństwa. Nie ma miejsca na wstyd, że powiem coś nie tak, źle wyrażę swoje myśli. Naturalne stykanie się z takimi sytuacjami wiąże się z kształtowaniem umiejętności komunikacyjnych.

A co z komunikacją negatywną i wrzucaniem do sieci nagrań pełnych agresji, których sprawcami są nastolatkowie? Wystarczy wspomnieć o nagraniu 17-latka z Michałowic, który znęcał się nad 12-letnim chłopcem.

Wiek 17 lat niczego jeszcze nie udowadnia w kwestii opanowania pewnych umiejętności społecznych. Potrzeba, dla której ta osoba to zrobiła, przewyższyła poczucie konsekwencji. Zachowanie tego chłopaka jest bezsprzecznie złe, z tym trudno dyskutować. Ze względu na bezpieczeństwo cyfrowe dzieci i młodzieży trzeba przyjrzeć się innej kwestii, już nie tak oczywistej.

Młodzi ludzie nie czują się sprawcami przemocy, gdy udostępniają filmik, na którym ktoś zachowuje się w sposób agresywny, kogoś krzywdzi. Tłumaczą to sobie w następujący sposób: przecież to nie ja jestem twórcą tego filmu, głównym bohaterem i oprawcą. Ja go tylko udostępniam. Młodym brakuje poczucia, że są współodpowiedzialni za szerzenie tego typu treści. To musimy zmienić.

Często do pełnych przemocy materiałów młodzi docierają szybciej niż dorośli. Nie mamy o jakiejś sprawie pojęcia, chociaż świat nastolatków już dawno o czymś huczy.

Dorośli nie mają o tym pojęcia, bo po pierwsze, nie są tak głęboko zanurzeni w przestrzeni świata cyfrowego. Po drugie, mijamy się z młodymi ludźmi w internecie, nawet jeżeli korzystamy z tych samych mediów społecznościowych. To algorytmy powodują, że wyświetlają się nam innego rodzaju treści niż nastolatkom.

Właściwie, żeby zobaczyć świat młodych ludzi taki, jaki widzę go oczami prawie 200 moich fikcyjnych kont w różnych mediach społecznościowych, muszę się zachowywać jak młodzi ludzie. To bardzo trudne, bo muszę myśleć jak nastolatki.

Co to znaczy myśleć w sieci jak nastolatki?

Przeskakiwać szybko i płynnie z jednej rzeczywistości do drugiej. Posługiwać się określonym językiem. Spędzać dużo czasu na przeglądaniu bardzo podobnych treści, bo to dla młodych ludzi jest charakterystyczne. Jeśli młody człowiek w jakiś temat wejdzie, potem go eksploruje.

To też otwieranie wszystkich możliwych linków, które są wysyłane w różnego rodzaju grupach. Młodzi ludzi ludzie mają ograniczone umiejętności przewidywania konsekwencji działań, oceny emocji i ryzyka, dlatego bez zastanowienia wchodzą w nowe przestrzenie.

Dopiero gdy zaczynam zachowywać się w ten sposób, TikTok pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Algorytmy tej aplikacji są fenomenalne. TikTok w ciągu kilku minut jest w stanie skierować uwagę użytkownika w stronę coraz bardziej skrajnych treści.

Jeżeli młodzi ludzie znajdują się w kiepskiej kondycji psychicznej, a TikTok za pomocą algorytmu podsyła im coraz bardziej drastyczne treści, nastolatki coraz bardziej się w nie zagłębiają. Pojawia się coś, co nazywamy myśleniem tunelowym, które uniemożliwia dostrzeżenie sposobu wyjścia z trudnej sytuacji, nakierowane jest na pesymizm. Czasem więc kontakt nastolatków z mediami społecznościowymi staje się mieszanką wybuchową.

Jako pierwszy w Polsce zbadał pan zjawisko cyfrowej autoagresji, które poniekąd się z tym wiąże. Na czym ono polega?

Cyfrowa autoagresja polega na wyrządzania sobie psychicznej krzywdy przy wykorzystaniu do tego świata cyfrowego. W znacznym stopniu dochodzi do tego poprzez publikowanie w przestrzeni internetu krzywdzących, obrażających i nierzadko wulgarnych treści na swój własny temat.

Bardzo często młodzi ludzie robią to z fikcyjnych kont, czasem z oficjalnych. Innym obliczem tego zjawiska jest to, o czym rozmawialiśmy wcześniej, czyli celowe docieranie do treści, które obiektywnie muszą powodować gorsze samopoczucie, ale jednostka nadal ma potrzebę sięgania po te treści.

Skoro współcześnie ludzie mierzą się z ogromną falą hejtu, po co takie informacje publikować na swój własny temat?

Z tego samego powodu, dla którego młodzi ludzie przejawiają klasyczne zachowania autoagresywne, np. fizyczne samookaleczenia. Chodzi o regulowanie emocji. Rzeczywiście, gdy ktoś słyszy o tym po raz pierwszy, wydaje mu się to zupełnie niewiarygodne.

Zestawmy tę informację z tym, że dla młodych ludzi nie ma granic między rzeczywistością rozumianą tak, jak pojmujemy ją my, ludzie dorośli, a światem cyfrowym. W świecie nastolatków te rzeczywistości się przenikają do granic nierozerwalności. Jeśli tak spojrzymy na sprawę, wtedy nie okaże się tak trudna do przyjęcia. Dla młodych ludzi została wytworzona nowa przestrzeń, w której mogą się emocjonalnie spełniać.

Czy samookaleczenia nie są swego rodzaju wołaniem o pomoc? Takie zachowania jako osoba dorosła mogę dostrzec, a w konsekwencji zareagować. Jak to zrobić, jeśli nie mam dostępu do cyfrowego świata nastolatków? To prowadzi do paradoksu.

Przestanie być to dla pani paradoksem, jeżeli zmieni pani nieco sposób myślenia o „klasycznych” samookaleczeniach. Wcale nie jest tak, że młodzi ludzie stosujący fizyczne samookaleczenia swojego ciała chcą coś pokazać światu. Bardzo duża grupa młodych ludzi wcale nie chce się ze światem dzielić swoimi samookaleczeniami.

Odpowiednikiem młodych ludzi, który chcą ukryć swoje rany, w świecie cyfrowym będą ci, którzy publikują fałszywe informacje na swój temat z fikcyjnych kont. Będą stwarzali pozory, że ktoś ich hejtuje, wyszydza albo wyśmiewa się z nich w internecie.

Chodzi więc o regulowanie napięcia emocjonalnego?

Tak, bo to przynosi chwilową ulgę. Łatwo o uzależnienie się od takich zachowań.

Jako dorośli chcemy chronić młodych także w sieci. Istnieją kontrole rodzicielskie, limity czasu spędzanego w świecie cyfrowym, lokalizatory. Czy rodzice w XXI w. są w stanie określić, co tak naprawdę robią ich dzieci w internecie?

Nie. Straciliśmy kontrolę nad rzeczywistością w świecie cyfrowym. Trzeba to jasno stwierdzić. Musimy wreszcie przestać mówić o tym, że jakiekolwiek narzędzia technologiczne są w stanie rozwiązać problemy, które ta technologia przyniosła.

To najbardziej niebezpieczny sposób myślenia rodziców-pewniaków. Uważają, że posiadają technologię, która zadba o bezpieczeństwo ich dzieci w świecie cyfrowym. Takie podejście jest niebezpieczne, ponieważ dorosły tak naprawdę nie ma kontroli nad tym, co zobaczy jego dziecko. Oczywiście wszystkie „aplikacje chroniące” mogą stanowić wsparcie dla rodziców.

Co roku spotykam się z tysiącami rodziców. Zauważam, że ci, którzy otaczają się technologicznymi rozwiązaniami w zakresie bezpieczeństwa cyfrowego ich dzieci, jednocześnie usypiają swoją czujność. Twierdzą, że technologia załatwi coś za nich, a tak naprawdę podstawowym narzędziem minimalizowania ryzyka, na jakie narażone są dzieci w świecie cyfrowym, są relacje.

Większość aplikacji daje np. możliwość ograniczania czasu, jaki nastolatek spędza w świecie cyfrowym. W takim razie, w jaki sposób młody człowiek ma wykształcić nawyk zarządzania swoim czasem w tej przestrzeni, skoro nie pomagają mu w tym ani rodzic, ani wychowawcy, ani opiekunowie, tylko po raz kolejny robi to za niego technologia?

Rodzice-pewniaki to jedna, choć nie jedyna grupa. Jakie są inne postawy rodzicielskie wobec uczestnictwa dzieci w świecie cyfrowym?

Spotykam się np. z roboczo przeze mnie nazwanymi pustelnikami. To ludzie, którzy zachowują się w kontakcie z technologiami trochę jak amisze. Bardzo długo odwlekają w czasie moment inicjacji swojego dziecka, są przerażeni rzeczywistością cyfrową, demonizują cały świat internetu.

Nie chcą, by ich dzieci z niego korzystały, więc nawet w wieku 11 lub 12 lat nastolatki w domu mają całkowicie ograniczony kontakt z jakąkolwiek rzeczywistością cyfrową, z jakimikolwiek ekranami. Paradoksalnie odbywa się to z absolutną niekorzyścią dla dzieci, które np. zostają wykluczone z grupy rówieśniczej.

Opozycyjną postawę rodzicielską wobec pustelnika określam luzakiem. Na wieść np. o istnieniu Instagrama taki rodzic biegnie, by opowiedzieć o tym swojej 9-letniej córce i zachęcić ją do zainstalowania tej aplikacji. Jak sama nazwa wskazuje, ma luzackie podejście do życia młodych ludzi w przestrzeni świata cyfrowego. Nie widzi problemu w tym, że jego małe dzieci posiadają konta w mediach społecznościowych, ukazują swoje życie w tej przestrzeni, wchodzą w różne, także niebezpieczne, relacje.

Inne jest podejście nostalgika. To ktoś, kto używa stwierdzeń typu „za moich czasów spędzaliśmy czas przy ognisku, graliśmy na gitarze i śpiewaliśmy piosenki, a nie siedzieliśmy na Instagramie”. Nostalgik nieustannie kwestionuje rzeczywistość cyfrową, nie podejmuje żadnej dyskusji na ten temat. Ciągle ma do niej o coś pretensje, ale żadnych działań w kwestii bezpieczeństwa cyfrowego swoich dzieci nie podejmuje.

Pozorant natomiast na wieść o jakichś nowych rozwiązaniach technologicznych, których używają dzieci, demonstruje swoją wiedzę, deklaruje, że o tym czytał i doskonale się w tym orientuje. Posiada wiedzę technologiczną, ale mimo wszystko powierzchowną.

Ostatnia z postaw to neandertalczyk, który kompletnie nie zna przestrzeni cyfrowej lub wie o niej bardzo niewiele. Nie chce zdobywać takich informacji, twierdzi, że internet to świat młodych ludzi. Uznaje, że go nie dogoni, nie jest nim zainteresowany. To najtrudniejsza grupa rodziców w pracy profilaktycznej.

Dlaczego świat cyfrowym, z którym tak często rodzice walczą, tak bardzo wciąga ich dzieci?

Na pewnym etapie rozwoju nastolatków do głosu zaczyna dochodzić sześć zasadniczych potrzeb, które stają się priorytetowe. To potrzeba bliskości (choć czasami młodzi ludzie stwarzają pozory, że im na tym nie zależy), a także akceptacji, uznania, eksperymentowania, intymności i wolności. Okazuje się, że świat cyfrowy perfekcyjnie dopasowuje się do potrzeb młodych ludzi, bo odpowiada na wszystkie z nich w różnych formach, często nieznanych w rzeczywistości offline.

Dorosłym trzeba postawić pytanie: W jaki sposób w waszym świecie tu i teraz, ale też w świecie cyfrowym waszych dzieci odpowiadacie na te potrzeby? Podczas szkoleń pytam rodziców, czy wiedzą, co dokładnie ich nastoletni synowie lub nastoletnie córki robią w danej chwili, np. o czym czytają w internecie. Pojawia się szczera odpowiedź, że akurat teraz rodzice nie mają o tym pojęcia. A Google wie.

Pytam ich dalej: Czy kiedy wasze dzieci gdzieś wychodzą, wiecie dokładnie, w jakim miejscu są i z kim? Snapchat wie. Czy wiecie dokładnie w tym momencie, jaki jest stan emocjonalny waszych dzieci, które siedzą wieczorem lub w nocy w swoich pokojach? Gdy zaczynamy izolować się od przestrzeni internetu, okazuje się, że przemysł cyfrowy ma o naszych dzieciach większą wiedzę niż my sami.

Jak w takim razie budować postawę uważności na cyfrowe bezpieczeństwo młodych ludzi?

Jeżeli chcemy zmienić powyżej opisaną sytuację, musimy zacząć realnie, żywo interesować się światem cyfrowym, bo młodzi ludzie tam realizują swoje potrzeby lub ich część. Trzeba zadać sobie następujące pytanie: Czy w proporcjonalnym stopniu do przebywania moich dzieci w internecie interesuję się tym światem?

Ludzi dorosłych może przerażać perspektywa potrzeby opanowania świata cyfrowego. Moja rola jako profilaktyka polega na tym, żeby mówić o sprawach często dla nich niezrozumiałych, a nawet przerażających. Nie chcę zostawiać rodziców w lęku, który powoduje bezradność. Chcę, by przerodził się w coś dobrego, np. nawyk pytania dzieci, co robiły w przestrzeni cyfrowej, co ciekawego lub strasznego w niej zobaczyły.

Ważne są zapewnienia, że mogą do nas, dorosłych, przyjść, jeśli coś złego tam się wydarzy. Nie możemy mówić młodym ludziom, że internet jest głupi, mózg się im zlasuje, będzie jak kalafior, zacznie świecić albo że pójdą do piekła. To sformułowania, które słyszałem od dorosłych lub młodych ludzi, którzy opowiadali o swoich rozmowach z rodzicami, opiekunami i nauczycielami.

Powinniśmy zmienić sposób komunikacji. Przestać mówić dzieciom, co złego spotka ich w świecie cyfrowym. Pokazywać, co dobrego się wydarzy, kiedy na moment z niego wyjdą albo gdy w nim przebywają. Warto też uczyć, jak korzystać z wysokich technologii w racjonalny i zdrowy sposób.

Potrzebne jest żywe zaangażowanie się ludzi dorosłych w przestrzeń świata cyfrowego i pokazywanie młodym ludziom alternatyw. Dorośli najczęściej próbują przekierować uwagę młodych w stronę świata rzeczywistego. Chcą odciągnąć dziecko od telefonu i zabrać je na rower, sprawić, żeby przestało oglądać Netflixa i poszło na wystawę do galerii sztuki.

Prawdziwe zaangażowanie się w przestrzeń cyfrowego świata dzieci i nastolatków powinno zacząć się od szukania alternatyw w przestrzeni wysokich technologii. Przykładowo, mamy wpływ na algorytmy. Sam jestem aktywnym użytkownikiem TikToka.

Gdy widzę treści, które uznaję za wartościowe, a jednocześnie takie, które zainteresowałyby w jakikolwiek sposób mojego syna, podsyłam mu je przez Messengera. On otwiera je na swoim profilu, a ten, przepraszam za wyrażenie, głupi TikTok sądzi, że mój syn właśnie takich informacji potrzebuje. Algorytm zaczyna mu podsyłać wartościowe filmy.

Czasem słyszę też, że rodzice nie mogą oderwać dzieci od Minecrafta. Dlaczego więc nie zagrają z nimi? Ja tak robię z moim starszym synem, który uwielbia FIFĘ. Czas spędzony z dzieckiem na graniu może się okazać tak samo wartościowy jak wspólnie spożywane posiłki.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.