Pierworodny grzech feminizmu. Potrzebujemy chadeckiego zwrotu
Pierworodnym grzechem feminizmu jest założenie, że każda kobieta jest taka sama. Posiadamy zestaw cech, interesów i celów, w których realizacji system powinien nas wesprzeć. Tymczasem prawdziwa troska o drugiego człowieka wymaga indywidualnego podejścia i zrozumienia konkretnej sytuacji. Tylko wówczas możemy myśleć o społeczeństwie natchnionym duchem chrześcijańskiego personalizmu. Pokolenie Z zdaje się pierwszym, które to dostrzega i mówi „stop” etykietowaniu.
Tekst jest częścią 63. teki czasopisma idei „Pressje”, którą w całości za darmo można pobrać tutaj.
Gdyby zapytać pierwszą napotkaną na ulicy Polkę, czy uważa, że kobieta za tę samą pracę powinna dostawać identyczne wynagrodzenie jak mężczyzna albo czy panie są równie zaradne, jak panowie, możemy mieć niemal stuprocentową pewność, że odpowiedź na oba pytania byłaby twierdząca. Jednocześnie jeśli tę samą kobietę zapytamy, czy czuje się feministką, odpowiedź staje się zagadką.
Za feministki/feministów w Polsce uważa się tylko 31% badanych. Jednocześnie prawie połowa Polaków jest zdania, że kobiety są dyskryminowane w życiu publicznym. 41% respondentów zauważa brak równości w miejscu pracy, 39,5% w biznesie, a blisko 34% w życiu prywatnym. To wynik sondażu przeprowadzonego w 2023 r. przez IBRiS.
Zestawienie tych danych stawia przed nami pytanie, co Polki myślą na temat feminizmu i dlaczego mimo troski o sprawy kobiet irytuje nas sposób, w jaki formułowane są postulaty dotyczące pań. Co zrobić, żeby kwestie równouprawnienia przestały być orężem w walce kobiet z mężczyznami (i odwrotnie), a stały się naturalną i pełną miłości troską o drugiego człowieka?
Po pierwsze, kobieta chce być kobietą
Jak grzyby po deszczu w mediach społecznościowych pojawiają się profile infleuncerek, które instruują kobiety, jak dbać i rozwijać swoją kobiecą energię. Wystarczy wpisać to hasło w wyszukiwarkę Instagrama czy TikToka, by natychmiast otrzymać tysiące filmików opatrzonych tym hasztagiem.
Internetowe twórczynie wyjaśniają, że do cech kobiecej energii należą opiekuńczość, wrażliwość i oddanie. Ostrzegają, że zbyt silna „męska” energia może zaburzać ich postrzeganie świata, oddalać od głębokich relacji i prowadzić do nieszczęśliwego życia. Brzmi znajomo? Tak!
Jeszcze nie tak dawno walczyliśmy ze stereotypem pokornej i łagodnej niewiasty, który stanowił wypaczone rozumienie skądinąd pięknych chrześcijańskich cnót, jakimi są pokora i łagodność. Tymczasem, jeśli tę samą ideę opatrzymy „bardziej nowoczesnym opakowaniem”, natychmiast staje się atrakcyjna. Gdy o wewnętrznej potrzebie łagodności mówimy w modnych wnętrzach domu influencerek, wiele kobiet skłonna jest przyznać, że faktycznie część z nas chce być łagodna i opiekuńcza.
Zupełnie inny obraz kobiety w powszechnym odbiorze kreuje feminizm. Stereotypowa feministka to przecież kobieta silna, niezależna i wykonująca typowo męską rolę. Tak błędnie wykreowany przez feministki obraz sprawia, że wiele kobiet nie odnajduje się w nim, czuje, że jest to opowieść tylko o części z nich.
Po drugie, kobieca sprawa jest przereklamowana
O ile przez setki lat kwestia kobiet stanowiła odrębną sprawę i wymagała specjalnego traktowania, o tyle dziś dzielenie polityk na te kobiecie i te dla reszty społeczeństwa pogłębia tylko nierówności, z którymi większość pań chce walczyć. Wydzielanie tematów „kobiecych” infantylizuje nasz udział w świecie polityki. Wiele z nas nie odnajduje się w tym podziale i chce być traktowana na równi jako pełnoprawne uczestniczki debaty.
To, gdzie w świadomości większości Polaków jest miejsce kobiet w polityce, najlepiej pokazały ostatnie wybory parlamentarne. Zasadnicza większość artykułów poradnikowych skierowanych typowo do wyborczyń poświęcona była tematom światopoglądowym i związanym z życiem seksualnym i rodzinnym.
Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę hasła „kobiety”, „wybory” i „program wyborczy”, otrzymamy całą listę artykułów, które radzą kobietom, jak powinny głosować. Poradniki i latarniki wyborcze nie są nowością, jednak te przeznaczone dla kobiet zdają się zakładać, że panie interesują jedynie kwestie aborcji, wsparcia dla mam, refundacji in vitro. Niektórzy autorzy idą jeszcze dalej i wyliczają, ile razy w programach wyborczych pada słowo „kobieta”.
Wykonajmy to zadanie raz jeszcze i wpiszmy hasła „mężczyźni”, „wybory” i „program wyborczy”. Sytuacja jest zgoła inna. Próżno szukać tekstów, które wyszczególniałyby sprawy typowo męskie. Nie znajdziemy autorów wskazujących punkty programu dotyczące urlopów ojcowskich, dodatków rodzinnych i emerytalnych stricte dla mężczyzn.
Obserwując debatę dotyczącą Polek, można ulec wrażeniu, że tematy światopoglądowe na czele z aborcją są dla nich kluczowe. Tymczasem wszystkie badania pokazują, że na pierwszym miejscu kobiety stawiają postulaty związane z bezpieczeństwem gospodarczym swoich rodzin. Kluczowe są dla nich dobre warunki pracy i dostęp do usług publicznych.
Pokazują to chociażby badania IBRiS dla Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu, gdzie aż 91% respondentek wskazało, że praca zawodowa przynosi im poczucie dumy i satysfakcji. Dla 97% badanych aktywność zawodowa to źródło niezależności finansowej, a 87% kobiet nie zrezygnowałoby z pracy, nawet gdyby pieniądze nie stanowiły dla nich problemu.
Drugą odsłoną tego samego problemu są kampanie społeczne promujące zaangażowanie kobiet w politykę. Lwią część stanowi emocjonalny przekaz skupiający się na „kobiecych tematach” rozumianych jako sprawy dotyczące jedynie prokreacji i rodziny, tak jakby w decyzjach wyborczych kobiet znaczenia nie miały kwestie ustrojowe, gospodarcze lub społeczne.
Czepianie się? Oczywiście można tak powiedzieć. Jeśli jednak przez lata przywykliśmy do tego, że tematy polityczne dzielimy na kobiece i te, które skierowane są do wszystkich ludzi, łatwo zauważamy infantylizację, a nawet założenie, że kobiety w polityce interesuje najwyżej to, co zmieni ich sytuację w życiu seksualnym lub rodzinnym.
Efekt? Kobiety czują się znacznie mniej pewne i kompetentne podczas podejmowania decyzji politycznych. „Różnica 7 punktów procentowych w deklaracjach zdecydowanej pewności udziału w wyborach i 10 punktów procentowych w deklarowanej pewności udzielenia poparcia konkretnej partii oraz dwukrotnie większy odsetek wyborców, którzy nie wiedzą, na którą partie zagłosują, wśród kobiet niż wśród mężczyzn” – to dane z raportu Fundacji Batorego.
Po trzecie, mężczyzna to nie wróg
W większości badań obserwujemy coraz większy rozjazd poglądów między kobietami i mężczyznami. Wynika on m.in. z różnicy doświadczeń zawodowych, edukacyjnych, a także miejsca zamieszkania (więcej mężczyzn żyje na wsiach, a kobiet w miastach).
Prowadzi to do braku zrozumienia drugiej strony. Kobiety coraz częściej widzą w mężczyznach hamulcowych swojego rozwoju i kariery. Mężczyźni natomiast doszukują się w płci przeciwnej egoizmu i poczucia moralnej wyższości.
Dziś zamiast feminizmu (w jego uproszczonej formie) potrzebujemy ruchu zdrowej równowagi i zauważenia, że faktycznie kobiety wciąż zmagają się z luką płacową i są pytane o plany macierzyńskie.
Katolicki feminizm. Nowe otwarcie
Co więc zrobić, żeby feminizm nie kojarzył się źle, ale był naturalną postawą troski o drugiego człowieka? Tu z odpowiedzią przychodzi personalizm chrześcijański. Jeśli na poważnie potraktujemy ten nurt, w centrum zainteresowania i na szczycie hierarchii stworzenia stawiamy konkretną osobę. Zagwarantowanie indywidualnej ścieżki rozwoju z uwzględnieniem jej wrodzonych predyspozycji powinno być podstawą podejścia do człowieka, niezależnie od jego płci.
Podstawowym grzechem feminizmu jest szufladkowanie kobiet i traktowanie ich jako jednorodną masę, która tylko z faktu bycia kobietą ma dokładnie te same potrzeby i oczekiwania. Tymczasem zarówno sytuacja ekonomiczna, poglądy polityczne, jak i oczekiwania dotyczące życia rodzinnego bywają różne. Nie chodzi oczywiście o egoizm i skrajnie indywidualistyczne podejście, ale równowagę między spersonalizowanym podejściem a systemem, gdzie decydującym elementem w podejściu do kobiet i mężczyzn ma być ich płeć.
Z perspektywy chadeckiej powinniśmy pozwolić każdemu człowiekowi wyrażać siebie nie przez pryzmat narzuconych oczekiwań, ale wewnętrznych uwarunkowań. Społeczeństwo, w którym istnieje więcej możliwości rozwijania swoich naturalnych predyspozycji, ma większą szansę na stworzenie tak dziś potrzebnej obywatelskiej podmiotowości.
W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że „człowiek został stworzony «na obraz i podobieństwo» Stwórcy. W Chrystusie, Odkupicielu i Zbawicielu, obraz Boży, zniekształcony w człowieku przez grzech pierworodny, został odnowiony w swoim pierwotnym pięknie i uszlachetniony łaską Bożą”. Jeśli tak, to powołaniem każdego z nas ze względu na przyrodzoną i niezbywalną wartość każdej jednostki jest stworzenie własnego życia i korzystanie z cech danych nam na podobieństwo Stwórcy.
System powinien więc pozwalać na realizacje ich niezależnie od tego, czy jesteśmy kobietami, czy mężczyznami, bez konieczności „zapisywania się” do którejkolwiek z grup interesów. Wraz z uznaniem wolności i odrębności każdego człowieka podąża potrzeba silnej indywidualizacji celów, jakie stawiamy każdemu z nas.
***
Pokolenie Z to generacja, która zdaje się najsilniej dostrzegać konieczność patrzenia na człowieka przez pryzmat jego indywidualnych predyspozycji i oczekiwań. Młodzi ludzie cenią sobie niezależność i możliwość wyrażania siebie. Ta postawa może przyjąć dwie skrajne perspektywy. Albo zdecydować się na egocentryzm i skrajny indywidualizm, albo patrzeć na człowieka przez pryzmat jego wyjątkowości. Czym innym jest to, jeśli nie personalizmem chrześcijańskim?
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.
Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.