Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Historia Polski według prof. Nowaka – postmodernistyczny nacjonalizm czy ratunek dla patriotycznej narracji?

Historia Polski według prof. Nowaka - postmodernistyczny nacjonalizm czy ratunek dla patriotycznej narracji? Autor grafiki: Julia Tworogowska

Wielotomowe Dzieje Polski Andrzeja Nowaka budzą mieszane uczucia. Z jednej strony trudno odmówić autorowi historycznego warsztatu, jego refleksja nad kształtowaniem się narodu bywa inspirująca. Z drugiej strony ta monumentalna praca jest narodowo-katolicką opowieścią, która przekona tylko przekonanych, zaś „odjaniepawloną” młodzież raczej odstraszy. Czy więc dzieło kojarzonego z PiS-em historyka to praca naukowa? A może mamy raczej do czynienia z literaturą tożsamościową?

Widzieliście grafiki wygenerowane przez sztuczną inteligencję? Magiczne algorytmy nasycone miriadami danych potrafią na żądanie wykreować wariacje i crossovery spinające ponad czasem i przestrzenią najmniej oczywiste gatunki i tematy. Przykładem tego typu magii jest chociażby steampunk, czyli przeniesienie w przyszłość XIX-wiecznej estetyki i technologii. Wszystko to przypomina marzenie senne – niby człowiek wie, że nie ma to prawa zaistnieć, ale nie może się oderwać. Podobne emocje towarzyszyły mi podczas lektury Dziejów Polski, wielotomowego dzieła publikowanego już od 9 lat.

Czułem narastający dysonans. Z jednej strony jest to tekst opracowany zgodnie ze współczesnym stanem wiedzy i warsztatem XXI-wiecznego historyka, a z drugiej w swojej aksjologii i poetyce zrealizowany tak, jakby pisał go, jeśli nie Herodot lub Mistrz Kadłubek, to Feliks Koneczny albo któryś z innych klasyków polskiej historiografii narodowej.

Wrażenie potęguje archaizująca szata graficzna: czerwona okładka jakby ze skóry lub płótna, tłoczone, złocone litery i gotycyzujące inicjały w każdym rozdziale. To dziejopisarski steampunk.

Ideowy rycerz na usługach Kaczyńskiego

Różnica polega na tym, że o ile internetowe obrazki to tylko płytka rozrywka udatnie małpująca ludzką inteligencję i wyobraźnię, to Dzieje Polski są wytworem umysłowości jak najbardziej oryginalnej. Andrzej Nowak jest profesorem zwyczajnym historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Z jego nazwiskiem zestawia się wiele określeń: znawca XIX w. i dziejów Rosji, pisarz, publicysta, historyk idei, popularyzator, sowietolog. Ci, którym jest z Nowakiem nie po drodze, lubią mu doklejać deprecjonującą ich zdaniem łatkę „historyka prawicowego”.

Andrzej Nowak jak mało kto na taką etykietkę rzeczywiście sobie zasłużył. Jest dumny ze swoich narodowo-katolickich poglądów, a także od lat wytrwale służy na intelektualnym i ideowym zapleczu PiS-u.

O ile inni z profesorskiego zaciągu, który zgromadził wokół siebie Jarosław Kaczyński, łączą ideowość z doraźnymi profitami na Wiejskiej lub w Brukseli, to prof. Nowak trzyma się od tej polityczno-urzędniczej karuzeli stanowisk z daleka.

Nieuwikłany w partyjny klientelizm zachował umiejętność artykułowania samodzielnych sądów i na wojnie polsko-polskiej może walczyć raczej dla idei i z honorem niczym archetypiczny chevalier sans peur et sans reproche. Zaintrygowanych wizją Nowaka na białym koniu odsyłam do AI.

Dla Andrzeja Nowaka Dzieje Polski to najwyraźniej swoista summa historica. Adresuje ją głównie do swoich współplemieńców, czyli tych, którzy podzielają tradycyjnie patriotyczną wizję Polski. Z zaprzyjaźnionych środowisk na każdy tom spływa deszcz recenzyjnych laurek i nagród. Plemię przeciwne zgodnie ze swoim behawiorem Dzieje Polski raczej ignoruje (o jednym charakterystycznym wyjątku będzie mowa później).

Za dużo tomów i narodowo-katolickiego patosu

Największą wadą Dziejów Polski jest ich rozwlekłość. Początkowo wydawnictwo zapowiedziane było łącznie na 6 tomów, z których ostatni miał ujrzeć światło dzienne w 2019 r. Autorowi jednak w trakcie pisania materiał ewidentnie puchnie w rękach, bo obecnie mówi się już o 11 tomach. Na razie dobrnęliśmy do piątego, który obejmuje raptem 60-lecie między zgonami Zygmunta Augusta (1572 r.) i Zygmunta Wazy (1632 r.). Przypomnę oczywistość: im większe będą rozmiary pracy Nowaka, tym bardziej zawęzi się krąg osób zdeterminowanych, aby przeczytać ją w całości.

Eseistyczno-gawędowa maniera i brak przypisów bibliograficznych potwierdzają popularyzatorski lub misyjny zamysł autora. Książki napisane są charakterystycznym dla Nowaka językiem kulturalnym, wyzbytym z napuszonej uczoności, jednak przepełnionym narodowo-katolickim patosem.

Ileż tu niemodnych słów: Bóg, honor, ojczyzna…. Tak się raczej nie trafi do „odjaniepawlonej” i przebodźcowanej przez TikToka młodzieży, o której autor nieśmiało wspomina na kartach Dziejów Polski jako o potencjalnych odbiorcach.

Nowaka nie opuszcza też żyłka publicysty, inkrustuje zatem swoją narrację daleko sięgającymi paralelami historycznymi, których nie uświadczylibyśmy w opracowaniach ściśle akademickich. Exempli gratia: w jednym tylko passusie o wchłonięciu Nowogrodu przez Wielkie Księstwo Moskiewskie (t. 4, s. 11-20), momencie, zdaniem Nowaka, kluczowym dla rozwoju Rosji imperialnej jako rywalki Polski i Litwy, przypomniany został pakt Ribbentrop-Mołotow, stalinowscy „biedniacy”, „specjaliści z Zachodu”, „taktyka salami”, hasło walki „za wolność naszą i waszą”., a także porównano Iwana III z Bismarckiem, a Kazimierza Jagiellończyka z Napoleonem III.

Te skojarzenia, hojną ręką rozsiane po całych Dziejach Polski, bywają trafne i inspirujące albo przynajmniej ciekawe. Zrozumiała jest też intencja, która im przyświeca: ożywienie i uwspółcześnienie opowieści poprzez wskazanie podobieństw z bliższymi nam chronologicznie i mentalnie czasami.

Podobnymi względami można tłumaczyć liczne ekskursy w historię alternatywną albo nakładanie na zamierzchłą przeszłość współczesnej siatki pojęć z odmienianą przez wszystkie przypadki geopolityką na czele, czym krakowski historyk wystawia się na ostrzał oskarżeń o prezentyzm i anachronizm. Niestety autorowi w pogoni za takimi klamrami historycznymi zdarzają się retoryczne ekscesy, których zaakceptować się nie da.

I tak np. przy opisie legendarnych początków Polski przytoczona zostaje opowieść, jak to w odwiedziny do Piasta i Rzepichy przyszli 2 goście-pielgrzymi. Nowak głosi w natchnieniu, że „Jan i Paweł – tak brzmią te dwa imiona, które gościom domu Piasta nadał Długosz, czyniąc z nich patronów narodzin polskiej historii. Jakiegoż ten patronat nabrał znaczenia (może nawet niedostrzeżonego od razu) ponad tysiąc lat później – 16 października 1978 r…. Pięćset lat po zapisaniu w Rocznikach czyli kronikach sławnego Królestwa Polskiego tych dwóch imion, wybierze je: Jan Paweł II, nowy patron polskich dziejów” (t. 1, s. 58). Na to i inne (na szczęście rzadkie) kurioza Nowak stracił czas i papier, a co gorsza czas traci także czytelnik.

W pułapce historii monumentalnej i krytycznej

Przed 20 już ponad laty, u szczytu awantury o Jedwabne, Andrzej Nowak napisał głośny esej Westerplatte czy Jedwabne. Zarysował w nim starcie 2 wizji historycznej edukacji Polaków. Pisał wtedy, że „z jednej strony jest to «historia monumentalna» – ciąg wzniosłych przykładów, nauczycielka honoru – historia Hektora, Rolanda, Gilgamesza, generała Sowińskiego. Z drugiej – «historia krytyczna»: siostra kryminału – ta, która odnajduje zwłoki i tropi przestępców; ma za zadanie wykryć grzechy naszej przeszłości i potępić sprawców. Jest to starcie historii chwały narodowej z historią narodowej hańby, a raczej agresywne natarcie tej drugiej na tę pierwszą”.

Jak czytamy dalej, „historia «monumentalna», historia bohaterów służy budowaniu wspólnoty, najczęściej narodowej; podtrzymuje odruch wierności wobec niej […]. Twórcom i propagandystom historii «krytycznej» idzie oczywiście o to, by ów pęd zbiorowości zatrzymać, by zahamować ów odruch wierności […]. Nie oferują jednak w zamian żadnej realnej wspólnoty. Nie da się stworzyć wspólnoty wstydu”.

Nowak w tym samym eseju zastrzegł, że obie wizje dzielą ten sam grzech, bo „podchodzą do przeszłości niebezinteresownie. I jedna, i druga interpretują historię na użytek teraźniejszości”. Nieśmiało także zauważył, że istnieje „trzeci rodzaj uprawiania historii – naukowy, w którym nie duma i nie wstyd, ale dążenie do obiektywnej prawdy o naszej przeszłości jest celem zasadniczym”. Po 20 kolejnych latach polaryzacji i polityzacji historii samą twórczość Nowaka najlepiej nazwać hybrydą historii naukowej i monumentalnej.

Dworowałem z wysokiego patriotycznego rejestru, którym posługuje się Nowak, muszę jednak zaznaczyć, że nie uprawia on tradycyjnego sztampowego brązownictwa. Ktoś wychowany historycznie na szkolnych podręcznikach i kanonie patriotycznych lektur może nieraz poczuć się zaskoczony (oburzony?) specyficznym rewizjonizmem Nowaka. Nie zmienia to faktu, że cel wspólnototwórczy historii monumentalnej pozostaje naczelną zasadą, której krakowski historyk podporządkowuje swoją narrację.

Andrzej Nowak postmodernistycznym nacjonalistą?

Narracja. To modne słowo wskazuje nam na drugi dominujący gen w dziejopisarstwie Nowaka: literackość. Jego naczelny krytyk, dr hab. Adam Leszczyński (etykietka: „historyk lewicowy”), czyni zresztą z niej główny zarzut wobec nowakowszczyzny. Są tacy, którzy widzą w zaangażowanej historiografii Leszczyńskiego i Nowaka symetryczne odbicie.

Zapewne jeden i drugi na taką sugestię by się oburzyli, niemniej jakaś siła popycha ich do wzajemnego śledzenia i komentowania swoich poczynań. I tak w jednym wywiadów Nowak obdarzył bestsellerową Ludową historię Polski Leszczyńskiego osobliwym komplementem, że spośród wielu podobnych opracowań „najlepiej udaje pracę historyczną, bo przynajmniej co jakiś czas nawiązuje do literatury historycznej i do faktów”.

Z kolei Leszczyński w metodologicznym aneksie do swojej książki kreuje Nowaka na naczelnego demona polskiej historiografii nacjonalistycznej po 1989 r. Pisze tak: „Chociaż pozornie autor [tj. Nowak] pisze zgodnie z nawykami XIX-wiecznej historiografii […] na jego pracy piętno odcisnęły zupełnie współczesne postulaty metodologiczne. Zostały przetworzone, przyswojone, a późnej – całkowicie świadomie – wykorzystane w sposób sprzeczny z ich emancypacyjnymi postulatami”.

Następnie Leszczyński z mieszaniną podziwu i oburzenia demaskuje swojego adwersarza jako cynika, który wypacza i podporządkowuje „potrzebom politycznym nacjonalizmu” postmodernistyczną tezę (przywołuje tu amerykańskiego filozofa historii, Haydena White’a), że historiografia, nawet jeśli udaje pozytywistyczny obiektywizm, jest w istocie zideologizowaną narracją.

Jak konkluduje Leszczyński, „historia Polski uprawiana w tradycyjnym nacjonalistycznym sensie traci w tej perspektywie co prawda rangę «obiektywnej wiedzy naukowej» (jak chcieliby historycy odrzucający krytykę White’a programowo), ale za to zyskuje status równouprawnionej narracji […]. W ten sposób krytyka metodologiczna zjadła własny ogon: skoro nie ma już obiektywnej nauki historycznej, wszystko jest możliwe, a więc również uprawianie historii w jawnie stronniczym, nacjonalistycznym duchu”.

W natłoku domysłów Leszczyńskiemu umyka fakt, że Nowak, owszem, przepracował myśl White’a jak mało kto w Polsce (vide jego esej Tragedia IPN), ale w żadnym miejscu Dziejów Polski nie powołuje się na niego jako metodologiczną inspirację. Nie ogłosił też kapitulacji w dążeniu do prawdy historycznej. Nie ubliżam naukowej wartości Dziejów Polski, ale to literackie odczytanie (niekoniecznie podług paradygmatu White’a) wydaje się kluczem do zrozumienia sensu dzieła Nowaka.

Jaką więc narracją próbuje nas uwieść autor? Jest to (tu nie ma zaskoczenia) afirmacyjna opowieść o Polsce i narodzie polskim, a także o tym, dlaczego nadal warto się z tymi pojęciami utożsamiać.

Oczywiście mit narodowy został już odpowiedziany wcześniej na niezliczone sposoby. Nowak powinien być więc rozliczony z tego, czy potrafi ów polski roman national zrewidować i zmodernizować, nie dekonstruując tradycji, której depozytariuszem się poczuwa. Jak powiedzieć to samo, ale nie tak samo?

Zadanie nie jest proste, bo podwaliny narodowego mitu nie tylko ulegają naturalnemu procesowi erozji pod wpływem przemian społecznych i mentalnościowych, ale są też świadomie podminowane przez tak wrażych Nowakowi koryfeuszy historii krytycznej, jak Leszczyński.

Wolność istotą polskości

Krakowski historyk na oś narracyjną, wokół której obracać się ma cała historia Polski, obrał sobie umiłowanie wolności w zewnętrznym i wewnętrznym tego pojęcia zakresie. Na zewnątrz objawia się ono poprzez dążenie do obrony i poszerzenia niepodległości oraz suwerenności wobec państw i narodów ościennych przy jednoczesnym poszanowaniu wolności cudzej. Z tego powodu Nowak zaskakuje sceptycyzmem, z jakim traktuje imperialne wzloty w dziejach Polski (np. podboje Chrobrego), tak często bezrefleksyjnie hołubione przez hurrapatriotów.

Historyk gromi tych, którzy w wewnętrze spory polityczne wciągają siły zewnętrzne, ponieważ ceną takiej asysty zawsze jest uszczuplenie polskiej suwerenności (Nowak opisuje te kolejne prefiguracje Targowicy kategoriami, które dziwnie przypominają dyskurs współczesnych połajanek politycznych). Nowak wkłada ogromny wysiłek w apologię unii polsko-litewskiej. Dowodzi, że pomimo asymetrii obu stron nie była ona narzędziem kolonialnego ucisku, tylko obopólnie korzystnym konsensusem elit polskiej i litewsko-ruskiej. Komplementarna wobec tej wolności zewnętrznej pozostaje wolność wewnętrzna, objawiająca się w republikańskim ustroju i kulturze politycznej.

Nowak stanowczo krytykuje nurt historiografii, który fantazjuje o tym, że nieszczęściem dla Polski było to, że inaczej niż w krajach ościennych nie zadomowiły się tutaj rządy silnej ręki. Wprost przeciwnie, kontraktowy i negocjacyjny charakter relacji władza-obywatel jest w wolnościowej opowieści Nowaka wartością centralną.

Owa libertas, aby nie wyrodziła się w anarchię, musi jednak iść w parze z poszanowaniem przez większość praw mniejszości, poczuciem współodpowiedzialności za dobro wspólnoty i umiejętnością samoograniczenia się. Stąd np. bierze się krytyka pazerności i prywaty Jana Zamojskiego, który jest gloryfikowany przez niektórych jako najbardziej wybitny mąż stanu w historii staropolskiej.

Naród jako dynamiczny proces

Dla Nowaka istotą polskości jest więc wspólnota wolnych obywateli, przy czym nie waha się on nazwać tej wspólnoty narodem. Wskazuje, że spoiwem narodu są język, religia i obyczaj, ale położenie nacisku na obywatelskość pozwala mu uniknąć pułapki etnonacjonalizmu.

Nowakowa wizja narodu jest także wolna od naiwnego prymordializmu i perenializmu (wiary w odwieczność i niezmienność narodu). Polska Nowaka to proces dynamiczny, zmienny w czasie i rozszerzający swój podmiotowy i przedmiotowy zasięg.

Początkowo pod pojęciem Polski kryje się tylko rodzinna spółdzielnia Piastów (określenie moje, nie prof. Nowaka). Powolna erozja monarchii patrymonialnej wiąże się spłynięciem polskości-obywatelskości niżej, w pierwszej kolejności na wąskie grono świeckiego i duchownego możnowładztwa, które zaczyna współdecydować o losach państwa. Władcy, którzy nie rozumieją albo nie akceptują tej przemiany, tacy jak Bolesław Śmiały czy Władysław Wygnaniec, płacą za to utratą władzy.

W monarchii stanowej swoje prawa i podmiotowość zyskują duchowieństwo i rycerstwo (późniejsza szlachta). Wywalczenie sobie przez szlachtę w XIV i XV w. kolejnych przywilejów nie jest dla Nowaka godnym pożałowania osłabieniem władzy królewskiej, ale procesem pogłębiania owej wolności. Rozciągnięcie przywilejów szlacheckich na despotyczną wcześniej Litwę i Ruś ma być dowodem cywilizacyjnej atrakcyjności polskiego wolnościowego modelu.

Logiczną konsekwencją zarysowanego powyżej programu ideowego jest to, że (jak na razie) opowieść Nowaka o Polsce jest opowieścią głównie o jego obywatelskiej elicie. Ten elitaryzm okazuje się kamieniem obrazy dla eksponentów historii krytycznej, zwłaszcza jej „ludowego” nurtu.

Leszczyński w swojej filipice zarzuca Nowakowi, że jego opowieść o Polsce jest narracją anachroniczną, prowadzoną wyłącznie z punktu widzenia społecznych elit, więc w konsekwencji wyklucza przytłaczającą większość realnego społeczeństwa, która w tej obywatelskiej, czyli historycznie szlacheckiej, wolności nie tylko nie uczestniczyła, ale była jej ofiarą. To nie do końca tak.

Nowak nie jest bynajmniej ślepy na istnienie klas niższych. Sporo wysiłku wkłada w dowodzenie, że wbrew modnym tezom „historii ludowej ” ani polskie poddaństwo nie było tożsame z niewolnictwem, ani polski chłop nie wegetował permanentnie na granicy biologicznego przetrwania.

Autor monitoruje w tym celu dobrostan polskiego włościaństwa w kolejnych okresach historycznych i dowodzi, że pozostawał on relatywnie wysoki, przynajmniej przed katastrofą Rzeczypospolitej w połowie XVII w. Niemniej ta chłopska tematyka faktycznie wypełnia tylko niewielką część całości i sprawia wrażenie serwitutu na rzecz historii społecznej, świadczonego przez Nowaka sumiennie, ale bez entuzjazmu.

Unarodowienie Polaków. Ciąg dalszy nastąpi

Przy założeniu dobrej woli Leszczyńskiego krytyka elitaryzmu Nowaka świadczy o niezrozumieniu (dla) narodowych założeń narracji tego drugiego. Trudno zresztą, żeby było inaczej, skoro autor Ludowej historii Polski w ogóle kontestuje sam koncept narodu, bo uważa go za szkodliwą fikcję. Leszczyński najwyraźniej nie potrafił się przemóc i przynajmniej na czas lektury zawiesić swoją niewiarę (suspension of disbelief), a bez tego trudno przejść przez jakikolwiek utwór literacki.

U Nowaka Polski (narodu polskiego) nie należy bynajmniej utożsamiać z ogółem populacji zamieszkującej każdorazowo polskie terytorium. W czasach staropolskich prawie wyłącznym nośnikiem tożsamości narodowej był stan szlachecki, więc to na nim skupia się autor. Od uczestnictwa w tej wspólnocie mieszczaństwo zostało odsunięte albo odsunęło się samo, a nikomu oczywiście nie przyszło do głowy, aby włączyć w nią podległe sobie rzesze chłopskie.

Opowieść Nowaka na razie urywa się u szczytu „imperium” szlacheckiej Rzeczypospolitej na przełomie XVI i XVII w., możemy się więc tylko domyślać, w jaki sposób historyk opowie nam XIX i XX w. oraz proces rozciągnięcia triady polskość-wolność-obywatelskość na szersze kręgi społeczne – najpierw mieszczaństwo, potem chłopstwo i proletariat, a także poza historyczne terytorium dawnej Rzeczypospolitej, np. mój ojczysty Górny Śląsk. Warto odnotować, że w mniemaniu Nowaka jest to proces, który dopełnił się tylko połowicznie.

W jednej z dygresji jako progowy warunek przynależności do „narodu politycznego” Nowak podaje minimalne zainteresowanie sprawami publicznymi, wyrażane poprzez udział w wyborach albo świadomy ich bojkot. Historyk zauważa, że we współczesnej Polsce mniej więcej połowa populacji tego warunku nie spełnia (t. 3, s. 150).

Ośmielony poetyką Dziejów Polski posunę się do jeszcze jednej karkołomnej analogii. W latach 80. politykę gospodarczą Reagana przezwano trickle-down economics (ekonomią skapywania). Kpiono w ten sposób, że wbrew neoliberalnym dogmatom bogacenie się elit wcale nie spływa szerokim strumieniem na klasy niższe, a co najwyżej cieknie cienką strużką. Pozostaje nam czekać, czy Andrzej Nowak będzie w stanie uzasadnić, że proces unarodowienia Polaków nie jest w istocie rzeczy trickle-down liberty, fasadą, pod którą kryje się niezmiennie przemocowa relacja między rządzącymi a rządzonymi, tak jak to widzi Leszczyński et consortes. Odpowiedź przyleci do nas latającą lokomotywą parową może jeszcze przed końcem tej dekady. Steampunk is not dead!

Tytuł, podtytuły, lead, skróty, wyimki i wyróżnienia pochodzą od redakcji.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.