Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Globalizacja się kończy, a na naszych oczach powstaje nowy naród

Globalizacja się kończy, a na naszych oczach powstaje nowy naród Dawid Małecki/unsplash.com

W 1920 r. inteligent, chłop, robotnik, Żyd i szlachcic ramię w ramię walczyli o Polskę. To właśnie wtedy ostatecznie ukonstytuował się nowoczesny polski naród. Sto lat później w wyniku analogicznego procesu na naszych oczach powstaje nowoczesny naród ukraiński. Historia Europy pokazuje, że krytyka narodu jako podstawowej formy organizacji społeczeństw bardzo szybko i źle się starzeje. Chwieje się globalizacja, ale końca narodów nie widać. Czy to znaczy, że narody są wieczne?

Kamil Wons: Naród był wehikułem, który pozwalał przejść od społeczeństw tradycyjnych do wyemancypowanych społeczeństw współczesnych. Spełnił więc swoją podstawową funkcję. Czy nadal jest potrzebny?

Nikodem Bończa-Tomaszewski: W tym pytaniu pobrzmiewają bardzo modne w latach 90. spory o to, czy w związku z upadkiem komunizmu i przyspieszeniem globalizacji będziemy świadkami zmierzchu świadomości narodowej. Odżyły wówczas marksistowskie nadzieje, że naród, jako twór przejściowy, po prostu ulegnie rozkładowi. Już wtedy byłem zdania, że naród jest czymś, co jest nieodzownie związane z „Nowoczesnością”. Tak długo, jak będzie istniała „Nowoczesność”, formacja historyczna, która powstała między wybuchem rewolucji francuskiej, a wynalezieniem maszyny parowej, tak długo będą trwały i narody. Historia ostatnich 200 lat wykazała, że są one najbardziej optymalną formą organizacji nowoczesnych społeczeństw.

W latach 90. USA i kraje „wolnego świata” rozpoczęły eksperyment globalistyczny, który upada na naszych oczach. Jego kres wyznacza rywalizacja amerykańsko-chińska, a teraz konflikt Rosji z resztą wolnego świata. Nie udało się utrwalić liberalno-kapitalistycznego światowego ładu, za to narody mają się świetnie.

Jeśli spojrzymy na Unię Europejską, to zobaczymy, że cały czas jest ona federacją narodów, dla której ideę europejską pojmuje się w kategoriach słabszej metatożsamości. Dynamika procesów, które zachodzą wewnątrz Unii, obejmuje szereg działań związanych z państwami narodowymi i ich problemami. Uważam, że naród będzie istniał tak długo, jak będzie istniała nowoczesność. Nie oznacza to jednak, że nowoczesność będzie wieczna, tak samo jak naród. To tożsamość, która pojawiła w określonym czasie historii i ma przed sobą kilka wieków istnienia. Nie sądzę jednak, że zostanie z nami do Apokalipsy.

K.W.: A co z modnym od dłuższego czasu hasłem końca nowoczesności? Niektórzy w tym kluczu próbują opisywać fenomen ruchów populistycznych, dla których narodowość nie jest najistotniejsza. Ruchy lokalistyczne, jak proponuje je nazywać Michał Kuź, nie są tak spójne, jak wcześniejsze ruchy narodowe. 

N.B-T.: Z całym szacunkiem, ale to bajania oderwane od rzeczywistości społecznej. Przede wszystkim nie wolno mylić dwóch rzeczy: ideologii narodowych i świadomości narodowej. To nie nacjonalizm stworzył świadomość narodową. Jest ona budowana wokół tego, co Charles Taylor nazywał podmiotowością nowoczesną.

W książce „Źródła narodowości” szczegółowo rekonstruuje ten proces. Generalnie jest tak, że nowoczesność najpierw odkrywa człowieka jako JA, jako podmiot, który wierzy, że może suwerennie definiować świat i samego siebie. Jednak tak deifikowane JA, którego piewcą jest Nietzsche, nie jest w stanie długo przetrwać nieuchronnej konfrontacji z Nicością. Dlatego szuka zakorzenienia we wspólnocie. I tak na arenie dziejów pojawia się nowoczesny naród, który dziś rozumiemy jako duchowo zjednoczone społeczeństwo złożone z wolnych i niezależnych jednostek.

Innymi słowy, narodowość odpowiada na pewną duchową potrzebę, która powstała w Nowoczesności. Jeśli zestawimy to z modelem Ernsta Gellnera, który twierdzi, że formowanie narodów europejskich napędzało procesy państwowotwórcze oraz rozwój kapitalizmu to okazuje się, że naród jest trwale wbudowany w fundamenty naszej epoki.

Warto pamiętać, że pojęcia narodu używa się bardzo szeroko, natomiast de facto dojrzałe narody nowoczesne są zjawiskiem typowym właściwie wyłącznie dla Europy. Jeżeli spojrzymy na Azję, Stany Zjednoczone, Afrykę czy nawet na Amerykę Południową, to znajdziemy tam formacje, które naśladują ten model, natomiast są tylko mniej lub bardziej podobne do europejskiego wzorca. Amerykanie, i owszem, mówią o swoim narodzie, natomiast w naszej europejskiej nomenklaturze jest to raczej formacja cywilizacyjna.

K.W.: Jak te rozróżnienia mają się do dyskusji na temat sporu między lokalistami a globalistami?

N.B-T.: Różnie pojmowany naród nadal jest podstawową kategorią, dzięki której rozumiemy rzeczywistość społeczną. Spór lokalistów i globalistów jest papierowy, odbywa się chyba tylko na forach internetowych lub w niszowych czasopismach. Jeśli chcemy realnie opisać dynamikę przemian kulturowych, gospodarczych i społecznych, to nie uciekniemy od kategorii narodu i cywilizacji.

Wystarczy spojrzeć, jak funkcjonuje Internet. To przecież on miał być głównym orężem globalizacji. Internet jest fenomenalnym narzędziem promocji anglosaskiej popkultury, która istotnie ma globalny charakter. Korporacje wykorzystują sieć do globalnej promocji pewnych wzorów konsumpcji. Jednak pod spodem sieć pozostaje podzielona na językowe, narodowe czy cywilizacyjne nisze. Nie doszło do tego, że wszyscy zaczęli posługiwać się językiem angielskim, praktykować Common Law czy wdrażać liberalną demokrację. Internet kulturowo nie funkcjonuje jako homogeniczna całość, mamy sieci narodowe lub cywilizacyjne – polską, niemiecką, chińską, arabską itd.

K.W.: Narodowość cyberprzestrzeni pełni również ważną funkcję w czasach wojny. Na przykładzie Rosji widzimy, że internet stworzył nowe możliwości wpływania na obywateli ze strony państwa.

N.B-T.: Skoro przeszliśmy do wojny dziejącej się za naszą wschodnią granicą, to trzeba zaznaczyć, że procesy, które obserwujemy, są dla historyków i politologów czymś unikalnym. Na naszych oczach powstaje nowoczesny naród ukraiński. Narody rodzą się we krwi i żelazie. Wojna była ostatecznym katalizatorem narodotwórczym w Europie, np. podczas zjednoczenia Włoch lub Niemiec. Cała rewolucja francuska była bardzo krwawym wydarzeniem formującym naród.

W przypadku naszego kraju wojna w 1920 r. ostatecznie przypieczętowała powstanie nowoczesnego narodu polskiego. Wówczas wszystkie stany inteligencja, szlachta, chłopi, robotnicy oraz polscy Żydzi walczyli ramię w ramię z Rosją i w bardzo konkretny sposób wyrażali w pełni ukonstytuowaną już świadomość narodową.

Wojna ukraińsko-rosyjska jest analogicznym wydarzeniem, na bazie którego powstaje naród ukraiński. To pod każdym względem wielce ciekawe zjawisko. Pamiętajmy, że pierwsza faza wojny w 2014 roku obejmowała czasy, kiedy dobrze uzbrojone oddziały ukraińskie albo po prostu przechodziły na stronę wroga, albo w ogóle opuszczały stanowisko. Największy opór stawiły quasi partyzanckie oddziały sformowane przez narodotwórcze elity.

Natomiast w tej chwili obserwujemy ogromną mobilizację na wszystkich terenach – zarówno zachodniej, jak i wschodniej Ukrainy. Mamy do czynienia z typowym procesem narodowotwórczym. Przebiega on zgodnie ze schematami, z jakimi powstawały nowoczesne narody w XIX czy w XX w.

K.W.: To chyba nieco bardziej skomplikowany obraz. Oglądamy przecież filmiki z Chersońszczyzny i Charkowa, na których ludzie wspierający Ukrainę mówią: „Ja toże ruski”. Jak to wytłumaczysz?

N.B-T.: Na Ukrainie bardzo silnie oddziałuje kultura rosyjska, to oczywiste. Być może starcie Rosji z Ukrainą to konflikt dwóch form cywilizacyjnych wewnątrz kultury prawosławnej, czyli coś na wzór rywalizacji Cesarstwa Bułgarii z Bizancjum w X w., gdzie o prymat rywalizowały dwie duże prawosławne formacje. Wówczas moglibyśmy sądzić, że rewolucja, z jaką mamy do czynienia na Ukrainie, ma charakter bardziej polityczny niż kulturowy.

Moim zdaniem słuszniejsza jest hipoteza, którą już przedstawiłem – 2022 rok dla narodu ukraińskiego jest tym samym, czym dla nas był rok 1920. Tworzy się tam spójna ideologia narodowa, powstała ze społecznej ofiary. Daje to duży potencjał na oderwanie Ukrainy od wpływów cywilizacji postbizantyjskiej.

Nie wiemy jednak, jaka będzie przyszłość. Sądzę, że ciekawsze od obecnej wojny jest to, co będzie się działo po niej. Niewątpliwie dla elit ukraińskich, tych narodowotwórczych lub, powiedzmy, niepodległościowych, sytuacja działania w warunkach pokoju będzie naprawdę o wiele większym wyzwaniem. Mają dwie drogi rozwoju. Konstruować suwerenne państwa w oparciu o znane sobie wzory rosyjsko-bizantyjskie albo stworzyć państwo jako instytucję zgodną z potrzebami nowoczesnego europejskiego narodu. To drugie jest niezmiernie trudne.

Ważnym sygnałem, który wskaże nam, w jakim kierunku zmierza Ukraina, będzie stosunek do Rzezi Wołyńskiej. Nie można budować nowoczesnego europejskiej narodu bez potępienia ludobójstwa. Tylko archaiczne mentalnie formacje cywilizacyjne przechodzą do porządku dziennego nad zbrodniami z przeszłości. Przykładem mogą być cywilizacje trafnie określone przez Feliksa Konecznego jako „turańskie”. Spójrzmy chociażby na Rosję, która nad ludobójstwem Ukraińców w czasie Hołodomoru i zbrodniami wobec innych podbitych narodów przechodzi do porządku dziennego bez żadnego poczucia winy w świadomości zbiorowej.

K.W.: Czy te same zmiany technologiczne nie wpłyną również na rozumienie kategorii narodu w Europie?

N.B-T.: W uproszczeniu można powiedzieć, że istnieją cztery składniki tworzące nowoczesność: wiara w Postęp, rozwój technologii, kapitalizm oraz pojawienie się nowoczesnej tożsamości narodowej. Jak dotychczas technologia nigdy nie osłabiała narodu, wręcz przeciwnie. Zależność między tymi czterema składnikami w XXI w. jest dokładnie taka sama, jak w XIX w. Wówczas ludzie mieli Edisona, my mamy Elona Muska. Oni mieli Teslę, my – Steve’a Woźniaka.

Powiem więcej, szok, który przeżyło społeczeństwo, gdy elektryczność stała się wynalazkiem użytkowym i powszechnym, był o wiele większy niż ten, którego doświadczaliśmy wraz z nadejściem ery Internetu.

Nie zmienia się także to, że równolegle do żywotnych narodów europejskich rodziły się także koncepcje, które naród krytykowały. Dla Marksa narodowość stanowiła przykład fałszywej świadomości, którą burżuazja narzuciła klasie pracującej. Następnie liberalna lewica obarczała narody odpowiedzialnością za wszystkie wojny i nieszczęścia ludzkości.

Niedawno mieliśmy do czynienia z entuzjastami globalizmu i nowego ładu światowego, który miał wprowadzić miłość i pokój. I znowu rzeczywistość jakoś nie chciała tych teorii pozytywnie weryfikować. Zamiast pokoju mamy rywalizację amerykańsko-chińską na Pacyfiku oraz odrodzenie zimnej wojny w Europie, a w miejsce po raz kolejny ogłaszanego zmierzchu narodowości sytuację, w której na naszych oczach w Europie konstytuuje się nowoczesny naród ukraiński.

K.W.: Słyszę w twoich słowach satysfakcję: lewica i liberałowie znowu się pomylili, a naród, jako wiekowa forma organizacji społeczeństw, ma się świetnie. Czy jest tak różowo? Niemcy i Francuzi są coraz słabsi w porównaniu do USA, Indii lub Chin. Czy klasycznie rozumiany naród europejski nie jest tutaj pewnym obciążeniem?

N.B-T.: Moja satysfakcja nie wynika z tego, że dzieje toczą się zgodnie z moimi prognozami sprzed prawie trzech dekad, tylko z obrony historii jako nauki. Po prostu uważałem, że w latach 90. postmarksistowska liberalna szkoła historyczna miesza historię z ideologią. Na przykład w Polsce zamiast naukowo analizować co się dzieje, historycy tacy jak Andrzej Walicki czy Jerzy Jedlicki uznali, że historia to dobre narzędzie do formowania III RP wedle własnych marzeń polityczno-ideowych. W demokracji każdy ma do tego prawo, ale nie nazywajmy tego nauką.

Wracając do Europy, to na pewno przeżywamy kryzys tożsamości europejskiej. Przeciętny obywatel UE nie wierzy już ani w chrześcijańską Europę, której misją dziejową jest głoszenie światu Ewangelii, ani nie wierzy w oświeconą Europę, globalną forpocztę Postępu, nauki, technologii i praw człowieka. Ciekawe, na ile jest to stan przejściowej recesji ducha europejskiego, a na ile proces starczego uwiądu naszej cywilizacji.

K.W.: Wierzysz, że narody europejskie i Europa jako cywilizacja są w stanie wytworzyć nową energię?

N.B-T.: Na razie Unia Europejska to głównie wspólnota gospodarcza, czyli sojusz pełnego brzucha. Jako taka, dosyć dobrze funkcjonuje. Natomiast nie ma w niej żadnej ideologii, idei, która mogłaby to wszystko jakoś spoić. W XIX wieku wszyscy byli dumni, że są Europejczykami, dziś bliżej im do tego, aby tej tożsamości się wstydzić.

Europejczycy sami w tej chwili za bardzo nie wiedzą, kim są, czego chcą i do czego mają zmierzać. W związku z tym nie mają innym kulturom niczego do zaoferowania. Gdy przyjeżdżamy do krajów islamskich, tam wszystko jest czarno na białym – pokazują Koran i mówią: „To nasza propozycja”. W Europie w ogóle czegoś takiego nie ma.

K.W.: Dlaczego Europa przestała w siebie wierzyć?

N.B-T.: Nowoczesna Europa powstała w efekcie dwóch rewolucji – francuskiej i przemysłowej. Uruchomiona została wówczas ogromna machina cywilizacyjna, która miała doprowadzić ludzkość do niemal boskiego stanu w nieodległej przyszłości. My, jako Europejczycy, wymyśliliśmy to i byliśmy forpocztą tego Postępu.

Dwie rewolucje rozpoczęły nowoczesność jako epokę hurraoptymizmu, a dwie wojny światowe optymizm ten ostatecznie pogrzebały. Europa nie wie dziś, po co istnieje. W UE cały czas niby funkcjonuje heglowska, biurokratyczna machina, której paliwem jest wiara w Postęp, a racją działania dobrobyt. Elity zachodnioeuropejskie próbują jednoczyć obywateli Europy wokół ekologii rozumianej przede wszystkim jako działanie etyczne. Jednak te działania są słabym echem energii i entuzjazmu, który wylewał się z XIX wiecznej Europy.

Europa przeżywa kryzys wieku średniego, siedzi w fotelu zadumana, a wokół biegają jej dzieci – inne cywilizacje, które w XX wieku odkryły dla siebie nowoczesność. Czegoś tam od niej chcą, złorzeczą jej, targają za spódnicę, korzystają z jej dziedzictwa. Europa nie wie, czy ma je przegonić i zająć się sama sobą, postawić do pionu – czyli na miękko skolonizować, czy wziąć je na kolana i pieścić, marząc o globalnym pokoju. W takim zawieszeniu nie można przecież trwać wiecznie. Ciekawe, co stanie się dalej.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.