Zwycięstwo Babiša to koniec wsparcia Czech dla Ukrainy?
W skrócie
Petr Pavel jest politykiem silnie prozachodnim i antyrosyjskim. Niestety w obecnej kampanii nastąpiła niepokojąca zmiana w przekazie dotychczas nieprorosyjskiego Andreja Babiša. Startuje on jako kandydat antywojenny. Babiša zainspirowała ubiegłoroczna kampania parlamentarna Orbana, jego przyjaciela. Choć poparcie dla Ukrainy utrzymuje się na wysokim poziomie, to ogólne poparcie dla wysłania broni spadło. Czeskie społeczeństwo jest dość eurosceptyczne, a operacyjny konsensus w polityce europejskiej jest taki, że nie wolno nam popierać niczego, co mogłoby zaszkodzić naszej gospodarce. V4 będzie dalej miała znaczenie wewnątrz unijnych układów. Z czeskimi ekspertami, Romanem Jochem (Občanský institut) i Ondřejem Šmigolem (Echo24), rozmawia Michał Wojtyło.
Michał Wojtyło: Jakie są poglądy i plany w zakresie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa dwóch walczących na ostatniej prostej kandydatów – generała Petra Pavla i Andreja Babiša? Zacznijmy od zwycięzcy pierwszej tury, czyli Pavla.
Roman Joch: Poglądy generała Pavla są znacznie bardziej klarowne niż Andreja Babiša. To polityk silnie prozachodni i antyrosyjski, który zdecydowanie popiera politykę wsparcia czeskiego rządu dla Ukrainy.
Ondřej Šmigol: Choć Petr Pavel zaczynał swoją karierę w wojsku w czasach komunistycznych, to po powrocie ustroju demokratycznego jego służba była wzorowa – awansował na szefa sztabu generalnego i był dowódcą wojskowym w NATO. Poglądy Pavla można uznać za wyraźnie prozachodnie.
M.W.: A czego możemy spodziewać się po byłym premierze, Andreju Babišu?
R.J.: Babiš jako premier nigdy nie był prorosyjski. Za jego rządów wydaliliśmy prawie wszystkich tzw. rosyjskich dyplomatów (w rzeczywistości agentów służb wywiadowczych) i zdecydowaliśmy się na zakup amerykańskich helikopterów dla czeskiej armii, aby wzmocnić transatlantycką więź.
Co więcej, jego interesy biznesowe zawsze były zlokalizowane na Zachodzie – głównie w Niemczech, na Słowacji i Węgrzech – a jego działanie związane z chemią rolniczą potrzebowało dotacji z UE. Babiš mówi płynnie po francusku i niemiecku, akceptowalnie po angielsku. Prawdopodobnie w latach 90. stracił trochę pieniędzy na inwestycjach w Chinach, nie był więc później skory do zdecydowanie prochińskiej polityki.
W obecnej kampanii nastąpiła jednak niepokojąca zmiana. Andrej Babiš startuje jako kandydat antywojenny. Gdyby wybrano go na prezydenta i pozostałby wierny aktualnemu przesłaniu, to postulowałby zaprzestanie aktywnego wsparcia dla Ukrainy. Byłaby to dramatyczna zmiana w czeskiej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa. Babiša zainspirowała ubiegłoroczna kampania parlamentarna Viktora Orbana, jego przyjaciela.
Jednak wątpię, by ten przekaz był autentyczny. Według mnie jest to tylko próba zwabienia antyrządowych wyborców, którzy sceptycznie podchodzą do naszego wsparcia dla Ukrainy. Nawet jeśli rzeczywiście tak jest i po wyborach Babiš kontynuowałby obecną, prozachodnią politykę zagraniczną Czech, to taki sygnał wysyłany z jego kampanii nie wygląda obiecująco.
O.Š.: Babiš zawsze był najpierw biznesmenem, a dopiero w drugiej kolejności politykiem. Jego interesy leżały na Zachodzie, w przeciwieństwie do ustępującego prezydenta, Miloša Zemana, którego krąg doradców miał powiązania biznesowe na Wschodzie, w Rosji i Chinach. Babiš nigdy nie był zbyt prorosyjski, choć nie powiedziałbym, że to wierny, prozachodni polityk.
Babiš jako prezydent robiłby to, co jego zdaniem dałoby mu największą popularność. Jego ostatni billboard mówił: „Jestem dyplomatą, nie żołnierzem. Nie wciągnę Czech w wojnę”. W kampanii przybiera bardziej neutralną postawę wobec wojny na Ukrainie, bo uważa, że właśnie w ten sposób może wygrać. Babiš zapowiada przygotowanie autorskiego planu pokojowego dla Ukrainy. W razie zwycięstwa wyborczego chce zorganizować szczyt pokojowy między Ukraińcami a Rosjanami.
Jednocześnie wysyła sygnały do prozachodnich wyborców. Ostatnio spotkał się z przedstawicielami Francji, w tym z Emmanuelem Macronem. Babiš chce pokazać, że nie tylko Pavel ma kontakty na Zachodzie.
M.W.: Obserwując przyjaźń Orbana i Babiša, można się zastanawiać, czy jeśli były premier zostałby wybrany, to czy zamierzałby odnowić współpracę z Węgrami i zwiększyć aktywność w ramach Grupy Wyszehradzkiej.
R.J.: Niezależnie od tego, kto wygra, V4 będzie miała znaczenie wewnątrz unijnych układów i negocjacji. W Europie Środkowej mamy własne regionalne interesy, które nie pokrywają się z tymi państw zachodnioeuropejskich. Myślę, że zwłaszcza w kwestiach gospodarki i zielonej transformacji będziemy razem trzymać się w Grupie Wyszehradzkiej.
Gdyby Babiš został prezydentem, zacieśniłyby się więzi z Węgrami, zwłaszcza te osobiste z Orbanem. Babiš to polityk zorientowany na drugiego człowieka. Z jednej strony przyjaźni się z Orbanem, z drugiej zachowuje dobre relacje z Macronem. Francja jest mu zresztą bliska ze względów osobistych – mieszkał w Szwajcarii, doskonale mówi po francusku, ma restaurację na francuskiej riwierze. Myślę, że Babiš próbowałby znaleźć balans między Macronem a Orbanem.
Natomiast generał Pavel z powodu najważniejszej kwestii bezpieczeństwa – rosyjskiej agresji na Ukrainie – nie byłby przychylny węgierskiej polityce zagranicznej i nie widziałby powodu, by pozostać życzliwym dla Węgier.
O.Š.: Myślę, że nikt nie rozumie Węgier. Viktor Orban i partia Fidesz używani są jako straszak, przykład autorytaryzmu i tego, co może się stać, jeśli Babiš zdobędzie władzę. Mogliśmy się o tym przekonać przy okazji wyborów prezydenckich, gdy Pavel pojechał na Węgry, by spotkać się z anty-Orbanową opozycją.
Z drugiej strony w rządzącej w Czechach partii ODS są tacy, którzy sugerują, że powinniśmy nadal współpracować z Węgrami. Proponują, by krytykować Budapeszt, kiedy się z nim nie zgadzamy – jak w przypadku ich reakcji na Ukrainę – ale też nie izolować Węgier w kontekście UE, gdzie Orban może być całkiem użytecznym sojusznikiem.
M.W.: Jaka będzie przyszłość stosunków na linii Warszawa-Praga? Czy opinia publiczna w Czechach w jakikolwiek sposób zauważa obecny konflikt między Brukselą a Polską?
R.J.: Pavel skłaniałby się ku polityce zagranicznej rządu, przyjaznej wobec Polski, zwłaszcza w kwestii wydarzeń na Wschodzie. Babiš ze względów osobistych jest pro-Orbanowski i postrzega polskie rolnictwo jako konkurencję dla swojej firmy. Nie powiedziałbym, że byłby antypolski, ale raczej bardzo zachowawczy wobec bliskich stosunków z Polską ze względów biznesowych.
O.Š.: Polska walka wokół Krajowego Plany Odbudowy nie istnieje w czeskich mediach. Na szczeblu rządowym uważam, że czeski rząd – przynajmniej ODS i premier Fiala – ma bardzo dobre relacje ze swoimi polskimi odpowiednikami. Dobrze się stało, że znaleźliśmy kompromisowe porozumienie w sprawie kopalni Turów. Według mnie była to głównie zasługa premiera Fiali i jego zespołu, o wiele bardziej konstruktywnego niż podejście Babiša, który próbował ugrać tym tematem korzyści w polityce wewnętrznej.
M.W.: W kampaniach wyborczych zawsze pada wiele obietnic. Proszę powiedzieć, na ile te, które wygłaszają kandydaci, są realne z perspektywy kompetencji prezydenta Republiki Czeskiej. Jeżeli spojrzymy na konstytucję i praktykę w przeszłości, to jakie jest jego rzeczywiste znaczenie?
O.Š.: Uprawnienia czeskiego prezydenta są dość niewielkie. Jedyną realną władzą, nad którą ma całkowitą kontrolę, jest mianowanie zarządu banku centralnego. Prezydent ma prawo weta w procesie legislacyjnym, ale niższa izba parlamentu może je uchylić zwykłą większością głosów. W kwestii polityki zagranicznej ma swój własny zespół ds. polityki zagranicznej oraz zespół ds. polityki wojskowej, ale są to głównie gremia doradcze bez realnej władzy. Prezydent może mieć jednak dość duży wpływ nieformalny.
R.J.: Nieformalny wpływ wszystkich czeskich prezydentów na kraj był ogromny i znacznie silniejszy, niż wskazywałby na to sam tekst konstytucji. To prezydent mianuje wszystkich zagranicznych ambasadorów, których może używać jako narzędzi szantażu w negocjacjach z rządem.
Co więcej, prezydent podczas swoich wizyt zagranicznych może zbudować zagraniczną percepcję Czech. Były prezydent Zeman próbował obrać kurs na bardziej prorosyjską i prochińską orientację do czasu rosyjskiej agresji na Ukrainie. Jego wcześniejsze publiczne wypowiedzi na temat Chin i Rosji wzbudziły wątpliwości wśród sojuszników UE i zrodziły pytanie, czy Czechy są nadal w pełni prozachodnim krajem z dziedzictwem Václava Havla. Faktyczna polityka naszego rządu nie uległa zmianie.
M.W.: Przejdźmy od polityki do ogólnych nastrojów i dominującej percepcji społecznej w Czechach. Czy wraz z przedłużającą się wojną utrzymuje się popularność aktywnego wspierania Ukrainy?
O.Š.: Niestety spektakularnie spadło ogólne poparcie dla wysłania broni na Ukrainę. Dwa tygodnie temu opublikowano sondaż, w którym na tle UE Czechy zaliczyły największy spadek w tej kwestii. Może to jednak wynikać też z tego, że na początku poparcie dla tych działań było bardzo duże.
Jednak całościowe poparcie dla Ukrainy utrzymuje się na wysokim poziomie. Nie sądzę, żeby rząd w najbliższych miesiącach zmienił swoje stanowisko. Wszyscy kluczowi ministrowie i premier Fiala są bardzo proukraińscy.
R.J.: Konsensus w czeskich elitach politycznych, w tym w rządzie, jest tak samo proukraiński jak przed rokiem. Opinia publiczna jest już trochę znudzona kwestią ukraińską, choć na początku wszyscy cieszyli się z naszej pomocy uchodźcom. Teraz niektórzy twierdzą, że za bardzo ich wspieramy i pieniądze powinny trafiać do Czechów zamiast na Wschód.
W opinii publicznej panuje powszechna zgoda co do tego, że mieliśmy do czynienia z brutalną, zupełnie nieuzasadnioną rosyjską agresją, więc nie pałamy do Rosji sympatią. Zadawane jest tylko pytanie, jak długo powinniśmy wspierać Ukrainę i jak bardzo to wsparcie powinno być rozszerzone.
M.W.: W Polsce głośnym tematem w opinii publicznej jest przyszłość relacji Brukseli z Polską i roli Warszawy we wspólnocie. Jaki jest stosunek Czech do postępującej federalizacji UE?
R.J.: Nie ma jednego stanowiska podzielanego przez wszystkich członków czeskiego rządu. Partia premiera, ODS, jest razem z PiS-em w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim, która nazywa samych siebie eurorealistami.
Nie są skorzy do federalizacji, w tym do pozbycia się warunku jednomyślności przy podejmowaniu niektórych decyzji na forum UE. Inni, mniejsi członkowie, w tym chrześcijańscy demokraci i Piraci, w PE są członkami Europejskiej Partii Ludowej lub liberałów i bardziej skłonni do coraz ściślejszej unii.
Operacyjny konsensus zakłada, że nie wolno nam popierać niczego, co mogłoby zaszkodzić czeskiej gospodarce. Babiš jest transakcyjny, a jego partia dołączyła do grupy liberalnej, jednej z najbardziej euroentuzjastycznych. On sam się tym nie przejmuje. Jest pragmatyczny i poparłby wszystko, co obiecałoby lepszą ofertę jego firmie.
O.Š.: Czeskie społeczeństwo cechuje się raczej eurosceptycyzmem. Jest przeciwne przyjęciu euro i podejrzliwie nastawione do UE, mimo że mamy z nią znacznie lepsze relacje niż Polska. Wewnątrz czeskiego rządu sprawy się komplikują.
Z jednej strony mamy ODS, dość eurosceptyczną partię. Naprzeciw niej stoi Partia Piratów, tradycyjnie prounijna, więc w rządzie wyczuwa się napięcie w tej kwestii. Wydaje mi się, że do tej pory kurs rządu był bardziej prounijny, niż chciałaby tego ODS, ponieważ Fiala próbuje udobruchać swoich partnerów koalicyjnych i daje im większe pole do popisu w polityce europejskiej.
M.W.: Na koniec wróćmy na chwilę do kampanii wyborczej. W pierwszej rundzie doszło do wyścigu wewnątrz bloku krytyków Babiša – Petrem Pavlem i Danuše Nerudovą. Dlaczego Pavel wygrał? Czy są jakieś systemowe wnioski, które możemy wyciągnąć z tej rywalizacji?
R.J.: Jest jedna główna różnica między Pavlem a Nerudovą – przegrana to silna eurofederalistka. Nie pokazywała tego wyraźnie w kampanii, żeby nie zmniejszać swojej atrakcyjności dla części wyborców. Nie sądzę, by Pavel miał jakieś poglądy w tej kwestii, ale wydaje mi się, że jest bliższy wizji premiera Fiali. Nie powinniśmy być przesadnie entuzjastyczni w kwestii unijnej federalizacji.
Nerudová w swoich sygnałach była bardziej lewicowo-postępowa, a przez to atrakcyjna dla młodych wyborców z dużych miast, jednak ograniczało to jej atrakcyjność na konserwatywnej wsi. Dla generała Pavla ideologie polityczne nie odgrywają żadnej roli.
O.Š.: Nie wydaje mi się, żeby Pavel i Nerudová bardzo się różnili, ale uważam, że wojskowe wykształcenie Pavla dawało mu większy autorytet, gdy mówił o kwestiach bezpieczeństwa. Nerudová, jako ekonomistka, wypowiadała się głównie w kwestiach gospodarczych.
Myślę, że głównym powodem jej przegranej jest skandal, który pojawił się w mediach niedługo przed głosowaniem. Sondaże pokazały, że faktyczny trzon zwolenników Pavla i Nerudovej był bardzo mały, a ludzi w zasadzie nie obchodziło, który z nich zmierzy się z Babišem. Co więcej, część wyborców wybrała Pavla, ponieważ w tamtym czasie wydawał się silniejszym kandydatem z większymi szansami na pokonanie Babiša w drugiej turze.
M.W.: Kto więc zostanie wybrany na prezydenta Czech?
R.J.: Petr Pavel jest niekwestionowanym liderem. Myślę, że wygra.
O.Š.: Prawdopodobnie wygra Pavel. Wszyscy spodziewają się takiego wyniku.
Angielska wersja wywiadu dostępna tutaj.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.
Michał Wojtyło
Ondřej Šmigol
Roman Joch