Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Michniewicz i kadra kłócą się o pieniądze, a polskie dzieci w tym czasie tyją najszybciej w Europie

Michniewicz i kadra kłócą się o pieniądze, a polskie dzieci w tym czasie tyją najszybciej w Europie Steven Lelham/unsplash.com

Sport jest bez wątpienia jednym z najbardziej wspólnotowych elementów naszego życia, który łączy pokolenia, klasy społeczne i politycznych oponentów. Z symbolami narodowymi obcujemy znacznie częściej podczas sportowych wydarzeń niż w czasie państwowych uroczystości. Jednak po zakończonym mundialu w Katarze, zamiast cieszyć się pierwszym od 36 lat wyjściem z grupy, kłócimy się o premię obiecaną polskiej reprezentacji przez premiera Morawieckiego. W układance uwzględniającej trenera, zawodników i sztab nie ma miejsca na bardzo ważny element – na nas, kibiców, obywateli. A przecież to w końcu nasza reprezentacja i nasze publiczne pieniądze. Ten problem jest obecny nie tylko w piłce nożnej. To kwestia dysfunkcyjnego działania związków sportowych w Polsce, dlatego warto się przyjrzeć temu, jak pracują i co należałoby w tej kwestii zmienić.

Jak powstają związki sportowe?

Każdą dyscypliną zarządzają działacze sportowi. Jak są wybierani i jakie są ich kompetencje? Chcąc poznać odpowiedzi na te pytania, jakiś czas temu wysłałem zapytanie do wszystkich związków sportowych wymienionych na stronie Ministerstwa Sportu. Spośród ponad 60 podmiotów odpowiedziało tylko 12. Co ciekawe, były to wyłącznie podmioty reprezentujące dyscypliny cieszące się mniejszą popularnością.

Najobszerniejszych odpowiedzi na temat procesu wyboru działaczy i struktur związku udzieliły Polski Związek Brydża Sportowego, Polska Federacja Petanque, Polski Związek Muaythai i Polski Związek Szachowy. Ten eksperyment pozwolił zagłębić się w struktury wielu różnych sportowych dyscyplin.

Wszędzie działa to podobnie. Sport powstaje oddolnie tam, gdzie tworzone są kluby i stowarzyszenia. Następnie podmioty wybierają delegatów do władz krajowych. By związek ogólnopolski mógł formalnie zaistnieć, musi najpierw uzyskać przynależność do międzynarodowej federacji, a następnie otrzymać zgodę ministra. 

Taki podmiot powstaje po to, aby koordynować zmagania na poziomie krajowym, ustalać zasady organizacji rozgrywek i przede wszystkim zapewniać udział w występach międzynarodowych. Teoretycznie każdy może założyć związek sportowy. Z tego prawa skorzystał np. piosenkarz Michał Wiśniewski i stworzył Polski Związek Pokera.

Wciąż powstają nowe podmioty tego typu, np. Polski Związek Hokeja Podwodnego. Najlepszym przykładem takich działań są związki e-sportowe. Nawet w tak nowoczesnym sektorze potrzebne są związkowe struktury, które regulują prawa zawodników i zasady organizowanych turniejów.

Dopóki mówimy o zrzeszeniu miłośników freedivingu, którzy wolontaryjnie rozwijają swoje pasje, taki sposób zarządzania związkami nie wzbudza kontrowersji. Jednak gdy mówimy o wydawaniu miliardów publicznych pieniędzy, budowie gigantycznych obiektów mających wpływ na funkcjonowanie miasta czy o reprezentowaniu kraju na najbardziej prestiżowych wydarzeniach, wówczas głos ludzi, których to dotyczy, a więc kibiców lub obywateli płacących podatki powinien być brany pod uwagę.

Istnieje też inny problem. Można powołać związek w nowo powstającej dyscyplinie, jednak po jego utworzeniu taki byt posiada monopol na jej zarządzanie, bo według obowiązujących przepisów tylko jeden podmiot może reprezentować daną dyscyplinę na arenie międzynarodowej.

Niestety nie ma żadnej gwarancji na to, że powstałe 50 lat temu struktury i zasiadający w nich ludzie potrafią dziś w sposób odpowiedni rozwijać sport. Nie istnieje żaden mechanizm pozwalający zlikwidować wadliwie działający związek sportowy. Nie brakuje przykładów na to, jak sportowi działacze niszczą ideę sportu i samych zawodników. Co najgorsze, często nic nie można z tym zrobić.

Jak związki sportowe odbierają zawodnikom smak życia

Największy laur dla sportowca to bez wątpienia medal olimpijski. Jeden z nich zdobył biatlonista, Tomasz Sikora, na igrzyskach w Turynie w 2006 roku. Gdy ten utytułowany zawodnik kończył karierę, w następujących słowach wskazywał powody tej decyzji: „Przerwałem karierę, bo nie widziałem sensu dalszego trenowania. Nie powiem, że się wypaliłem, ale w takich warunkach dalszy wysiłek i poświęcanie się nie miały już sensu. Przy ówczesnej działalności naszego związku nie było szans, by osiągnąć coś więcej. Poświęcać się dla z góry przegranej sprawy byłoby bez sensu”.

Ostatnie dokonania polskiej kadry Tomasz Sikora ocenił tak: „Przeanalizowałem nawet wyniki reprezentacji Polski w igrzyskach na przestrzeni ostatnich lat. I z hukiem spadliśmy […]. Cofnęliśmy się o 20 lat do czasów igrzysk w Salt Lake City”. Po co nam związek, który demotywuje kluczowych zawodników i notuje regres?

Wybitnego osiągnięcia dokonał też Leszek Blanik, zdobywając złoty medal na igrzyskach w Pekinie. Jak wykorzystano ten sukces? 12 lat po tym zwycięstwie Polski Związek Gimnastyczny został zawieszony w strukturach Europejskiej Federacji Gimnastycznej. W efekcie polscy zawodnicy i zawodniczki nie mogli startować w mistrzostwach kontynentu. Powody zostały przedstawione w tekście o znamiennym tytule Leszek Blanik apeluje: Zachowajcie resztki honoru. Zrezygnujcie. Na zawsze.

Oto cytat: „To zawodnicy i trenerzy płacą za grzechy działaczy. W kwietniu 2019 roku po jednoosobowej decyzji prezes Stanisławiszyn z 2017 roku Polska zorganizowała ME w gimnastyce sportowej w Szczecinie. Pani prezes, znów bez ustalenia tego z zarządem, pożyczyła na organizację mistrzostw 170 tysięcy euro od Europejskiej Unii Gimnastycznej. PZG oddał zaledwie 10 tysięcy, dlatego pod koniec października bieżącego roku europejska centrala zawiesiła Polskę”.

Inne kuriozum dotyczyło karate. Polski Związek Karate został wykluczony z międzynarodowej federacji, a w jego miejsce przyjęto Polską Unię Karate. Jednakże polskie prawo nie przewidziało takiej sytuacji i wedle krajowych przepisów podmiotem odpowiedzialnym za rozwój karate wciąż pozostawał PZK. Efekt? Zawodnicy nie mogli trenować i przygotowywać się do igrzysk olimpijskich tak długo, jak działacze obu podmiotów nie mogli dojść do porozumienia.

Również polscy kolarze musieli cierpieć przez decyzje swoich działaczy związkowych. Zarząd Polskiego Związku Kolarskiego dopuścił się licznych nieprawidłowości, co spowodowało utratę wszystkich sponsorów, takich jak CCC, 4F i Orlen. Minister sportu wzywał cały zarząd do dymisji. Jednak ówczesny prezes związku nie przyjmował krytyki i długo pozostawał na stanowisku mimo fatalnej reputacji związku i rosnących długów.

Jego sposób zarządzania dobrze oddaje następujący cytat: „Podobnie wyglądała sprawa z przyznaniem Polsce mistrzostw świata w kolarstwie torowym. Postanowiliśmy podczas posiedzenia zarządu, że nie stać nas na taką imprezę […]. Nagle we wtorek, 19 września, z mediów dowiaduję się, że będziemy organizatorem MŚ. Hm… Pobiegłem do laptopa i okazało się, iż 18 września o godzinie 21 [prezes – przyp. red.] Banaszek rozesłał maila z prośbą o zmianę decyzji. Nie wiem, czy ktokolwiek odpowiedział na jego prośbę, ja nie, ale mistrzostwa wziął”.

Najświeższe sportowe kontrowersje dotyczą Polskiego Związku Tenisa. Były już, na szczęście, prezes został oskarżony o molestowanie i stosowanie przemocy. Nie są to jednak jedyne problemy krajowej federacji tenisa. Członkowie zarządu wypłacili sobie 585 tys. zł premii, zaś analiza dokumentów wykazała, że zrobili to niezgodnie z prawem.

Jak widać na przestrzeni lat, polskie związki sportowe trawią różne problemy i patologie, a największa broń w ich dyscyplinowaniu to uprzejma prośba ministra sportu o podanie się zarządu do dymisji. Związek danej dyscypliny to w pełni autonomiczny byt, który nie podlega Ministerstwu Sportu. Członek rządu odpowiedzialny za tę dziedzinę nie posiada tak naprawdę żadnych narzędzi do dyscyplinowania władz związku, bo jego ingerencja mogłaby skutkować zawieszeniem federacji w światowych strukturach danej dyscypliny.

Najgłośniejszy taki przypadek dotyczy Grzegorza Laty, który straszył wszystkich, że zarówno kadra, jak i kluby zostaną zawieszone w międzynarodowych rozgrywkach, jeśli ktoś spróbuje zatrzymać uprawiane przez niego patologie. Potrzebujemy miękkich i rozproszonych mechanizmów stymulowania pracy związków. Dalsze funkcjonowanie tych fatalnie zarządzanych bytów pochłaniających publiczne pieniądze musi zostać ukrócone.

Związki sportowe, niezależnie od tego, jaką dyscypliną próbują zarządzać, wnioskują o finansowanie do Ministerstwa Sportu. Pieniądze te przeznaczane są na szkolenia, przygotowania do wielkich imprez, ich organizację, a także budowę sportowej infrastruktury. Nie są to małe kwoty. Ministerstwo chwali się, że na Program dofinansowania ze środków budżetu państwa zadań związanych z przygotowaniem zawodników kadry narodowej do udziału w igrzyskach olimpijskich oraz przygotowaniem i udziałem w mistrzostwach świata i Europy w sportach olimpijskich w 2023 roku przeznaczy blisko 180 mln zł. Szczegóły przyznawania środków i ich podział według 38 dyscyplin zostały klarownie przedstawione.

Nie są to jedyne rządowe środki na sport. Druga pula to pieniądze ze spółek Skarbu Państwa. Największy mecenas polskiego sportu, PKN Orlen, chwali się wspieraniem aż 11 związków sportowych.

Co można zrobić, by uzdrowić sport?

Podsumujmy. Ktoś kiedyś „zadecydował”, że rolą związków sportowych jest zdobywanie medali na najważniejszych imprezach. Jednak, gdy tych medali nie ma i nic się nie dzieje, publiczne pieniądze dalej płyną, bo związek jest monopolistą i nie istnieją dla niego żadne alternatywy. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy działa nieskutecznie, a nawet niemoralnie.

To przecież wymarzone warunki do rozwoju patologii. Choć związki sportowe są różne, bo istnieje np. Polski Związek Hokeja na Lodzie, Polski Związek Hokeja na Trawie i Hokeja Podwodnego, to łączy je jedno. Działają na podstawie Ustawy o sporcie, którą koniecznie trzeba znowelizować.

Model, w którym osoby chcące uprawiać i wspierać sport, muszą koegzystować z niekompetentnymi ludźmi dopuszczającymi się licznych nieprawidłowości, powinien się skończyć. Jednym z rozwiązań może być łączenie związków w większe podmioty, które uzyskiwałyby wymagane zaświadczenie o przynależności do międzynarodowej federacji sportowej.

Poszczególne dyscypliny nadal funkcjonowałyby w podmiotowych komórkach, jednak w ramach większej organizacji. Dzięki temu w przypadku jakichkolwiek nieprawidłowości daną komórkę można by bezpiecznie rozwiązać, a zawodnicy i trenerzy działaliby dalej w oparciu szerszy bazowy podmiot, który wciąż przynależałby do właściwej międzynarodowej federacji. 

Przykładów takiego modelu nie brakuje. Działa przecież Polski Związek Motorowy i przywoływane wcześniej związki e-sportowe, bo powołanie osobnego związku dla żużla czy dla League of Legends byłoby kuriozalne.

Integracja może być szczególnie korzystna dla mniej popularnych dyscyplin. Oczywiście z wiadomych powodów niszowe dyscypliny nie mają szansy na zwiększenie swojego czasu antenowego, a więc i na znalezienie sponsorów, co uniemożliwia przejście na wyższy poziom. Integracja związków i przygotowanie przez nich spójnej oferty marketingowej, w której sponsor zyskiwałby prawo do współpracy z kilkunastoma medalistami ME i MŚ, to zupełnie inna propozycja niż finansowanie pojedynczych medalistów, o których najpewniej nikt nie usłyszy.

Każdy doskonale wie, że współcześnie nie da się odnosić sukcesów sportowych bez zaawansowanej technologii. Nie chodzi tylko o nowinki pozwalające osiągać lepsze wyniki, ale też o zaawansowaną analizę wydolności organizmu. Oczekiwanie, że każdy z ponad 60 wymienionych na stronie ministerstwa związków osiągnie tak profesjonalny poziom, jest nierealne.

Polski system zarządzania sportem w sposób instytucjonalny wspiera więc marazm i bylejakość. Utworzenie kliku w pełni profesjonalnych sztabów techniczno-logistyczno-marketingowych z dobrze opłaconymi etatami, które współpracowałyby z kilkunastoma różnymi związkami w trakcie ważnych imprez i podczas przygotowania do nich, mogłoby odmienić tę sytuację.  

Jest jeszcze jeden pozytyw takiego rozwiązania. Aby osiągać wymagane wyniki, sportowcy muszą całe swoje życie podporządkować wybranej dyscyplinie, ale bardzo rzadko otrzymują za to pieniądze pozwalające normalnie funkcjonować. Próbujemy kopiować rozwiązania z zagranicy, gdzie sportowcy, by dorobić, pracują w służbach mundurowych. Można prościej. Dlaczego sportowcy mieliby nie pracować na rzecz rozwoju swojej własnej pasji? Przecież to im najbardziej zależy na jak najlepszym zarządzaniu.

Zatrudniamy działaczy i pracowników związków, którzy często nie znają się na rzeczy, aby później wydzielali sportowcom „bieda pensje”, zamiast umożliwić zawodnikom pracę na rzecz rozwoju danej dyscypliny. Sportowcy mogliby w ramach związku pełnić różne funkcje, np. zajmować się marketingiem lub kwestiami zaopatrzenia dla zawodników. W ten sposób mogliby rzeczywiście w całości poświęcić swoją całą karierę zawodową wybranej przez nich dyscyplinie sportowej.

Struktury zła polskiego sportu

Niestety realizacja postulatu integracji pomniejszych związków sportowych jest mało prawdopodobna, ponieważ nikt nie zrezygnuje z funkcji prezesa lub członka zarządu dla dobra wspólnego. Warto więc rozważyć koncepcję federacji sportowych na wzór branżowych federacji przedsiębiorców, które działają we wspólnym interesie, ale każdy ich członek pozostaje niezależnym podmiotem. 

Mogłyby powstać takie organizacje, jak np. Federacja Sportów Walki, Sportów Wodnych czy Sportów Drużynowych. Do ich zadań mogłoby należeć dbanie o zrównoważony i zdeglomerowany rozwój sportu, tak aby każde miasto powiatowe miało swoją sportową specjalizację. Federacje mogłyby otrzymywać finansowanie nie za kolejne medale, lecz za krzewienie sportu tam, gdzie go dotychczas nie było.

Jednak nawet to nie rozwiąże największego problemu polskiego sportu, jakim jest kompletne oderwanie zmagań reprezentacyjnych od masowej kultury fizycznej. Publiczne wydatki na sport powinny mieć jeden zasadniczy cel obok wsparcia sportu profesjonalnego – zwiększenie aktywności fizycznej Polaków. Dzisiaj jest to w debacie publicznej całkowicie marginalizowane.

Być może celem Polskiego Związku Kolarstwa powinno być zwiększanie liczby ścieżek rowerowych, a nie zdobywanie kolejnych medali. Być może członkami Polskiego Związku Pływackiego powinni być ludzie posiadający karnety na basen, a coś do powiedzenia w kwestii rozwoju tenisa może powinien mieć każdy, kto w tenisa grywa?

Może medale powinny być narzędziem popularyzacji dyscypliny, a nie tylko celem samym w sobie. Być może premie i nagrody za sportowe sukcesy powinny być przeznaczane na rozwój lokalnej infrastruktury sportowej, a część opłat za jej użytkowanie powinna wracać do związków sportowych jako nagroda za zmobilizowanie ludzi do ruchu? 

Gotowych rekomendacji nie ma, ale bez wątpienia powinniśmy gruntownie przemyśleć, co ma być celem działalności związku sportowego i kto powinien tworzyć jego kadrę.

Przed nami kolejne wielkie imprezy sportowe, na które wydamy ogromne pieniądze, co niestety najprawdopodobniej nie przełoży się na rozwój kultury fizycznej. Polska nie wypada najlepiej w zestawieniu efektywności medalowej na IO. Trzeba brać pod uwagę nie tylko to, ile medali zdobyliśmy, ale też to, ilu zawodników wysłaliśmy. Najbardziej efektywne na IO w Paryżu było San Marino. Wysłało 5 reprezentantów, którzy zdobyli 3 medale. Polska wysłała 214 zawodników i nawet przy 14 medalach daje nam to miejsce w drugim końcu zestawienia efektywności.

Na następne igrzyska wyślemy równie szeroki skład i będziemy liczyć na jak najwięcej medali. Czy na pewno tak powinniśmy wydatkować pieniądze na sport? Pamiętajmy, że polskie dzieci tyją najszybciej w Europie! Musimy mieć realny wpływ na wydatkowanie miliardów przeznaczonych na rozwój kultury fizycznej, a już na pewno powinniśmy ukrócić działania podmiotów, które nie dość, że nie wspierają masowego ruchu, to najzwyczajniej niszczą ducha sportu.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.