Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

W walce ze smogiem nie brakuje nam tchu, tylko funduszy

W walce ze smogiem nie brakuje nam tchu, tylko funduszy Jacek Dylag/unsplash.com

Doskonałym przykładem tego, że Polacy są gotowi na rewolucję energetyczną, jest fenomen energetyki obywatelskiej. Otrzymaliśmy korzystny system rozliczeń, ulgę termomodernizacyjną, dofinansowania i program Mój Prąd. W efekcie mamy w Polsce 1,1 mln domów z instalacją fotowoltaiczną. Stworzenie instrumentów walki ze smogiem pozwoliło na zbudowanie fundamentów – standardów emisyjnych dla kotłów, standardów jakościowych dla paliw stałych oraz systemów finansowania. Czego więc najbardziej brakuje? Dyrektor CAKJ, Paweł Musiałek, rozmawia z Piotrem Woźnym, prezesem Zespołu Elektrowni Adamów Konin, odpowiedzialnym m.in. za stworzenie i koordynację programu Czyste Powietrze.

Paweł Musiałek: Czy decyzja rządu, aby zawiesić normy jakości węgla w tym sezonie grzewczym i pozwolić palić węglem niskiej jakości, jest zrozumiała?

Piotr Woźny: Tak. Sprawy zaopatrzenia gospodarstw domowych w ciepło i energię elektryczną to czysta polityka. W efekcie rosyjskiej agresji na Ukrainę podjęliśmy brawurową decyzję o zaprzestaniu kupowania rosyjskiego węgla i zrezygnowaliśmy z tych łańcuchów logistycznych, które pozwalały importować surowiec z Rosji dla gospodarstw domowych i ciepłowni w Polsce.

Oczywiste jest, że skazaliśmy się na cały zestaw perturbacji związanych z koniecznością pozyskania węgla z innych kierunków, bo w naszym kraju produkujemy go z roku na rok coraz mniej. Polskie kopalnie pracują głównie dla elektroenergetyki i dużych ciepłowni, więc lukę trzeba było wypełnić. Skoro trudno było to zrobić za pomocą dostaw z różnych egzotycznych kierunków, to siłą rzeczy pojawiła się polityczna konieczność robienia wszystkiego, żeby spróbować zaopatrzyć gospodarstwa domowe w jakikolwiek węgiel.

Rządzący nigdy nie mogą pozwolić sobie na to, by ludzie marzli w domach. Muszą zrobić wszystko, żeby uwolnić możliwie największy wolumen węgla i dostawy dla gospodarstw domowych. Oczywiście w obszarze walki ze smogiem jest to regres w stosunku do tego, co udało się zrobić przez lata walki ze smogiem na poziomie rządowym.

P.M.: Przejdźmy w takim razie do programu Czyste Powietrze. Naturalnym kontekstem naszej rozmowy jest dość krytyczny raport Najwyższej Izby Kontroli. Efekty tego programu zostały ocenione jako dość mizerne. Raport wskazuje, że do tej pory niewiele ponad 2% celu zostało osiągnięte. Na pewnym etapie kariery w administracji publicznej uczestniczył pan w tym procesie. Jestem ciekaw, czy podziela pan zdanie NIK-u, że efekty są po prostu kiepskie.

P.W.: Po lekturze raportu NIK-u odczuwam dysonans poznawczy. Główny zarzut NIK-u sprowadza się do tego, że program Czyste Powietrze osiąga niesatysfakcjonujące wyniki, ponieważ był przygotowany niezgodnie z metodyką realizowania programów strategicznych, opublikowaną przez Kancelarię Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. To argument publicystyczny. Nie jest tak, że przygotowanie programu zgodnie z jakąś metodyką stanowi receptę na sukces i doprowadzenie do tego, żeby sprawnie funkcjonował.

P.M.: A jak ocenia pan program Czyste Powietrze?

P.W.: Program Czyste Powietrze tak naprawdę zaczął się w 2017 r. To legendarny moment, kiedy smog pojawił się w Warszawie. Przez 48 godziny w stolicy rzeczywiście nie dało się oddychać. Myślę, że warszawiacy zrozumieli, co przeżywają mieszkańcy Krakowa, Małopolski czy Śląska. Efektem morowego powietrza w Warszawie było polecenie pani premier Szydło skierowane do ówczesnego wicepremiera Mateusza Morawieckiego, żeby coś z tym zrobić.

Ważną rolę odegrały Jadwiga Emilewicz oraz kilka innych osób, które były wtedy zaangażowane w ten proces. Moim zdaniem powstało coś, co było niezwykle cennym narzędziem, bo zamiast 150-stronnicowego dokumentu, którego nikt nie czyta, powstała lista 16 punktów rekomendacji ze wskazaniem kto i za co jest odpowiedzialny oraz do jakiego momentu coś powinno być zrealizowane. Waga tego projektu polegała na tym, że, po pierwsze, był bardzo krótki i komunikatywny, a po drugie, w jasny sposób adresował odpowiedzialnych za wykonanie poszczególnych działań.

Jedną z tych rekomendacji było „obudzenie” Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, który operował gigantycznymi pieniędzmi, ale nie posiadał jakiegokolwiek programu finansującego walkę ze smogiem.

Moim zdaniem program Czyste Powietrze jest najbardziej ambitnym programem, jaki można sobie wyobrazić. Wpisanie 3 mln domów jednorodzinnych jako celu interwencji było zadaniem, jakie administracja w tym obszarze mogła sobie postawić. Pamiętajmy, że kiedy program startował, w ogóle nie istniała Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków.

Okazuje się, że CEEB zostało przez polityków użyte jako narzędzie dystrybucji dodatku węglowego. Stanowi bazę, nad którą polskie państwo pracowało prawie 3 lata, bo tyle czasu potrzebowano, żeby zebrać doświadczenia, zbudować system informatyczny i wszystko policzyć.

Jedno jest pewne – od 2019 r. polskie państwo wreszcie zaczęło wydawać pieniądze na walkę ze smogiem dzięki uldze termomodernizacji w PIT-ach lub za pomocą programu Czyste Powietrze. Tak szerokiego tła w raporcie Najwyższej Izby Kontroli brakuje.

P.M.: Wróciłbym do rekomendacji premier Szydło. Bardzo dobrze pamiętam tę dyskusję. Czy mógłby pan wskazać, które rekomendacje udało się zrealizować? Czy dzisiaj pojawiają sukcesy walki ze smogiem?

P.W.: Cofnijmy się znów do 2017 r. Mieliśmy wtedy producentów urządzeń grzewczych, czyli kotłów, ale brakowało jakiegokolwiek standardu emisyjnego. Kotły produkowane dla polskich domów rocznie rozchodziły się w liczbie od 150 tys. do 175 tys. egzemplarzy i nie musiały utrzymywać jakiegokolwiek standardu emisyjnego. Nie istniały jakiegokolwiek ograniczenia złych emisji, jakie z kotłów się wydobywały.

Kolejne wspomnienie – w kraju, w którym pali się 85% węgla zużywanego w Unii Europejskiej do ogrzewania, nie było jakichkolwiek standardów jakościowych paliwa, jakie może być do pieca wkładane. To wtedy Polska stała się liderem legendarnej listy Światowej Organizacji Zdrowia, na której w pierwszej edycji znalazły się najpierw 33 nasze miasta na 50 w Europie z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem.

Potem jeszcze udało się nam pobić te niechlubny wynik. 36 miast z 50 z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem również było polskich. Dalej brakowało jakiegokolwiek programu rządowego, który finansuje walkę ze smogiem.

W Polsce w 2017 r. mogliśmy sprzedać piec bez żadnych standardów emisyjnych i palić w nim paliwem niestosującym się do jakichkolwiek standardów jakościowych. Nie dysponowaliśmy żadnym programem publicznym, który finansowałby walkę z największym problemem środowiskowym w kraju. W ogóle nie zdiagnozowaliśmy tego problemu.

Przez tych kilka lat wprowadzano standardy emisyjne dla pieców, a branża się uregulowała. Normy jakościowe węgla zostały wprowadzone na poziomie rozporządzenia. Ich działanie oczywiście w 2022 r. zostało zawieszone. Mam nadzieję, że nie na długo. Ulga termomodernizacji odnosząca się do finansowania walki ze smogiem nadal obowiązuje. Szczerze mówiąc, nie dawałem jej szans, że będzie obowiązywała więcej niż 2 lata.

Proszę też pamiętać o fundamentalnych zmianach w programie, które wprowadziliśmy w maju 2020 r. NIK uważa je za pozytyw funkcjonowania programu Czyste Powietrze. Ta zmiana doprowadziła do tego, że pojawiło się 80% wniosków miesięcznie więcej. Zadaniem dla tych, którzy zarządzają funduszem w tej chwili jest to, żeby nie spocząć na laurach.

P.M.: Rozumiem wszystkie argumenty i uważam, że te, które pan wymienił, faktycznie są słuszne – do takich działań doszło. To kroki realnie popychające sprawę walki ze smogiem do przodu. Natomiast, kiedy patrzymy na końcowy efekt w postaci liczby wymienionych kotłów węglowych w polskich domach, to możemy odczuwać niedosyt. Zastanawiam się, co hamuje proces odchodzenia od kopciuchów w Polsce. Wszystkie instytucjonalne kwestie, o których pan wspominał, zostały już wdrożone. Pojawia się więc pytanie – co jest jeszcze do zrobienia? Jakiej rady udzieliłby pan nowemu pełnomocnikowi, który zajmuje się kwestią smogu?

P.W.: Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków była szansą na to, żeby administracja na poziomie centralnym i samorządowym dostała wreszcie pełen obraz tego, jak wygląda rzeczywistość ogrzewania polskich domów. Na skutek wojny i wprowadzenia nieszczęsnego dodatku węglowego wszystko się posypało. Ludzie masowo zmieniali swoje deklaracje, żeby uzyskać prawo otrzymania dodatku węglowego. Administracja powinna więc poświęcić dużo czasu na to, żeby CEEB stało się wiarygodnym źródłem dostępu do informacji, a nie funkcjonowało jedynie jako narzędzie pozyskiwania dodatku węglowego.

Podstawową kwestią w walce ze smogiem jest zrozumienie, że gaz musi być paliwem przejściowym dla znacznej części gospodarstw domowych. Tu różnię się z wieloma ekspertami, ale nie wyobrażam sobie, że w krótkim czasie 3 mln domów w Polsce będziemy w stanie zaopatrzyć w pompy ciepła i fotowoltaikę.

P.M.: No właśnie, w Polsce wciąż miliony domów są ogrzewane piecami węglowymi. Bardzo często to urządzenia starej generacji. Nierzadko mówi się o tym, że powinniśmy zdecydować się na pompy ciepła i fotowoltaikę, bo dla właścicieli domów okaże się to długofalową oszczędnością. Oprócz tego eliminujemy smog. Co w tym bajkowym obrazku panu przeszkadza?

P.W.: Nie ma jednej metody rozwiązania wszystkich problemów. Paradoks polega na tym, że z prawie 430 tys. wymian do czasu wybuchu wojny prawie połowa obejmowała wymiany na kotły gazowe. Proszę mi wierzyć, że PGNiG nie zrobiło nic, by spopularyzować program Czyste Powietrze. Tak naprawdę firma otrzymała gigantyczną dotację od państwa, bo to ono finansowało klientom PGNiG wymianę na źródło gazowe lub dołożenie gazowego ogrzewania.

Istnieją gospodarstwa domowe, które są najbardziej interesujące z punktu widzenia programu Czyste Powietrze. To te, które mają zbudowaną infrastrukturę gazową i nie wykorzystują gazu do ogrzewania, ale tylko do przygotowywania posiłków. Takich ludzi musimy w pierwszej kolejności przekonać, że mogą wymienić swój piec węglowy na czystsze źródło ogrzewania.

Jeżeli chcemy zrealizować program w określonych ramach czasowych, musimy zdawać sobie sprawę z tego, jaka jest pojemność polskiego rynku, czyli majętność gospodarstw domowych. Pompa ciepła i fotowoltaika nie stanowią najtańszego rozwiązania. Jestem za tym, żeby wymiana kopciucha na kombinację pompy ciepła i fotowoltaiki była jak najwyżej dofinansowywana przez program Czyste Powietrze.

Jestem też zdecydowanym przeciwnikiem usuwania dofinansowania na kotły gazowe z programu. Myślę, że jeżeli w Polsce byłoby rocznie instalowanych od 150 tys. do 200 tys. pomp ciepła, to mielibyśmy do czynienia z naprawdę rewelacyjnym wynikiem.

P.M.: I tak osiągnęliśmy rewelacyjny wynik, bo Polska w skali Europy stanowi absolutny ewenement pod względem wzrostu liczby pomp ciepła. 

P.W.: W ubiegłym roku przekroczyliśmy poziom 100 tys. pomp ciepła rocznie, jednak większość z nich jest instalowana w nowo budowanych domach, a to nie one stanowią problem. Są nim budynki starej substancji mieszkaniowej.

Paradoksalnie okazuje się, że komponent termomodernizacji, który zapisaliśmy w Czystym Powietrzu, jest niezwykle istotny. Szacunki Polskiego Alarmu Smogowego pokazują, że gdybyśmy wszystkie domy, które ogrzewają się węglem w Polsce, ocieplili, to zapotrzebowanie w domach jednorodzinnych z 12 mln ton węgla spadłoby do 6 mln ton węgla. W tym roku nie byłoby więc problemu z brakiem węgla w Polsce.

Walka z wyeliminowaniem 3 mln kopciuchów jest jak wielka orkiestra z mnóstwem instrumentów. Trzeba sprawić, żeby grały w jednym rytmie i tonacji. Zadaniem rządu, administracji i Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska jest niezwykle uważne obserwowanie wszystkich zjawisk i umiejętne żonglowanie systemem wsparcia w taki sposób, żeby osiągać najbardziej pożądane cele.

P.M.: Orkiestra wspaniale gra wtedy, kiedy dysponuje dobrymi instrumentami i posiada utalentowanego dyrygenta. Myślę, że walka ze smogiem jak w soczewce odbija funkcjonowanie polskiego państwa. Według NIK-u kolejni ministrowie nadzorujący sprawy dotyczące klimatu i kolejni prezesi zarządu NFOŚiGW nie podjęli wystarczających działań, by zapewnić prawidłową i efektywną realizację programu. Czy pana zdaniem w Polsce brakuje właściwej koordynacji walki ze smogiem?

P.W.: Zajmowałem się tematem smogu w polskiej administracji przez 30 miesięcy. To doświadczenie zderzenia się z imposybilizmem, którego nienawidzę.

Nie jest tak, że dysponowałem bardzo dobrymi instrumentami. Opierałem się na zarządzeniu premiera w sprawie powołania Komitetu Monitorującego program Czyste Powietrze. Miałem też za sobą autorytet premiera, który dwukrotnie w swoich expose wspominał o walce ze smogiem. Miałem wsparcie pani minister, a potem pani premier Emilewicz. Bez jej wsparcia wielu działań nie udałoby się przeprowadzić.

Zbudowaliśmy fundamenty walki ze smogiem, czyli stworzyliśmy standardy emisyjne dla kotłów, standardy jakościowe dla paliw stałych oraz doprowadziliśmy do tego, żeby pojawiły się systemy finansowania. Teraz jest dużo łatwiej. Czego więc najbardziej brakuje? Moim zdaniem największym problemem jest niestabilność w relacjach z Unią Europejską.

Pierwotne założenie było takie, że na początku program finansujemy ze środków krajowych, a potem sprawnie dołączamy do tego komponent finansowania z programów europejskich. Miliardy na walkę ze smogiem zostały zapisane zarówno w KPO, jak i kolejnej perspektywie budżetowej. Tych środków wciąż nie ma.

Problemem w walce ze smogiem w Polsce była resortowość i to, że Ministerstwo Środowiska nie chciało wziąć za tę kwestię odpowiedzialności. Częściowo zmieniło się to dzięki expose premiera Morawieckiego oraz determinacji Jadwigi Emilewicz. Polskie państwo postanowiło wziąć na klatę ten temat i zderzyć się z nimi, wyjść z „pętli debilizmu”. Uważam, że się to udało.

Doskonałym przykładem tego, że Polacy są gotowi na rewolucję energetyczną, jest fenomen w obszarze energetyki obywatelskiej. Otrzymaliśmy korzystny system rozliczeń, ulgę termomodernizacyjną, dofinansowania i program Mój Prąd. W efekcie mamy w Polsce mamy 1,1 mln domów z instalację fotowoltaiczną. To coś niesamowitego.

Kiedy analizuję inne europejskie rynki, to zauważam, że instalacje domowe stanowią 35% rynku fotowoltaicznego. Reszta obejmuje duże farmy i instalacje. W Polsce domowa fotowoltaika wciąż stanowi chyba 80%. Polacy wzięli sprawy w swoje ręce i załatwili sprawę w 3 lata. To też wielka lekcja, jak powyższe kwestie rozwiązywać. Jeżeli polskim gospodarstwom domowym stworzy się zachęty natury ekonomicznej i połączy się je ze strachem przed dużymi rachunkami za energię elektryczną, działa to rewelacyjnie.

Działanie sfinansowane ze środków Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.