Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Jacek Kurski w Banku Światowym, 30 milionów dla piłkarzy i przedwczesna wiara w koniec PiS-u

Jacek Kurski w Banku Światowym, 30 milionów dla piłkarzy i przedwczesna wiara w koniec PiS-u Grafikę wykonała Julia Tworogowska.

Postawiłbym tezę, że wycofując się na dalszy plan, Kurski rzeczywiście obstawia porażkę w 2023 roku, by ustawić się w wygodnej pozycji: „beze mnie w telewizji i sztabie nie daliście rady wygrać tak trudnych wyborów. Prawica bez Kury jest skazana na przegrywanie”. Tym samym rozpoczyna grę o swoją rolę w polityce po 2023 roku. Wbrew temu, co sądzi się już chyba powszechnie na opozycji, a coraz częściej również w obozie rządzącym – wynik przyszłorocznych wyborów wcale nie jest przesądzony. Kaczyński wciąż może je wygrać.

Kurski obstawia porażkę?

„Zawsze myślałem, że nie ma życia poza polityką. Otóż jest” – napisał na twitterze Jacek Kurski komentując swój nowy angaż. Funkcja Alternate Executive Director szwajcarsko-polskiej konstytuanty w Grupie Banku Światowego w Waszyngtonie dla byłego prezesa TVP przecina spekulacje o jego politycznej przyszłości. Nie będzie wicepremierem, ministrem cyfryzacji ani szefem kampanii wyborczej partii rządzącej. Wybrał usunięcie się w cień.

Według medialnych plotek Kurski miał odmówić prowadzenia kampanii, jeżeli nie dojdzie do wymiany szefa rządu. Według słów samego Jarosława Kaczyńskiego złożonej mu oferty ministerialnej nie przyjął.

Część komentatorów zinterpretowało to jednoznacznie: skoro już nawet tak szczwany lis jak Kurski odpuszcza sobie krajową politykę i szuka chociaż kilku miesięcy bezpiecznej synekury, to znaczy, że w co światlejszych umysłach obozu władzy istnieje przekonanie o nieuchronności wyborczej porażki. 

Trudno uniknąć takiego wrażenia. Wszak z jednej strony mało kto pała do byłego szefa TVP sympatią, ale też trudno znaleźć osoby, które lekceważyłyby jego talenty kampanijno-propagandowe. Niewykorzystanie ich w kampanii wyborczej – ponoć najważniejszej w minionym 30-leciu, jak wespół w zespół deklarują na swoich równoległych spotkaniach z wyborcami Donald Tusk i Jarosław Kaczyński – może budzić zaskoczenie.

Postawiłbym tezę, że wycofując się na dalszy plan, Kurski rzeczywiście obstawia porażkę w 2023 roku, by ustawić się w wygodnej pozycji: „beze mnie w telewizji i sztabie nie daliście rady wygrać tak trudnych wyborów. Prawica bez Kury jest skazana na przegrywanie”. I tym samym rozpocząć grę o swoją rolę w polityce po 2023 roku.

Kryzys, który zobaczyli „normalsi”

Symptomów słabnięcia obozu rządzącego w teorii jest wiele. Zmiana frontu w sprawie KPO i próba powrotu do rozmów z Brukselą powszechnie interpretowana jest jako paniczny ruch wobec problemów w zapewnieniem źródeł wydatków budżetowych na kolejny rok. Rozpalający się z tej okazji na nowo konflikt PiS z Solidarną Polską przywraca skojarzenia ze schyłkowymi momentami rządów poprzednich ekip z AWS na czele.

Wreszcie, być może najdonioślejszym symptomem kryzysu jest słabość komunikacyjna wokół owianej kontrowersjami obietnicy 30 milionów premii dla piłkarzy.

Niewiele spraw politycznych skutecznie przebija bańkę najbardziej zagorzałych politycznych kibiców, którzy zwykle posiadają już określone preferencje. Ta sprawa wybiegła daleko poza nią, do „normalsów” i „niezdecydowanych” i z pewnością nie przysporzyła rządzącym sympatii. 

Przed potężnym kryzysem wizerunkowym uchronił Morawieckiego chyba tylko… równoległy kryzys po stronie samej reprezentacji.

Samospełniająca się przepowiednia 

Jednak to właśnie sprawa Kurskiego zdaje się być symboliczna dla największego kłopotu, przed którym stoi dziś formacja Kaczyńskiego.

Coraz częściej można odnieść wrażenie, że dla kolejnych polityków obozu rządzącego kluczowe nie jest dziś martwienie się o wyborczy wynik w 2023 roku, ale – o własną pozycję po nim. Ich kalkulacje zdają się zdeterminowane scenariuszem, w którym PiS przejdzie do opozycji. To zaś w nieunikniony sposób prowadzi do faktu, że spory frakcyjne i personalne wewnątrz obozu rządzącego stają się istotniejsze, niż walka o władzę w kraju.

Najlepszym przykładem tej tendencji była niedawna eskalacja napięć między Mateuszem Morawieckim i Jackiem Sasinem. Działa to jak samospełniająca się przepowiednia.

Najpierw uznajemy, że zwycięstwo nie jest pewne. Porażka oznacza, że ławka będzie znacznie krótsza, a konkurencja o ograniczone zasoby – silniejsza. Dlatego decydujemy się, by w pierwszej kolejności osłabić konkurentów. Spory wewnętrzne wypalają nas, angażują czas i irytują opinię publiczną, bo brakuje czasu na rządzenie państwem i pozytywną agendę na wybory. Efekt? Przegrywamy wybory z powodu wewnętrznych konfliktów, które wywołaliśmy, bojąc się przegranych wyborów.  

Rzecz w tym, że wbrew temu co sądzi się już chyba powszechnie na opozycji, a coraz częściej również w obozie rządzącym – wynik przyszłorocznych wyborów wcale nie jest przesądzony. Kaczyński wciąż może je wygrać.

Dlaczego PiS wciąż może wygrać?

Są trzy podstawowe powody, dla których uważam, że PiS wciąż może wygrać wybory w 2023 roku. Pierwszy to sondaże, które wyglądają inaczej, niż chciałoby wielu ich komentatorów i obserwatorów, a może nawet zleceniodawców.

W sondażowej średniej (za Politico) PiS ma dziś 37% poparcia i 8 punktów przewagi nad Koalicją Obywatelską. O dwa punkty procentowe więcej niż w styczniu, gdy uwagę wyborców zaprzątał tzw. nowy ład i nawet 5 (sic!) punktów procentowych więcej niż w marcu 2021 roku, gdy nakładały się na siebie efekty wyroku TK ws. aborcji, piątki dla zwierząt, dużej liczby zachorowań i nieakceptowanych społecznie lockdownów.     

Po drugie, PiS może paradoksalnie okazać się beneficjentem powszechnego przekonania, że zima musi wykończyć rządzących. Jest grudzień, a choć wszyscy są świadomi bardzo trudnej sytuacji gospodarczej i energetycznej, to kryzysowych napięć nie widać. Oczywiście z nowym rokiem sytuacja się skomplikuje, ale jeżeli nie dojdzie do jakiejś powszechnie odczuwalnej katastrofy – nastroje społeczne wiosną mogą być znacznie lepsze, niż ktokolwiek prognozował. Do tego jednak rzeczywistość musi faktycznie okazać się bardziej łaskawa, niż nasze prognozy i obawy.

Wreszcie, rzecz trzecia i najważniejsza. Jest znaczne prawdopodobieństwo, że jesienią 2023 roku będziemy w zupełnie innym momencie wojny na Ukrainie, niż dziś. I tutaj paradoksalnie rządzącym może pomóc zarówno jej zakończenie zwycięstwem Ukrainy, jak i potencjalna eskalacja polegająca na próbie kontrolowanego rozszerzenia się rosyjskiej agresji na kolejne państwa choćby w wariancie, przed którym ostrzegaliśmy w marcu.

Ba, nawet czarny scenariusz wymuszonego przez część Zachodu zgniłego kompromisu z Rosją, na który zapewne nie będzie zgody Ukraińców, w jakimś sensie może pomóc rządzącym.

Wbrew pozorom więc – poważne prognozy dotyczące wyników wyborów w 2023 roku stawiać będzie można najwcześniej wczesną wiosną, a z pełną odpowiedzialnością – w wakacje. Kto dziś podporządkowuje swoje działania pod „pewny” scenariusz porażki PiS – może kolejny raz obudzić się z ręką w nocniku.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.