Stop ukrainizacji Polski? Braun i Bosak się mylą, ale nie są przy tym „ruskimi onucami”
W skrócie
W pełni zasłużona krytyka manifestacji i fałszywego hasła „ukrainizacji Polski” to jedno. Sama dyskusja na temat potencjalnie negatywnych konsekwencji obecności w naszym kraju setek tysięcy Ukraińców to drugie. Nie można jej blokować okrzykami „Łapać ruską onucę!”.
Nie ma żadnej ukrainizacji
Zaskoczenia nie było. Weekendowa manifestacja sympatyków Grzegorza Brauna oraz członków Ruchu Narodowego spotkała się z powszechną krytyką i niewielkim zainteresowaniem ze strony potencjalnych uczestników.
Osobiście również się do tej krytyki przychylam. Nie chcę jednak rozstrzygać, na ile organizacja pikiety pod Sejmem wynikała ze szczerych przekonań, a na ile z politycznej kalkulacji. Dlaczego?
Bo mój podstawowy problem z marszem #StopUkrainizacjiPolski nie wynika z moralnego oburzenia, lecz z prostego faktu: żadnej ukrainizacji Polski nie doświadczamy. Stąd próba zbijania politycznego kapitału na łatwo weryfikowalnej nieprawdzie jest godna krytyki sama w sobie.
Nie ma dziś w Polsce nauczania ukraińskich dzieci w polskich szkołach w języku ukraińskim lub rosyjskim (szczególnie, że niespecjalnie radzimy sobie z nauczaniem polskich dzieci po polsku). Nie ma dwujęzyczności w instytucjach publicznych, a dwujęzyczne napisy w przestrzeni publicznej, a już szczególnie urzędowej, stanowią raczej zrozumiały i uzasadniony margines. Nie obserwujmy realnych dowodów na jakąkolwiek faworyzację ukraińskich obywateli w ramach dostępu do usług publicznych czy świadczeń socjalnych…
Można jeszcze długo wymieniać obszary, w których żadnej ukrainizacji Polski nie doświadczamy. Nic nie zapowiada, aby rzeczywistość miała się nagiąć do wizji Brauna i Bosaka. Najpoważniejszy dowód na rzekomą „ukrainizację” to dziś chyba napisy w reklamach sieci Żabka. Kurczę, to faktycznie daje do myślenia.
To, co realnie obserwujemy, to mieszanka ludzkiej solidarności na niebywałą skalę oraz wielopłaszczyznowe wsparcie dla ukraińskiego rządu i społeczeństwa walczącego z rosyjskim najeźdźcą. Sumując te dwie rzeczy: realizujemy polską rację stanu, gromadząc kapitał symboliczny jako „polskie humanitarne imperium”.
Nie zabijajmy dyskusji etykietą „ruskiej onucy”
No dobrze, czyli wszyscy posługujący się hasłem „stop ukrainizacji Polski” to ruskie onuce i należy cancelować gagatków z debaty publicznej? Hola, hola, nie tak prędko. W pełni zasłużona krytyka manifestacji i fałszywego hasła „ukrainizacji Polski” to jedno. Sama dyskusja na temat potencjalnie negatywnych konsekwencji obecności w naszym kraju setek tysięcy Ukraińców to drugie.
Już kilka miesięcy temu na naszych łamach prewencyjnie zwracaliśmy uwagę na możliwe problematyczne scenariusze związane z rosnącą niechęcią (m.in. na rynku mieszkaniowym, w pracy w sektorze opiekuńczym, w dostępie do publicznej służby zdrowia, żłobków i przedszkoli) polskich kobiet do swoich ukraińskich koleżanek, co w konsekwencji mogło skończyć się wzrostem poparcia dla… Konfederacji. Na szczęście, póki co, nasze przypuszczenia nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości.
Nie zmienia to jednak faktu, że poważna debata na temat przyszłej koegzystencji polsko-ukraińskiej jest czymś niezbędnym. Nie można jej blokować okrzykami „Łapać ruską onucę!”.
Próba przemilczania potencjalnych problemów nigdy nie jest dobrym wyjściem – i w tym wymiarze narodowcy mają rację. Podobnie jak nie można odebrać im słuszności w krytyce braku poważnej debaty i otwartego komunikowania polskiej polityki migracyjnej. Polska za rządów PiS jest liderem otwarcia granic, ale przy braku świadomości społecznej tego zjawiska może się to w przyszłości odbić czkawką negatywnych emocji społecznych.
Z drugiej strony warto podkreślić, że Konfederaci w niezrozumiały sposób wydają się abstrahować od dwóch innych aspektów problemu. Po pierwsze tego, że ich akcje będą wykorzystywane przez rosyjską propagandę do wzburzania antagonizmów między Polakami a Ukraińcami.
Po drugie – od tego, że najlepszą receptą na uniknięcie ich koszmaru „ukrainizacji Polski” jest… jednoznaczne i zdecydowane wspieranie Ukrainy w wojnie z Rosją – tak, by uchodźcy i migranci możliwie szybko mogli wrócić do swojego kraju i wesprzeć jego odbudowę. Paradoksalnie to scenariusz ukraińskiej porażki, na szczęście coraz bardziej odległy, mógłby sprawić, że ukraińska mniejszość stanie się trwałym i potencjalnie gorącym problemem.
W stronę Ukraińców-polskich patriotów
Przy tej okazji warto również podkreślić jeszcze jedną kwestię, która w najbliższych miesiącach i latach będzie pewnie regularnie pojawiać się w naszej debacie: etniczna wizja narodu. Taką bowiem koncepcję Polski sufluje Ruch Narodowy. Mamy bić już na larum? Faszyzm i ksenofobia w czystej postaci? Nie do końca.
Możemy się z taką wizją polskości nie zgadzać, zresztą – sam się z nią nie zgadzam. Jednak z samego forsowania etnicznej koncepcji Polaka opartej o kryteria przynależności kulturowej i językowej, a nie żadnego braterstwa krwi, nie wynika powrót do nazistowskich haseł i fantazji o Tysiącletniej Rzeczpospolitej. Tak, etniczno-kulturowa wizja narodu jest dopuszczalną opcją w debacie publicznej.
Nie chciałbym – ani nie sądzę, że to się stanie – aby została ona faktycznie zrealizowana. W przypadku dzieci ukraińskich uchodźców, którzy zdecydują się finalnie pozostać w naszym kraju na stałe, oczekiwałbym raczej modelu Ukraińca-Polaka.
W numerze „Pressji” pt. Żyd-Polak rekonstruowaliśmy zapomnianą już dziś hybrydową tożsamość młodego pokolenia Żydów mieszkających w latach 30. w II RP. Żydów mówiących po polsku, osadzonych w polskiej kulturze i historii, wiernych Rzeczpospolitej obywateli. Ale jednocześnie ludzi, dla których „żydowskość” była tak samo istotnym elementem ich tożsamości i autoidentyfikacji.
Taka wizja Ukraińca-Polaka osadzonego w ukraińskiej i polskiej historii, mówiącego po polsku, żyjącego w naszym kraju, wiernego obywatela Rzeczpospolitej, a jednocześnie przez swoją ukraińskość wzbogacającego polską tożsamość, powinna być w przyszłości właściwą stawką w grze o narodowy charakter Polski.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.