Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Zatroszczmy się o liturgię – wspólnie. Spór o ryt Mszy rok po „Traditionis custodes”

Zatroszczmy się o liturgię – wspólnie. Spór o ryt Mszy rok po „Traditionis custodes” Grafikę wykonała Julia Tworogowska

Główny problem z opublikowanym przez papieża Franciszka motu proprio Traditionis Custodes polega na tym, że u podstaw tej decyzji legła najprawdopodobniej logika odpowiedzialności zbiorowej. W konsekwencji wierni przywiązani do mszy trydenckiej zostali ukarani za cudze grzechy, a ci, którzy te grzechy popełniali, dostali ostateczne potwierdzenie, że papież jest aż tak zły, jak im się to wcześniej wydawało, choć właśnie między innymi temu ostatniemu miała przeciwdziałać decyzja ojca świętego.

Esej pochodzi z numeru czasopisma idei „Pressje” pt. „Katolicki gender”. Zachęcamy do bezpłatnego pobrania całości numeru.

Dyskusja wokół Traditionis Custodes nie może zatrzymać się jedynie na ocenie słuszności samej decyzji Franciszka. Trudno nie spojrzeć na artykuł pierwszy papieskiego motu proprio, w którym mowa jest o tym, że posoborowy Novus Ordo Missae (łac. nowy porządek mszy, w skrócie NOM) „jest jedynym wyrazem lex orandi Rytu Rzymskiego”, jak na gest, który zmierza do domknięcia dyskusji na temat zasadności reformy liturgicznej z lat 1964-70. Czy tego chcemy, czy też nie, NOM ma być faktem, o który nie warto się już spierać. Jednak żadna decyzja administracyjna nie jest w stanie usunąć wątpliwości intelektualnych, a tych w odniesieniu do posoborowych zmian w liturgii jest sporo.

Prawda, że korekt w sposobie celebrowania mszy świętej chcieli wszyscy. Jednak głębokość reformy była tak znaczna, że jej finalny efekt w postaci Novus Ordo Missae można nazwać produktem rewolucji, nie zaś ewolucyjnej zmiany. Chcąc to wykazać, nie trzeba się uciekać do podważania dokumentów soborowych. Dostatecznie wiele narzędzi daje sama konstytucja o liturgii świętej, Sacrosanctum concilium. Wielu jej zapisów nie zrealizowano, wiele pominięto lub nadinterpretowano. Choć konstytucja wskazywała na to, jaki ostatecznie kształt ma uzyskać zreformowana liturgia, to nie jest jasne, czy rzeczywiście konstrukcja NOM z tych wskazań wynika.

W sporze o liturgię nie może chodzić o gusta

Nim jednak przejdziemy do wskazania konkretnych słabości Novus Ordo Missae względem dawniejszej formy celebracji, musimy uczynić kilka uwag ogólnych, aby uprzedzić potencjalne zarzuty krytyków. Dyskusja wokół liturgii trydenckiej stała się ofiarą dość dziwnej polaryzacji. Z niewiadomych powodów poparcie dla tej formy celebracji jest domeną wyłącznie tradycjonalistów lub konserwatystów, podczas gdy ta bardziej liberalna czy lewicowa część Kościoła podchodzi do problemu z dystansem lub wręcz z niezrozumieniem.

Mówimy o pewnej skłonności części dyskutantów do traktowania sporu o formę celebracji w kategoriach estetyczno-sentymentalnych. Preferencja mszy trydenckiej jest w tym świetle wynikiem tęsknoty za piękną liturgią, nostalgii za złotą erą porządnego odprawiania mszy świętej, pragnienia celebracji naznaczonej szacunkiem lub jakiejś mieszanki tych trzech elementów.

W ten sposób nie da się rozmawiać. Sprowadzanie dyskusji o liturgii do estetyki, kategorii szacunku lub nostalgii za tym, aby celebrować tak jak pierwsi chrześcijanie, jest de facto zabiciem problemu. Każdy z tych punktów widzenia jest zbyt mglisty i zbyt ogólny, żeby można było podać jakiekolwiek kryteria, na mocy których możliwe byłoby rozstrzygnięcie, dlaczego msza święta ma taki, a nie inny kształt. Przede wszystkim jednak takie ujęcie rozmija się z fundamentalną zasadą, zgodnie z którą to, w co Kościół wierzy, wyznacza to, jak się modli. Znaczy to, że forma liturgii jest mieszanką słów, gestów i symboli, które mają odzwierciedlić w akcji liturgicznej zasadnicze prawdy wiary chrześcijańskiej.

Oczywiście historia liturgii dowodzi, że z zasady lex orandi lex credendi nie wynika w sposób jednoznaczny określony ryt mszy świętej, ponieważ tych ostatnich jest bardzo dużo – ryty wschodnie, zakonne, rzymski itd. Kształt zawsze jest wypadkową teologii i doświadczenia wiary ludu Bożego. Niemniej ostatecznym kryterium poprawności danego rytu lub preferencji jednej formy modlitwy nad drugą jest zawsze teologia. Formę liturgii należy najpierw przełożyć z języka symboli na język dyskursu, a następne zestawić z tym, w co wierzy Kościół. Chociaż w wyniku tego zabiegu nie otrzymamy doskonale precyzyjnych narzędzi intelektualnych, to jednak wciąż potraktowanie liturgii jako tekstu pozwala na racjonalną ocenę zmian dokonanych w danej formie mszy świętej.

Piękno liturgii i szacunek do sacrum są zawsze pochodną właściwego oddania wiary Kościoła w systemie słów, znaków i gestów, które są wypowiadane podczas liturgii. Potwierdza to chociażby układ konstytucji Sacrosanctum concilium, która zaczyna się od krótkiego szkicu na temat teologii liturgii, przechodzi przez poszczególne gesty kapłana i ludu, a kończy się na wskazaniach dotyczących muzyki kościelnej i architektury świątyń. Całość dokumentu ma strukturę przejrzystą i uporządkowaną, a czytelnik bez większego trudu znajdzie uzasadnienie dla poszczególnych kierunków reformy, postulowanych przez autorów konstytucji. Jednak naszym zdaniem tej samej spójności z literą Sacrosanctum concilium nie udało się zachować komisji liturgicznej, której finalnym efektem pracy był Novus Ordo Missae. 

Novus Ordo niezgodny z nauczaniem Soboru Watykańskiego II?

Tymczasem wierność nauczaniu Soboru Watykańskiego II wraca jak bumerang zarówno w kontekście samych dyskusji wokół mszy trydenckiej, jak i w kontekście sporu, który wybuchł po wydaniu motu proprio Traditionis Custodes.

Warto zaznaczyć, że sama konstytucja o liturgii została przyjęta przez biskupów zgromadzonych na soborze bez większych uwag. Nawet abp. Marcel Lefebvre, późniejsza ikona sprzeciwu, nie wysuwał specjalnych zastrzeżeń wobec tego dokumentu. Początkowa zgoda co do potrzeby pewnych reform liturgicznych, które uważano za oczywiste i konieczne, z czasem ustąpiła miejsca sporom. Gdy w 1967 roku komisja reformy liturgicznej pod przewodnictwem abp. Annibale Bugniniego przedstawiła propozycję Novus Ordo Missae, wielu duchownych zaprotestowało, bo postrzegało nową formę rytu jak rewolucję, a nie postulowaną przez Sacrosanctum concilium reformę. Swój stanowczy sprzeciw wyraził kard. Alfredo Ottaviani, przewodniczący Komisji Teologicznej przygotowującej sobór. Duchowny wraz z kard. Antoniem Baccim napisali list do Pawła VI (Ottaviani, Bacci et alia, 2015), w którym wskazywali na błędy posoborowej reformy liturgicznej. Jednym z zarzutów była sprzeczność Novus Ordo Missae z treścią Sacrosanctum concilium.

Twierdzenie o pełnej zgodności nauczania soborowego i samej reformy jest swego rodzaju przesądem. Konflikt między zwolennikami VOM (Vetus Ordo Missae – stary porządek mszy) nie ogranicza się do przeciwstawnych obozów „prosobór” i „antysobór”, ale jest też sporem o sposób realizacji reform soborowych. Oto kilka punktów, w których można dostrzec rozbieżności pomiędzy literą i duchem Sacrosanctum concilium a reformą liturgiczną dokonaną po soborze.

W którą stronę powinien być zwrócony kapłan-celebrans?

Zwrócenie podczas celebracji kapłana w stronę ludu jest chyba najbardziej widoczną zmianą, której dokonano. Warto też zacząć od niej, ponieważ zmiana kierunku modlitwy jest naszym zdaniem największą i najbardziej kontrowersyjną reformą rytu rzymskiego. Bardzo często dyskusję wokół liturgii sprowadza się do rzeczy, które nie są bez znaczenia, lecz mają wartość drugo- lub nawet trzeciorzędną. Spór o kierunek modlitwy nie należy do pomniejszych zagadnień. Naszym zdaniem istniejący w NOM sposób modlitwy versus populum jest zarówno niespójny z teologią Kościoła, jak i często przejawia się niespójnościami w obrębie samego zreformowanego rytu. Przede wszystkim, co warto podkreślić, jest to jedna z tych zmian, o których Sacrosanctum concilium nawet nie wspominało.

Obrócenie kapłana uzasadniano powrotem do stylu sprawowania Eucharystii z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Kardynał Joseph Ratzinger w Duchu liturgii twierdzi, że ta argumentacja wychodzi z błędnych przesłanek. Według Ratzingera najstarsze źródła wskazują na to, że liturgia była celebrowana ad orientem, tj. w kierunku wschodu (jako symbol Chrystusa). Wschód słońca, który kończył noc, symbolizował bezpieczeństwo i nadzieję nowego dni. Orientacja na wschód wiązała się także z odniesieniem do początku – Eden był na wschodzie (zob. Rdz 2, 8). Dlatego w chrześcijaństwie ta strona świata wiązała się zarówno z nadzieją odkupienia (zob. Łk 1, 76-78), jak i radością Zmartwychwstania, które także dokonało się o świcie i stało symbolem nowego stworzenia. Później, w czasach po soborze trydenckim, zrezygnowano z geograficznego orientowania kościołów i wypracowano pojęcie „liturgicznego wschodu”, który był symbolizowany przez krzyż. Ostatecznie zatem kierunek modlitwy był teocentryczny.

Takie ustawienie praktykowane w ramach VOM lepiej symbolizuje kilka fundamentalnych prawd wiary. Po pierwsze, kapłan, który w liturgii uobecnia Chrystusa – Głowę Kościoła – jest przewodnikiem ludu, podobnie jak Chrystus jest jedynym pośrednikiem między nami a Ojcem. Po drugie, celebracja versus Dominum dobitniej ukazywała trynitarny wymiar liturgii. Chrystus jako Najwyższy Kapłan i Głowa Kościoła włącza nas w swoją ofiarę i oddaje wraz z sobą Ojcu. Liturgia jako ofiara składana w Duchu Świętym przez Chrystusa Bogu Ojcu jest w takim układzie bardziej czytelna. Skoro bowiem kapłan działa in persona Christi, to jego zwrócenie się w stronę ołtarza dokładnie oddaje fakt, że Chrystus składał ofiarę Ojcu.

Tymczasem celebracja versus populum wprowadza zamieszenie. W przeważającej części kościołów tabernakulum znajduje się w centrum prezbiterium, w miejscu dawnego ustawienia ołtarza, a więc za ołtarzem posoborowym. Z tego powodu w trakcie liturgii dochodzi do dziwnej sytuacji. Okazuje się, że to ołtarz staje się centrum świątyni, a nie Chrystus przechowywany w tabernakulum. Chociaż zarówno w tabernakulum, jak i na ołtarzu mamy do czynienia z Najświętszym Sakramentem, to z bliżej nieznanego powodu Pan Jezus w tabernakulum jest mniej istotny niż Chrystus na ołtarzu. Zaburza to czytelność teologii mszy, zwłaszcza prawdy o realnej obecności Chrystusa pod postaciami chleba i wina.

Starotestamentalna ofiara czy paschalna uczta?

Kierunek modlitwy i generalna struktura całej liturgii miały ścisły związek z kultem starotestamentalnym, o którym czytamy w Liście do Hebrajczyków. Widać to dobrze na przykładzie kolejnego elementu mszy, który został zlikwidowany, mimo że również w tym wypadku sobór postulował jedynie ewentualne uproszczenie tej części liturgii. Mowa o modlitwie przy stopniu ołtarza.

Kapłan na początku każdej celebracji odmawiał w ciszy Psalm 43 (Psalm 42 według notacji Wulgaty), po czym sam odmawiał Confiteor (spowiedź powszechną). Wierni odmawiali tę modlitwę dopiero przed Komunią Świętą. Było to nawiązanie do ofiarnych rytuałów starotestamentalnych, podczas których kapłan najpierw składał ofiarę za siebie, a potem za lud, co korespondowało z teologią ofiary Chrystusa z Listu do Hebrajczyków. Ofiara Zbawiciela jest wypełnieniem wszystkich ofiar starotestamentalnych. W Jego ofierze krzyża zawierają się wszystkie inne ofiary i ukazuje się prawdziwe znaczenie każdej z nich.

Usunięcie tego elementu sprawia, że nawiązania do starotestamentalnych rytuałów ofiarniczych stają się w NOM praktycznie nieobecne. Akcent zostaje przesunięty przede wszystkim na nowotestamentalne wypełnienie Paschy, która miała charakter uczty. Ta zmiana jest kolejnym osłabieniem czytelności mszy jako ofiary i przesunięciem akcentu na wymiar uczty, co krytykował przywoływany już wcześniej kardynał Ottaviani.

W centrum Mszy powinna znajdować się Eucharystia, nie homilia

Największym paradoksem Novus Ordo jest fakt, że mimo licznych uproszczeń względem starego rytu jego struktura jest znacznie mniej zrozumiała. Wcześniej modlitwa kanonem rzymskim i moment przeistoczenia były jasno wyróżnione jako centrum liturgii. Tymczasem w Novus Ordo ów punkt centralny jest bardzo często niewyraźny. Dzieje się tak z kilku powodów.

Po pierwsze, zlikwidowano wiele gestów czci wobec Najświętszego Sakramentu, które są obecne w Vetusie. Po drugie, posoborowa msza święta de facto składa się z dwóch części, między którymi nie ma płynnego przejścia. Najwięcej czasu pochłania bowiem rozbudowana liturgia słowa, która w dni uroczyste i niedziele składa się z trzech czytań z Pisma, czytania z Ewangelii oraz homilii będącej w NOM częścią samej liturgii. Skutkuje to zachwianiem proporcji. W ten sposób msza święta w zasadzie koncentruje się wokół kazania, podczas gdy moment przeistoczenia uobecniający ofiarę krzyża wydaje się pewnego rodzaju dodatkiem do obfitego komentarza biblijnego, którym w założeniu ma być homilia. Prawda, że Bóg jest obecny w Słowie czytanym podczas liturgii, ale nie można tego równać z substancjalną obecnością Chrystusa w Najświętszym Sakramencie.

Co z tą łaciną?

W konstytucji o liturgii można przeczytać, że „w obrzędach łacińskich zachowuje się używanie języka łacińskiego, poza wyjątkami określonymi przez prawo szczegółowe. Ponieważ jednak i we Mszy świętej, i przy sprawowaniu sakramentów, i w innych częściach liturgii użycie języka ojczystego nierzadko może być bardzo pożyteczne dla wiernych, można mu przyznać więcej miejsca, zwłaszcza w czytaniach i pouczeniach, w niektórych modlitwach i śpiewach, stosownie do zasad, które w tej dziedzinie ustala się szczegółowo w następnych rozdziałach”. Widać więc jasno, że intencją ojców soborowych było dopuszczenie języków narodowych w niektórych miejscach mszy świętej przy jednoczesnym zachowaniu prymatu języka łacińskiego. Jak zaś wygląda praktyka?

Źle. W zamyśle język liturgiczny służył do podkreślenia jedności i powszechności Kościoła. Nie chodziło o odzwierciedlanie tego, w jaki sposób mówił Jezus, i antykwaryczny powrót do pierwszych wieków. Jest rzeczą przygodną, że w pewnym momencie łacina stałą się językiem zachodniego chrześcijaństwa, niemniej gdy już doszło do upowszechnienia się w Kościele języka starożytnych Rzymian, zaczęto go stosować po to, aby wyrazić wspólnotę wiernych zarówno w czasie rzeczywistym, jak i na przestrzeni wieków. Pochodzimy z różnych krajów i różnych czasów, ale niezależnie od partykularnych różnic język liturgiczny pozwala nam mówić jednym głosem.

Niestety łacina dziś została praktycznie wyrugowana. Chociaż zdarza się, że język łaciński wraz z greckim Kyrie Eleison pojawiają się w częściach stałych liturgii, to jednak nawet i ta drobna obecność łaciny należy do rzadkości.

Soborowe postulaty, by aktywniej włączać wiernych w liturgię i uczynić ją bardziej zrozumiałą były w pełni zasadne, a potencjalnych sposobów realizacji tych założeń było naprawdę wiele. Niemniej trzeba jasno stwierdzić, że posoborowy prymat języków narodowych jest sprzeczny z Sacrosanctum concilium. W tym punkcie to środowiska związane z Vetus Ordo wierniej realizują literę i ducha konstytucji soborowej. Postulat dopuszczenia języków narodowych do czytań jest przez nich spełniany dzięki powszechnej praktyce odczytywania tekstów z Pisma w języku polskim tuż przed kazaniem (wcześniej czytania są najczęściej odśpiewywane uroczyście po łacinie).

Rapujący ksiądz na Mszy?

Sobór Watykański II podkreślił szczególną rolę śpiewu gregoriańskiego: „śpiew gregoriański Kościół uznaje za własny śpiew liturgii rzymskiej. Dlatego w czynnościach liturgicznych powinien on zajmować pierwsze miejsce wśród innych równorzędnych rodzajów śpiewu. Nie wyklucza się ze służby Bożej innych rodzajów muzyki kościelnej, zwłaszcza polifonii, byleby odpowiadały duchowi czynności liturgicznej”. Tyle dokument.

Praktyka wygląda zgoła inaczej. W codzienności Kościoła chorał jest wykonywany przez garstkę pasjonatów z elitarnych środowisk akademickich lub liturgicznych. Jego elementy w powszechnej praktyce można odnaleźć w melodii prefacji czy też w klasycznym Ojcze nasz. W praktyce chorał najłatwiej spotkać na celebracjach Vetus Ordo, którego stanowi immanentną część. Jest to kolejny punkt, w jakim środowiska związane ze starą liturgią pełniej realizują intencję ojców soborowych, aniżeli dzieje się to w ramach NOM (Novus Ordo Missae).

Muzyka liturgiczna jest tym punktem, w którym do nadużyć dochodzi nad wyraz często. Przykład rapującego księdza jest przejawem nieporozumienia. Tego typu działania, choć mające za sobą często bardzo szlachetne pobudki, zaciemniają sens liturgii jako uobecnienia ofiary Chrystusa oraz antycypację liturgii niebiańskiej. Wprowadzanie elementów popkultury raczej zaburza czytelność istoty liturgii. Można mieć poważne wątpliwości, czy tego typu działania, choć doraźnie mogą dawać subiektywne poczucie bliskości Boga z człowiekiem, nie wypaczają w dalszej perspektywie poglądów wiernych na to, czym msza święta w istocie jest.

Dlaczego spór o liturgię jest tak fundamentalny?

Niewiele można wskazać tematów bardziej związanych z istotą religii niż właśnie sposób sprawowania kultu Bożego. Oczywiście można tę dyskusję bagatelizować, mówiąc, że są przecież w Kościele sprawy ważniejsze niż liturgia. Nie przeczymy, że istnieje w Kościele wiele palących zagadnień, którym trzeba poświęcić uwagę, nie znaczy to jednak, że należy im poświęcić tak wiele sił i środków, by zabrakło ich na rozmowę o liturgii. Ta zaś jest naszym zdaniem bardzo potrzebna, ponieważ w codziennym życiu Kościoła dzieją się podczas mszy rzeczy niepokojące.

W liście uzasadniającym Traditionis custodes papież Franciszek napisał, że w równym stopniu „niepokoją [go] nadużycia jednej i drugiej strony w sprawowaniu liturgii”. Niestety ta równomierna troska nie przekłada się na takie samo traktowanie obu stron. Mówiąc wprost, dostało się tylko wiernym modlącym się według rytu przedsoborowego. Tymczasem wymienione przez nas punkty wskazują, że jeśli faktycznie, jak to widzi ojciec święty, gra idzie o wierność nauczaniu Soboru Watykańskiego II, to zreformowana msza bardzo wyrywkowo oddaje wskazania konstytucji o liturgii świętej. Nadto nie widać tak spektakularnych akcji Stolicy Apostolskiej przeciwko codziennym nadużyciom, których dokonuje się w ramach Novus Ordo Missae. To one bowiem były jednym z głównych motorów rozwoju ruchu tradycjonalistycznego w Kościele i zainteresowania „starą mszą”.

Konstytucja o liturgii świętej stanowi, że „prawo kierowania sprawami liturgii należy wyłącznie do władzy kościelnej. Przysługuje ono Stolicy Apostolskiej oraz, zgodnie z prawem, biskupowi. Na mocy władzy udzielonej przez prawo, kierowanie sprawami liturgii w ustalonych granicach należy także do różnych prawnie ustanowionych konferencji biskupów, właściwych danemu terytorium. Dlatego nikomu innemu, chociażby nawet był kapłanem, nie wolno na własną rękę niczego dodawać, ujmować lub zmieniać w liturgii”.

Znowu litera dokumentów rozmija się z praktyką. Mszał Pawła VI przez stosunkowo mało precyzyjny charakter rubryk daje kapłanom większe pole do improwizacji i związanych z nim nadużyć niż w mszał z 1962 roku. W starszej formie rytu kapłan ma dość ściśle określony sposób wykonywania poszczególnych czynności liturgicznych, dzięki czemu bardzo trudno jest naruszyć strukturę obrzędu. Niestety zakres swobody w NOM jest znacznie większy, a głębokość posoborowej reformy i względna nowość tego rytu bynajmniej nie skłaniają do ścisłej obserwancji przepisów liturgicznych. Dzieje się wręcz przeciwnie, co powinno budzić opór.

Negowanie przepisów liturgicznych bądź traktowanie ich z dużą swobodą powoduje, że konkretna celebracja mszy świętej traci walor bycia modlitwą całej wspólnoty, ponieważ jedność gestu zostaje zaburzona przez arbitralną inwencję celebransa, która w skrajnym przypadku może skutkować pojawieniem się gestu lub symbolu trącącego wręcz herezją. Stąd paradoksalnie Novus Ordo jest o wiele bardziej narażone na klerykalizm, który w tym wypadku polega na uczynieniu z liturgii prywatnego performance’u konkretnego księdza.

Vetus Ordo jest wolne od tego problemu. Dzięki „sztywności rytualnej” starszy ryt daje względnie większą pewność tego, że każdorazowa celebracja mszy świętej wciąż będzie wyrazem powszechnej wiary całego Kościoła. Struktura VOM jest stosunkowo niezależna od kondycji kapłana ją celebrującego. Novus Ordo jest o wiele bardziej narażony na subiektywizm. Zbyt wiele zależy od dojrzałości kapłana. Powszechność nadużyć liturgicznych pokazuje, że kapłani egzaminu z dojrzałości liturgicznej bardzo często nie zdają.

W tym punkcie zwolennicy bardziej liberalnego podejścia oskarżają zwolenników ścisłego przestrzegania przepisów o faryzeizm, usprawiedliwiają łamanie przepisów liturgicznych „wymogami miłości”. Jednak oba te pojęcia, tj. faryzeizm i „wymogi miłości”, są pustosłowiem. W sensie ścisłym faryzeizmem oznaczał taką interpretację przepisów prawa, zgodnie z którą do zbawienia wystarczy skrupulatne wypełnianie pewnej liczby przepisów. Łaska Boża jest wówczas niepotrzebna. Argument z faryzeizmu jest więc trafny tylko wobec określonych sposobów uzasadniania dyscypliny liturgicznej. W żadnym wypadku nie można powiedzieć, że każdy apel o stosowanie się do rubryk mszalnych jest faryzeizmem.

Równie jałowa jest próba otwierania sobie furtek w przepisach liturgicznych przez odnoszenie się do „wymogów miłości”. Owszem, można sobie wyobrazić jakieś sytuacje, w których pewnego przepisu, niebędącego sensu stricto warunkiem niezbędnym przeistoczenia, nie można zachować. Przykładem tego jest zalecenie, aby „po Komunii kapłana wierni przyjmowali Ciało Pańskie z tej samej Ofiary”, którego realizacja może być niekiedy technicznie niemożliwa, w szczególności przy większych celebracjach. Niemniej abusus non tollit usum – nadużycie nie znosi prawa. Z faktu, że istnieją sytuacje, w których z przyczyn technicznych nie da się w pełni urzeczywistnić przepisów i zaleceń liturgicznych, nie wynika, że wszystkie regulacje w tym zakresie można zlekceważyć. Ponadto próba rozumowania w tych kategoriach zupełnie pomija fakt, że msza święta ma charakter zarówno komunikacyjny, jak i pedagogiczny.

Po pierwsze, jeśli ryt, jak to wcześniej próbowaliśmy wykazać, jest tekstem wyrażającym wiarę i jedność Kościoła, to rzeczywistą i autentyczną oznaką miłości będzie w tym kontekście zachowanie go podczas celebracji w takiej postaci, w jakiej go otrzymaliśmy. Po drugie, jeśli system znaków i gestów, które składają się na ryt mszy świętej, jest komunikatem, to świadome wejście w ten system z intencją oddania czci Bogu uczy wiernych przez praktykę, kim jest Bóg, dlaczego warto Go czcić i jaki sposób czci jest najlepszy. To właśnie dzięki zaangażowaniu się w rytuał zostaje w pewnym sensie przełamana opozycja między teoretycznym namysłem teologicznym a praktyką wiary. Stąd przeciwstawienia prawo-miłość lub prawo-łaska są w tym kontekście z gruntu fałszywe.

Dlaczego więc przepisy są łamane? Czynnik ludzki i zwykłe lekceważenie nie są tutaj wystarczającą odpowiedzią. Posoborowa reforma była na tyle głęboka, że doszło do pewnego zerwania praktyki. O ile w starym rycie dokonywano zmian wielokrotnie, o tyle zawsze polegały one na dodaniu bądź odjęciu jednego lub kilku elementów. Nigdy jednak przed Soborem Watykański II liturgia nie uległa tak gruntownemu przeobrażeniu. W wyniku tego zaburzono ciągłą praktykę celebrowania w określonym systemie gestów i znaków. Postawy względem liturgii i kultu nie wytwarzają się poprzez napominanie, lecz przede wszystkim przez uczestnictwo w rytuale. Jeśli forma tego rytuału zostanie głęboko zmieniona, wówczas całej praktyki trzeba się uczyć de facto od nowa, co otwiera całą przestrzeń do niejasności, interpretacji i niekiedy arbitralnych interwencji w strukturę celebracji.

W historii Kościoła sobory nie zawsze rozwiązywały kryzysy. Często stawały się punktem odniesienia do dalszych sporów o interpretację tego, czego tak naprawdę chcieli i co powiedzieli ojcowie soborowi. Nie inaczej jest z Vaticanum II. Trudno się nie zgodzić z papieżem Franciszkiem i z jego troską o uznanie dla nauczania ostatniego soboru. Jednak jeszcze trudniej zrozumieć, dlaczego przyjęcie Vaticanum II musi spełniać dwa warunki. To, po pierwsze, wyrażone wprost potępienie starszego rytu, chociaż jego historia sięga początków chrześcijaństwa, a po drugie, przyklaśnięcie posoborowej reformie liturgicznej, chociaż jej związek z życzeniami ojców soborowych, jak to próbowaliśmy wykazać, jest bardzo wybiórczy. Jednocześnie od lat wierni mający na sercu dyscyplinę kultu Bożego nie mogą się doczekać analogicznego do Traditionis custodes motu proprio, które ukróciłoby codzienne nadużycia liturgiczne.

Kościół przechodzi obecnie przez szereg strukturalnych kryzysów. Bez trudu można zobaczyć bardzo duży podział i rozbieżność opinii wśród katolików. Odnowa liturgiczna mogłaby stworzyć niewielką przestrzeń, w której wierni chociaż na chwilę byliby jednością. Wyrzucanie dotychczasowego dorobku na śmietnik historii, centralizm Rzymu i ograniczanie dostępu do rytów innych niż Novus Ordo Missae w naszej ocenie temu celowi nie służą. Katolicy z dnia na dzień nie rozwiążą wszystkich problemów, które ich dzielą. Jednak troska o liturgię i kult Boży powinna być troską powszechną. To w jedności gestu, znaku i symbolu wierni mogą stanąć razem zwróceni ku Panu.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.