Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Czas na doktrynę radykalnej polityki informacyjnej. Jak rząd powinien mówić o COVID-19?

przeczytanie zajmie 12 min
Czas na doktrynę radykalnej polityki informacyjnej. Jak rząd powinien mówić o COVID-19? Zdjęcie: Krystian Maj/KPRM

Sytuacja kryzysowa nie może być powodem ograniczenia dialogu, wręcz przeciwnie – w szeroko pojętym interesie publicznym, ale i w politycznym interesie samego rządu, jest intensyfikacja dialogu. Potrzeba dobrej komunikacji ze środowiskami samorządowymi, społecznymi, gospodarczymi i naukowymi oraz nadania jej jakiejś instytucjonalnej formy zamiast działania ad hoc. Współpraca ze środowiskami będącymi odbiorcami decyzji jest potrzebna nie tylko w celu ograniczenia potencjalnego niezadowolenia społecznego, ale także wsparcia w identyfikowaniu dziur i luk kolejnych decyzji, których ze względu na ekstraordynaryjny sposób pracy nie sposób uniknąć. Potrzebujemy dziś jak nigdy wcześniej doktryny radykalnej polityki informacyjnej. Rząd powinien zmienić komunikat z: „damy sobie radę, tylko nie przeszkadzajcie” na: „bez was nie damy rady, wszystkie ręce na pokład; albo pokonamy wirusa razem, albo w ogóle”. Do tego potrzeba zaś zaufania.

Maląg i Szumowski, czyli coraz mniej teflonu

Wyjątkowe czasy wymagają wyjątkowych działań. Te powinny dotyczyć nie tylko zarządzania służbą zdrowia czy gospodarką. Przede wszystkim niezwykle istotną rolę w obecnej sytuacji odgrywa polityka informacyjna. Jej wyjątkowość wynika nie tylko z informacyjnego głodu, szerzącej się dezinformacji i destrukcyjnego potencjału hybrydowych zagrożeń, których w ostatnim czasie zaczęliśmy w Polsce doświadczać. Polityka informacyjna jest wyjątkowa z tego względu, że w przeciwieństwie do zjawisk epidemiologicznych, gospodarczych czy społecznych jest niemal w pełni zarządzalna. Rząd posiada bowiem wszystkie narzędzia do tego, żeby prowadzić dobrą politykę informacyjną. To powoduje, że o ile rząd słusznie może wskazywać na liczne obiektywne trudności w pokonywaniu wyzwań, jakie rodzi koronawirus, to za informacje, które przekazuje społeczeństwu, bierze pełną odpowiedzialność.

Jak więc dziś wygląda polityka informacyjna? Można odnieść wrażenie, że po początkowym okresie pełnego zaufania do rządzących dziś liczba zastrzeżeń istotnie wzrosła. Rzecz nie sprowadza się jedynie do widowiskowej sprzeczności komunikatów dotyczących możliwości biegania czy mandatów za jazdę na rowerze. Pojawiające się rysy na informacyjnym szkle po części z pewnością spowodowane są naturalnym procesem coraz większego zmęczenia społeczeństwa i samych decydentów odpowiedzialnych za komunikację oraz rosnących konsekwencji tak zdrowotnych, jak i gospodarczych, dotykających wielu osób. Nie ulega jednak wątpliwości, że za rosnącą nieufność w dużej mierze jest odpowiedzialny sam rząd.

Niedawny kuriozalny wywiad z minister rodziny, pracy i polityki społecznej – Marleną Maląg – w RMF FM, w którym minister powielała rządowy przekaz dnia w oderwaniu od pytań dziennikarza, jedynie zwieńczył serie mniejszych lub większych błędów popełnianych przez innych. Innym niepokojącym przykładem był briefing rzecznika Ministerstwa Zdrowia, na którym deklarował, że resort dysponuje analizami naukowców na temat braku zagrożenia epidemicznego wynikającego z głosowania korespondencyjnego, ale nie może ujawnić ani ich treści, ani poinformować, kto jest autorem analiz, o których istnieniu sam rzecznik poinformował.

Dobitnym przejawem problemów jest coraz szersza krytyka spadająca na ministra zdrowia, Łukasza Szumowskiego, który jeszcze niedawno był chwalony przez nieprzychylnych PiS-owi dziennikarzy. Dziś jest krytykowany co najmniej z taką samą siłą jak inni ministrowie. Spadek rekordowych wskaźników zaufania do Szumowskiego w cyklicznych badaniach opinii publicznej wydaje się – niestety, bo potrzebujemy dziś zaufania do kluczowych decydentów – kwestią czasu.

Podstawowym problemem rządu jest przyjęcie klasycznego założenia, że informacje, jakimi rząd się dzieli ze społeczeństwem, należy mocno filtrować. Schemat jest prosty: chwalić się działaniami, ukrywać albo deprecjonować uchybienia. Założenie to rzecz jasna nie dotyczy tylko tego rządu czy obozu Zjednoczonej Prawicy. Każdy dojrzały polityk, nie tylko w Polsce, przyzna, że to elementarz zarządzania informacją w czasach pokoju. Niestety ta praktyka uległa wzmocnieniu w sytuacji kryzysowej i jeszcze bardziej usztywniła politykę informacyjną. Rząd zakłada, niezupełnie bez podstaw, że sytuacja pandemii jest okresem, w którym informacja musi być szczególnie szczelna i do ludzi docierać muszą tylko mocno przefiltrowane komunikaty. W kryzysie społeczeństwo musi czuć, że opiekuje się nim skuteczna władza, która wie, co robi. To oznacza, że krucha równowaga między podmiotowością społeczeństwa a podmiotowością władzy zostaje mocno przechylona w stronę rządu, co jest społecznie aprobowane.

Czy w związku z tym jest to słuszna strategia? Niekoniecznie. Należy podkreślić, że początkowy okres społecznego zaufania wobec rządu wynikał w dużej mierze z początkowego szoku i chaosu, jakie wywołał koronawirus. Dawał on przedstawicielom władzy duży kredyt zaufania. Dziś, kiedy zdrowotne, ale także społeczne i gospodarcze, konsekwencje są coraz bardziej rozległe, a zniecierpliwienie niedogodnościami związanymi z licznymi restrykcjami rośnie, ta strategia może okazać się bardzo wątpliwa. Do tego dochodzą potężne, negatywne emocje związane z majowymi wyborami. Zerwanie teflonu z ministra Szumowskiego jest tego ważnym sygnałem. Największym problemem w realizacji strategii informacyjnej rządu jest przesadna wiara w to, że sam poradzi sobie z kryzysem bez szczególnej mobilizacji społecznej. Już w spokojnych czasach to założenie często okazywało się złudne: deficyt dialogu niejednokrotnie uderzał nie tylko w jakość regulacji, ale i w sam PiS, który musiał się wycofywać rakiem z wielu planowanych działań. W czasie bezprecedensowego kryzysu utrzymanie takiego kursu wydaje się i nierealne, i szkodliwe.

W stronę radykalnej informacji

Znajdujemy się obecnie w sytuacji największego kryzysu od początku transformacji, który przestawił całe państwo w tryb awaryjny. Wystarczy przeczytać kolejne specustawy „antycovidowe”, aby uświadomić sobie skalę wyzwań, które codziennie są raportowane na biurko premiera. Kryzys epidemiologiczny spowodował, że codziennie należy podejmować setki niestandardowych decyzji, których nie przewidziały żadne procedury i które nie były nigdy wcześniej ćwiczone ani przez ten, ani żaden poprzedni rząd. Dzieje się to wszystko za pomocą państwowych narzędzi, których skuteczność jest mocno ograniczona. Co więcej, kluczowa polityka publiczna, czyli zarządzanie restrykcjami, w najbliższym czasie nie może się powieść bez wysokiej akceptacji społecznej dla kolejnych decyzji. Rząd nie ma bowiem takich sił policyjnych i innych, które potrafiłyby wyegzekwować zasady, które będą powszechnie odczytane jako bezsensowne, a nawet przeciwskuteczne.

Wreszcie najważniejszy aspekt: COVID-19 to najtrudniejszy z dotychczasowych wrogów Polski, bo jest kompletnie nieprzewidywalny. Nie wiemy ani kiedy stworzony zostanie lek albo szczepionka, ani czy czekają nas kolejne nawroty. Nie wiemy prawie nic. Można zaryzykować tezę, że jeszcze nigdy nie byliśmy zmuszeni do radzenia sobie z kryzysem o tak dużej liczbie niewiadomych, a jednocześnie tak poważnie wpływającym na wszystkie dziedziny życia.

To powoduje, że sytuacja kryzysowa nie może być powodem ograniczenia dialogu, ale wręcz przeciwnie – w szeroko pojętym interesie publicznym, ale i w politycznym interesie samego rządu, jest intensyfikacja dialogu. Potrzeba dobrej komunikacji ze środowiskami samorządowymi, społecznymi, gospodarczymi i naukowymi oraz nadania jej jakiejś instytucjonalnej formy zamiast działania ad hoc. Współpraca ze środowiskami będącymi odbiorcami decyzji jest potrzebna nie tylko w celu ograniczenia potencjalnego niezadowolenia, ale także wsparcia w identyfikowaniu dziur i luk kolejnych decyzji, których ze względu na ekstraordynaryjny sposób pracy nie sposób uniknąć.

Co jeszcze istotniejsze, potrzebujemy dziś jak nigdy wcześniej doktryny radykalnej polityki informacyjnej. Rząd powinien zmienić komunikat z: „damy sobie radę, tylko nie przeszkadzajcie” na: „bez was nie damy rady, wszystkie ręce na pokład; albo pokonamy wirusa razem, albo w ogóle”.

W obecnej sytuacji zaufanie jest potrzebne nie tylko dla zapewnienia rządzącym większej swobody w zakresie podejmowania decyzji. Społeczna energia może być nie tylko sprowadzona do cennej samopomocy sąsiedzkiej, ale musi stanowić istotne uzupełnienie działań państwa i to na newralgicznych odcinkach. Już dziś widać, że to oddolna samoorganizacja pomaga rozwiązywać chociażby problem braku kadr opiekuńczych w Domach Pomocy Społecznej czy deficyty sprzętowo-finansowe poszczególnych instytucji. Bez zaufania do rządzących również takie, godne pochwały i docenienia postawy obywateli wcześniej czy później ustaną.

Niewiedza to nie powód do wstydu

Oznacza to nie tylko konieczność bezprecedensowego dzielenia się wszystkimi informacjami, jakie rząd posiada w związku z koronawirusem, ale także, a może nawet przede wszystkim, dzielenie się niewiedzą.

Niewiedza z jednej strony jest usprawiedliwieniem działania po omacku, ale z drugiej to jasny sygnał, że gdzieś jest potrzebne wsparcie rządu. Podkreślmy, że o ile brak wiedzy w normalnych czasach może, a nawet często musi, być winą rządu, tak teraz jest to sytuacja w pełni zrozumiała. Nie powinno nikogo dziwić, że tak ważne decyzje, jak wielkość i forma Tarczy Antykryzysowej, są podejmowane często z wieloma mankamentami, wynikającymi z radykalnej skali niepewności.

Potraktowanie obywateli w sposób maksymalnie dojrzały być może jest ryzykowną strategią, ponieważ przyznanie się do popełnionych błędów czy braku informacji może być wodą na młyn na spiskowe teorie, których już dziś nie brakuje. Wirus toczy przecież nie tylko nasze zdrowie, gospodarkę, ale przede wszystkim infekuje obieg informacji. Mimo wszystko potencjalne zyski przeważają nad kosztami. Dlatego warto zaryzykować.

To właśnie szczere, treściwe i niepodszyte nieuzasadnionym optymizmem wypowiedzi ministra Szumowskiego zbudowały jego pozycję. Polacy docenili to, że stanął przed nimi polityk, który dzielił się nie tylko dobrymi informacjami i zapewnieniami, że jakoś to będzie, ale i lękiem, jaki przeżywa. Niestety, od tego momentu w polityce informacyjnej zaszły zmiany na gorsze.

Symbolicznym ich ukoronowaniem jest art. 15 Ustawy antykryzysowej, który zawiesza przepisy dotyczące odpowiedzialności za bezczynność administracji publicznej. To oznacza, że organy państwa nie muszą martwić się odpowiedziami na wnioski o udostępnienie informacji publicznej, bo gdy nie odpowiedzą w ustawowym terminie, obywatel w zasadzie jest pozbawiony możliwości wyegzekwowania odpowiedzi na drodze sądowej.

Radykalna informacja jest obecnie potrzebna przede wszystkim ze względu na konieczność uzasadnienia kolejnych restrykcji oraz przyjęcia ich przez obywateli ze zrozumieniem. Trenowane przez ostatnie tygodnie wątpliwości co do sensowności zakazu chodzenia do lasu wynikają z braku wystarczających wyjaśnień co do tego, jak kolejne restrykcje wpływają na transmisję wirusa.

Nikt dziś nie powinien oczekiwać konkretnych dat znoszenia restrykcji, ponieważ nie jest to możliwe do przewidzenia. Nie powinno to jednak zwolnić rządzących z odpowiedzialności za przedstawienie opinii publicznej, jaki model decyzyjny stoi za restrykcjami. Opinia publiczna w Polsce nie usłyszała precyzyjnej informacji, np. jaka jest maksymalna liczba zachorowań, która będzie zmuszać do zwiększenia lub poluzowania restrykcji, i z czego ta liczba wynika. Takich niewiadomych jest więcej. Informacja: „rząd będzie analizował sytuację i podejmie stosowne decyzje w swoim czasie”, nie jest dziś komunikatem wystarczającym. Niezbędne jest sformułowanie kryteriów przechodzenia między fazą odwrotu epidemii a fazą jej powrotu w dłuższym horyzoncie czasowym.

Na rządowej stronie powinna pojawiać się informacja nie tylko o kolejnych restrykcjach oraz podręcznik, jak zachować się w sytuacji podejrzenia wirusa, ale także wszystkie możliwe dane, które na bieżąco aktualizowane będę podnosić jakość debaty publicznej i zwiększać zaufanie do rządu. Dotyczy to w szczególności informacji o sprzęcie ochrony osobistej, personelu medycznym, klasyfikacji zgonów, liczby testów z podziałem na podgrupy badanych osób. Wszystko zaś osadzone w podziale geograficznym.

Uzewnętrznienie części baz danych z pewnością ograniczyłoby pole do spekulacji, że rząd ma coś do ukrycia. Rząd powinien odpowiadać na pojawiające się pytania w trybie natychmiastowym oraz, co pewnie najbardziej kontrowersyjne, przyznawać się do pojawiających się błędów, których obecnie nie da się uniknąć. Jeśli będzie to robił i dodatkowo pokazywał, jak zamierza je naprawić, taki komunikat w obecnych czasach przez bardzo wielu zostanie powszechnie zrozumiany, a tolerancja na błędy okaże się wysoka. W przeciwnym razie na kolejnych forach internetowych będą mnożyć się tezy, że „rząd ukrywa zwłoki” albo „dostosowuje restrykcje do kalendarza wyborczego”. Skoro zaś o wyborach mowa, obniżenie zaufania społecznego wynikającego z determinacji do przeprowadzenia wyborów w maju powoduje, że potrzeba zamanifestowania zaufania do obywateli jest jeszcze większa.

Doktryna radykalnej informacji zakłada grę w otwarte karty. Jest dużym ryzykiem, ale prawdopodobnie jedyną szansą na utrzymanie społecznego poszanowania restrykcji i jedynym ratunkiem przed wykwitem kolejnych teorii spiskowych. Dużo większym ryzykiem politycznym dla rządu i zdrowotnym dla całego społeczeństwa zdaje się więc utrzymywanie zasady dużej filtracji informacji.

Kryzysy rodzą zawsze wiele negatywnych zjawisk, ale mobilizują także do działań, które w innych okolicznościach byłyby bardzo trudne do realizacji. Warto apelować o to do rządu, bo informacja to lek nie tylko na koronawirusa, ale też na niskie wskaźniki kapitału społecznego i poczucia niskiej podmiotowości obywateli. Jeśli strategia radykalnej informacji sprawdziłaby się, to kto wie, czy jej kontynuacja w czasach pokryzysowych nie byłaby jedną z najważniejszych osiągnięć czasów pandemii.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.