Trudna sztuka budowania domu – recenzja filmu „Nomadland”
W skrócie
Nomadland odniósł wielki sukces na tegorocznej gali Oskarów. Zgarnął aż trzy statuetki w najważniejszych kategoriach: za najlepszy film, reżyserię oraz główną rolę kobiecą. Reżyserce Chloé Zhao udało się pokonać tuzy świata filmu – Davida Finchera i Thomasa Vinterberga. Stonowana historia o kobiecie pozbawionej domu i decydującej się na życie w kamperze w nieustannej podróży wywołała nie tylko zachwyt krytyków, lecz także zainspirowała wiele dyskusji na temat kapitalistycznego wyzysku. Wielu chciało wpisać Nomadland w narrację operującą pojęciami zaczerpniętymi z lewicowego imaginarium. Tylko czy taki schemat interpretacyjny rzeczywiście jest zasadny?
W Stanach Zjednoczonych wędrowni pracownicy najemni istnieli od zawsze. Kiedyś zaliczano do nich kowbojów albo szukających zarobku na plantacjach włóczęgów, o których pisał m.in. John Steinbeck w Tortilla Flat. Po Midweście ciągle ktoś podróżował za pracą. Dziś jednak tych ludzi jest wyjątkowo dużo. Trudno powiedzieć, ilu współczesnych nomadów przemierza obecnie obszar USA. „The Washington Post” podaje, że ponad milion Amerykanów żyje na stałe w kamperach (w skrócie RV – recreational vehicle). BBC wprost mówi o ukrytej w Stanach populacji, gdzie największa grupa liczy sobie ponad 3 miliony osób. Niektóry z nich po prostu wybrali. Jednak inni to dawna klasa średnia, w którą uderzył kryzys finansowy z 2008 r.
To nie jest film dla lewicy
Nomadland w reżyserii Chloé Zhao opowiada historię nomadów. Fern, główna bohaterka grana przez znakomitą Frances McDormand, mieszkała niegdyś z mężem w Nevadzie w miasteczku Empire, należącym do United States Gypsum Corporation. Potem firma zamknęła miejscową kopalnię, a miasteczko błyskawicznie wyludniło się do tego stopnia, że zlikwidowano nawet jego kod pocztowy. Na dodatek mąż Fern umarł. Kobieta sprzedała wszystko, co miała, kupiła vana, przekształciła go w swój nowy dom i wyruszyła w podróż. Można powiedzieć, że fabuła idealnie nadaje się do nakręcenia wzruszającej lewicowej opowieści o mocnym antykapitalistycznym wydźwięku. Książka Jessici Bruder, będąca podstawą scenariusza, z pewnością idzie w tę stronę. Czy jednak tak samo jest w przypadku filmu Chloé Zhao?
Rozczarowanie amerykańskim snem jest niewątpliwie obecne w Nomadland. Część napotkanych przez Fern ludzi to dawna klasa średnia, która zaciągnęła kredyty, kupiła domy, lecz gdy przyszedł 2008 r., nie była w stanie spłacić zadłużeń. Ogółem w Stanach Zjednoczonych z powodu kryzysu finansowego 10 milionów osób straciło mieszkania, a 9 milionów zostało bez pracy. W ciągu 4 lat liczba Amerykanów żyjących w biedzie wzrosła do 46,5 miliona. Zhao pozwala tym faktom wybrzmieć.
Gdy Fern daje się przekonać, aby pojechać na południe, gdzie na zimowisku zbierają się inni nomadzi, spotyka Boba Wellesa, lidera zgromadzonej społeczności mieszkańców kamperów i vanów. W jednej ze scen wygłasza on przemówienie, opowiada zebranym wokół nomadom o wolności od systemu opartego na tyranii dolara.
Welles nie jest postacią fikcyjną, lecz rzeczywistą. W filmie zagrał samego siebie. W swoim realnym życiu ucieleśnienia w zasadzie idee wyrażone w filmowym przemówieniu. Gdy miał 40 lat, rozwiódł się z żoną. Po opłaceniu alimentów zostawało mu 1200 dolarów, z czego 800 dolarów pochłaniał czynsz. Doszedł zatem do wniosku, że lepiej będzie sprzedać wszystko i przenieść się do kampera. Nagle stał się wolny od płacenia czynszu, a także przestał być przywiązany do jednego miejsca.
W filmie Zhao również pojawia się krytyka systemu kredytów hipotecznych, z powodu których wybuchł kryzys w 2008 r. Podczas trasy samochód, w którym mieszka główna bohaterka, psuje się. Fern zostaje zmuszona poprosić o pomoc finansową swoją siostrę, modelową przedstawicielkę amerykańskiej klasy średniej. Zatrzymuje się u niej na kilka nocy. Podczas wieczornego grilla w ogródku szwagier Fern rozmawia ze swoim kolegą na temat wzrostu cen mieszkań. Jeden z nich żałuje, że nie miał dostatecznie dużo pieniędzy w 2008 r., ponieważ mógłby wtedy kupić wiele nieruchomości i teraz sprzedać je z zyskiem. Fern protestuje: „To dziwne, że zachęcacie ludzi, aby zainwestowali oszczędności całego życia, zadłużyli się tylko po to, żeby kupili dom, na który ich nie stać”.
W filmie ważny jest także wątek biedy. Van głównej bohaterki wymaga ciągłych napraw. Rdza i wielokrotnie łatane tylne drzwi składają się na opłakany wygląd pojazdu. Aż cud, że samochód w ogóle jeździ. Sprzęty dnia codziennego główna bohaterka także ogranicza do niezbędnego minimum. Posiłki to przede wszystkim potrawy z puszek. W środku nie ma przestrzeni, żeby gotować wymyślne dania, a Fern zapewne nie ma pieniędzy na zakup niezbędnych składników. Ten obraz niedostatku pogłębia jedna z pierwszych scen filmu, gdy bohaterka załatwia swoje potrzeby na zewnętrz, a w szczerym polu zawiewa ją chłodny zimowy wiatr.
Jednak mimo tych elementów film Zhao nie jest lewicową opowieścią o kapitalistycznym wyzysku. Bieda i krytyka systemu, choć nieustannie obecne w Nomadland, nie stanowią jego treści. Pełnią raczej rolę ważnego aktora drugoplanowego, niezbędnego tła dla całej historii. Nawet Amazon zostaje potraktowany bardzo łagodnie. Żadnego słowa o dwunastogodzinnych zmianach w magazynie, niskich zarobkach, konieczności przemierzania dziennie w pracy kilku kilometrów pieszo.
Zamiast tego widzimy robotę jak każdą inną, wśród przyjacielskich rozmów podczas przerw na lunch z innymi nomadami, którzy podjęli pracę w ramach Amazon Camperforce. Gdyby ktoś oczekiwał, że film Zhao będzie krzykiem o prawa pracownicze, to raczej się zawiedzie. Prawdopodobnie warto zrezygnować z oczekiwania, że Nomadland będzie obracać się wokół krytyki kapitalizmu. Być może nie o to reżyserce chodziło.
„I’m not homeless, I’m just… houseless”
Filmowe adaptacje książek, zwłaszcza reportaży, rządzą się swoimi prawami. Reżyser może nie tylko wycinać lub dodawać poszczególne wątki. Historię, którą chce opowiedzieć za pomocą obrazu, może zreinterpretować i nadać jej inne znaczenie, uwypuklić inne aspekty. To właśnie zrobiła Zhao.
Kluczem do zrozumienia historii Nomadland jest, moim zdaniem, krótki dialog, który rozgrywa się na początku filmu. Fern była niegdyś nauczycielką. W sklepie spotyka swoją dawną uczennicę, która w pewnym momencie zwraca się do niej z pytaniem: „Mama powiedziała, że jest pani bezdomna (homeless). Czy to prawda?”. Fern odparła: „Nie jestem bezdomna, jestem tylko bezmieszkaniowa (houseless)”.
Zastosowana gra słów jest trudna do oddania po polsku. Angielskie słowo house oznacza dom w rozumieniu budynku, natomiast home to struktura więzi i miejsca, do którego się przynależy. Fern chce powiedzieć, że nie ma jedynie mieszkania, tj. stacjonarnego budynku, gdzie pędzi życie, ale ma dom w tym drugim znaczeniu: duchowej struktury więzi. Jak jednak pokazuje ciąg dalszy filmu, te słowa głównej bohaterki były co najwyżej wyrazem pewnego pragnienia, a nie opisem rzeczywistości.
Fern rusza więc w drogę. Najpierw pracuje w magazynie Amazona. Potem jedzie na południe, gdzie gromadzą się pozostali nomadzi. Poznaje Lindę May (graną w filmie przez samą siebie), z którą się zaprzyjaźnia. Poznaje też Dave’a, podróżującego po USA mieszkańca kampera, obdarzającego coraz cieplejszymi uczuciami naszą bohaterkę. Mimo wspólnoty losu z otaczającymi ją ludźmi Fern wyraźnie jednak nie może się wpasować. Świetnie podkreśla to gra aktorska McDormand. W filmie jest wiele bardzo pięknych ujęć, w których kamera albo przebiega od krajobrazu do zamyślonego spojrzenia Fern spoglądającej w dal, albo skupia się na oczach bohaterki. Za każdym razem ma się wrażenie, że jej myśli są gdzieś indziej, rzadko kiedy skupiają się na tu i teraz, nawet jeśli kobietę otaczają najbardziej życzliwi ludzie.
Pobyt wśród nomadów nie trwa wiecznie. Po jakimś czasie wszyscy się rozjeżdżają. Fern zostaje, aż teren wokół niej niemal zupełnie opustoszeje. Gdy próbuje ruszyć w dalszą drogę, odkrywa, że złapała gumę. Wraz z nowo poznaną Swankie jedzie do pobliskiego miasteczka po nową oponę. Kobiety nawiązują krótkotrwałą relację, gdyż Swankie ma guza mózgu i został jej jedynie rok życia. Chcąc wykorzystać ten czas, wyrusza na Alaskę, żeby spełnić swoje marzenia i po raz ostatni zobaczyć tamtejszą przyrodę.
Tymczasowość wszystkich relacji przewija się przez Nomadland nieustannie. Dave na pewnym etapie podróży przystaje na propozycję swojego syna, żeby zostać z nim i jego rodziną na stałe. Przez większość część swojego życia obwiniał się za bycie fatalnym ojcem, który opuścił swoje dziecko. Udaje mu się jednak pogodzić z synem i z samym sobą, a grzechy swojego ojcostwa odkupuje fantastycznym wypełnianiem roli dziadka. Niemniej nie chce zapomnieć o Fern. Prosi ją, aby do nich przyjechała i z nimi zamieszkała. Fern przyjeżdża do ładnego, dostatniego domu. Jedna ze scen przedstawia kolację, najpewniej z okazji Święta Dziękczynienia. Stół ugina się od potraw, w tle gra muzyka, domownicy rozmawiają. Dave jako najstarszy wznosi toast – atmosfera aż kipi od miłości i wzajemnej życzliwości. Fern otrzymuje wszystkie oznaki bycia akceptowaną i chcianą, a jednak nie potrafi tak żyć. Wkrótce wyjeżdża w dalszą drogę.
Wyruszyć, żeby odnaleźć dom
Chloé Zhao wykorzystała w swoim filmie dwa klasyczne zabiegi. Fabuła rozpoczyna się i kończy w podobnym rejonie Stanów Zjednoczonych – w obsypanym śniegiem stanie Nevada, gdzie znajduje się Empire, rodzinne miasteczko Fern. Mimo nieustannych podróży wszystko prowadzi ją do miejsca, z którego wyruszyła. W ostatniej, bardzo przejmującej scenie bohaterka w opustoszałym mieście wchodzi do mieszkania, które niegdyś było jej domem. Ta klamra kompozycyjna została podporządkowana innemu motywowi – drogi.
Fern wyjeżdża z tego miejsca i musi do niego powrócić. Potem zapewne rusza dalej, ale to w Empire ucina się fabuła. Jej podróż jest bowiem procesem, którego istota polega na odnalezieniu swojego domu. Nie chodzi o zgromadzenie środków finansowych na nowy budynek, gdzie można zamieszkać.
Chodzi o pogodzenie się, że dom rozumiany jako dotychczasowa struktura więzi składająca się z ludzi, którzy już nigdy nie wrócą, stanowi przeszłość. Nomadland tak naprawdę jest filmem o niezdolności do ponownego nawiązania relacji z drugim człowiekiem. Choć bieda czy kryzys finansowy są tutaj głównymi przyczynami utraty domu, to jednak nie znajdują się na pierwszym miejscu, bo Zhao pokazuje, że niedostatek materialny, dopóki nie zagraża życiu i zdrowiu, staje się prawdziwą tragedią dopiero wówczas, gdy towarzyszy mu bieda duchowa.
„Dom to coś, co nosisz w sobie” – głosi podtytuł filmu Nomadland. Gdy świat człowieka popada w ruinę, pierwszym wyzwaniem, przed którym stoi, jest odbudowanie domu w sobie, czyli pogodzenie się ze sobą i z tym, co jest wokół. Fern przez całą swoją podróż zmagała się z ruiną, którą miała w sobie. To dlatego nie mogła przyjąć na stałe nawet najżyczliwszej pomocnej dłoni ani nawiązać relacji z nawet najcieplejszym człowiekiem. Staje się wolna od tego dopiero wtedy, gdy przestaje żyć tęsknotą za dawnym życiem z mężem.
Jeśli nawet przyjąć, że Nomadland w reżyserii Chloé Zhao jest wymierzony przeciwko kapitalizmowi, który wymusił ma tysiącach Amerykanów przeprowadzkę ze stałych mieszkań do mobilnych domów na 4 kołach, to nadal jednak odsłania on głębsze podłoże tej historii. W filmie nie zmieściły się krytyka Amazona czy dramatyzowanie biedy. Gdy Dave musi pójść do szpitala, w ogóle nie pojawia się pytanie, z którym na co dzień zmaga się wielu Amerykanów pozbawionych ubezpieczenia zdrowotnego: „A jak zapłacimy za leczenie?”. Jeśli moja interpretacja jest trafna, to nie jest to film o pieniądzach lub utracie materialnego statusu. To opowieść o tym, jak kryzys ekonomiczny zniszczył świat wielu ludzi, pozbawił ich zdolności do tworzenia relacji.
Na Nomadland Chloé Zhao warto spojrzeć jak na polemikę z upraszczaniem świata ludzi do wymiaru ekonomicznego. To nie strata mieszkania, pracy lub pieniędzy stanowi o sednie problemu. Jest co najwyżej jego początkiem. Dramat zaczyna się wraz ze stratą zdolności do nawiązania więzi z drugim człowiekiem, a to jest wyraźnym znakiem wewnętrznego rozdarcia. Nomadland warto zobaczyć, aby przekonać się, jak źle wygląda świat oddzielający niewidzialną ścianą ludzi od siebie nawzajem.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.