Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Piotr Kaszczyszyn  18 października 2019

Edukacja seksualna w szkole. O co tak naprawdę się spieramy?

Piotr Kaszczyszyn  18 października 2019
przeczytanie zajmie 5 min

Walka z propagowaniem zachowań o charakterze pedofilskim za pośrednictwem narzędzi prawnych czy ukryty sposób na prewencyjne wyeliminowanie edukacji seksualnej z polskich szkół? Rozpalone emocje wokół społecznej inicjatywy ustawodawczej „Stop pedofilii” pokazują, że nie uciekniemy od kulturowej debaty na temat tego, jaki model antropologiczny dotyczący ludzkiej seksualności i relacyjności jest tym właściwym. Pytanie tylko, czy to właśnie do szkoły powinien należeć rozstrzygający głos w tej dyskusji.

Nie jestem prawnikiem. Z tego powodu nie będę odnosił się do całego szeregu wątpliwości o charakterze formalno-prawnym, gdyż nie mam kompetencji, aby próbować rozstrzygać je w którąś ze stron. Gwałtowny spór wokół inicjatywy Fundacji Pro-prawo do życia to dla mnie doskonała okazja, aby pójść o krok dalej – w stronę kryjącego się za ustawą i reakcją środowisk lewicowo-liberalnych konfliktu kulturowego. Od odpowiedzi na pytanie, czy kontrowersyjny projekt pozwoli na aresztowanie seksedukatorów z grupy Ponton, istotniejszą kwestią pozostaje wątpliwość, czy szkoła jako instytucja państwa powinna proponować uczniom wiążące rozstrzygnięcia w tak intymnej i istotnej sferze życia.

Dziś wszystko co publicznie ważne, musi znaleźć swój wyraz w porządku prawnym.  Przyjęcie tego modelu oznacza potrzebę ustawowego dekretowania własnej wizji dobrego życia. To wyraz polityczności scentralizowanej, charakterystycznej dla nowożytności i modelu hobbesowsko-heglowsko-weberowskiego, gdzie przestrzeń polityczna tożsama jest z narzędziami nowoczesnego państwa: prawem i biurokracją, służącymi do realizacji określonych celów do z góry określonych wartości. Bardzo często kończyło się to swoistym „państwem pedagogicznym”, „antropologicznym arbitrem”, który poprzez prawodawstwo i działania administracji starał się narzucać całości społeczeństwa określone wzory postępowania jako jedynie słuszne i obowiązujące. Nie inaczej wygląda to w przypadku obecnego sporu.

Tylko co tak naprawdę jest jego istotą? Finalnie nie chodzi w nim o „seksualizację dzieci” i „edukację seksualną”, lecz o to, który z dwóch normatywnych kulturowo-antropologicznych modeli dotyczących seksualności i relacyjności powinien być dominujący.

Opcja konserwatywno-katolicka opowiada się za wizją sakramentalnego małżeństwa, zakorzenioną w nauce Kościoła. W jej przypadku seksualność to dar zarezerwowany dla małżonka, tej jednej jedynej osoby, której przysięgamy dozgonną wierność i pełne oddanie, stąd odrzucenie możliwości stosunków seksualnych przed zawarciem ślubu. W tej wizji nie ma też zgody na antykoncepcję, co wynika z kościelnej nauki na temat prokreacji.

Po drugiej stronie kulturowego sporu znajdują się środowiska lewicowo-liberalne. Podstawą ich wizji ludzkiej seksualności i relacyjności jest odrzucenie koncepcji seksualności jako jednorazowego, wyjątkowego daru, z czego wynika otwarcie na wielość partnerów. Podważają oni także tak ścisły związek seksu i prokreacji, stąd pełna zgoda na korzystanie z antykoncepcji. Seks staje się w tym modelu przede wszystkim sposobem budowania intymnej bliskości partnerów albo narzędziem osiągania cielesnej przyjemności jako celu samego w sobie.

Obie strony tego antropologicznego sporu dążą do uzyskania kulturowej hegemonii na poziomie publicznej edukacji. Czynią to tylko na różne sposoby: strona konserwatywna przedstawia w sposób otwarty własny model jako obiektywnie wiążący, a środowiska lewicowo-liberalne kryją się za zasłoną rzekomej, a tak naprawdę fikcyjnej „neutralności” i „wolności wyboru”. Jak więc zapewnić faktyczne prawo wyboru zamiast dekretowania wybranej wizji seksualności drogą ustawową?

Nie chodzi o całkowitą eliminację z tego procesu państwa i szkoły, bo byłby to wyraz naiwności. W sytuacji, gdy istotna część rodziców nie angażuje się w edukację seksualną swoich pociech, a młodzi ludzie zdobywają wiedzę za pośrednictwem seriali z Netflixa lub stron pornograficznych zaangażowanie szkoły jest czymś koniecznym. Wydaje się, że uczciwym rozwiązaniem jest dopuszczenie, aby ten kulturowy spór wybrzmiał jasno i otwarcie.

Zreformujmy obecne zajęcia z wychowania do życia w rodzinie w kierunku bardziej pogłębionych lekcji, w trakcie których zostaną przedstawione obie alternatywy co do kształtowania własnej seksualności i relacyjności. Niech na jednych zajęciach uczniowie usłyszą argumenty za wyborem modelu katolicko-konserwatywnego, a na kolejnych – opcji liberalno-lewicowej. Niech prócz zakładania prezerwatywy na banana lub pogadanek o naturalnej metodzie planowania rodziny znajdzie się miejsce na treści kulturowe, socjologiczne, antropologiczne czy teologiczne. I przede wszystkim zróbmy wszystko, aby na tych zajęciach byli obecni także rodzice, co oznacza, że musiałyby się one odbywać wieczorami lub w sobotę. Do rozstrzygnięcia pozostaje wiek dzieci, dla których takie zajęcia miałyby być prowadzone. W epoce postępującej seksualizacji kultury rodzą się wątpliwości, kiedy młodzi ludzi są na tyle dojrzali, aby z pomocą osób trzecich podejmować dyskusję na tego typu tematy.

Żyjemy w czasach dynamicznych zmian kulturowych – to banał. Ale banałem nie jest wyzwanie, aby w polskim, coraz mocniej spluralizowanym społeczeństwie szukać sposobów na sensowną artykulację i instytucjonalizację tej rosnącej różnorodności. W tym celu konieczna jest jednak rezygnacja przez strony sporu z prawa do jednostronnego i pełnego narzucania własnych rozwiązań kulturowych jako powszechnie obowiązujących. Tyczy się to zarówno konserwatystów, jak i strony lewicowo-liberalnej.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.