Kremówki, krew i memy – setne urodziny Jana Pawła II w sztuce
W skrócie
Rok 2020 miał być czasem radosnego świętowania. 18 maja 1920 r. urodził się Karol Wojtyła – najsłynniejszy Polak wszech czasów i ważny autorytet moralny dla 92 procent Polaków. Planowano koncerty, wystawy, festyny. W czerwcu miała odbyć się także beatyfikacja papieskiego mentora i przyjaciela, kard. Stefana Wyszyńskiego – kolejna okazja do celebracji. Choć nikt raczej nie liczył, że obchody stulecia urodzin papieża powtórzą sukces obchodów Millenium, to istniała nadzieja na chociaż niewielkie duchowe odrodzenie Polaków. Jednak stało się inaczej. Pandemia koronawirusa, „odwołane” święta, skandale związane z przestępstwami seksualnymi w Kościele i wreszcie gwałtowne protesty przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego wpłynęły na zmianę w postrzeganiu katolicyzmu przez społeczeństwo.
O ile beatyfikacja została odłożona na czas po pandemii, obchodów urodzin papieża nie dało się przesunąć. Zaplanowane na cały rok wielkie wydarzenia publiczne zostały odwołane. Nieoczekiwanie okazało się, że urodziny papieża szeroko zaistniały w debacie publicznej za sprawą sztuki współczesnej.
Figura papieża trzymającego wielki głaz, brodzącego po kostki w czerwonej cieczy, czyli praca Zatrute źródło Jerzego Kaliny, przebiła się do masowego odbiorcy i sprowokowała dyskusję na temat sztuki współczesnej i percepcji papieża w Polsce.
Instalacja przed Muzeum Narodowym nie była jednak jedyną inicjatywą, jaką w 2020 r. świat sztuki podjął w ramach obchodów. Urodziny papieża zostały zorganizowane min. w krakowskim MOCAK-u. Papieskie portrety, które odsłonięto w cieniu pandemii, pokazują różne spojrzenia na Jana Pawła II – zarówno na fenomen, najnowszy symbol w polskim kodzie kulturowym, jak i na postać z krwi i kości. Papież w swoim słynnym Liście do artystów zwracał się do twórców, by odnowić współpracę między światem sztuki a Kościołem. Współcześni artyści stosunkowo niechętnie podejmują w swoich dziełach wątki religijne, zabrali jednak bardzo ważny głos w debacie na temat spuścizny, jaką pozostawił po sobie Papież Polak, a także na temat tego, jak patrzymy na niego po latach i kim był on sam jako człowiek.
Hiperrzeczywistość papieska
2137, JP2GMD, RiGcz, cenzo, rzułta morda, papaj – to papieski kod, którym nasze pokolenie posługuje się na co dzień. Funkcjonujemy w hiperrzeczywistości papieskiej. Papież został pochłonięty przez swój własny obraz, przekształcając się w oderwane od osoby wyobrażenie. „Jan Paweł Drugi zajebał mi szlugi”, „Ty Janie ziemniaku, co dobry jesteś w smaku”, „co tu się odjaniepawla” – „Jan Paweł II” funkcjonuje zwłaszcza w języku młodzieży jako coś między przekleństwem a zabawnym powiedzonkiem. Zjawisko to zostało wzięte na warsztat przez młode pokolenie artystów.
Karolina Konopka na swojej wystawie „Tortologia” w BWA w Katowicach zaprezentowała 37-warstwową wadowicką kremówkę. Jest to gorzki komentarz na temat obecności Jana Pawła II w masowej wyobraźni. „Skremówkowanie” papieża, o którym pisał Krzysztof Mazur w tekście otwierającym 24. tekę ,,Pressji” pt. Zabiliśmy Proroka, osiągnęło swoje apogeum.
Kiedy patrzymy na tę kremówkę, wydaje się, że wieża nie wytrzyma już kolejnej, 38. warstwy – po prostu się wywróci. Konopka „upiekła” także komentarz do problemu polskości. Prezentuje torty w barwach narodowych, ozdobione orzełkiem – jak przestrzega artystka-cukierniczka – są one pełne kremu, śmietany, spulchniaczy, wysoce ciężkostrawne. Choć są to wystawiennicze wyroby cukiernicze, Konopkę fascynuje możliwość ich uroczystej konsumpcji. Zjedzenie „patriotycznego” tortu miałoby być kanibalistycznym aktem, który przybliży do zrozumienia polskości.
hananapa (Hanna Parchańska) do perfekcji opanowała sztukę „domalowywania wąsów” papieżowi. Bierze oprawione w ramkę typowe portrety papieża, aby dokonać customizingu jego wizerunku. Papież bywa straszny, czasem jest sympatyczny. Na jednym obrazku papieża ściska Matka Boska, na innym ośmiornica, na pewnym kolażu jest on podpisany „bestia z Wadowic”, w kolejnym papież trzyma pastorał zakończony serduszkiem, a w opisie widzimy napis „walczę miłością”. To papież o tysiącu twarzy, widziany przez różne osoby, jakby robiony na różne zamówienia bądź okazje.
Osoba i fenomen
Krakowski MOCAK zorganizował wystawę na 100-lecie urodzin papieża. W zapowiedziach można było przeczytać, że poświęcona będzie „fenomenowi osoby” Jana Pawła II. Często pokazywano zdjęcie z ekspozycji, przedstawiające ścianę kolorowych Papieży ogrodowych Petera Fussa. Spodziewaliśmy się więc zatem czegoś spektakularnego, wielkich ścian obklejonych cenzopapami, sal wypełnionych papieskimi pomnikami Dźwigaja, ziemi drżącej od huku Barki. Zastaliśmy jednak tylko dwa małe pokoiki wraz z pracami 11 artystów.
Z początku byliśmy skonsternowani. Wkrótce jednak okazało się, że niewielkie rozmiary i intymność były wielkim atutem tej wystawy. Wbrew zapewnieniom kuratorów, dla nas, funkcjonujących w hiperrzeczywistości papieskiej, wystawa była powrotem do źródła. Właściwie nie była to wystawa o fenomenie papieża, lecz o nim samym i o tym, jak stworzono jego wizerunek – a raczej jak stworzono z niego wizerunek.
Piotr Uklaiński w 2004 r. namówił 3500 brazylijskich żołnierzy, żeby ze swoich ciał utworzyli portret papieża. W ten właśnie sposób duża część naszych rodaków chciałaby widzieć fenomen portretowania Jana Pawła II – to m.in. pod tym „żywym” wizerunkiem, przedstawionym na billboardzie, Polacy tłumnie gromadzili się po śmierci papieża. Marzono o tym, że złożymy jego wizerunek z nas samych, poprzez wspólne działanie. Zdaje się jednak, że już w tym portrecie krył się potencjał wyobcowania – zaczęliśmy oddawać cześć samemu dziełu, zamiast przeżywać życie według słów papieża.
Ten proces dobrze oddaje słynna praca Rafała Bujanowskiego Schemat malowania papieża (2001 r.). Przedstawia ona, jak w paru krokach namalować uproszczony obraz JP2 – to prosty tutorial. Każdy może namalować swojego papieża, będą oni jednak prawie identyczni, gdyż stanowią podmalówkę do masowej produkcji. Wspomniane Papieże ogrodowe oraz tatuaże z wizerunkiem Jana Pawła II unaoczniły ostateczne stadium tworzenia wizerunku papieża – to bezosobowa replikacja, choć jeszcze nie posiadająca rozmachu.
Szczególnie interesujące były prace o samym papieżu, jakie zobaczyliśmy na wystawie. Praca Volke’a Hildebrandta Papieże (2008) pozornie zdawała się również zmierzać w kierunku refleksji nad papieskim wizerunkiem. Hildebrandt stworzył cały cykl prac z różnymi znanymi postaciami – Marilyn Monroe, Marleną Dietrich, Audrey Hepburn – w których klatka po klatce rozkłada gesty uwiecznione na filmach. Nie inaczej postąpił z papieżem. Na trzech wydrukach, każdy metr na metr, 14×14 klatek rozłożone są trzy sceny z jego życia – wybór na papieża, przyjmowanie komunii z rąk Josepha Ratzingera i jedno z ostatnich błogosławieństw.
Gdy jednak patrzymy na te momenty klatka po klatce, pop-artowe przedstawienia zamieniają się nagle w medytację nad tymi chwilami. Obserwujemy radość i unoszenie rąk w pierwszym papieskim błogosławieństwie, przyglądamy się, jak chowa w rękach twarz po przyjęciu komunii, a wreszcie – jak powoli znika za białą kotarą, bezsilny i schorowany, błogosławiąc nas drobnym gestem. Dzięki artystycznemu „rozkładowi” możemy postarać się przeżyć te momenty, omijając medialne zapośredniczenie, ich „telewizyjny” wyraz.
Szczególnie poruszającą pracą w dzisiejszym kontekście jest Pod pomnikiem (2008) Huberta Czerepoka. W czerwcu 1987 r. 1,5 tysiąca esbeków i wojskowych udających wiernych odwróciło się plecami od modlącego się pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców 1970 papieża Jana Pawła II. Hubert Czerepok zaprosił kilkaset osób, by powtórzyło ten gest odwrócenia się – tym razem bez przymusu. „W czasach, kiedy historia staje się obszarem manipulacji i podziałów, sytuacja ta jest swego rodzaju międzypokoleniowym gestem jedności” – komentował swoją pracę Czerepok. W kontekście współczesnego przyspieszenia sekularyzacji w Polsce praca ta jest nad wyraz wymowna. Dzisiaj to nie zewnętrzny wróg, czy „obce siły” próbują zdyskredytować papieża, lecz sami Polacy, z wolnej woli postanawiają iść inną drogą, odwracając się od wiary.
Wystawa w MOCAK-u była głównie powtórzeniem wystawy Papieże z 2014 r., a większość zaprezentowanych na niej prac pochodziła z pierwszej dekady wieku, często z czasów, kiedy papież jeszcze żył. To powrót do przeszłości, którą pamiętamy jak przez mgłę, do rzeczywistości, gdzie papież był nie tylko wyobrażeniem lub wizerunkiem.
Ulica ofiar Jana Pawła II
Jan Paweł II, zredukowany do postaci papaja, stał się jednym z symboli skupiających na sobie gniew protestów w 2020 r. Wizerunek, zupełnie oderwany od jego osoby, zderzył się z zarzutami krycia pedofilii. Prawdziwy papież rozpłynął się w kremówkowym kiczu, została symboliczna postać jako cel ataków. Rozdźwięk pomiędzy ,,bestią z Wadowic” – szokującym obrazem Jana Pawła II funkcjonującym w przestrzeni internetowej – a pełnymi czci upamiętnieniami świętego w przestrzeni publicznej był ogromny.
Podczas protestów na ulicach polskich miast jesienią 2020 r. doszło do niszczenia pomników papieża – jego podobizny były malowane, okręcane papierem toaletowym, a także maczano ręce tych rzeźb w czerwonej farbie.
„Papież z krwią na rękach” stał się dla protestujących symbolem władzy i opresji. ,,Prawo do życia nie jest tylko kwestią światopoglądu, nie jest tylko prawem religijnym, ale jest prawem człowieka”– wołał do nas Jan Paweł II, jednak humanistyczna argumentacja ,,papieża praw człowieka” nie przedarła się przez symbolikę antyklerykalnych proaborcyjnych protestów obwiniających nieżyjącego papieża o wszystkie grzechy rządu PiS i żądających zmniejszenia roli Kościoła w życiu publicznym.
W związku z tym protestujący, wkrótce po rozpoczęciu strajku, zaczęli przerabiać także znaki drogowe, zmieniając ulice Jana Pawła II na ulice upamiętniające „jego ofiary”.
Atlas zbuntowany
Zatrute źródło Jerzego Kaliny to bez wątpienia najbardziej rozpoznawalna z prac, które w 2020 r. poruszyły temat Jana Pawła II. Została ona również poddana niemal jednogłośnej krytyce – zarówno w środowiskach bliskich Kościołowi, jak i tych sceptycznie do niego nastawionych. Jak w soczewce skupia ona wszystkie poruszane do tej pory wątki.
Naturalnej wielkości figura papieża, wznoszącego głaz wysoko ponad głową, brodząca po kostki w wypełnionej czerwoną cieczą fontannie na dziedzińcu Muzeum Narodowego w Warszawie – tak wygląda Zatrute źródło. Sama forma, nie mówiąc już nawet o miejscu wystawienia, musiała sprowokować zdecydowaną reakcję.
,,Mamy tu do czynienia z dziełem jednoznacznie bezmyślnym, z kiczem operującym bardzo prostą formą skojarzenia, kierującą nas – wbrew intencjom twórcy – raczej w stronę rechotu niż zadumy” – komentował na łamach Gazety Wyborczej Kazimierz S. Ożóg, profesor w Katedrze Sztuk Pięknych Uniwersytetu Opolskiego, autor monografii poświęconych pomnikom Jana Pawła II. ,,To artystycznie słaba praca. Okazuje się, że jej największą siłą jest potencjał memiczny. Ten zasłużony artysta, który kojarzy się ostatnio prawie wyłącznie z pomnikiem smoleńskim, a który w stanie wojennym i później w swoich świetnych pracach głosił mądrość krzyża, dzisiaj jednak oddał się doraźnej publicystyce” – pisał z kolei ks. Andrzej Draguła, teolog i członek redakcji ,,Więzi”.
Oprócz krytyki jakości samej pracy, niektórzy wskazywali jednak na jej niejednoznaczność, a co za tym idzie – podatność na różnorodne interpretacje. ,,Instalacja Kaliny, po pierwsze, jest bardzo fotogeniczna i dobrze wygląda z różnych ujęć. Po drugie – ważniejsze – jest podatna na skrajnie różne konteksty. Prawicowcy mogą ją czytać jako formę uhonorowania Jana Pawła II, lewicowcy jako krytykę Kościoła, który ma krew na rękach. […] Być może Jerzy Kalina ma talent do tworzenia takiej sztuki, choć trudno powiedzieć, na ile świadomie z niego korzysta” – zauważyła Emilia Dłużewska, kulturoznawczyni i badaczka mediów cyfrowych, oceniając pierwsze reakcje na dzieło. Większość krytyków uznało jednak tę niejednoznaczność za kolejny dowód nieudolności Kaliny.
Liczne próby zmiany sensu pracy w ramach strategii subwersji rzeczywiście się pojawiły. W okresie protestów związanych z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie usunięcia przesłanki eugenicznej z ustawy antyaborcyjnej, grupa aktywistek wskoczyła do fontanny, udając, że próbują bronić się przed ciskającym w nie głazem papieżem. Rzeźba stała się też tematem licznych memów, dołączając do najchętniej wykorzystywanych w tym celu wizerunków Jana Pawła II.
Rzeźba Kaliny wpisuje się w cykl prac sztuki współczesnej, który możemy porównać do drogi krzyżowej. Zatrute źródło to kolejna po słynnej rzeźbie Maurizio Cattelana z 2002 r. stacja – papież na przemian upada pod ciężarem meteorytu i się podnosi. Zamiast dźwigać kamień dalej, Jan Paweł II zamierza się jednak do tego, by go odrzucić – cisnąć nim w tytułowe ,,zatrute źródło”. Na dramatyzm tego gestu zwraca uwagę m.in. wspomniany ks. Draguła – porównuje on papieża Kaliny do Mojżesza sfrustrowanego postawą narodu wybranego i niszczącego tablice z przykazaniami. Jeśli trzymamy się analogii do drogi krzyżowej, postawa papieża z Zatrutego źródła ma charakter obrazoburczy, niczym zejście Chrystusa z krzyża w Ostatnim Kuszeniu Chrystusa Martina Scorsese.
Tytułowe Zatrute źródło – kontrowersyjna czerwona sadzawka – również doczekała się różnych interpretacji. Artysta mówił o niej, że to ,,kiedyś czyste jak łza” źródło zostało zatrute przez ideologię, która próbuje wracać pod różnymi postaciami. Stojąc nad źródłem, mocując się z ciężkim głazem, papież waha się – czy rzucić nim, czy jednak nieść go dalej. Dla części osób była to jednak krew kobiet – miesięczna bądź też krew umierających w wyniku nielegalnych aborcji. Wątek krwawej sadzawki jako oskarżenia rozwinął w swoim artykule Paweł Dobrowolski, dyrektor festiwalu Nowe Epifanie: ,,aż trudno w tym kontekście nie spytać, czy to nie do niego bezpośrednio odnosi się metaforyczny tytuł instalacji i czy to nie z Piotrowej skały wytryska zatrute źródło”. Głos ten współgra z interpretacją Draguły, który pod koniec swojej opinii pyta dramatycznie o to, czy przypadkiem nie my sami, wykorzystując w sposób niewłaściwy religijne symbole, zatruliśmy to źródło.
Niezależnie od tego, czy Jan Paweł II ostatecznie rzuci kamieniem, praca ta pokazuje napięcie pomiędzy wizerunkiem papieża – rolą, którą zwykliśmy mu przypisywać – a nim samym. Dla jednych powinien być Chrystusem, tytanem niosącym cały naród przez Morze Czerwone, natomiast dla innych okazuje się przywódcą skompromitowanej instytucji, przygniecionym przez jej grzechy. Gest odrzucenia brzemienia jest więc w pewnym sensie wołaniem o podmiotowość dla papieża – wyjście z pułapki ,fenomenu” i powrót do osoby.
Taką interpretację dzieła podkreśla także dystans czasowy między pracą Kaliny a pracą Cattelana, na którą ta pierwsza miałaby odpowiadać. Co więcej, Zatrute źródło to, jak pisaliśmy wcześniej, zaledwie kolejna stacja „drogi krzyżowej” wizerunków papieża – do dzieła Cattelana odwoływano się już w przeszłości. W 2011 r. grupa artystyczna The Krasnals opublikowała nagranie z performance’u pt. Polka podnosząca meteoryt z papieża 21:37.
Praca ta przedstawia nagą artystkę pomalowaną białą i czerwoną farbą, toczącą walkę z meteorytem. Postać symbolizująca Polskę z jednej strony przechwala się, że jest wyjątkowa i z łatwością podniesie głaz przygniatający papieża, podczas gdy z drugiej strony – zastanawia się, czy w ogóle musi to robić, a nawet odrzuca swoją misję, mówiąc, że ,,ona żadnego meteorytu podnosić nie będzie”. Zatrute źródło nie jest więc ripostą przychodzącą 20 lat za późno, ale częścią dyskusji toczonej od lat w świecie sztuki. Długi czas dzielący tę pracę od pierwszego dzieła nie stanowi więc wady. Wręcz przeciwnie – Kalina pokazuje, że właściwie nic się nie zmieniło – nie doczekaliśmy się nikogo, kto byłby zdolny ponieść kamień dalej.
Tworząc rzeźbę domagającą się uwolnienia papieża z funkcji, którą każemy mu pełnić, Kalina posłużył się jednak formą kojarzącą się z najbardziej ,,kremówkowymi” wizerunkami Jana Pawła II. W ten sposób sens pracy został zubożony i skierowany na prostackie tory walki politycznej, czemu dodatkowo nie pomogła niezwykle niezręczna wypowiedź artysty (z której się wycofał, odmawiając jej autoryzacji). Kalina stwierdził, że w 2020 r. byliśmy świadkami powtórki z sowieckiego ataku na Warszawę sprzed 100 lat.
Krytykował także parady równości, a dzieło Cattelana w ,,Zachęcie” nazwał ,,drugim terrorystycznym aktem politycznym”, odwołując się do zabójstwa Narutowicza. Bardziej subtelne klucze interpretacyjne również pojawiły się w wypowiedzi artysty, jednak w sposób oczywisty zostały przyćmione przez te agresywne sformułowania. Papież z głazem stał się więc wojownikiem walczącym z ideologicznymi wrogami – to właśnie taki obraz wystąpił zarówno w tysiącach memów oraz przeróbek, jak i w wypowiedzi samego artysty. Z tego punktu widzenia Kalina poniósł porażkę.
Zdjęcie z krzyża
Problem zarysowany przez Kalinę możemy zaobserwować także w dziele budzącym dużo mniej dyskusji i oburzenia – piosence napisanej na papieski jubileusz, którą zaśpiewał kilku znanych wokalistów. Nie zastąpi Ciebie nikt to ckliwe, ale też piękne wyznanie cały czas żywej miłości. Jednocześnie jednak jest to dowód na pustkę, której przez 15 lat nie potrafiliśmy wypełnić. ,,Bez ciebie trudniej żyć/marzyć, kochać, śnić/życia gubi się sens” – śpiewają artyści i choć melodia piosenki jest wesoła i podniosła, to jej treść oddaje dramatyczną sytuację, w której się znaleźliśmy.
Myśląc o papieżu, wciąż skupiamy się na jego wielkich, historycznych sukcesach, zwłaszcza udziałowi w obaleniu komunizmu, zapominając o jego kolejnym wielkim projekcie – przygotowaniu Kościoła na trzecie tysiąclecie istnienia (podkreślał to kiedyś Krzysztof Mazur).
Dzieła takie jak Fundacja Dzieło Nowego Tysiąclecia czy Instytut Tertio Millennio, bezpośrednio inspirowane wezwaniami papieża, pokazują, jak pragnął twórczej kontynuacji jego myśli, pozostawionej w encyklikach, setkach homilii i innych pism. W Liście do artystów papież szczególnie podkreślał wagę twórczości w życiu człowieka. Porażka projektu ,,Pokolenia JP2” wykazała jednak, że nie podołaliśmy temu wyzwaniu.
Głaz, który powinniśmy już dawno temu wziąć na swoje barki, składamy więc w dalszym ciągu na ramiona Jana Pawła II. Nic dziwnego, że jego wizerunek wykrzywił się do okropnej postaci ,,rzułtej mordy”, skoro przerzucamy na niego odpowiedzialność za wszystkie nasze błędy. Rytualne odwołania do wypowiedzi papieża, skrócone do sloganów i wyprane z oryginalnej treści, stały się obowiązkowym elementem każdego listu pasterskiego biskupów czy przemówień okolicznościowych polityków, maskując bezideowość dygnitarzy, a często także ich nieuczciwe interesy. Kryjąc swoje działania za Wielkim Polakiem, stojącym dalej symbolicznie na czele Kościoła w Polsce, zatruwamy właściwe źródło, czyli jego dziedzictwo. W konsekwencji coraz mniej jest osób rozumiejących, dlaczego powinniśmy podnieść głaz, który go przygniata.
Na 101. urodziny życzylibyśmy papieżowi, abyśmy wreszcie byli gotowi wziąć nasz krzyż na własne ramiona. Wtedy nawet papież będzie mógł przemówić swoim głosem.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.