Państwo powinno dawać rodzicom wybór sposobu opieki nad dziećmi
W skrócie
Rozwój systemu opieki instytucjonalnej nad dziećmi do lat 3 to jeden z ważniejszych kierunków polityki prorodzinnej jakie obiera polskie państwo od kilkunastu lat. Warto w tym kontekście zastanowić się, czy obecnie dostępne rozwiązania to rzeczywiście najlepsza forma opieki z perspektywy rozwoju dziecka oraz dobra rodziny i społeczeństwa.
Artykuł został pierwotnie opublikowany na łamach Magazynu Kontra. Dziękujemy redakcji za możliwość przedruku.
Czego potrzebuje państwo?
Schyłek wakacji to czas, w którym myśli dzieci i rodziców coraz częściej biegną w stronę szkoły. W zeszłym roku w ich murach stawiło się 4,7 mln uczniów, 1,543 mln przedszkolaków, ale też aż 177,1 tys. najmłodszych dzieci zaczynających, bądź kontynuujących pobyt w żłobkach. To o 13,7 tys. więcej niż w 2021 i aż 122 tys. więcej niż w roku 2015.
Rozwój systemu opieki instytucjonalnej, w zamyśle prodemograficzny i prorodzinny, jest sukcesywnie budowany i rozwijany od dobrych kilkunastu lat przez administrację centralną. Program Maluch i jego kontynuacja, czyli Maluch+, ma być jednym z głównych narzędzi do walki z niskim poziomem dzietności w Polsce.
Program istnieje od 2011 roku i do 2022 r. przeznaczono na jego finansowanie prawie 2,5 mld zł. Przez ten okres liczba żłobków i klubów dziecięcych zwiększyła się z 511 do 5300, a liczba miejsc opieki z 32,5 tys. do 206 tys. Budżet na lata 2022-2029 wynosi kolejne 5,5 mld. zł. Celem, jak przekazuje minister Marlena Maląg, jest stworzenie następnych 100 tys. miejsc żłobkowych.
Równolegle z inwestowaniem w opiekę instytucjonalną, rząd zmniejsza wsparcie dla rodziców, którzy preferowaliby inną formę opieki np. zatrudnienie niani. Do 2017 r. państwo opłacało 100% składek na ubezpieczenie społeczne legalnie zatrudnionych niań do kwoty minimalnego wynagrodzenia. Od 2018 r. wsparcie to zmniejszono o połowę.
Mimo, iż w ostatnich 10 latach wprowadzono wiele działań prorodzinnych (m.in. wydłużenie urlopu macierzyńskiego oraz wprowadzenie urlopu ojcowskiego, Karty Dużej Rodziny, „kosiniakowego”, Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego), to widać, że oprócz programu ,,Rodzina 500+”, rozszerzenie opieki instytucjonalnej stało się jednym z głównych narzędzi prowadzenia polityki prorodzinnej.
Choć wzrost dostępności żłobków i klubów dziecięcych według wielu badań ma pozytywny wpływ na dzietność oraz na aktywność zawodową kobiet, to postawienie tak dużych środków i tak wyraźnego akcentu na instytucjonalną formę opieki budzi wątpliwości.
Po pierwsze, współczynnik dzietności przez ostatnich 15 lat w Polsce wzrósł jedynie na moment. W 2022 r. wyniósł on zaledwie 1,261. To najgorszy wynik od 2005 r. Co więcej, w najbliższych latach należy spodziewać się dalszego spadku poziomu dzietności oraz liczby dzieci w wieku 0-3 (w latach 2016-2018 było ich 1,17 mln; w 2019-2021 – 1,06 mln), patrząc na trend bieżącego roku możemy spodziewać się, że niedługo najmłodszych będzie mniej niż milion.
Przy malejącej liczbie dzieci pojawia się więc pytanie o opłacalność tak szeroko zakrojonych planów rozbudowy infrastruktury. Ekonomia i dzietność to jedno. Z perspektywy kreowania polityki prorodzinnej, warto jednak zastanowić się nad bardziej podstawowym pytaniem – czy żłobki to najlepsza forma opieki dla rozwoju dziecka, ale i dobra rodziny i społeczeństwa?
Czego potrzebuje dziecko?
Obserwując rozwój najmłodszych dzieci, często skupiamy się na tym, co widzimy i łatwo mierzymy – czy dziecko już siada, staje, chodzi, czy sylabizuje, wymawia słowa, potrafi nawiązać kontakt i bawić się z innymi dziećmi. Choć to wszystko ważne, to pierwszym i najważniejszym wyzwaniem dla każdego malca jest zbudowanie poczucia bezpieczeństwa oraz stałej więzi z opiekunem – czyli tego, co nazwalibyśmy emocjonalną stabilnością.
Zgodnie z teorią Johna Bowlby’ego, stanowiącą podstawę dzisiejszego myślenia o rozwoju społecznym człowieka – rozwijaną, uzupełnianą i porządkowaną przez kolejnych naukowców – jakość przywiązania, kształtująca się w pierwszych trzech latach życia nie tylko determinuje dobrostan w tym okresie, ale rzutuje na całe życie człowieka. Jest to fundament naszego poczucia wartości, bezpieczeństwa, kształtowania relacji z otoczeniem i innymi ludźmi oraz gotowości do wchodzenia w interakcje społeczne.
John Bowlby wyróżnił cztery fazy budowania więzi, która kształtuje się na bazie relacji z głównym opiekunem – najczęściej mamą i tatą. Pierwsza z nich – do 3. miesiąca życia, to okres, kiedy dziecko wysyła sygnały nie do konkretnej osoby, ale do otoczenia. Nie łączy ono jeszcze opieki z konkretną osobą. Tutaj najistotniejsza jest aktywność opiekuna, który ma „odgadnąć” czego potrzebuje niemowlę.
Od 4. miesiąca – w fazie drugiej – dziecko zaczyna rozróżniać „najważniejszego” opiekuna i w jego kierunku inicjować interakcje społeczne i opiekuńcze. To właśnie wtedy kształtują się „strategie przywiązania”, czyli strategie nawiązywania relacji z innymi, będące podwaliną pod funkcjonowanie emocjonalne i społeczne w późniejszych latach.
W fazie 3. (rozpoczynającej się między 6. a 9. miesiącem życia) i trwającej do 2,5 roku życia następuje intensyfikacja i utrwalenie przywiązania do głównego opiekuna. To okres, kiedy dziecko rozwija motorykę i lokomocję, poszerza więc spektrum narzędzi, dzięki którym wyraża uwielbienie dla głównego opiekuna. Jest on dla dziecka głównym źródłem poczucia bezpieczeństwa, „bazą”, do której kieruje się w sytuacjach zagrożenia, czy braku komfortu.
To właśnie w 9. (a później w 18.) miesiącu życia następuje apogeum przywiązania do matki/ojca i nasilenia lęku przed nieznajomymi. Stąd też tak silne reakcje na wszystkie nowe sytuacje i ludzi. Dziecko zaczyna rozpoznawać różne osoby i łączyć je z możliwym „zniknięciem” mamy/taty, stąd neutralne czy przyjazne reakcje na innych często zanikają, zamieniając się w płacz i wycofanie.
Ostatnia faza przywiązania rozpoczyna się około połowy 3. roku życia. To kształtowanie się relacji partnerskiej między dzieckiem a opiekunem. Dziecko zaczyna rozumieć, że rodzic jest odrębnym bytem i potrafi hamować, czy zmieniać swoje zachowanie, rozumiejąc motywacje opiekuna. Ma też zdolność spójnego funkcjonowania bez matki – w obecności innych osób.
Dopiero około trzyletnie dziecko rozumie, że rodzic wychodzi i wraca. Wcześniej albo był, albo go nie było. Oczywiście przed 3. rokiem życia w życiu malca pojawiają się inne osoby – ważne jednak, by były one wprowadzane w jego życie umiejętnie i nie zmieniały się zbyt często. Kluczowym jest czas, którego dziecko potrzebuje, by zbudować zaufanie i czuć się przy nowej osobie bezpiecznie.
Dopiero stworzenie bezpiecznej i stałej więzi z głównym opiekunem jest podstawą do odkrywania świata oraz budowania relacji z rówieśnikami i innymi dorosłymi. Mówiąc obrazowo – dziecko, które nie musi „szukać”, albo „pilnować” mamy, może spokojnie zająć się obserwacją świata i jego eksploracją. Nietrudno więc wyobrazić sobie, że żłobek jest bardzo trudną formą opieki – i dla dzieci, i dla wychowawców. W Polsce na jednego opiekuna przypada, według ustawy, aż ósemka małych, niesamodzielnych dzieci.
Priorytetem dla opiekuna jest zadbanie o ich podstawowe potrzeby. Znalezienie przestrzeni na uważność i budowanie spokojnej więzi jest, o ile w ogóle możliwe, niezwykle trudne. Dziecku sporą część czasu zajmują więc starania o uwagę opiekuna.
Skutkuje to m.in. wyższym poziomem stresu – według badań przeprowadzonych na Norweskim Uniwersytecie Nauki i Technologii na grupie 112 dzieci w wieku 12-18 miesięcy, przebywających w żłobku codziennie przez 5-6 miesięcy, poziom kortyzolu był u nich wyższy o 32% niż u dzieci, które zostawały z rodzicami.
Z punktu widzenia dziecka najlepszą sytuacją jest opieka indywidualna jednego lub obojga rodziców. Nieco mniej, choć również komfortową sytuacją jest, gdy rodzice mogą liczyć na stałą pomoc ze strony rodziny – dziadków czy bliskiej cioci. Indywidualną opiekę zapewnia też niania – choć zazwyczaj jest to osoba obca, to w dość komfortowych warunkach i bezpieczny sposób można wprowadzić ją do życia dziecka. Najniżej w tej hierarchii plasujemy natomiast opiekę instytucjonalną.
Czego potrzebuje rodzic?
Projektując system opieki nad dziećmi, nie możemy jednak zapomnieć o perspektywie rodziców. Doskonale wiemy, że potrzeby dzieci często stoją w kontrze do potrzeb, a nawet możliwości rodziców, a wychowanie jest procesem szukania możliwie najlepszych dla obu stron rozwiązań. Zresztą ocena instytucji żłobków nie jest jednoznacznie negatywna.
Wśród głównych argumentów za jej rozszerzaniem usłyszymy: problem marginalizowania potrzeb kobiet i ich rozwoju zawodowego, wypalenie rodzicielskie, potrzebę socjalizacji dzieci i zwiększania potencjału ich rozwoju intelektualnego oraz dysfunkcyjne rodziny, w których dzieci nie mają szans na spokój i bezpieczeństwo.
Czy więc może jednak polityka stawiania na rozwój sieci żłobków jest słuszna, bo zdaje się odgórnie odpowiadać na powyższe problemy? Czy możliwy byłby świat bez żłobków? W tym miejscu warto przyjrzeć się temu, co mówią sami rodzice.
Z przygotowanej przez rząd Strategii Demograficznej 2040, która powołuje się na badania CBOS z 2017 r. dowiemy się, że większość (55%) matek chciałaby łączyć pracę zarobkową z opieką nad dziećmi, ale aż 42% kobiet mogłoby zrezygnować z pracy zawodowej na rzecz pracy w domu, jeśli miałyby ku temu warunki finansowe. W przypadku braku możliwości sprawowania opieki samodzielnie, preferują opiekę sprawowaną przez osobę z bliskiej rodziny (78%) – ojca, babcię lub dziadka dziecka. Nianię lub inną indywidualną osobę wybrałoby najmniej (6%) kobiet, natomiast opiekę instytucjonalną 21% respondentek.
Preferencje są więc różne, tak jak i możliwości rodziców – często wybór żłobka podyktowany jest nie tym, co dla rodziny najlepsze, ale tym, co dostępne. Przerzucając się argumentami za i przeciw opiece instytucjonalnej, należy pamiętać, że każdy przypadek jest indywidualny i to rodzice, a nie państwo, wiedzą najlepiej, jaką mają sytuację i co służy ich dziecku. Czasem może być to żłobek. Państwo powinno jednak modelować rzeczywistość w taką stronę, by ułatwiać rodzicom podejmowanie decyzji, których by chcieli, a nie na które ich stać.
Rozważając sprawowanie opieki na pełny wymiar przez rodzica, klarują nam się trzy główne problemy. Pierwszym z nich jest kwestia finansowa, czyli decyzja o tym, czy stać nas będzie na utrzymanie rodziny z jednej pensji. Drugi to dobro rodzica, który zostaje z dzieckiem w domu – czyli wciąż najczęściej mamy. Dość wyświechtane już powiedzenie, że do wychowania dziecka potrzeba całej wioski, jest tym, co obrazuje to najlepiej – możliwość, czy też jej brak, odciążenia psychicznego i czasowego rodziców w dzisiejszym świecie.
W atomistycznym i coraz mocniej hermetycznym społeczeństwie, gdzie młodzi rodzice często żyją z dala od swoich rodzinnych stron, nie mając obok rodziców, czy rodziny, a nawet bliższych znajomych w sąsiedztwie, znacznie trudniej o większą i stałą pomoc, poza zatrudnieniem kogoś z zewnątrz. Zresztą, coraz późniejszy wiek rodzenia dzieci przyczynia się do tego, że dziadkom często wiek i zdrowie nie pozwalają na pomoc w opiece nad wnukami.
I temat trzeci, czyli aktywność zawodowa kobiet. Dla wielu mam dłuższe wypadnięcie z rynku pracy jest doświadczeniem trudnym. Praca to aspekt nie tylko ekonomiczny – służący poprawie sytuacji finansowej rodziny, ale także psychologiczny – w raporcie PIE z 2022 r. czytamy, że często chęć powrotu do pracy wynikała z potrzeby realizowania się zawodowo i oderwania od pełnienia roli wyłącznie opiekuńczej. Z potrzeby wyjścia do ludzi. Był to czynnik poprawiający zdrowie psychiczne i samopoczucie matek. Jest to także kwestia zwiększenia poczucia niezależności i sprawczości oraz zabezpieczenia swojej przyszłości przez odkładanie środków na emeryturę.
Powrót do pracy jest możliwy jednak jedynie wtedy, gdy dziecko ma zapewnioną opiekę. Jeśli rodzice nie mają w pobliżu bliskich (najczęściej dziadków) i nie stać ich na zatrudnienie niani albo zrezygnowanie z etatu, jedynym wyjściem pozostaje żłobek. Choć i to nie jest forma idealna – problematyczne są przede wszystkim: sztywne godziny pracy placówki, jej odległość od miejsca pracy, czy sytuacje pilne – gdy trzeba z dzieckiem zostać, lub nagle je odebrać.
Tworzenie systemu wsparcia rodziców w opiece nad dziećmi, który w ogromnej mierze opiera się na jednym rozwiązaniu, nie jest najlepszą decyzją. Patrząc na mnogość i różnorodność sytuacji, ważne jest, by to rodzice mieli wybór i to realny, a nie powodowany względami finansowymi, czy logistycznymi. W tej kwestii warto spojrzeć choćby w stronę Czechów.
System wsparcia u naszych południowych sąsiadów jest mocno wolnościowy. Jeśli rodzic chce dłużej zostać z dzieckiem w domu, ma taką możliwość, jeśli chce szybko wrócić do pracy – również może to zrobić. W efekcie Czesi rzadko wybierają opiekę instytucjonalną – wskaźnik użłobkowienia jest tam najniższy w Europie, a jednocześnie rodzic zawsze jest wspierany.
Co jeszcze można zrobić?
Istnieje jeszcze sporo rozwiązań, które należałoby rozwijać, a przynajmniej mocno rozważyć, by realnie rozszerzyć możliwości wyboru rodziców tak, aby każda z czterech opcji – opieka rodzica, opieka osoby bliskiej, opieka niani i opieka instytucjonalna – były jak najszerzej dostępna.
Rodziców, którzy chcieliby zostać z dzieckiem, a jednocześnie nie rezygnować zupełnie z pracy, warto wesprzeć w samozatrudnieniu. Okres urlopu macierzyńskiego i wychowawczego jest czasem, w którym powstało mnóstwo ciekawych i innowacyjnych mikrobiznesów. Młode mamy doceniają tę formę, bo daje im możliwość realizowania swoich pasji i umiejętności, a jednocześnie pozwala w pełni dysponować czasem swojej pracy.
Prorodzinnym, ale i proprzedsiębiorczym rozwiązaniem mogłoby być pokrycie z budżetu państwa składek społecznych dla matek dzieci w wieku 0-3 prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Sprawiłoby to, że więcej kobiet mogłoby zdecydować się na założenie działalności gospodarczej prowadzonej z domu i łączonej z opieką nad dzieckiem.
Rodzicom decydującym się na zatrudnienie niani mógłby pomóc powrót do opłacania przez państwo składek zatrudnianego opiekuna, czyli do systemu sprzed 2018 r. Finansowanie miejsc żłobkowych pochłania ogromne pieniądze. Jak podawała wiceminister Barbara Socha, na utworzenie jednego miejsca w żłobku dla samorządów przewidziane zostały środki w wysokości 35,8 tys. zł. (dla pozostałych – publicznych i prywatnych podmiotów jest to 12 tys. zł na miejsce).
Państwo będzie także partycypować w kosztach utrzymania miejsc po ich uruchomieniu, w kwocie 837 zł na miesiąc na każde dziecko, co oznacza m.in. niższe opłaty dla rodziców. Z tej perspektywy można stwierdzić, że rodzice dzieci, które nie uczęszczają do żadnej placówki są stratni. Tym trudniejsze do zrozumienia jest obcięcie wsparcia dla rodziców zatrudniających opiekunów. Obecnie rodzice mogą otrzymać wsparcie w postaci ulgi tylko na część składek społecznych.
Jeśli ktoś decyduje się wybrać opiekę instytucjonalną, warto, by znał instytucję Punktów Dziennej Opieki. PDO to miejsca podobne do żłobków, jednak różniące się od nich wielkością i warunkami. W punktach może przebywać maksymalnie 5 dzieci (lub 7, jeżeli obecny jest drugi opiekun). Opiekunowie dzienni swoje „placówki” mogą zakładać we własnych mieszkaniach, dzięki czemu warunki są bardziej kameralne i naturalne dla dzieci.
Także maksymalny dzienny czas otwarcia punktu jest krótszy niż w żłobkach, w których dzieci mogą przebywać nawet 10 godzin dziennie. Punkty opieki to jednak instytucja powszechnienie nieznana, nie tylko rodzicom, ale i gminom. Warto, bardziej niż żłobki, promować opiekunów dziennych. Sukcesem systemu wsparcia rodziców w opiece nad najmłodszymi będzie sytuacja, w której każdy rodzic będzie mógł wybrać rozwiązanie, które naprawdę uważa za najlepsze dla swojego dziecka i swojej rodziny.