Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Sześć mitów głównych gwałtu (i dlaczego trzeba je obalić)

Sześć mitów głównych gwałtu (i dlaczego trzeba je obalić) Autorka: Magdalena Karpińska

Na łamach Klubu Jagiellońskiego trwa dyskusja wokół projektu zmiany definicji zgwałcenia. Rozpoczął ją tekst Magdaleny Grzyb, która postuluje oparcie jej na jednoznacznie wyrażonej zgodzie obu partnerów. Zdania w tej sprawie są mocno podzielone, bo obie strony sporu zakładają, że wraz z nią pakietowany jest cały zestaw światopoglądowych reform. Tymczasem wsparcie kobiet, które doświadczyły gwałtu to nie kwestia ideologii. Nie jest, ani prawicowe, ani lewicowe. Jednak, żeby to odkryć, trzeba obalić kilka mitów, które urosły wokół tego tematu. Ich dekonstrukcji poświęciłyśmy nasz tekst. 

Artykuł stanowi część cyklu polemicznego poświęconego zmianie prawnej definicji zgwałcenia i szerzej – zjawisku tzw. kultury gwałtu. Zachęcamy serdecznie do lektury pozostałych materiałów dla poznania szerszego spektrum poglądów:

Magdalena Grzyb – Polskie prawo jest ślepe na prawdziwe oblicze przemocy seksualnej. O zmianie definicji zgwałcenia z art. 197 kk

Łukasz Warzecha – Gwałt po nowemu. O zgubnych konsekwencjach lewicowego paradygmatu [POLEMIKA] 

Piotr Kaszczyszyn – Prawna definicja zgwałcenia jest niewystarczająca, toksyczna męskość istnieje, a Łukasz Warzecha nie ma racji [POLEMIKA]

Mit pierwszy: nie poszła na policję, więc gwałtu nie było

Chociaż każdy wie, że napaść seksualna jest zawsze traumatyczna, ofiary cały czas spotykają się z niedowierzaniem i stygmatyzacją. Nic dziwnego, skoro społeczeństwo karmi się mitami i stereotypami w stylu i „po co tam szła?” i „mogła pilnować swojego drinka”. Wydawać by się mogło, że przynajmniej ze strony organów ścigania można liczyć na elementarną sprawiedliwość.

Z raportu Dość Milczenia autorstwa „Feminoteki” z 2011 r. wynika jednak, że „swoich działaniach na rzecz ofiar gwałtu instytucje publiczne, w szczególności przedstawiciele służby zdrowia, nadal w dużej mierze kierują się stereotypami dotyczącymi współodpowiedzialności kobiety za gwałt”. I dalej, „działania instytucji publicznych na rzecz kobiet, które doświadczyły gwałtu lub próby gwałtu są fragmentaryczne i chaotyczne, opierają się na wyrywkowej wiedzy i nie pozwalają na podjęcie systemowych działań”. Wszystko dlatego, że wśród przedstawicieli instytucji publicznych i pomocowych nie ma zgody co do definicji czym jest gwałt – czy chodzi w nim tylko o stosunek seksualny, czy w grę wchodzi jeszcze sam dotyk lub obraźliwe słowa.

Z badania wynika zatem jasno, że kobieta w zderzeniu z instytucjami publicznymi jest bardziej przedmiotem danej sprawy, niż pokrzywdzoną. Osoby zgłaszające się na policję nie mają zapewnionej prywatności, dostępu do psychologa, ani pewności, że przesłuchiwać je będzie osoba tej samej płci. Praktyka działań jest daleka od poszanowania ofiar. Wszystko mimo tego, że istnieją jasne procedury. Rzeczywistość ofiar gwałtu, które decydują się iść na policję to ponowne przejście przez traumę.

Trudno się zatem dziwić temu, że kobiety doświadczone przemocą seksualną nie zgłaszają się na policję od razu (albo nigdy). Za ich decyzją stoi stygmatyzacja społeczna: boją się, że ktoś inny dowie się o zdarzeniu, boją się, że ktoś je oceni, boją się „skarżyć” (jeśli napastnikiem była osoba bliska). Nade wszystko jednak czują ogromny wstyd i jednocześnie brak zaufania do wymiaru sprawiedliwości. Zgwałcone kobiety walczą nie tylko ze sprawcą, własną traumą, ale także z systemem. Czy jest na sali ktoś, kto z takim bagażem obaw bez mrugnięcia okiem zgłosiłby się na policję?

Mit drugi: gwałciciel to zwykle obcy mężczyzna

W świadomości społecznej pokutuje wyobrażenie, że gwałciciel to obca, zakapturzona postać, która napada na kobietę w ciemnym zaułku. Sednem takiego przekonania jest to, że zagrożenie czyha, kiedy wychodzi się z domu. Skoro gwałciciel to zawsze nieznajomy, to jeśli kobieta uzbroi się w gaz pieprzowy, wracając nocą z imprezy, ma szansę się obronić. Zagrożenie znajduje się „na zewnątrz”, w domu jest się bezpieczną.

Tymczasem z badań przeprowadzonych przez Centrum Praw Kobiet wynika, że w blisko 80% przypadków ofiara zna sprawcę gwałtu. W 20% jest to stały partner, a w 33% mąż ofiary. Najczęściej są to osoby zaufane, z którym pozostają w bliskich kontaktach. Zażyłość tej relacji sprawia, że tym bardziej łatwo znaleźć się w okolicznościach, w których świadków zdarzenia nie będzie.

Konsekwencją przekonania, że sprawcą gwałtu pozostaje zawsze „ten obcy”, jest usprawiedliwianie organów ścigania. W końcu już samo znalezienie obcego sprawcy, niepochodzącego z kręgu znajomych czy rodziny ofiary jest niebywale trudne.

Jeszcze trudniej jest bliskiej osobie gwałt udowodnić. W końcu, jeśli jest się parą lub małżeństwem, relacje seksualne wpisane są w naturalny rytm wspólnego życia. Kobieta ma prawo zawsze powiedzieć „nie”, w każdej relacji seksualnej. Trudno jednak udowodnić, że doszło do nadużycia, gdy sprawcą jest stały partner, a kształt prawa nakłada na ofiary obowiązek udowodnienia, że ofiara „stawiała czynny opór”.

Mit trzeci: jeśli się nie broniła, to sama tego chciała

We wrześniu 2020 r. media ponownie wróciły do sprawy 14-letniej Wiktorii zgwałconej przez pijanego 26-letniego krewnego. Początkowo Sąd Okręgowy we Wrocławiu orzekł, że doszło do gwałtu, a oskarżonego skazał na 3 lata pozbawienia wolności. Jesienią Sąd Apelacyjny umorzył sprawę, bo nie znaleziono przesłanek na to, czy dziewczyna się broniła. Jak to możliwe, że sprawca gwałtu na młodej kobiecie nie poniósł żadnych konsekwencji?

Art 197 mówi, że „kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12”. Zatem o gwałcie jest mowa tylko wtedy, gdy udowodnione zostanie przed sądem, że doszło do przemocy fizycznej. To na ofierze leży ciężar udowodnienia, że stawiała „czynny i nieprzerwany opór”. W uzasadnieniu wyroku w sprawie gwałtu 14-letniej Wiktorii czytamy, że „sprawcy nie można skazać, bo 14-latka nie krzyczała, a to znaczy, że sprawca nie używał przemocy”.

Czy do zbliżenia doszło za jej zgodą w świetle prawa stanowi kwestię drugorzędną. Jeśli podczas napaści ofiara nie podnosi głosu, nie wyrywa się, jeśli jej ciało jest sparaliżowane i nie jest w stanie walczyć – do gwałtu nie doszło.

Niepokojąco powszechnym przekonaniem jest, że podczas napaści seksualnej ofiara zawsze próbuje reagować ucieczką, bądź walką. Tym, którzy nigdy nie znaleźli w podobnej sytuacji wydawać się może dziwne, że ofiary gwałtu mogą być bierne, sparaliżowane, obojętne na zewnętrzne bodźce. W końcu mamy przecież instynkt samozachowawczy, który uruchamia się w sytuacjach stresowych. Jednak istnieje jeszcze inna, równie naturalna reakcja – odrętwienie, bezruch i rezygnacja. Badania przeprowadzone w 2017 r. w Szwecji wykazały, że 70% spośród 298 przebadanych ofiar gwałtu doświadczyło „mimowolnego paraliżu” podczas napaści. Paraliż i wycofanie się to mechanizm obronny – nigdy nie oznacza zgody.

Na tym przykładzie jeszcze raz trzeba podkreślić potrzebę zmiany polskiej prawnej definicji zgwałcenia. Zgoda na współżycie nie może być domniemana. Nie chodzi też o spisywanie umowy o stosunek w dwóch kopiach. Zawsze powinno paść sakramentalne pytanie „chcesz?”. Zarówno wobec kobiety, jak i mężczyzny.

Mit czwarty: zmiana definicji zgwałcenia sprawi, że mężczyźni będą masowo oskarżani o gwałty

W dyskusji o zmianie definicji gwałtu i oparciu jej na jasno wyrażonej zgodzie pojawia się obawa przed nadużywaniem jej w nieuprawnionych sytuacjach. Najczęściej spotykanym zarzutem jest możliwość stawiania fałszywych oskarżeń i wykorzystywanie zgłoszenia gwałtu jako formy zemsty na partnerze. Oczywiście zgoda w tak intymnej sytuacji, która zwykle nie ma świadków jest rzeczą umowną i trudną do udowodnienia. Trudno jednak wyobrazić sobie rzesze chętnych kobiet, które będą chciały sądzić się ze swoimi byłymi partnerami.

Jedną z poważniejszych barier w zgłoszeniu gwałtu jest wstyd i lęk przed oceną. Kobiety opowiadają o strachu przed tym, że osoby przyjmujące zgłoszenie nie uwierzą ich zeznaniom. Z badań, na które w swoim tekście powołuje się dr. Grzyb wynika, że 87 % kobiet doświadczyło jednej z form molestowania. 94 % tych przypadków nie zostało zgłoszonych. Nawet jeśli przyjmiemy optykę przeciwników badania i uwzględnimy zarzuty nadinterpretacji i zbyt szerokiej definicji molestowania, to wciąż skala problemu jest olbrzymia. Jest również dowodem na to, że niechętnie dzielimy się historiami nadużyć na tle seksualnym.

Zmiana definicji nie sprawi, że sądy przestaną badać winę i zasadność oskarżeń. Obok problemu niezgłaszania gwałtów, równie istotnym jest fakt, że niewielki odsetek spraw trafia na drogę sądową. Ze statystyk Komendy Głównej Policji z 2017 r. wynika, że wszczęto 2486 postępowań w sprawach dotyczących zgwałcenia, stwierdzono 1262 przestępstwa wykryto jedynie 1050. Z raportu wspomnianej już Fundacji STER wynika zaś, że między 27 stycznia 2014 a 30 czerwca 2015 r. w prokuraturach na terenie całego kraju zarejestrowano 5525 spraw z art. 197 Kodeksu karnego, a w 4172 z nich wszczęto postępowanie przygotowawcze Co kluczowe, a w 2561 z nich doszło do umorzenia, czyli dotyczy to 61% wszystkich postępowań.

Wraz ze zmianą definicji gwałtu nie przestaje też obowiązywać podstawowa zasada polskiej procedury karnej, czyli domniemanie niewinności. W związku z tym wciąż każda osoba, która nie została skazana prawomocnym wyrokiem sądu, uważana jest za niewinną.

Mit piąty: bo, była skąpo ubrana

Krótkie spódniczki i mocne makijaże. Od takiego obrazu tylko o krok do stwierdzenia, że ofiara „sama była sobie winna”. W takiej logice ubiór jest niczym prowokacja, a mężczyzna (zniewolony przez własną chuć) dopuszcza się gwałtu. Wiktymizacja ofiar, czyli twierdzenie, że to kobieta jest współwinna gwałtu przez swój wygląd bądź zachowanie to mocno zakorzeniony w tkance społecznej stereotyp.

Co miałaś na sobie? – to tytuł wystawy Jen Brockman i dr Mary Wyandt-Hiebert z Uniwersytetu Kansas na którą składa się 18 historii ofiar gwałtów. Przedstawiona została w formie odzieży, jakie ofiary miały na sobie podczas napaści seksualnej. Jak widać, próżno tam szukać kusych sukienek i szpilek. Mamy za to codzienną odzież. To pokazuje, że gwałty nie dzieją się tylko na domówkach czy w ciemnych zaułkach miast.

Figura „kobiety w krótkiej spódniczce” nigdy nie jest argumentem. Wina zawsze leży po stronie sprawcy, nieważne w co jest ubrana kobieta, czy jest trzeźwa czy pijana, ani nawet to, że (o zgrozo) idzie z mężczyzną do mieszkania.

Mit szósty: Żyjemy w kulturze braku akceptacji dla przedmiotowego traktowania kobiet

Przyjęło się myśleć, że w XXI w. o kobiecie myślimy w kategoriach podmiotowości. Ma ona prawo decydować o własnym ciele i seksualności. Samodzielnie podejmować decyzje dotyczące tego kto i jak będzie odbierał i oceniał jej ciało. Tak rozumiana kultura powinna prowadzić nas do momentu, w którym gwałt stanie się coraz rzadziej spotykanym problemem. Tymczasem dzieje się przeciwnie.

Rozwój nowych mediów umocnił i tak występujące zjawisko seksualizacji kobiecego ciała. Zarówno w reklamie, jak i popkulturze jest ono elementem sprzedażowym. W długoterminowej perspektywie rodzi to przekonanie, że jest czymś do nabycia. Wystarczy mieć tylko wystarczająco dużo pieniędzy czy determinacji. Więcej o tym przeczytacie w tekście Karoliny Pilawy pt. Kobieta nadal jest produktem, a liberalnym feministkom to nie przeszkadza.

Inną odsłoną tego samego problemu jest pornografia, która dzięki sieci jest dostępna w niemal nieograniczonym stopniu. Oferta, jaką branża przygotowuje dla swoich klientów jest pełna przemocy wobec kobiet. Znaczna część tego rynku zarabia na przedstawianiu sytuacji dominacji i nadużywania ciała drugiej osoby.

To wszystko sprawia, że żyjemy w sprzeczności. Z jednej strony coraz więcej mówimy o kulturze gwałtu, sprzeciwiamy się różnym formom dyskryminacji. Z drugiej pozwalamy na to, by znaczna część świata, w którym żyjemy o kobiecym ciele opowiadała jak o produkcie.

***

Kultura gwałtu karmi się mitami, stereotypami, a nade wszystko naszym milczeniem. Od cichego przyzwolenia na nieprzyzwoite żarty starszych panów, aż po młodych chłopaków, którym sześć razy trzeba powtarzać, że „nie znaczy nie”. I to, że „faceci już tak mają” nie jest żadnym usprawiedliwieniem.