Polityczna instytucja klerykalno-usługowa czy Mistyczne Ciało Chrystusa? Dlaczego nie dokonam apostazji z Kościoła katolickiego
W skrócie
Jak możesz być członkiem instytucji, która kryje pedofili? Dziś polski Kościół ma wizerunek sytych kotów w purpurze zajmujących się spożywaniem politycznych fruktów. W tym obrazie jest wiele prawdy, ale brakuje prawdy najważniejszej. W Kościele nie jest się dla instytucjonalnej czystości, lecz dla Chrystusa w Eucharystii i osiągnięcia życia wiecznego z pomocą sakramentów. A tego poza Kościołem, nawet najbrudniejszym, nie znajdziemy.
Kościół katolicki jako „polityczno-religijna spółka z.o.o” + pedofile w sutannach
W krytycznej dyskusji o polskim Kościele pojęcie klerykalizmu odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Ale co konkretnie się za nim kryje? Szukając syntetycznej definicji klerykalizmu, można wyróżnić trzy jego zasadnicze wymiary.
Pierwszy z nich to płaszczyzna polityczno-materialna symbolizowana z jednej strony przez zdjęcia biskupów z politykami, z drugiej przez szoferów wożących purpuratów luksusowymi limuzynami. W wymiarze polityczno-materialnym klerykalizmu mieszczą się wszystkie niejasności związane z Funduszem Kościelnym, zakulisowe kontakty członków Episkopatu z kolejnymi ekipa rządzącymi, ale też drobne układy i układziki między proboszczem a wójtem w jednej z dziesiątek małych gmin w Polsce. Odwołując się do obrazów z Ewangelii, klerykalizm polityczno-materialny to sytuacja rodem z kuszenia Chrystusa na pustyni, kiedy Szatan oferuje mu całe bogactwo i władzę doczesnego świata.
Drugi z wymiarów klerykalizmu to wymiar społeczny odnoszący się do nadużywania pozycji społecznej przez duchownych. W ostatnim czasie najbardziej jaskrawym i bulwersującym przejawem tego rodzaju klerykalizmu są oczywiście kolejne przypadki nadużyć seksualnych wobec małoletnich. To, co szczególnie uderza w tych historiach, to powtarzające się co jakiś czas głosy o tym jak lokalna społeczność nie dawała wiary w oskarżenia kierowane wobec swojego wikarego, „bo to przecież ksiądz, księża takich rzeczy nie robią”. Klerykalizm społeczny to przekonanie, że duchownemu należy się społeczne uznanie niejako z urzędu – nie musi mieć realnych osobistych kompetencji, wystarczy, że nosi sutannę.
Trzeci rodzaj klerykalizmu ma inną naturę i związany jest ze sposobem w jaki sami księża traktują posługę sakramentalną. Klerykalizm usługowy to anegdotyczne „co łaska, ale nie mniej niż…”. Duchowni dotknięci tym rodzajem klerykalizmu zaczynają funkcjonować jakby pracowali w korporacji i świadczyli wiernym nie posługę duchową, lecz płatne usługi religijne. Sakrament kapłaństwa staje się dla tych księży zawodem jak każdy inny, a nie absolutnie wyjątkowym powołaniem otrzymanym od Chrystusa. W swojej posłudze nie widzą siebie jako pasterzy dusz prowadzących ludzi do Boga, ale jakichś biurokratów od grzebania zmarłych czy klepania „zdrowaśek”.
To, co łączy każdy z krótko scharakteryzowanych wymiarów klerykalizmu, to fałszywe pojęcie władzy. W przypadku klerykalizmu polityczno-materialnego i społecznego duchowni funkcjonują w paradygmacie władzy jako dominacji nad drugim człowiekiem. To zaprzeczenie katolickiego rozumienia władzy, która oznacza służbę, uniżenie i ofiarowanie własnego siebie za bliźniego. Kluczowym obrazem dla tego ujęcia władzy jest scena obmycia nóg apostołom przez samego Jezusa. Klerykalizm usługowy wypacza za to rozumienie katolickiej służby i ofiary, zastępując je logiką korporacyjnych celów do odhaczenia.
Najważniejsze jest jednak jeszcze coś innego – każdy z przejawów klerykalizmu to zamykanie Kościoła w perspektywie doczesnej, redukowanie go do rodzaju „religijnej spółki z.o.o.” Zamiast wskazywania na nadprzyrodzone powołanie człowieka, dostajemy instytucję ziemską jak każdą inną, korporacje pełną wewnętrznych brudów i zła. Kościół klerykalny nie jest w stanie zrealizować swojego powołania – prowadzić ludzi do zbawienia i życia wiecznego, bo jest zamknięty w czymś w rodzaju gomułkowskiej „małej stabilizacji”.
Od społecznego NGO, przez kościelny clickbait, po aksjologiczny kwiatek do kożucha
To samo fundamentalne zagrożenie płynie z porad „życzliwych krytyków” Kościoła. Tak jak wyżej wyodrębniłem trzy wymiary klerykalizmu jako zjawiska, które zamienia Mistyczne Ciało Chrystusa w instytucją lepiej lub gorzej obsługującą duchowe rozterki ludzi, tak możemy wskazać również trzy analogiczne zagrożenia wynikające z proponowanych reform Kościoła wysuwanych przez ludzi spoza niego.
Pierwsze wypaczenie to przekształcenie Kościoła w społeczny NGO zajmujący się pomocą bezdomnym i prowadzenie hospicjów, zredukowanie go do wymiaru Caritasu i domów pomocy św. Brata Alberta. Z tej perspektywy Kościół katolicki powinien świadczyć usługi socjalne powiększone ewentualnie o kilka słów moralnej pociechy, dla tych którym nie powiodło się w życiu. I nic ponad to.
Drugie wypaczenie to przesadne pójście za głosem tych, którzy – często słusznie – wypominają katolickim duchownym ich kaznodziejskie dyletanctwo. Nudne kazania o niczym, kolejne rytualne odwołania do Wielkiego Polaka Papieża Jana Pawła II, nieznośne „kościółkowe” słownictwo oderwane od codziennego życia i doświadczenia wiernych – to wszystko prawda.
Łatwo jednak, w duchu churchingu, popaść w celebrycką przesadę i zamienić Mszę św. w retoryczne popisy samych księży. Tymczasem trzeba sprawę postawić jasno – na niedzielnej Eucharystii to właśnie Eucharystia jest najważniejsza, a nawet najbardziej zgrabna i intelektualnie błyskotliwa homilia to tylko dodatek do Słowa Bożego i Komunii św. Do kościoła przychodzimy dla Jezusa, a nie „na Szustaka”.
Trzecie zagrożenie ma dwa warianty. Jego istotą jest „redukcja katolicyzmu do systemu etycznego i doczesnego programu reform społecznych, gospodarczych czy politycznych” – jak pisałem w komentarzu na kanwie ostatniej encykliki papieża Franciszka. W wariancie pierwszym Kościół staje się etycznym kwiatkiem do kożucha demokracji liberalnej jako swoisty „depozytariusz wartości”. Jakich konkretnie? Nie wiadomo, to nie jest ważne, ważne, że Kościół jest „swój”. Wariant drugi działa według identycznego mechanizmu, przy czym w tym wypadku Kościół to aksjologiczne uzasadnienie dla patriotyzmu/nacjonalizmu i wyraża się w formule katolickiego narodu polskiego, gdzie Maryja jest przede wszystkim Królową Polski, a nie Matką Kościoła.
Mistyczne Ciało Chrystusa
Właściwej perspektywy w patrzeniu na Kościół katolicki dostarcza nam encyklika Piusa XII Mistyczne Ciało Chrystusa. Jego tytułowe ujęcie pozwala nam połączyć jego wymiar doczesny i wieczny. Z jednej strony patrzymy na Kościół jako instytucję prowadzoną przez konkretnych ludzi w ich świętości i grzeszności, instytucję zmieniającą się w toku historii, ocenianą z perspektywy „ziemskiej”. Z drugiej strony Mistyczne Ciało Chrystusa oznacza wyciągniecie na pierwszy plan Kościoła jako instytucji założonej przez Syna Bożego, „wehikułu zbawienia”, jedynego miejsca, gdzie otrzymamy sakramenty prowadzące nas do Królestwa Bożego i gdzie działa Duch Św. Te dwa wymiary: nadprzyrodzony i doczesny, w Kościele katolickim łączą się w sposób integralny i nie można ich od siebie rozdzielać.
Czy to oznacza, że poza Kościołem nie ma zbawienia? Tak, nie ma. Nie oznacza to jednak, że wszyscy, którzy zmarli jako nie-katolicy trafią z automatu do piekła. Ich indywidualna droga życiowa może zaprowadzić ich finalnie na łono Kościoła. Ale poza Chrystusem zbawienia nie znajdą – tak musimy powiedzieć jako katolicy. Dlatego dobrowolna rezygnacja z instytucjonalnego Kościoła i jego sakramentów to gra o najwyższą stawkę, gdyż to, co w niej ryzykujemy, to zbawienie własnej duszy.
Kluczowe znaczenie odgrywa także sama nasza egzystencjalna droga. We współczesnym świecie dominuje perspektywa indywidualistyczna, która stosowana jest także do wymiaru religijnego, co skutkować może przyjęciem postawy „Jezus – tak, Kościół – nie”, szczególnie w przypadku Kościoła o twarzy ks. Dymera. Skoro polscy hierarchowie raz po raz się kompromitują, a szeregowi księżą to przestępcy seksualni, to czemu z Kościoła nie wystąpić i samodzielnie budować relację z Bogiem?
Odpowiedź padła już pośrednio wcześniej: poza Kościołem nie ma sakramentów, które stanowią fundamentalną pomoc w codziennej duchowej drodze i wzrastaniu w wierze, ale przede wszystkim nie ma Eucharystii – źródła i szczytu życia chrześcijańskiego. Ponadto Kościół został ustanowiony przez samego Chrystusa, który zdecydował, że droga do zbawienia będzie wiodła przez jedną, historyczną instytucję zamiast poprzez indywidualny kontakt duchowy Boga z każdym człowiekiem.
W tym miejscu dochodzimy do kwestii pokory – jeśli Bóg zdecydował, że finalna droga do zbawienia przechodzi przez Kościół, to kimże jestem, aby w swej pysze twierdzić, że ja sam wymyślę sobie własną ścieżkę lepiej? W ten sposób obserwujemy zderzenie wizji liberalnej wolności z jej postawieniem na całkowitą swobodę decyzji pojedynczego człowieka z wizją katolicką, gdzie wolność oznacza dobór najlepszych narzędzi/rozeznanie życiowego powołania, które ma nas wszystkich doprowadzić do jednego konkretnego celu: zjednoczenia z Bogiem w życiu wiecznym. W przeciwieństwie do liberalnej wolności człowiek katolicki nie wybiera sobie własnego egzystencjalnego celu – on jest już nam nadany z góry przez Stwórcę.
Pobożny antyklerykalizm na wzór Jezusa Chrystusa
Przyjęcie dominującej perspektywy Mistycznego Ciała Chrystusa nie oznacza popadnięcia w jakiś pozaświatowy spirytualizm czy fałszywą wizję bezgrzesznego Kościoła. Perspektywa Mistycznego Ciała Chrystusa nie eliminuje zła i grzechu Kościoła jako instytucji ziemskiej, lecz pozwala nam nie zapominać o jego finalnym celu – prowadzeniu ludzi do zbawienia w Królestwie Bożym.
Dlatego właśnie tak istotna jest walka o oczyszczenie Kościoła polskiego z grzechów konkretnych księży i biskupów. Nie porzucanie Kościoła na rzecz mrzonki budowy jakiś nowych religijnych instytucji lub ucieczka w indywidualną relację z Bogiem bez sakramentów, lecz gorliwość na wzór ewangelicznej sceny, kiedy Chrystus wyrzuca ze Świątyni kupców.
Ta postawa swoistego pobożnego antyklerykalizmu (pojęcie przedstawione przez mojego redakcyjnego kolegę Łukasza Kożuchowskiego) nakazuje nam przeciwstawiać się grzechom ludzi Kościoła ze względu na traktowanie Kościoła w pierwszej kolejności jako Mistycznego Ciała Chrystusa – „wehikułu zbawienia” dla wszystkich wierzących.
Oznacza to zarówno gotowość domagania się skazania księży-pedofilów na wieloletnie kary więzienia (perspektywa doczesna), jak i podkreślanie, że sprawowanie przez tych księży Najświętszej Ofiary jest obrzydliwością i demonicznym bluźnierstwem (perspektywa życia wiecznego). Nie oznacza jednak „rzucania papierami” i dokonywania aktu apostazji. Bo członkiem Kościoła nie jest się dla kardynała Dziwisza lub fajnych dominikanów, lecz dla Boga w Trójcy Jedynego, który czeka na nas w tajemnicy Eucharystii i ofierze każdej Mszy św. I finalnie tylko to się liczy.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.