Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Nowa chadecja to tożsamość prowincji

Nowa chadecja to tożsamość prowincji Autorka: Magdalena Karpińska

Miasto śmieje się ze wsi, a wieś nienawidzi miasta. Mieszczuch to liberał, człowiek ze wsi to konserwatysta. Taki jest stereotyp. Podział ten, odczytywany głównie przez pryzmat preferencji wyborczych, okazuje się dużo głębszy. Jeśli chcemy jakkolwiek zaradzić temu konfliktowi, musimy nie tylko prawidłowo go opisać, ale także prognozować możliwy rozwój sytuacji. Przyszłość dla projektu nowej chadecji jest niestety w tym kontekście wyraźnie niekorzystna. Nie wszystko jednak stracone.

Esej stanowi część rocznika Klubu Jagiellońskiego pt. „Nowa chadecja”. Publikację można pobrać tutaj.

Skazani na konflikt

Pojęcia centrum i peryferii kojarzą nam się przede wszystkim z pracami amerykańskiego badacza, Immanuela Wallersteina, ojca powstałej w latach 70. XX wieku koncepcji systemów-światów. Wallerstein rozszerzył badania nad teoriami rozwoju zależnego, stworzył opis zasad rządzących światowym systemem gospodarczo-politycznym. Głównym założeniem tej koncepcji jest twierdzenie, że centrum akumuluje kapitał, natomiast peryferie dostosowują się z konieczności do dyktowanych przez centrum warunków. Kluczowym źródłem przewagi państw rdzenia jest stworzenie specyficznego podziału pracy. Cywilizacyjne centrum zarządza najbardziej cennymi i wyrafinowanymi technicznie procesami produkcyjnymi, całą resztę zostawia się peryferiom. Rdzeń charakteryzuje się ponadto dominacją instytucji finansowych, bowiem samo obracanie posiadanym kapitałem przynosi większe zyski niż produkcja.

Dlaczego zwracam na to uwagę? W gruncie rzeczy bowiem schemat Wallersteina można zastosować do opisu sytuacji wewnątrz polskiego państwa. Wydaję się, że stosunki między miastem i prowincją rządzą się podobnymi prawami jak te opisujące zależność między państwami. Oczywiście, bardzo trudno jest znaleźć proste paralele między społecznymi zmianami, z którymi przychodzi nam się mierzyć w Polsce, a tymi, które obserwujemy w Europie Zachodniej lub za oceanem. Globalne trendy nakładają się tu na unikalne doświadczenia historyczne, kulturę i tożsamość. Z jednej więc strony podstawowe dane w rachunku zależności zglobalizowanego świata są dla nas identyczne, z drugiej lokalne zmienne powodują, że nasza ścieżka jest, i jeszcze długo pozostanie, odmienna względem społeczeństw Zachodu. Pozycja półperyferii daje nam czas na reakcję i uniknięcie błędów, których nie ustrzegły się państwa rozwinięte. Konflikt na linii miasto-peryferie jest doświadczeniem łączącym wiele współczesnych społeczeństw.

Ostatnie lata ujawniły nowy konflikt, który jako pierwszy opisał w polskiej debacie publicznej Michał Kuź. Podział między lewicą a prawicą jest anachroniczny, najważniejszym tożsamościowo konfliktem jest bowiem rozróżnienie na lokalsów i globalsów.

Pierwsi chcą ograniczenia wpływu międzynarodowego kapitału, a także skupienia na tworzeniu miejsc pracy na poziomie lokalnym. Drudzy natomiast dążą do utrzymania gospodarki na globalistycznej smyczy regulującej codzienne życie małych społeczności (Kuź, 2015). Te podziały wpłynęły na decyzję Brytyjczyków o opuszczeniu Unii Europejskiej, na wybór Donalda Trumpa na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, jak również znajdywały odzwierciedlenie w niepokojach społecznych w postaci protestów żółtych kamizelek. Przebicie się lokalistycznej narracji tłumaczy też w pewnym sensie sukcesy takich ugrupowań, jak Alternatywa dla Niemiec, francuski Front Narodowy i włoski Ruch Pięciu Gwiazd.

Nie jesteśmy osamotnieni

W polskich realiach możemy mówić właściwie o jednym centrum – Warszawie, która z racji wielkości posiada łatwość akumulowania kapitału, a dodatkowo jest ośrodkiem władzy politycznej, co stanowi o jej głównej sile. Pozostałe miasta to jedynie półperyferie łączące funkcje lokalnego centrum, a jednocześnie peryferii względem stolicy. Wreszcie mamy peryferie par excellence, które ze względu na swoje położenie w systemie zmuszone są do tworzeniu niewielkiej wartości dodanej.

Opierają się na tym, co skapnie z centrali. Ilustracją ostatniego mechanizmu mogą być strefy ekonomiczne sytuowane w miejscach szczególnie wysokiego bezrobocia. W ten sposób otwiera się produkcje nieatrakcyjne z perspektywy centrum, które jednak zapewniają mieszkańcom peryferii potrzebne miejsca pracy. Nadrzędny mechanizm rządzący polską gospodarką jest więc zgodny z opisem Wallersteina – naturalnym i niepowstrzymywanym przez lata procesem był drenaż prowincji do zasilania największych miast, na czele z Warszawą. Wysokie poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości jest w pewnej mierze ubocznym skutkiem przyjęcia takiego modelu rozwojowego Polski.

Dominująca pozycja jednego tylko miasta – stolicy – wydaje się typowym problemem państw naszego regionu. Bratysława, Budapeszt, Praga, a wreszcie państwa Bałkanów to przykłady, w których stolica osiąga poziom wysokiej średniej państw centrum, jednocześnie rzuca cień na wszystkie pozostałe miasta. Taki model rozwojowy nie pozwala na wykształcenie się kilku ośrodków centralnych. Zupełnie odmienną sytuację możemy obserwować chociażby na przykładzie zróżnicowanych potencjałów największych miast niemieckich. Obok Berlina to kolejno Hamburg, Kolonia, Frankfurt nad Menem, Stuttgart i Monachium. Rozproszona administracja publiczna, silne media i lokalne elity tworzą potencjał, którego brakuje nam dziś w Polsce.

Ludowa opowieść PiS-u

Upadek koncepcji polaryzacyjno-dyfuzyjnej zbiegł się w czasie z trendami widocznymi w Europie Zachodniej i zmianą polityczną w naszym kraju. Przez 8 lat rządów koalicji Platformy Obywatelskiej z Polskim Stronnictwem Ludowym osiągnęliśmy po raz pierwszy tak stabilną większość parlamentarną. Prowincja po okresie świetności ludowego trybuna, Andrzeja Leppera, nie miała w sobie na tyle złości i politycznej determinacji, aby zastąpić go kimś nowym. Jednak moment przesilenia musiał nadejść. Zbiegł się z kryzysami w innych krajach Zachodu. Program Prawa i Sprawiedliwości z 2015 roku idealnie wpisywał się w lokalistyczne oczekiwania mieszkańców Polski B.

Zerwanie z dyktatem międzynarodowych korporacji, szerszy program redystrybucji, skierowanie swojej uwagi nie na lokomotywy wzrostu, czyli metropolie, ale właśnie na prowincję. “Polska w ruinie” to opowieść, która odsłoniła zapomniane części kraju, pozwoliła świetnie zintegrować lokalistyczną emocję, i to zarówno na peryferiach, jak i w rejonach granicznych, czyli miastach półperyferyjnych, gdzie pracownicy nowopowstałych centrów finansowych mieszają się z pracownikami popeerelowskich zakładów przemysłowych.

Ludowa polityka PiS-u

Jednak za narracją poszły także działania i chociaż Prawo i Sprawiedliwość zaledwie w części zrealizowało takie programy, jak Plan na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, to jednak część z rozwiązań wprowadzonych po 2015 roku, na czele z programem 500+, znacząco wpłynęła na obniżenia napięcia na linii miasto-wieś. Jak odnotowuje w raporcie Polska wieś 2020. Raport o stanie wsi profesor Barbara Fedyszak-Radziejowska, „w porównaniu z całym społeczeństwem stopień niezadowolenia z dochodów i sytuacji finansowej jest zarówno wśród rolników (23%), jak i mieszkańców wsi (25%) zbliżony do poziomu niezadowolenia wszystkich badanych przez CBOS w grudniu 2019 r. Polaków (22%)” (Fedyszak-Radziejowska, 2020: 62).

Fedyszak-Radziejowska podkreśla, że „zmiana między rokiem 2018 a 2020 nastąpiła w deklaracjach zadowolenia rolników i mieszkańców wsi z perspektyw na przyszłość oraz materialnych warunków życia. Przyrost optymizmu rolników (prawie o 20 p.p.) w ocenie własnych perspektyw, zadowolenia z materialnych warunków bytu i mieszkania (o 8 p.p.), a także z dochodów i sytuacji materialnej (o 6 p.p.) potwierdza hipotezę o utrwaleniu się ich postawy akceptacji zarówno dla sytuacji zawodowej, jak i miejsca zamieszkania” (Tamże: 62-63). Co więcej, jak zauważa dalej pani profesor „w 2018 r. dochód miesięczny na gospodarstwo domowe wynosił w skali kraju 4740 zł, w rodzinach pracowniczych – 5591 zł, w rodzinach rolniczych – 6787 zł, a w gospodarstwach domowych osób pracujących na własny rachunek – 6865 zł” (Tamże).

W świetle tych danych czynnikiem różnicującym poziom dochodów w gospodarstwach domowych na wsi i w mieście okazuje się nie tyle fakt zamieszkiwania określonego regionu i związku z rolnictwem, ile forma zatrudnienia i wielkość rodziny. W ten sposób ujawnia się zupełnie inne pęknięcie. Skrótowo mówił o nim dr Jakub Sawulski w wywiadzie dla Klubu Jagiellońskiego: „Na rynek pracy w Polsce składają się dwa oddzielne światy. Na wsi największym problemem są śmieciówki, w miastach brak work-life balance” (Sawulski, 2019).

Rzeczywistość w poprzek podziałom

Oczywiście sam rynek nie może tłumaczyć całości tego skomplikowanego zagadnienia, jednak jest kluczowym wskaźnikiem, który kieruje nas ku niezwykle ważnej konkluzji – podział na miasto i wieś nie jest tym samym co podział na centrum i peryferie, a nakładanie na to w tej chwili jakiejkolwiek mapy wyborczej nie ma większego sensu. Można nawet stwierdzić, że to właśnie obszary pierwotnie wiejskie są miejscami najbardziej gwałtownych zmian krajobrazowych i społecznych.

Powstawanie miasta-wsi, dezagraryzacja terenów wiejskich i pojawienie się nowego podmiejskiego mieszkalnictwa, wielkopowierzchniowych inwestycji czy dochodowych upraw sprawiają, że o opowiedzeniu się po którejś ze stron decyduje miejsce na mapie, a nie wielkość ośrodka, w którym się mieszka. Można być więc jednocześnie lokalistycznym mieszkańcem Krakowa, jak i kosmopolitycznie nastawionym rolnikiem spod Limanowej.

Potwierdza to także raport Fundacji na Rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa. Statystyczny podział na linii miasto-wieś staje się stereotypem niemającym już wiele wspólnego z prawdą, a akceptacja wiejskiego stylu życia nie różni się zasadniczo od przychylności wobec mieszkania w mieście. Potwierdzają to zjawisko kolejne sondaże CBOS-u, w których dowartościowanie miejsca zamieszkania nie zależy już od tego podziału. Co więcej, jak pisze Wojciech Józef Burszta, „dzisiejsza prowincja nie chce za żadną cenę być postrzegana jako tradycjonalistyczna, zamknięta na świat i żywiąca się lokalnymi treściami, ale eksponuje swoją dawniejszość z założeniem, że nie ma ona nic wspólnego ze współczesnymi aspiracjami” (Burszta, 2014: 130).

Zjawisko to potwierdzają najnowsze publikacje, takie jak książka Karoliny Kuszyk – Poniemieckie – w której autorka opisuje, w jaki sposób trzecie pokolenie osób osiedlonych na Ziemiach Odzyskanych jest jednocześnie pierwszym, które czuje się u siebie. Tym samym tożsamość lokalna, także ta odkrywana i dopiero nazywana, paradoksalnie może dodawać polskiej kulturze kolorytu, a jednocześnie być zbyt słaba, aby nie ulec współczesnym aspiracjom wyznaczonym przez kosmopolityczne centrum.

To ogromne wyzwanie i ostrzeżenie dla projektu nowej chadecji. Silna polityczna tożsamość zakorzeniona w chrześcijańskim imaginarium zwyczajnie idzie w parze z lokalnością. Jeśli więc Polska B ulegnie w zupełności procesom kulturowym pochodzącym z centrum, nowa chadecja będzie przekazem kierowanym do niewielkiej liczby osób.

Moc kultury

Dlaczego to właśnie kultura jest kluczowa? Naprzeciw wychodzi nam Michał Łuczewski, który w wywiadzie dla miesięcznika „Pismo” mówi: „Na Wschodzie rządzi kapitał polityczny […] na Zachodzie ekonomiczny […] my nigdy nie dysponowaliśmy siłą gospodarczą, a nasze instytucje polityczne były słabe i nie miały międzynarodowego znaczenia. Więc musieliśmy znaleźć jakąś inną zasadę budowania jedności niż polityka czy ekonomia – i to była zasada kulturowa” (Lewestam, Łuczewski, 2020: 36). Tym zdaniem Łuczewski poddaje w wątpliwość tezę o możliwie łatwym przeniesieniu koncepcji Wallersteina na grunt polski. Zwraca uwagę, że to kultura peryferii jest kluczowym źródłem władzy w Polsce, a więc zupełnie odwrotnie niż funkcjonuje to w większości państw Wschodu i Zachodu.

Z tego wynika podstawowy konflikt w Polsce, którego w październiku 2020 roku możemy być świadkami – obserwujemy miasta protestujące przeciwko zmianom aborcyjnym. Symbolicznym punktem na mapie konfliktu jest Warszawa, gdzie kultura wielkiego miasta zderza się z kulturą peryferii, emanacją, której jest polityka Prawa i Sprawiedliwości. Miejsce sprawowania władzy przy ulicy Wiejskiej staje się wręcz symbolem narzucenia ram kulturowych przez prowincję – obcą kosmopolitycznemu, otwartemu miastu. Bez kulturowej hegemonii zarówno Warszawa, jak i pozostałe wielkie ośrodki nie mogą pogodzić się z brakiem pełnej podmiotowości. Obrazu tego nie zmienia fakt, że również w niewielkich polskich ośrodkach miejskich były organizowane protesty. Tam miały one zupełnie inny, mniej antychrześcijański i antytradycjonalistyczny charakter.

Chadecja to prowincja

Kiedy znów spojrzymy na raport Polska wieś 2020, to zobaczymy, że dla badanych najważniejszym atutem wsi jest grono przyjaciół i znajomych, więzi zawodowe i sąsiedzkie. Przyrost naturalny na 1000 osób ludności wynosił w miastach 1,2, a na wsi pozostawał w swoistej równowadze – 0,0. Co więcej, istnieje zależność wskazująca, że im większe miasto, tym późniejsza ciąża i mniej dzieci. Dodatkowo mieszkańcy wsi wcale nie odbiegają pod względem zaangażowania społecznego od wielkomiejskich rodaków.

„Specyfika społecznej aktywności mieszkańców wsi polega na przedkładaniu niesformalizowanej aktywności na rzecz własnej wspólnoty nad tworzenie nowych organizacji. To dlatego niekorzystny na tle miasta bilans wiejskich organizacji pozarządowych okazuje się pozorny, gdy uzupełnimy go o 8 tys. stowarzyszeń związanych z Kościołem i 15 tys. aktywnych, tradycyjnych Ochotniczych Straży Pożarnych” – pisze autorka (Fedyszak-Radziejowska, 2020: 68).

Można jeszcze długo wymieniać wartości, jakie chrześcijańska demokracja ceni, a które zdeponowane są przede wszystkim na polskich peryferiach. Dziś widać wyraźnie, że potencjał projektu nowej chadecji, rozumianego jako obecność w debacie publicznej wrażliwości chrześcijańsko-ludowego centrum reprezentowanego przez młodych ludzi, jest niewielki. Badania Pew Research Center pokazują, że najmłodsze pokolenie w Polsce dynamicznie się sekularyzuje. Jeśli weźmiemy pod uwagę deklarowaną religijność, okaże się, że różnica miedzy pokoleniem najmłodszym a pozostałymi jest największa spośród wszystkich badanych krajów.

Dlatego jak najszybciej musimy zwrócić się w stronę prowincji, aby jej udział w kolejnym wzroście gospodarczym nie sprawił, że chrześcijańsko-ludowe imaginarium przeobrazi się w kulturową globalizację. Kościół jest zbyt słaby, dlatego musimy otoczyć prowincję nowymi instytucjami kultury i sportu, nowym wspólnototwórczym planem zabudowy i instytucjami wsparcia rodziny. Trzeba podnosić poziom życia nie poprzez proste transfery gotówkowe, ale zapośredniczone przez przyjazne dla obywatela instytucje państwa.

Rządy PiS-u ograniczają się do centralizacji władzy, która czerpie z siły prowincji, ale nie darzy jej polityczną podmiotowością. Polityka ta została sprowadzona do prostych transferów bezpośrednich. To nie wystarczy, aby dobijający do polskiej średniej wyborcy w łatwy sposób nie dokonali rozbratu z konserwatywną tożsamością na rzecz nowego projektu. Według spisu powszechnego z 1950 roku Polaków było 25 milionów. Dziś zastępowalność pokoleń osiąga wskaźnik o wielkości 1,38 zamiast 2,1, co pokazuje, jak szybko można stracić to, co w państwie najważniejsze – obywateli. Zamiast dociskać pedał gazu, ścigając Niemców i Francuzów, musimy zastanowić się, jakiego państwa naprawdę chcemy. Jesteśmy w momencie kluczowym, w którym odejście PiS-u po drugiej kadencji może zwiastować zmianę społecznych oczekiwań.

***

Jeżeli szybko nie zaproponujemy nowej opowieści politycznej zamiast kompromitującego się na naszych oczach tradycjonalizmu sterowanego od góry, nowa chadecja może stać się elitarystycznym, krakowsko-warszawskim klubem owładniętym chłopomanią. Marzenie o nowej kulturowej ścieżce może pozostać na peronie, z którego współczesność dawno już odjechała. Jak pisał niemiecki filozof, Odo Marquard, „dzieci, dla których rzeczywistość jest przygniatająco obca, potrzebują dla wyrównania żelaznej porcji tego, co swojskie: swych misiów, które z tego powodu ciągną wszędzie ze sobą.

Tak właśnie nowocześni dorośli – którym świat wskutek przyspieszenia ciągle odsłania swą obcość – potrzebują ideologii bliskiego nastania tego oczekiwanego, uzdrowionego doczesnego świata: jest to mentalny miś nowocześnie zdziecinniałego dorosłego” (Marquard, 1994: 89). Tym ma być dziś nowa chadecja – odpowiedzią na nowocześnie zdziecinniałego dorosłego, któremu przedstawi się inną, bezpieczną wizję przyszłości. To nie wyeliminuje od razu symbolicznego konfliktu centrum i peryferii, ale być może stanie się początkiem jakiegoś nowego, twórczego politycznego (sensu largo) impulsu.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.