Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Chińczycy wygrają technologiczny wyścig dzięki kulturze kopiowania? Wokół książki „Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa” Kai-Fu Lee

przeczytanie zajmie 8 min
Chińczycy wygrają technologiczny wyścig dzięki kulturze kopiowania? Wokół książki „Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa” Kai-Fu Lee Autor ilustracji: Magdalena Karpińska

Politycy skupiają się na konflikcie USA-Chiny, ale za rogiem czeka wywołana przez sztuczną inteligencję transformacja społeczeństw, która może wywrócić obydwa imperia. Każda chwila spędzona na dyskusjach o zakazie dla TikToka i 5G to chwila mniej poświęcona dostosowaniu społeczeństwa do tych przemian, zdaje się sugerować Kai Fu-Lee w książce Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa. Chiny, USA i przyszłość świata.

Wzbudzające emocje książki o przyszłości świata w erze robotów i sztucznej inteligencji do tej pory pisane były głównie w Massachusetts Institute of Technology (MIT), Dolinie Krzemowej i ewentualnie na Oxfordzie. Tym razem, możliwe, że po raz pierwszy w przypadku tak szeroko dyskutowanej pozycji, mamy do czynienia z autorem, który od lat mieszka w Pekinie i to właśnie z tamtej perspektywy spojrzał na technologiczny wyścig między USA a Chinami.

Kai-Fu Lee to urodzony na Tajwanie Amerykanin, autor przełomowego doktoratu na Uniwersytecie Carnegie Mellon na temat systemu rozpoznawania mowy, były pracownik Apple, Google i Microsoftu. W dwóch ostatnich przypadkach to również dyrektor w ich chińskich oddziałach. Zachód widać potrzebował człowieka ze stemplem jakości najlepszych firm i uniwersytetów, aby wczytać się w to, co ma do przekazania.

Przede wszystkim jednak Kai-Fu Lee to twórca jednego z pierwszych i największych funduszy inwestycyjnych venture capital w Chinach – Sinovation Ventures. To jedna z osób, która na własne oczy śledziła powstanie pierwszej fali chińskich startupów. W tym tych, które dziś są już globalnymi gigantami, jak np. Tencent, Alibaba czy Baidu.

Dlaczego Chiny pokonają Zachód w technologicznym wyścigu?

W pierwszej części książki Kai-Fu Lee przekonuje, że Chiny pokonają USA dzięki kombinacji trzech kluczowych czynników: kultury kopiowania, ogromu zgromadzonych danych i wejścia w świat rzeczywisty.

Najświeższy jest pierwszy z argumentów. Chińska gospodarka lat 80. i 90. rosła w dużej mierze dzięki kopiowaniu zachodnich produktów i sprzedaży ich podróbek. Całe społeczeństwo – od szefów fabryk po rodzinne warsztaty – nauczyło się podrabiać torebki, jeansy, a w końcu samochody i iPody. Można tę umiejętność potraktować jako wadę dzisiejszych Chin, które dopiero muszą nauczyć się kreatywności i innowacyjności. Kai-Fu Lee twierdzi, że to błąd zachodniego spojrzenia. Widzi w tej sytuacji ogromną zaletę.

Autor twierdzi, że luźne zasady ochrony własności intelektualnej stworzyły na ogromnym rynku warunki do hiperkonkurencyjności. Dzięki temu, że kopiowanie nie jest w Chinach wstydem, internetowych serwisów wzorowanych na zachodnich pierwowzorach powstało tysiące. Zwyciężali Ci, którzy potrafili swoją kopię jak najlepiej dopasować do wymagań chińskich konkurentów.

Jedna z pierwszych chińskich kopii Facebooka, nazwana Xiaonei, miała nawet podpis: „A Mark Zuckerberg Production”. To, co dla nas jest powodem do wstydu, w Chinach jest doceniane jako spryt.

Drugi argument jest już szerzej znany, a dotyczy tego, że chińskie firmy mają praktycznie nieograniczony dostęp do danych, co pomaga im się rozwijać i trenować algorytmy. Tutaj Lee powtarza wielokrotnie przypominany argument programistów sztucznej inteligencji: więcej dobrej jakości danych to większe możliwości trenowania algorytmów. Dane umożliwiają lepsze poznanie klienta, szybsze dostosowanie produktu do jego wymagań i szybszą ewolucję. Na Zachodzie nie chcemy się na to godzić ze względu na prywatność.

Trzecią przewagą Chin, przynajmniej według autora omawianej książki, jest to, że chińskie startupy w odróżnieniu od amerykańskich odważnie wchodzą w świat rzeczywisty. Lee nazywa to różnicą między „lekką” a „ciężką” innowacją. Autor twierdzi, że Dolina Krzemowa jest przepełniona ludźmi, którzy chcą naprawiać świat z wygodnych biur, wyłącznie dzięki tworzonym przez siebie aplikacjom. Z kolei chiński przedsiębiorca ma jeden cel: zarobić. Jeśli wygranie z konkurencyjną aplikacją wymaga kontroli nad całym procesem, to ten łańcuch opanuje. Nie zawaha się wyjść na ulicę, wynająć swoich kierowców do rozwożenia dań czy ludzi, zbuduje swoje urządzenia elektroniczne do współdzielonych rowerów. A jeśli trzeba – to anegdota opisywana w książce – to naśle na konkurencję prokuraturę chociażby po to, by na parę dni wyłączyć ją z efektywnego działania. W Chinach trwa ciągła wojna kopistów dążących do cięcia kosztów i optymalizacji produktu. Hiperkonkurencyjna natura chińskiej przedsiębiorczości brzmi jak szczyt marzeń wolnorynkowców.

Czy Chiny na pewno są faworytem wyścigu?

Lee przedstawia chińskie spojrzenie na świat i podkreśla dumę z chińskich cech. Jednak ChRL niekoniecznie jest rajem prowadzenia przedsiębiorczości, a przeszkodą hamującą rozwój startupów jest wszechwładza administracji.

Kontrargumentów dla przedstawianego przez Lee chińskiego success story dostarcza nam ekonomiczny bestseller – Dlaczego narody przegrywają? – Darona Acemoglu (MIT) i Jamesa Robinsona (Uniwersytet Chicago). Według nich niewielkie grono państw, którym udało się uciec z biedy do grona narodów bogatych, charakteryzowało się przede wszystkim inkluzyjnością instytucji politycznych i gospodarczych. Acemoglu i Robinson twierdzą, że w ten sposób da się wyjaśnić trwający od lat 70. sukces Chin. Reformy Deng Xiaopinga stworzyły przecież o wiele większe możliwości gromadzenia osobistego majątku i wprowadziły pewne gwarancje własności prywatnej.

Jednak czy własność prywatna jest tam prawdziwie zagwarantowana? Na ile w Chinach naprawdę twój majątek należy do ciebie, a nie do państwa? Sam Kai-Fu Lee podaje pozytywny przykład pekińskiej dzielnicy Zhongguancun, która stała się symbolem i sercem technologicznej innowacyjności Chin. Jeden urzędnik, Guo Hong, zechciał wcielić w życie wizję pekińskiej Doliny Krzemowej. Więc w zarządzanym przez siebie rejonie postanowił stworzyć Aleję Przedsiębiorców. Wybrał jeden z deptaków Zhongguancun, eksmitował stamtąd biblioteki, małych przedsiębiorców, sklepy z elektroniką. Zburzył budynki, zbudował eleganckie nowe biura, a chcące przeprowadzić się tam fundusze inwestycyjne i startupy zwalniał z czynszu nawet na trzy lata.

Mała przedsiębiorczość i kopiowana elektronika stały się dla partii passé, więc z dnia na dzień zostały zastąpione startupami. Przyniosło to sukces, ale jakim kosztem? Jeśli wola jednego urzędnika może zmieść twój biznes z dnia na dzień, to czy naprawdę warto inwestować czas i pieniądze?

Chińskie władze może i niszczą domy, ale przecież nie słychać o przejmowaniu startupów. Tyle że nie muszą tego robić, aby mieć wpływ na ich kształt i rozwój. „Obecnie wdrażana jest kolejna faza chińskiego kapitalizmu państwowego – nazwijmy ją Xinomiką” – pisał ostatnio „The Economist, który powyższą nazwę stworzył od imienia Xi Jinpinga.

Jednym z trzech filarów jest zacieranie różnicy między firmami państwowymi a prywatnymi. Kraje zachęcane są do zwiększania zysków i pozyskiwania prywatnych inwestycji. Strategiczne decyzje tych prywatnych w coraz większym stopniu są kontrolowane przez obowiązkowo istniejące partyjne komórki. Wielka strategia „Made in China 2025”, która wzywała cały kraj do technologicznej przedsiębiorczości, nie zdradzała zamiarów. To nowy dodatek przewodniczącego ChRL, który bierze się z chęci wykorzystania gospodarki do zewnętrznych celów politycznych.

Ogólnodostępne dane to również, co już doskonale wiadomo, nie tylko narzędzia pozwalające wzrastać startupom czy zarządzać miastami. Dostęp do ogromu istniejących danych jest wygodny dla partii. Niektórzy, jak Yuval Harari, twierdzą, że dzięki temu można wyeliminować jeden z ogromnych kosztów XX-wiecznych autorytaryzmów: trudność w kontroli społeczeństwa. Chiński system zaufania społecznego lub wydarzenia z Hong Kongu są przykładami ich wykorzystania w służbie partii. Mają domykać system polityczny.

Według przeróżnych badań (głównie zachodnich) uniwersytetów do rozwoju przedsiębiorczości i technologii potrzebne są: decentralizacja podejmowania decyzji, wolność wypowiedzi, możliwość partycypacji w politycznych instytucjach i system gwarantujący bezpieczeństwo majątku.

Xi Jinping na naszych oczach chce stworzyć alternatywę – częściowo sterowany odgórnie, działający zgodnie ze strategiczną wizją partii system, w którym obywatelom niepotrzebna jest wolność słowa i demokracja. Podporządkowanie gospodarki interesom narodowym, dyktowanym centralnie przez partię i jej wodza, stawia pod znakiem zapytania wizję Lee.

Wielka historia małych ludzi

Wątek chińsko-amerykańskiej rywalizacji w rozwoju sztucznej inteligencji nagle kończy się w połowie. W książce jeden wątek się urywa, a rozpoczyna zupełnie inny. Druga część to autobiograficzna opowieść o walce z nowotworem. Autor w trakcie leczenia przemyślał swoje podejście do życia, zrezygnował z poświęcania wszystkiego karierze i zaczął spędzać więcej czasu z rodziną.

Przemiana prowadzi Lee do rozmyślań nad przyszłością społeczeństw w erze sztucznej inteligencji. Pomimo tego, że ogólna sztuczna inteligencja jest nadal bardzo odległa, a być może niemożliwa – argumentuje Lee – wszystkich nas czeka w nadchodzących latach głębokie przeobrażenie rynku pracy, konieczność redukcji czasu pracy (o czym pisaliśmy również na łamach naszego portalu), być może wprowadzenie pensji za wolontariat i wynagrodzenia za pracę społeczną. Autor książki krytykuje propozycję gwarantowanego dochodu podstawowego jako postulatu indywidualistycznego i skrajnie liberalnego, dającego ludziom finanse na wegetację na bezrobociu.

Lee nie ma nadziei, że osoby tworzące technologie i przedsiębiorstwa same pomogą nam uniknąć czarnych scenariuszy. Technologia nas po prostu nie zbawi. Utrata sensu, wyparcie z rynku pracy, konieczność wynalezienia nowego kontraktu społecznego – to wyzwania globalne, mogące całkowicie zdestabilizować każde imperium, zarówno Chiny, jak i Stany Zjednoczone. Technologiczny postęp bez mądrej polityki zaprowadzi nas do społecznych problemów na niespotykaną skalę.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych.

Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o zachowanie informacji o finansowaniu artykułu oraz podanie linku do naszej strony.