Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.

Czy Kidawa-Błońska straci nominację, a PiS zastąpi Dudę Szumowskim? 5 pytań o przełożone wybory

Czy Kidawa-Błońska straci nominację, a PiS zastąpi Dudę Szumowskim? 5 pytań o przełożone wybory źródło: https://www.youtube.com/watch?v=DJF4wCawT-k

Czy Jarosław Kaczyński ma rację, argumentując, że nie ma dziś spełnionych prawnych przesłanek do wprowadzenia stanu klęski żywiołowej? Czy Małgorzata Kidawa-Błońska powinna bać się wycofania jej kandydatury, PiS zastąpi urzędującego prezydenta Łukaszem Szumowskim, a Lewica wystawi Adriana Zandberga w miejsca Roberta Biedronia? Czy przy nawrocie epidemii jesienią ewentualne przełożone wybory muszą być równie niebezpieczne, jak te majowe? Czy kadencja Andrzeja Dudy może zostać wydłużona o rok? Próbujemy odpowiedzieć na najciekawsze wątpliwości, które pojawiają się w toku dyskusji o ewentualnym przesunięciu wyborów.

Przypomnijmy: w tekście z 18 marca zaproponowaliśmy, by ewentualne wprowadzenie stanu nadzwyczajnego nastąpiło dopiero po zakończeniu rejestracji kandydatów, a więc po 27 marca. Apelujemy również, by ze względu na potencjał wystąpienia licznych wątpliwości i protestów wyborczych wcześniej kompromisowo rozwiązać kwestię izby Sądu Najwyższego, który orzeknie o ważności wyborów. Dziś, z powodu uśpionej chwilowo wojny o sądownictwo, wyznaczona do tego ustawą Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych pozostaje zawieszona. Bez zmiany przepisów spodziewać możemy się podważania jej legitymizacji, a w efekcie – podkopywania zaufania do całego procesu wyborczego.

Dyskusja o przyspieszonych wyborach nie ustaje: w ostatnich dniach i godzinach wypowiedzieli się na ten temat premier – Mateusz Morawiecki, minister zdrowia – Łukasz Szumowski, szef Kancelarii Premiera – Michał Dworczyk, a wreszcie prezes Prawa i Sprawiedliwości – Jarosław Kaczyński. Sytuacja prawna nie jest jasna, więc spróbujmy chociaż rozważyć kilka wątpliwości, które pojawiły się w debacie publicznej w ostatnich dniach i godzinach.

Wątpliwość 1: Co jeśli jesienią będzie gorzej?

„Według mojej opinii wybory prezydenckie powinny się odbyć w zaplanowanym terminie, ponieważ jestem przekonany o tym, że w dłuższej perspektywie może nastąpić bardzo wiele nieprzewidzianych okoliczności. Może np. jesienią nastąpić nawrót koronawirusa zgodnie z niektórymi przewidywaniami, więc tego typu spekulacje są zawsze poddane bardzo wielu zmiennym, wielu niewiadomym” – mówił w środę premier, Mateusz Morawiecki. Podobne głosy – o ryzyku jesiennego zaostrzenia sytuacji – zaczęły wybrzmiewać w różnych punktach obozu rządzącego.

Na pierwszy rzut oka ta argumentacja wydaje się logiczna. Po głębszym zastanowieniu budzi jednak istotną wątpliwość. Możemy dziś zakładać z prawdopodobieństwem bliskim pewności, że do maja zagrożenie epidemiologiczne całkowicie nie wygaśnie. Mamy w większości nadzieję, że jesienią będzie istniało tylko jego ryzyko. Skala niewiadomych, o których słusznie mówi premier, każe po prostu już dziś zacząć lepsze przygotowanie do potencjalnego głosowania jesienią, nawet jeśli epidemia będzie trwała. Uczynienie zaś tych przygotowań do maja jeśli jest nie niemożliwe, to niezwykle ryzykowne.

Dzisiaj, jak zwraca uwagę chociażby były szef Państwowej Komisji Wyborczej – sędzia Wojciech Hermeliński – przepisy Kodeksu wyborczego nie pozwalają zapewnić możliwości głosowania osobom w kwarantannie.

Decydując się na przełożenie wyborów na jesień jeszcze przed ogłoszeniem stanu nadzwyczajnego, przy okazji nadchodzących posiedzeń Sejmu i Senatu, koniecznych ze względu na tzw. tarczę antykryzysową, należy dokonać takich zmian w przepisach wyborczych, które uchronią przebywających w kwarantannie od utraty prawa wyborczego. W praktyce musiałoby to oznaczać rozszerzenie na takie osoby rozwiązań zastrzeżonych dla niepełnosprawnych – głosowania korespondencyjnego oraz przez pełnomocnika.

Profesor Jarosław Flis celnie zwraca zresztą uwagę, że nie musi to być rozszerzenie możliwości głosowania korespondencyjnego wyłącznie o osoby w kwarantannie, ale właściwie wszystkich chętnych obywateli. Taka możliwość w polskim prawie została wprowadzona kilka lat temu, ale wycofano się z niej wcześniej, niż zdążyła się upowszechnić. Odpowiedni projekt ustawy rozszerzający możliwość głosowania pocztowego na okoliczność trwającej pandemii pojawił się już na przykład w ostatnich dniach w amerykańskim Senacie.

Przypomnijmy: Konstytucja zabrania zmiany przepisów wyborczych w czasie stanu nadzwyczajnego, więc należałoby tego dokonać przed jego ogłoszeniem lub po nim. Termin „przed” wydaje się dużo bardziej uzasadniony. Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie zwracał bowiem uwagę, że nie należy zmieniać przepisów wyborczych na pół roku przed wyborami. Co prawda, ów okres karencji Trybunał dotąd traktował jako czas od ogłoszenia zmiany prawa do uruchomienia kalendarza wyborczego, a więc w praktyce sporo więcej niż pół roku, ale aktualna wyjątkowa sytuacja zdaje się usprawiedliwiać taką zmianę w nieco krótszym, ale wciąż pozwalającym na spokojne przygotowanie procedur terminie.

Wątpliwość 2: Czy stan nadzwyczajny jest dziś uzasadniony?

Druga fundamentalna wątpliwość związana jest z kwestią, czy sama potrzeba przełożenia wyborów jest wystarczająca, żeby wprowadzić stan nadzwyczajny przewidziany Konstytucją. Pytanie jest trafne i powielane przez wiele osób, którym na sercu leży zarówno szacunek do procedur i ducha prawa, jak i spolegliwość we wprowadzaniu dodatkowych ograniczeń praw obywatelskich.

„Żeby wprowadzić stan klęski żywiołowej, wyjątkowy lub wojenny, muszą być spełnione określone przesłanki. Na razie te przesłanki nie są spełnione, więc nie mamy podstawy prawnej, żeby przesuwać wybory” – mówił w środę w rozmowie z Robertem Mazurkiem minister Michał Dworczyk, szef Kancelarii Premiera. „Jestem przekonany, że w tej chwili nie ma żadnych przesłanek do tego, żeby wprowadzić stan klęski żywiołowej, czyli ten, można powiedzieć, najsłabszy ze stanów nadzwyczajnych. A tylko wtedy wybory mogą być odłożone, więc pamiętajmy o tym ograniczeniu konstytucji. To nie jest tak, że możemy powiedzieć, że odkładamy wybory, bo z jakichś względów uważamy, że tak należy zrobić. Muszą być przesłanki konstytucyjne. Tych przesłanek w tym momencie w moim najgłębszym przekonaniu nie ma i mam naprawdę nadzieję […] na to, że nie będzie ich także w ostatnim okresie przed 10 maja. Gdyby były, sytuacja oczywiście by się zmieniła”powiedział w sobotę 21 marca w wywiadzie udzielonym Krzysztofowi Ziemcowi sam Jarosław Kaczyński.

Czy rzeczywiście? Zajrzyjmy do ustawy właśnie o potencjalnie najbardziej adekwatnym ze stanów nadzwyczajnych, Ustawie o stanie klęski żywiołowej. „Stan klęski żywiołowej może być wprowadzony dla zapobieżenia skutkom katastrof naturalnych […], noszących znamiona klęski żywiołowej oraz w celu ich usunięcia”. Czym zaś wedle tej samej ustawy są klęska żywiołowa i katastrofa naturalna? Katastrofa naturalna to m.in. „zdarzenie związane z działaniem sił natury, w szczególności […] masowe występowanie […] chorób zakaźnych ludzi”, klęską żywiołowa zaś m.in. „katastrofa naturalna […], której skutki zagrażają życiu lub zdrowiu dużej liczby osób, mieniu w wielkich rozmiarach […], a pomoc i ochrona mogą być skutecznie podjęte tylko przy zastosowaniu nadzwyczajnych środków, we współdziałaniu różnych organów i instytucji oraz specjalistycznych służb i formacji działających pod jednolitym kierownictwem”. Podsumujmy więc, co wynika z lektury wyżej przytoczonych przepisów.

Stan klęski żywiołowej można wprowadzić, gdy (1) znajdziemy się w sytuacji masowego występowania choroby zakaźnej, (2) w celu zapobieżenia jej skutkom, (3) gdy zagraża ona życiu lub zdrowiu dużej liczby osób, (4) a pomoc i ochrona wymaga nadzwyczajnych środków.

Nikt chyba nie ma wątpliwości, że sytuacja zagrożenia życia i zdrowia istnieje. Już dziś podejmowane działania mają na celu zapobieżenie dalszym skutkom epidemii. Taki charakter – zapobiegania skutkom, a więc dalszemu rozpowszechnianiu się już trwającej zarazy – miałoby też przesunięcie głosowania, bo sama organizacja wyborów poza trudnościami technicznymi może być dziś źródłem zagrożenia zdrowotnego dla kilkuset tysięcy pracowników komisji wyborczych i milionów Polaków. W praktyce już dziś mamy do czynienia z nadzwyczajnymi środkami, choć nie zostały wprowadzone przepisami o stanie nadzwyczajnym. Zdaje się więc, że obecna sytuacja spełnia przesłanki (4) wymogu nadzwyczajnych środków w celu (2) zapobieżenia skutkom katastrofy naturalnej w postaci (3) zagrożenia życia i zdrowia dużej liczby osób.

Problematyczna pozostaje przesłanka (1). Rzeczywiście, trudno chyba dziś jeszcze mówić o masowym (sic!) występowaniu choroby zakaźnej w Polsce, choć ewentualny spór o definicję masowości wydaje się dziś dość kuriozalny, gdy obserwujemy postępujące przyrosty zachorowań w innych państwach. Rządzący zdają się jednak mieć rację na gruncie legalnym. Dziś bardziej adekwatne wydają przepisy Ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi wraz z rozwiązaniami specjalnej ustawy antykoronawirusowej z 2 marca 2020 r.

W tym kontekście kluczowe wydają się słowa ministra Łukasza Szumowskiego, który w czwartek w radiowej Trójce stwierdził, że zasadność przekładania wyborów z perspektywy medycznej możliwa będzie na początku kwietnia. Należy chyba zatem rozumieć, że właśnie początek kwietnia będzie momentem, w którym da się ocenić, czy mamy już do czynienia z masowym występowaniem COVID-19, a więc spełnieniem brakującej przesłanki wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Początek kwietnia dobrze zgrywa się z naszym postulatem przesunięcia wyborów już po złożeniu przez kandydatów podpisów. Po 27 marca Państwowa Komisja Wyborcza potrzebowała będzie kilku dni na ich zweryfikowanie.

Czy jest zaś możliwe przesunięcie wyborów w sytuacji innej niż uznanie, że mamy już do czynienia z masowym występowaniem zarazy? Owszem, to skorzystanie z mniej dookreślonych przesłanek wprowadzenia stanu wyjątkowego, innego z trzech przewidzianych przez ustawę zasadniczą stanów nadzwyczajnych. Ten może być wprowadzony m.in. „w sytuacji szczególnego zagrożenia […] bezpieczeństwa obywateli, które nie może być usunięte poprzez użycie zwykłych środków konstytucyjnych”.

Jeśli zgodzimy się, że sam fakt przeprowadzenia wyborów 10 maja stanowi zagrożenie bezpieczeństwa obywateli w sytuacji braku innej możliwości konstytucyjnego przesunięcia wyborów, wówczas nawet bez masowej skali zarażeń koronawirusem wybory można teoretycznie przesunąć właśnie poprzez wprowadzenie stanu wyjątkowego. Musimy mieć jednak świadomość, że oznacza on nieporównywalnie większą przestrzeń ograniczenia praw i wolności człowieka i obywatela – łącznie z cenzurą prewencyjną czy kontrolą korespondencji.

Tu jednak, co oczywiste, obowiązywać musi zasada proporcjonalności. Można chyba wyobrazić sobie sytuację, gdy wprowadzony stan wyjątkowy nie wiąże się z żadnym dodatkowym ograniczeniem praw i wolności niż te, które obowiązują już dziś.

Na marginesie należy zauważyć, że istnieją bardziej liberalne interpretacje przesłanki wprowadzenia stanu klęski żywiołowej niż przedstawiona wyżej. Według nich samo przeciwdziałanie potencjalnym skutkom prawdopodobnej katastrofy naturalnej może uzasadnić stan nadzwyczajny. Pogląd ten wyznaje w tekstach na portalu konstytucyjny.pl Maciej Pach oraz przywoływany przez niego Michał Brzeziński, który w opracowaniu Stany nadzwyczajne w polskich konstytucjach ocenia, że „z celu wprowadzenia wynika […], że zastosowanie stanu klęski żywiołowej może nastąpić zarówno przed, jak i po katastrofie naturalnej oraz awarii technicznej”. Zdaje się jednak, że liberalne i rozszerzające interpretowanie przesłanek pozwalających na wprowadzenie stanu nadzwyczajnego – przypomnijmy, tworzącego warunki ograniczenia praw i wolności – nie jest najlepszym precedensem.

Wątpliwość 3: Nowe wybory czy kontynuacja?

W Podcaście Polityki Insight dobrze zwykle poinformowany red. Wojciech Szacki zdradził, że wedle jego wiedzy wśród polityków zarówno PiS, jak i PO zaczyna zwyciężać przekonanie, tudzież preferencja, iż po ewentualnym stanie nadzwyczajnym będziemy mieli do czynienia z zupełnie nowymi wyborami.

Cytowane już przez nas w poprzednim tekście dostępne opinie prawne na ten temat wskazują, że powinniśmy mieć do czynienia raczej z kontynuacją zawieszonego na czas stanu nadzwyczajnego procesu wyborczego. Co więcej, jak wykażemy w odpowiedzi na wątpliwość nr 5, ewentualne ogłoszenie nowych wyborów może stać w konflikcie z art. 289 § 1 Kodeksu wyborczego, który określa termin ich zarządzenia.

Musimy jednak mieć świadomość, że rzeczywiście brakuje w tym aspekcie jednoznacznych przepisów, więc w pewnym sensie jesteśmy dziś zakładnikami decyzji polityków, a konkretnie – polityków obozu rządzącego z (formalnie) marszałek Sejmu – Elżbietą Witek –na czele. To ona bowiem po ewentualnym wprowadzeniu przez rząd lub prezydenta stanu nadzwyczajnego wraz z okresem karencji wydawała będzie zarządzenie bądź ustanawiające nowe wybory, bądź też aktualizujące odpowiednio kalendarz trwającego dziś, a zawieszonego być może niebawem, procesu wyborczego.

W tym kontekście kluczowe wydaje się przypomnienie po raz kolejny, że o prawidłowości decyzji rządzących decydował będzie ostatecznie już po przeprowadzeniu głosowania Sąd Najwyższy, badając ważność wyborów. Zgodnie z dzisiejszym stanem prawnym ma to zrobić Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, której praca jest dziś zawieszona decyzją pozostałych trzech izb.

Jeżeli nie dojdzie do jakiegoś ponadstandardowego zawieszenia broni i próby zmiany przepisów minimalizujących ten problem, możemy być niemal pewni, że bez względu na decyzję marszałek Witek opozycja będzie próbowała oprotestowywać ją, sugerując prawomocność innego rozwiązania i podważając status sądu stwierdzającego ważność głosowania. W konsekwencji wybór, który zostanie podjęty przez Polaków.

Na marginesie należy zaznaczyć, że doprecyzowanie w przyszłości przepisów dotyczących procedury wyborczej w okolicznościach stanu nadzwyczajnego wydaje się niezbędne, by nie skazywać nas na arbitralność władzy w tym względzie.

Wątpliwość 4: Czy możliwy jest solidarny bojkot i podmiana kandydatów?

Wraz z rosnącą popularnością niepodzielanej przez większość ekspertów tezy, że stan nadzwyczajny oznacza reset, a nie pauzę procedury wyborczej, mnożą się hipotezy o politycznych konsekwencjach takiego scenariusza.

Wspomniany już Wojciech Szacki sugeruje, że powodem niezbyt zdecydowanego stanowiska Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w sprawie przełożenia wyborów jest jej obawa, że w razie zarządzenia nowych wyborów to nie ona będzie kandydatem Koalicji Obywatelskiej. Redaktor Polityki Insight przytacza również pojawiające się ponoć wśród polityków Zjednoczonej Prawicy plotki o ewentualnej podmianie Andrzeja Dudy na Łukasza Szumowskiego lub Mateusza Morawieckiego oraz prezentuje własną opinię o możliwości ewentualnego zastąpienia Roberta Biedronia Adrianem Zandbergiem, który w czasach postpandemicznego kryzysu gospodarczego będzie bardziej wiarygodnym głosem lewicy.

Wtóruje mu chociażby na łamach wpolityce.pl Jacek Karnowski, według którego „zmiana terminu wywoła bowiem dyskusję o wspólnym kandydacie opozycji”, zaś „jeśli jednak głosowanie odbędzie się jesienią albo za rok, nikt już Małgorzaty Kidawy-Błońskiej ponownie nie wystawi”.

Czy scenariusz podmiany kandydatów jest w ogóle możliwy? Tak, w dwóch przypadkach. Po pierwsze, jeśli rzeczywiście zwycięży interpretacja „reset, a nie pauza”, co wydaje się konstytucyjnie wątpliwe. Po drugie, jeśli opozycji udałby się manewr solidarnego bojkotu głosowania i wycofania się wszystkich zarejestrowanych kandydatów poza jednym (w domyśle: Andrzejem Dudą), wówczas zgodnie z art. 293 Kodeksu wyborczego rozpisywane są nowe wybory.

Drugi scenariusz, jak już pisaliśmy, wydaje się ryzykowny. Któryś z kandydatów może się wyłamać, a przecież do 26 marca podpisy może zebrać jeszcze ktoś spoza stawki głównych sześciu kandydatów. Wśród aspirujących i zbierających podpisy mamy przecież potencjalnych taktycznych sojuszników obozu władzy, chociażby od dawna posądzanego o aspirowanie do współpracy ze Zjednoczoną Prawicą Marka Jakubiaka czy byłego wielokrotnego europosła z list PiS – Mirosława Piotrowskiego. Jeżeli ktoś z tego typu kandydatów zbierze 100 000 podpisów, to raczej udaremni rozważany przez sztabowców opozycji scenariusz.

Wydaje się jednak, że jest jeszcze jeden argument, który każdy scenariusz nowych wyborów czyni niezwykle trudnym dla każdego ze sztabów. Uznanie, że zamiast zawieszenia procedury wyborczej mamy nowe wybory, najprawdopodobniej oznacza wielomilionowe straty partyjnych pieniędzy. Taka decyzja wydaje się bolesna dla wszystkich, bo może kosztować partie łącznie nawet kilkadziesiąt milionów złotych!

Wydaje się, że tak należy interpretować art. 138 § 3 Kodeksu wyborczego, który mówi, że „w przypadku uzyskania nadwyżki pozyskanych środków na cele kampanii wyborczej nad poniesionymi wydatkami przez komitety wyborcze […] komitety te przekazują ją na rzecz organizacji pożytku publicznego”.

Jeżeli więc już zgromadzono jakieś pieniądze – zarówno darowizny od obywateli, jak i środki partii politycznych, które mogą zasilać kampanie kandydatów na prezydenta ze swojego funduszu wyborczego – na koncie komitetu, to wraz z nowymi wyborami najpewniej przepadną. Oczywiście komitety same wskazują organizację pożytku publicznego, do której trafią te środki, więc pewnie znajdą jakieś zaprzyjaźnione instytucje. Niemniej jednak ponowne zainwestowanie tych pieniędzy w kolejną kampanię za pół roku jest właściwie niemożliwe.

Dla sporej grupy kandydatów może być to problem unieważniający marzenia o ponownym starcie (chociażby dla Szymona Hołowni), a właściwie dla wszystkich – bardzo istotne utrudnienie. Zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że limit wydatków w kampanii prezydenckiej wynosi 19 milionów złotych. O tak duże wpłaty na kampanię potencjalnie posądzać możemy chyba tylko partyjne zaplecza Andrzeja Dudy i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. W 2015 roku na kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego Platforma Obywatelska wpłaciła ponad 18 milionów złotych, zaś Prawo i Sprawiedliwość na kampanię Andrzeja Dudy – ponad 13,5 miliona złotych. Kluczowe pozostaje pytanie, jak wiele z tych środków już znalazło się na kontach komitetów.

Wątpliwość 5: Czy wybory można odłożyć o rok?

Cytowany już wcześniej Jacek Karnowski w innym ze swoich tekstów zasugerował, że wybory można przesunąć nie na jesień, ale na przykład o rok. „Opozycja chciałaby zapewne jesieni, by trafić w kumulację potencjalnych kłopotów gospodarczych. Jeśli jednak na serio potraktować jej zapewnienia, że chodzi tylko o możliwość prowadzenia kampanii oraz zapewnienie bezpiecznego i pozbawionego ryzyka udziału w głosowaniu wszystkim chętnym, to można zapytać, dlaczego nie przesunąć głosowania np. o okrągły rok, a więc o tyle, o ile UEFA przesunęła mistrzostwa Europy w piłce nożnej? To byłoby rozwiązanie najbardziej sprawiedliwe. Rząd miałby szansę posprzątać po kataklizmie, któremu przecież nie zawinił” – argumentuje nie bez racji publicysta wpolityce.pl. Ba, potencjalną zgodę na taki scenariusz zadeklarował już jeden z kontrkandydatów Andrzeja Dudy – Władysław Kosiniak-Kamysz. Kandydat Polskiego Stronnictwa Ludowego dodał też, że nie zamierza w tym czasie kwestionować mandatu prezydenta do rządzenia.

Brzmi to całkiem sensownie, ale czy jest możliwe? Jak wygląda kwestia terminu, w którym wybory – zapauzowane lub zresetowane – muszą się odbyć? Znów sięgnijmy do przepisów. Żaden z nich nie reguluje wprost, kiedy najpóźniej po zakończeniu stanu wyjątkowego i okresu karencji mają odbyć się wybory. Konstytucja mówi wprost, że nie mogą się odbyć wcześniej niż 90 dni po stanie wyjątkowym. Wiemy jednak na pewno, bo to akurat też na poziomie ustawy zasadniczej uregulowano, że przesunięcie wyborów przedłuża odpowiednio kadencję prezydenta, a to ona jest punktem wyjścia do standardowej metody wyliczania terminu wyborów. Kadencja Andrzeja Dudy kończy się, według stanu na dziś, 5 sierpnia 2020 r.

Załóżmy zatem, że rząd wprowadza 10 kwietnia trzydziestodniowy stan klęski żywiołowej, który nie będzie przedłużany. Oznacza to, że kadencja zostaje przedłużona łącznie o 120 dni, a więc upływa 3 grudnia 2020 r. Wybory, zgodnie z art. 289 Kodeksu wyborczego, powinny się wówczas odbyć między 25 sierpnia (100 dni przed upływem kadencji) a 19 września (75 dni przed upływem kadencji). W praktyce daje nam to trzy niedziele: 30 sierpnia, 6 września lub 13 września.

Jeżeli przyjmiemy scenariusz pauzy i automatycznego przesuwania terminów, kampania na pozostałe 28 dni ruszy na powrót dopiero 8 sierpnia. Wówczas – tak przynajmniej ocenia sprawę w opinii dla Kancelarii Sejmu prof. Krzysztof Skotnicki – marszałek Sejmu powinien wydać nowe zarządzenie aktualizujące poprzednie, które określi kalendarz wyborczy, biorąc pod uwagę pozostałe do wyborów przed pauzą 28 dni kampanii. Wówczas najbardziej prawdopodobną datą, zaokrągloną lekko w górę, byłby 6 września. Termin idealnie trafia w ramy wymogu przeprowadzenia głosowania między 100. a 75. dniem przed końcem kadencji.

Jak to wygląda w scenariuszu resetu? Wówczas mamy przed sobą już nie wyzwanie aktualizacji kalendarza wyborczego, ale potrzebę ogłoszenia nowych wyborów. To zaś powinno stać się, zgodnie z art. 289 Kodeksu wyborczego, „nie wcześniej niż na 7 miesięcy i nie później niż na 6 miesięcy przed upływem kadencji urzędującego prezydenta”. Skoro kadencja minie zaś w rozpatrywanym przez nas wariancie 3 grudnia, to zarządzenie powinno zostać wydane… między 4 maja a 3 czerwca. Tymczasem 4 maja, w naszym scenariuszu, obowiązywał będzie jeszcze stan nadzwyczajny, zaś 3 czerwca – okres dziewięćdziesięciodniowej karencji niepozwalającej na organizację wyborów.

Wydaje się zatem, że trzymanie się przepisów Kodeksu wyborczego w praktyce uniemożliwia skorzystanie ze scenariusza resetu zamiast pauzy i jednoznacznie wzmacnia dominujące interpretacje ekspertów w tej sprawie. Inna decyzja polityków z pewnością wzbudziłaby bardzo poważne wątpliwości prawne.

Trzeci scenariusz to ten dotyczący solidarnego bojkotu. Wówczas, zgodnie z 293 § 2 Kodeksu wyborczego, marszałek Sejmu ponownie zarządza wybory w 14 dni po odpowiedniej decyzji PKW, stwierdzającej pozostanie w wyścigu jednego lub żadnego kandydata. Expressis verbis zawieszono jednak w tym przypadku dwie wspomniane wyżej zasady kalendarzowe (zarządzenie wyborów między 7. a 6. miesiącem przed końcem kadencji na dzień między 100. a 75. przed końcem kadencji), gdyż stosuje się przepisy odpowiednie do sytuacji opróżnienia urzędu prezydenta. Wówczas wybory muszą być zarządzone na dzień wolny od pracy w ciągu 60 dni od dnia ich zarządzenia.

Podsumowując – każdy ze scenariuszy zdaje się tworzyć daleko idące ograniczenia na możliwość określenia terminu wyborów i nie pozostawia rządzącym przestrzeni do dowolności. Ewentualny scenariusz przełożenia wyborów o rok wydaje się w tej sytuacji możliwy wyłącznie w razie np. wprowadzenia dłuższego od stanu klęski żywiołowej stanu wyjątkowego (do 90 dni) z odpowiednim przedłużeniem za zgodą sejmu (60 dni). Problem jednak w tym, że wobec braku precyzyjnych przepisów rozstrzygających w sposób jednoznaczny nie możemy chyba wykluczyć pojawienia się innych, mniej oczywistych interpretacji przepisów.

***

Kluczowe pytanie pozostaje niezmienne: czy wybory 10 maja da się sprawnie przeprowadzić bez ograniczania praw wyborczych i wzrostu zagrożenia epidemicznego? Wydaje się to dziś niemal niemożliwe. Jeśli ktoś sądzi inaczej, niech koniecznie zapozna się jeszcze z checklistą przedstawioną w tekście Marcina Fijołka.

Jednak bez względu na to, jaką decyzję podejmą rządzący, możemy być dziś pewni, że czeka nas niebawem spór o prawomocność tej decyzji. Spór, który w warunkach schłodzonej dziś zaledwie plemiennej wojny, może przebić powagą wszystkie znane nam z ostatniego trzydziestolecia. Minimalizacja kontrowersji prawnych przy podejmowaniu tej decyzji jest więcej niż wskazana – stanowi wymóg racji stanu.

Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki 1% podatku przekazanemu nam przez Darczyńców Klubu Jagiellońskiego. Dziękujemy! Dołącz do nich, wpisując nasz numer KRS przy rozliczeniu podatku: 0000128315.

Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.