Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Bartosz Brzyski  24 września 2014

Brzyski: Porzućmy ideologię „białej flagi”

Bartosz Brzyski  24 września 2014
przeczytanie zajmie 5 min

Europejskie demokracje liberalne miały udowodnić dziejową wyższość nad innymi ustrojami politycznymi z momentem upadku Związku Radzickiego. W rzeczywistości 24 lata temu udowodniły wyższość nad komunizmem. Demokracje liberalne miały wyjątkowo słabego konkurenta, gdy wówczas przyszło im stanąć w szranki. Co jednak stało się w momencie, kiedy z trupa totalitarnego ZSRR narodziła się autorytarna Rosja?

Wieloletnie przekonanie, że jedynym możliwym następstwem upadku komunizmu jest przekształcenie całego bloku radzieckiego, na czele z Rosją, w państwa demokratyczne, okazało się chybione. Obecna polityka w stosunku do Moskwy jest nieefektywna, ponieważ prowadzi się ją wedle logiki demokracji zachodnich, nie uznając prostego faktu, że cele i interesy zdefiniowane przez systemy autorytarne, a przede wszystkim ich priorytety są całkowicie odmienne. Najprostszy przykład takiego rozdźwięku pojawił się z momentem nakładania sankcji na Rosję i ich retorsji. Putin nie musi brać pod uwagę reakcji społeczeństwa, ponieważ nie jest ono w stanie pozbawić go władzy. Rządy państw zachodnich, kierując się logiką wyborczą, przede wszystkim starają się spełniać potrzeby obywateli, licząc na reelekcję. W tym wypadku kwestia zapewnienia finansowego dobrobytu jest pierwszym priorytetem, a prowadzenie ostrzejszej polityki zagranicznej większym kosztem jest niemożliwe. Na tym przykładzie widać przepaść w myśleniu o polityce.

O ile Putin mówi „Rosja to ja”, a jego polityka utożsamiana jest przede wszystkim z interesem państwa, o tyle rządy zachodnie mówią „państwo to lud”, więc realizują przede wszystkim jego interesy i odpowiadają na jego obawy. W obu przypadkach jedynie biznes wywiera na władzę podobne naciski.

Różnica ideologiczna, a co za tym idzie także systemowa, sprawia więc, że przewaga militarna nie jest jedynym warunkiem określającym potęgę państwa. Historia wcale się nie „skończyła”, a raczej unaoczniła naszą butę i krótkowzroczność.

Jednym z fundamentów ideowych, na których powstała Unia Europejska, jest kantowskie „demokracje nie walczą między sobą”. Dziś możemy przyznać ówczesnym  myślicielom rację. Dzięki jednej ideologii, wedle której funkcjonują wszystkie państwa w Europie, a dodatkowo postępującej integracji nie tylko wojny przestały być opłacalne, ale europejskie społeczeństwa są nawet do tego niezdolne. O ile jednak taki mechanizm sprawdza się w ramach świata zachodniego, o tyle nie działa w odniesieniu do Rosji.

Europa stała się bezbronna, ponieważ pomimo posiadanych sił zbrojnych społeczeństwo nie jest przygotowane na ich użycie tak blisko własnego państwa i z uznaniem ewentualnych następstw.

Irak czy Afganistan są na tyle daleko, że niemal nie trzeba liczyć się z większymi konsekwencjami, ale Ukraina czy Polska są zdecydowanie bliżej. Obywatele wywierają więc nacisk na rządzących, wymuszając na nich maksymalne ustępstwa w obawie przed gospodarczymi konsekwencjami, ale przede wszystkim przed realną konfrontacją z wrogiem. W obecnej sytuacji można więc poddać w wątpliwość ideologię, która nie broni nas przed imperialnymi zakusami naszych sąsiadów ze wschodu.

Demokracja liberalna, kontestowana ostatnio przez Orbàna i Erdogana, kładzie nacisk na wolność jednostek jako najwyższe dobro. Mimo że zbudowało to dobrobyt wielu państw zachodnich, należy poważnie zastanowić się, czy rolą państwa nie jest przede wszystkim dążenie do utrzymania swojej podmiotowości oraz umacniania pozycji tym bardziej, im potężniejsi są jego sąsiedzi. W takim wypadku, kiedy położenie geograficzne jest szczególnie niebezpieczne, należy przeformułować priorytety, które określają sposób funkcjonowania państwa.Należy przyznać, że demokracja liberalna, którą jesteśmy w obecnym kształcie, nie chroni nas wystarczająco, nie „formuje” odpowiednio obywateli. Po pierwsze oducza myślenia w kategoriach zbiorowości i wspólnej odpowiedzialności. Po drugie nie przygotowuje do ewentualnego poświęcenia komfortu dla wspólnego interesu.

Odpowiedzią na tak postawiony problem jest formuła państwa konserwatywnego, jednak konserwatywnego przede wszystkim na dwóch płaszczyznach:

1)      Ideowej – interesu narodowego

2)      Systemowej – siła i sprawność państwa

Konserwatyzm nie wyraża się jedynie na poziomie etyczno-moralnym, przy tym wcale nie kłóci się z liberalnym podejściem do gospodarki, nie musi być także tożsamy z rozbudowaniem aparatu państwowego. Dla przykładu dyskusję na temat aborcji rozważa się w Polsce, operując jedynie argumentami religijno-moralnymi w kontrze do tych liberalnych, nie uwzględniając argumentów czysto państwowych, jak problem demograficzny, czy brak tworzenia w ludziach nawyku brania odpowiedzialności za swoje działania.

Duża wolność gospodarcza uczy zaradności, a przede wszystkim odpowiedzialności, wyzwala w ludziach przedsiębiorczość, czyniąc ich bardziej wartościowymi dla państwa. Ludzie nie mogą być uzależnieni od państwa, a w rzeczywistości od współobywateli.

W wywiadzie dotyczącym OFE dr Piotr Dardziński dowodził, że Jan Paweł II kładł ogromny nacisk na pracę jako obowiązek i jedną z najważniejszych cnót człowieka. Rolą państwa jest przede wszystkim stymulowanie do podjęcia pracy i usamodzielnienia się. Do gospodarczej agendy należeć powinno przede wszystkim wspieranie polskich firm, włącznie z faworyzowaniem ich na rynku wewnętrznym, oraz utrzymywanie w państwowych rękach strategicznych sektorów gospodarczych, takich jak energetyczny.

Aby państwo demokratyczne mogło konkurować z autokratycznym, należy wzmocnić władzę wykonawczą, która w Polsce jest jedynie wypadkową transformacji i za którą nie stoi żadna myśl państwowa. Dzisiejszy układ służy jedynie prowadzeniu gry politycznej i wzajemnemu wyhamowywaniu się rządu i prezydenta.

Kolejne stopnie administracji państwowej powinny być maksymalnie zdecentralizowane i oddane w ręce obywateli po to, aby uczyły politycznej aktywności i budowały wspólnotę. Wymuszały wzięcie odpowiedzialności – z początku za szkołę czy organizację, później na poziomie gminy czy województwa.

Z podsumowania tych aspektów rysuje się czytelny obraz państwa konserwatywnego, jako systemu politycznego, za którym stoi idea narodu jako wspólnoty znajdującej się nad prawem jednostki. Nadrzędnym celem jest zachowanie podmiotowości państwa oraz rozbudowa jego potencjału.

Konsekwencją i warunkiem obowiązywania takiej myśli państwowej jest zmiana myślenia o edukacji i wychowaniu. Program nauczania powinien być formułowany w oparciu o pytanie, jaką korzyść lub stratę spowoduje dla kraju.

Mowa tu o promowaniu wartości i nauczaniu postaw życiowych także poprzez młodzieżowe organizacje (na przykład upowszechnione harcerstwo), zwiększenie wagi takich jednostek jak samorządy szkolne, zachęcanie do powoływania mniejszych, lokalnych inicjatyw. Należy położyć ciężar na kwestie dziedzictwa narodowego i kulturowego w odniesieniu do współczesności – pokazania wyzwań i zagrożeń, przed którymi stoimy. Takie działania pozwoliłyby przygotować ludzi do odbywania służby wojskowej, wytworzyć poczucie odpowiedzialności za kraj także w tych, którzy zdecydują się na wyjazd z kraju. Wreszcie w ostateczności pozwoliłyby na zbudowanie społeczeństwa, które nie odda własnej suwerenności w obliczu zagrożenia spadkiem poziomu życia czy groźbą wojny, a do czego wydają się być skłonne państwa zachodnie, w kontekście czego ich gwarancje powinny wydać się nam nieco wątpliwe.

Będziemy tym bezpieczniejsi, im Polska bardziej będzie gotowa samodzielnie dawać odpór kolejnym zagrożeniom.

W oparciu o zasadę prymatu państwa nad jednostką należy rozdzielać dotacje na naukę czy kulturę, inwestycje i programy społeczne. Nie oznacza to bynajmniej ograniczenia wolności obywateli, po prostu brak ich finansowania państwowego i powierzenie tego zadania w ręce prywatne. Lekcje o gender odbywałyby się w szkołach prywatnych, filmy czy przedstawienia przeczące fundamentalnym wartościom finansowane byłyby jedynie z prywatnych pieniędzy. Państwowe instytucje miałyby pełne prawo odmówienia ich promowania. Taki podział wydaje się całkiem naturalny – większość utożsamia się z państwem, ale mniejszość ma prawo do organizowania się czy działania, nie jest jedynie przez państwo promowana. Sumując zasady takiego państwa i jego funkcjonowanie, będziemy dla przeciwnika bardziej wymagającym przeciwnikiem niż mając ćwierćmilionową armię ze zatomizowanym i roszczeniowym społeczeństwem na doczepkę. W kontekście państwa zyski i straty nie powinny być mierzone miarą czysto liczbową.