Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Jarosław Komorniczak  9 sierpnia 2014

Wykopmy marazm z naszych dzielnic

Jarosław Komorniczak  9 sierpnia 2014
przeczytanie zajmie 4 min

Nieraz brałem udział w dyskusjach poświęconych krakowskim dzielnicom: problemom, z którymi się borykają, zadaniom, jakie przed nimi stoją, wreszcie szansom na ich rozwój. Jednym z najczęściej pojawiających się tematów był brak zaangażowania mieszkańców. Czy sport może stać się skutecznym remedium na społeczny i polityczny marazm?

Mało kto interesuje się tym, co się dzieje w jego okolicy, przychodzi na sesje czy dyżury, bierze udział w wyborach radnych. Zazwyczaj z dzielnicą kontakt ma niewielka grupka aktywistów i paru mniej lub bardziej pozytywnych wariatów. Kiedy próbowano odpolitycznić wybory do rad dzielnic, oddzielając je od reszty wyborów samorządowych, zobaczyliśmy efekt w postaci 10-procentowej frekwencji. Oczywiście wiele osób stwierdzi, że to nic dziwnego; frekwencja w każdych wyborach maleje, ludzie nie chcą interesować się wieloma sprawami, dlaczego więc mieliby zaangażować się w życie dzielnicy? Tu pojawiają się dwa problemy. Po pierwsze rzeczywisty deficyt władzy w dzielnicach – rada dzielnicy ma naprawdę ograniczony wpływ na powierzone jej obowiązki, co prowadzi do oceniania jej jako instytucji w dużej mierze fasadowej. Po drugie sztuczność podziału dzielnicowego. Dokonując reformy administracyjnej Krakowa, stworzono osiemnaście jednostek, które nie są zbytnio osadzone w społecznej świadomości. Często do realnych wspólnot podoklejano na siłę kolejne osiedla czy ulice, czasami połączono ze sobą społeczności żyjące w mocnych konfliktach.

Na skutek braku realnej władzy ciężko stworzyć realną lokalną wspólnotę, nawet jeżeli dzielnicowa gazetka jest bardzo ciekawa, a święto dzielnicy jest coraz większym wydarzeniem.

Zastanawiając się, jak można zachęcić mieszkańców do realnego zaangażowania w życie dzielnicy, wpadłem na pewien pomysł.

Jednym z elementów, którego wspólnototwórcze możliwości zostały u nas praktycznie zapomniane, jest sport. Ma sobie olbrzymi potencjał wytwarzania więzi i wspólnoty – zarówno ten uprawiany, jak i wspólne kibicowanie. Sport był jednym z ważniejszych elementów utrzymywania więzi narodowej w końcowej fazie zaborów oraz istotnym czynnikiem aktywizującym Polaków w walce o niepodległość. Większość naszych najstarszych klubów ma przecież piękną kartę patriotyczną i gigantyczny wkład w ruch niepodległościowy.

Emocje sportowe splatające się z miłością ojczyzny wytwarzają bardzo silną mieszankę.

Taka mieszanka może czasami prowadzić w złą stronę, ale pod odpowiednim zarządzaniem może być też świetnym czynnikiem konstruowania lokalnych inicjatyw. Doskonałym przykładem odpowiedniego wykorzystywania sportu w życiu społecznym są Stany Zjednoczone. Tam sport kształtuje młode pokolenie, przekazując ważne dla społeczeństwa wartości (potrzebę rywalizacji, dążenie do sukcesu, współdziałanie, poświęcenie, wytrwałość, ciężką pracę), ale również grupuje lokalne wspólnoty – drużynom szkolnym kibicuje całe miasto, a młodzi sportowcy są doceniani i budują poczucie własnej wartości. Sukcesy sportowe są ważnym elementem w życiu Amerykanów, zarówno tym indywidualnym, jak i wspólnotowym. Jak można takie wzorce zaszczepić u nas? Uruchommy wyobraźnię.

Osiemnaście dzielnic Krakowa, a w każdej z nich młodzieżowy klub sportowy. Jego zarządcą jest rada dzielnicy, która otrzymuje tym samym realny podmiot i kompetencje do zajmowania się nim. Klub opiera się na dzieciach w wieku gimnazjalnym i jest całkowicie amatorski – eliminujemy czynnik będący najbardziej niszczący dla piłki w naszym kraju: pieniądze. Graczami w klubie mogą być tylko dzieci zamieszkałe na terenie danej dzielnicy (oczywiście może to wytworzyć pewne dysproporcje ze względu na strukturę społeczną niektórych dzielnic, ale nie da się tego wyeliminować). Kadrę trenerską zapewnia współpraca z AWF: studenci trenują zespoły w ramach praktyk.

Mieszkańcy dzielnicy decydują w „referendum” o nazwie i logotypie drużyny. Miasto zapewnia środki na wyposażenie i niezbędne wydatki na start, a także angażuje się w poszukiwanie firm, które stałyby się sponsorami drużyn.

Powinny to być firmy zarejestrowane w Krakowie, zainteresowane budową miejscowej społeczności. We współpracy z lokalnymi mediami miasto tworzy atmosferę zainteresowania młodzieżową rywalizacją – media powinny być zainteresowane relacjonowaniem zmagań i informowaniem o sytuacji w drużynach. Kluby zostają powiązane z orlikami i istniejącymi drużynami w zakresie infrastruktury treningowej i meczowej. Co weekend mecze rozgrywane są na miejskich stadionach po obu stronach Błoń. Dla młodzieży to szansa na spełnienie życiowych marzeń – zagranie na stadionie Ekstraklasy, dla społeczności możliwość stworzenia atmosfery kibicowania na pełnowymiarowym stadionie. Wstęp na mecz odbywa się za symboliczną opłatą, złotówki lub dwóch, tak, aby nie blokować widowni. Osiemnaście zespołów rozgrywa 17 kolejek ligowych, po czym cztery najlepsze rozgrywają pucharowy turniej z dwumeczami o mistrzostwo Krakowa. Wszystkie mecze pucharowe rozgrywane są na stadionach miejskich. Oprócz tytułu mistrza Krakowa dla najlepszej drużyny przyznawane są nagrody indywidualne – w rozbudowanym systemie, tak, aby docenić wiele aspektów niezbędnych do uzyskania sukcesu, a także umożliwić zmotywowanie większej grupy talentów do wysiłku. Dla najlepszych zawodników przewidywałbym ufundowanie stypendiów edukacyjnych. Zaczynamy od piłki nożnej, ze względu na jej popularność w naszym kraju, ale jeśli program się rozwinie, co stoi nam na przeszkodzie, aby stworzyć kolejne drużyny – koszykarską, siatkarską, hokejową?

Przy położeniu odpowiedniego nacisku na promocję informacji o rozgrywkach, mamy pewny wzrost zainteresowania działaniami rady dzielnicy. Czy ktoś nie uwierzy, że mieszkańcy zaczną się interesować, kto i jak zarządza „ich drużyną”? Osiągamy więc zarówno ważne cele wychowawcze, co samo w sobie jest wartością, a jednocześnie uzyskujemy potężne narzędzie wspólnototwórcze.

Marzenie? Na pewno. Nierealne marzenie? A czy nie takim było kiedyś powstanie każdego wielkiego dziś klubu sportowego? Może zamiast czekać na kolejne sukcesy naszych „kopaczy”, wróćmy do czasów, gdy uprawianie sportu miało jakieś znaczenie. I nadajmy dzięki temu znaczenie naszym lokalnym wspólnotom. Do zobaczenia na boiskach, trybunach i w radach dzielnic.