Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Sebastian Gałecki  21 czerwca 2014

Gałecki: Pomiędzy sumieniem a praworządnością

Sebastian Gałecki  21 czerwca 2014
przeczytanie zajmie 7 min

Od kilkunastu dni w Polsce po raz kolejny toczy się debata na temat lekarskiej klauzuli sumienia. Obecne ustawodawstwo w tej materii sięga obowiązującej od 1996 r. Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, obejmuje jednak znacznie więcej dokumentów, włącznie z Kodeksem Etyki Lekarskiej. Czy aktualna dyskusja wywołana Deklaracją wiary, podpisaną przez kilka tysięcy lekarzy i studentów medycyny, oraz kazusem prof. Bogdana Chazana jest jedynie powieleniem pojawiających się cyklicznie zarzutów wobec klauzuli sumienia, czy można dostrzec coś nowego, jakiś przełom w trwającym od lat sporze?

Rozpocznijmy od istotnej konstatacji: tzw. „klauzula sumienia” stanowi – jak przekonująco udowadnia Eberhard Schockenhoff – swoisty wentyl bezpieczeństwa, chroniący system państwowy przed jego zniszczeniem przez pojedynczych obywateli oraz ich grupy, buntujące się przeciwko niektórym prawom. Stąd w historii pojawiły się „furtki” zwalniające w szczególnych sytuacjach niektórych obywateli z posłuszeństwa pewnym przepisom prawa. Nie jest to jednak żaden wyraz wspaniałomyślności państwa, lecz raczej precyzyjnie skonstruowany kontrakt na zasadzie wzajemności: konkretnie wskazane jednostki zostają w precyzyjnie opisanych sytuacjach zwolnione z odpowiedzialności karnej za konkretne przestępstwa (czy łagodniej: nieposłuszeństwo), lecz w zamian państwo nakłada na te osoby pewne obowiązki. Jest to niezwykle ważny element koncepcji klauzuli sumienia, dlatego powrócimy do tego wątku.

W historii nowożytnych państwach spotykamy się z klauzulami sumienia dla żołnierzy, duchownych, personelu medycznego, także poborowych i innych grup. W ostatnich dniach ponownie pojawia się na pierwszych stronach gazet kwestia klauzuli sumienia lekarzy. Warto pamiętać, że jest ono skonstruowane w dokładnie ten sam sposób, który przedstawiłem powyżej. A zatem: konkretnej grupie obywateli (lekarzom, lekarzom dentystom, pielęgniarkom i położnym) przyznano prawo do niewypełnienia pewnych obowiązków („świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem”), pod warunkiem spełnienia pewnych warunków (m.in. poinformowania pacjenta i przełożonego, pisemnego uzasadnienia i odnotowania swej odmowy, wskazania lekarza lub zakładu opieki zdrowotnej, w której pacjent może otrzymać świadczenie). Jednocześnie klauzula sumienia personelu medycznego ograniczona została przez państwo wyłącznie do sytuacji, w których nie ma niebezpieczeństwa utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała, ciężkiego rozstroju zdrowia i innych przypadków niecierpiących zwłoki. Wyraźnie mamy tu zatem do czynienia z klasycznym kontraktem pomiędzy państwem a określoną grupą obywateli: „my wam to, wy nam to”.

Zrozumienie tego aspektu jest kluczowe dla właściwej oceny bieżącego sporu. Idzie tu bowiem nie tyle – jak twierdzą niektórzy – o zanegowanie klauzuli sumienia jako takiej, ile raczej o sposób, w jaki ta klauzula-umowa będzie zdefiniowana. Profesor Bogdan Chazan nie nadużył klauzuli sumienia, co mu niektórzy zarzucają. Jego oponenci natomiast (a przynajmniej główna ich część) nie negują słuszności istnienia tejże klauzuli – jak powyżej napisałem: osią sporu są warunki opisujące klauzulę sumienia personelu medycznego.

Profesor Chazan – i jest to, mówiąc klasykiem, „oczywista oczywistość” – złamał prawo: nie wypełnił bowiem jednego z warunków kontraktu; warunku wyraźnie wymienionego w trzydziestym dziewiątym artykule obowiązującej Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty z roku 1996, stanowiącego, iż w przypadku chęci skorzystania z klauzuli sumienia, lekarz „ma obowiązek wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w innym zakładzie opieki zdrowotnej”.

Bogdan Chazan tego nie zrobił, łamiąc prawo i de iure nie mógł skorzystać z klauzuli sumienia.

Środowisko obrońców, jak i sam profesor, podnoszą argument, że ustawowy wymóg wskazania innego lekarza, który dokona np. aborcji lub przepisze tabletki antykoncepcyjne, stanowi współpracę ze złem (materialną bliższą lub nawet formalną), uprzednio odrzuconym w sumieniu. Rzeczywiście, ten zarzut podnoszony był już wielokrotnie, także podczas prac nad Ustawą o zawodzie lekarza, niemniej prawodawca w imieniu Suwerena-Narodu zdecydował się taki obowiązek nałożyć na lekarza, jeżeli chce skorzystać z możliwości legalnej odmowy wykonania świadczeń, do których jest zobowiązany w świetle prawa polskiego.

A zatem – pozwólcie, że to powtórzę ponownie – spór toczy się nie o to, „czy lekarska klauzula sumienia”, lecz „jaka klauzula sumienia”.

 Katolicy vs. katolicy

Smaczku debacie dodaje fakt, że sami bioetycy katoliccy i duchowni-teolodzy wyrażają sprzeczne opinie. Większość z nich (m.in. Tomasz Terlikowski i ks. Piotr Kieniewicz) opowiada się po stronie Bogdana Chazana, a przeciwko obowiązującemu prawu, nakładającego na lekarza korzystającego z klauzuli sumienia obowiązek wskazania lekarza lub szpitala, w którym pacjent otrzyma pomoc. Jednakże znacznie bardziej utytułowany i znany bioetyk, ks. prof. Andrzej Szostek twierdzi, iż prawo stanowione musi być przestrzegane przez lekarzy pracujących w służbie zdrowia.Zacytujmy obszerny fragment jego oświadczenia: „Lekarz, który podejmuje pracę w publicznym ośrodku zdrowia, jest zobowiązany do respektowania obowiązującego prawa. Jeśli zawarty jest w nim obowiązek poinformowania kobiety domagającej się dokonania legalnej aborcji tam, gdzie jej dokonanie jest możliwe, to lekarz, który korzysta z klauzuli sumienia, zobowiązany jest do udzielenia tej informacji. Jeżeli i to uznaje on za niezgodne z własnym sumieniem, to nie powinien on pracować w instytucji państwowej. Może otworzyć własną klinikę i na jej drzwiach umieścić komunikat, że ani aborcji nie przeprowadza, ani wspomnianej informacji nie udziela. Oczywiście, nie może wtedy liczyć na wsparcie państwa, którego prawa postanowił nie respektować.”

Po czyjej stronie jest racja? Nie chcę i nie potrafię ocenić tego sporu z perspektywy katolickiej nauki społecznej, polityki czy idei demokracji. Chciałbym jednak w kilku słowach przedstawić swoją opinię jako bioetyka i osoby od lat badającej fenomen sumienia.

Moim zdaniem clou etycznego rozstrzygnięcia stanowi odpowiedźna pytanie, czy osoba niezgadzająca się z wymogami prawa ma prawo, powołując się na swoje sumienie, żądać dla siebie przywilejów? Co do tego nie ma wątpliwości: każdy z wielkich myślicieli piszących o sumieniu – począwszy od Sokratesa a skończywszy na Ratzingerze – podkreśla, że sąd sumienia wiąże mnie i tylko mnie; nikt inny nie może być przymuszony do przyjęcia werdyktu mojego sumienia.

Wydaje się natomiast, że opinie np. Terlikowskiego czy Chazana idą nieco w przeciwnym kierunku, to znaczy: chcą zagwarantować swojemu sumieniu nie tylko wolność, ale również pewne przywileje.

Jest to oczywiście zgodne ze słynną wypowiedzią Jana Pawła II z encykliki Evangelium Vitae: „Kto powołuje się na sprzeciw sumienia, nie może być narażony nie tylko na sankcje karne, ale także na żadne inne ujemne konsekwencje prawne, dyscyplinarne, materialne czy zawodowe”. Niemniej, powyższe słowa można uznać jedynie za życzenie Kościoła katolickiego; w państwie „bezstronnym w sprawach przekonań religijnych” nie mają one mocy prawnej, taką ma bowiem jedynie demokratycznie zawarta umowa społeczna.

Konieczne jest natomiast odróżnienie wolności sumienia, jako możliwości postępowania zgodnego ze swoim sumieniem, a klauzulą sumienia rozumianą jako prawne zagwarantowanie niekaralności za złamanie prawa w imię sumienia. W Polsce państwo gwarantuje lekarzowi prawo do złamania prawa (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi), czyli obowiązku udzielenia świadczeń lekarskich przez etatowego pracownika publicznej służby zdrowia, pod pewnymi warunkami – to nazywamy lekarską klauzulą sumienia.

Nie istnieje jednak w Polsce żadna klauzula zapewniająca bezkarność dla tych, którzy łamią prawo stosując klauzulę sumienia – tutaj profesor Chazan po prostu na własną rękę przekracza przepisy, podobnie jak robi to kierowca jadąc 70km/h w terenie zabudowanym.

Zgoda, możemy się spierać o intencje, niemniej trzeba to jasno powiedzieć: niezastosowanie się do 39. artykułu Ustawy o zawodzie lekarza jest złamaniem prawa i społecznego kontraktu.

Inną rzeczą jest natomiast prymat sumienia i jego wolność: każda osoba – w tym także lekarz – ma moralny obowiązek podążać za pewnym głosem swojego sumienia. Ten obowiązek ma charakter absolutny i obligatoryjny, to znaczy, że mamy iść za głosem swojego sumienia nawet wiedząc, że spotka nas za to kara ze strony społeczeństwa, rodziców, wspólnoty religijnej, lub wręcz, że wypełnienie tego wewnętrznego imperatywu doprowadzi nas do śmierci.

W tym znaczeniu profesor Chazan (i inni lekarze, którym sumienie nakazuje nie brać udziału np. w aborcji, jednocześnie nie powiadamiając o tym swoich przełożonych lub nie wskazując ośrodka, który legalnej aborcji dokona) postępują słusznie. Niemniej, nie mają prawa żądać od nikogo usankcjonowania swojego wyboru. Powinni ponieść wszelkie konsekwencje swojego wyboru podyktowanego głosem sumienia – również utratę pracy, jeśli tak zdecyduje pracodawca.

Państwo gwarantuje ochronę przed poniesieniem konsekwencji prawnych, ale jedynie w określonym, jasno wyznaczonym zakresie. Jeśli ktoś nie chce z tej oferty skorzystać, nie może mieć o to pretensji do nikogo poza sobą.

Taka jest istota wypowiedzi prof. Szostka, z którym muszę się zgodzić. Postawa profesora Chazana może być uznana za hipokryzję: sam został wykształcony ze środków publicznych i obecnie otrzymuje pensję z pieniędzy publicznych, kieruje prestiżową placówką podlegającą publicznej służbie zdrowa, która umożliwia mu rozwój osobisty i zawodowy, a jednocześnie osobiście łamie prawo demokratycznie uchwalone przez ten sam podmiot, z którego środków od wielu lat korzysta… Ogromny szacunek, jaki żywię do profesora Chazana za wierność swojemu sumieniu wzrósłby, gdyby w imię tegoż sumienia profesor do końca wypowiedział swoje non possumus: zarówno gdy prawo na to pozwala, jak i wbrew temu prawu, w pełni akceptując związane ze sprzeciwem sumienia konsekwencje.

 Zamiast zakończenia

Może to kogoś zdziwi, ale ja się bardzo cieszę z powstałej kontrowersji. Z dwóch powodów. Po pierwsze okaże się, która wartość dla dzisiejszego społeczeństwa polskiego jest ważniejsza: wartość eksperta, wybitnego lekarza, specjalisty z zakresu ginekologii i położnictwa, czy raczej wartość „praw prokreacyjnych”, „prawa do aborcji”.

Czy bardziej cenimy sobie możliwość bezpiecznego i komfortowego przyjścia na świat naszego potomstwa – a to, według licznych świadectw, gwarantuje szpital kierowany przez prof. Bogdana Chazana – czy może ważniejsza jest dla nas wolność od konieczności urodzenia chorego lub pochodzącego z gwałtu dziecka?

Mamy na szali dwie wartości (mam przez to na myśli, że zarówno dobra opieka położnicza jak i prawo do aborcji są uważane przez licznych Polaków za wartość), których nie da się ze sobą w tym przypadku pogodzić. Przyznanie prymatu istniejącemu prawu zakończy karierę szanowanego i cenionego lekarza; zachowanie na stanowisku dyrektora Szpitala św. Rodziny publicznie podważy tzw. kompromis aborcyjny i istniejące prawo w zakresie klauzuli sumienia. „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście” (Pwt 30,15). Co wybierzemy?

I po drugie: od lat o przyznanie klauzuli sumienia walczą farmaceuci, a lekarze katoliccy dążą do usunięcia kontrowersyjnego wymogu informowania pacjenta o placówce, w której będą mogli skorzystać z zabiegu np. aborcji. Również druga strona – polska lewica, niektóre grupy lobbingowe w Unii Europejskiej, feministki – głośno domagają się usunięcia lub przynajmniej mocnego ograniczenia obowiązującej regulacji prawnej. Wygląda zatem na to, że istniejąca umowa społeczna, zapisana w 39. artykule Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty jest niesatysfakcjonująca dla wielu środowisk.

Debata wywołana najpierw Deklaracją wiary podpisaną przez kilka tysięcy lekarzy i studentów medycyny, a obecnie szumem wokół Bogdana Chazana jest, moim zdaniem, kolejnym krokiem w stronę odrzucenia istniejącego status quo (będącego zresztą jedynie elementem ogólnoświatowej „pełzającej rewolucji”, której świadkiem jesteśmy od przynajmniej jedenastego września 2001 r.)

. Dziedzictwo, które otrzymaliśmy wraz z nastaniem III RP okazuje się niewystarczające dla dzisiejszego Polaka.

Będąc gorącym zwolennikiem klauzuli sumienia (o czym można się przekonać choćby tu lub tu), mam świadomość jej natury: kontraktu zawartego przez społeczeństwo pluralistyczne, wyznające rozmaite wartości. Jak ostatnie dni pokazały, jest to kontrakt bardzo delikatny, oparty na swoistym kompromisie. Podobne wstrząsy mogą skończyć się tylko na dwa sposoby: bellum omnia contra omnes lub zawarciem nowego, lepszego kontraktu. Oby debata nad klauzulą sumienia doprowadziła do tego drugiego.