Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Sebastian Gałecki  25 listopada 2013

Gałecki: Klauzula sumienia na ławie oskarżonych

Sebastian Gałecki  25 listopada 2013
przeczytanie zajmie 5 min

Niedawno pisałem o projekcie raportu Parlamentu Europejskiego, w którym jest mowa o ograniczeniu klauzuli sumienia dla zawodów medycznych. Nie udało się. Dziś podobny, choć znacznie bardziej filozoficznie ugruntowany, dokument przedstawia Komisja Bioetyki Polskiej Akademii Nauk. Nie będę go dokładnie omawiał; każdy, kto zechce, może się z nim zapoznać. Pozwolę sobie jedynie wskazać jego główne założenia i podjąć polemikę z dwoma najbardziej kontrowersyjnymi punktami.

Główna teza opublikowanego stanowiska brzmi identycznie, jak ta z raportu PE: klauzula sumienia jest nadużywana. Co więcej, moi starsi koledzy bioetycy zdają się sugerować, że wiedzą, jakie były intencje ustawodawcy w tej kwestii. Ich zalecenia mają ukrócić nagminną praktykę „niewłaściwego stosowania” omawianej klauzuli i przywrócić tej konstrukcji prawnej jej pierwotny charakter, „zgodny z intencjami ustawodawcy” (punkt 3 Stanowiska Komitetu Bioetyki przy Prezydium PAN w sprawie tzw. klauzuli sumienia). Teza ta wydaje się szczególnie kontrowersyjna, gdy z rozczulającą bezradnością autorzy przyznają, że nie potrafią określić, czym jest sumienie. Co więcej, kolejną przeszkodą jest fakt, że sumienie nie zostało zdefiniowane w żadnym z polskich dokumentów prawnych. Zdaniem członków Komisji Bioetyki jedynym, co można o nim powiedzieć, jest to, iż przysługuje jedynie osobom fizycznym, nie instytucjom.

Śpieszę zatem donieść, że na temat sumienia powstało i wciąż powstaje wiele prac (w tym moja, blisko pięciuset stronicowa książka), z których wynika, że co nieco jednak o sumieniu wiemy. Natomiast próba zdefiniowania sumienia w dokumentach prawniczych zakrawałaby o absurd. Jeśli bowiem zgodzimy się z najbardziej ogólnym rozumieniem sumienia jako osobistego, wewnętrznego przekonania o wartości moralnej podejmowanego czynu, to kto i w jaki sposób miałby ocenić moje sumienie, jego procedury, a wreszcie – czy rzeczywiście mój sprzeciw jest wynikiem autentycznego głosu sumienia, czy „uprzedzeń i irracjonalnej niechęci czy odrazy” (punkt 16 Stanowiska Komitetu Bioetyki)? Kto ośmieli się być sędzią sumienia, łamiąc tym samym fundamentalną dla naszej cywilizacji zasadę jego wolności?

Dlatego absurdalne wydaje mi się żądanie, by lekarze, pielęgniarki i położne przedstawiali „konkretną zasadę lub normę o charakterze moralnym, która […] zostałaby naruszona” (punkt 17 Stanowiska Komitetu Bioetyki). Najbardziej smuci, że z tą konkretnie tezą zgadza się prof. Barbara Chyrowicz, zakonnica, należąca do Komitetu Bioetyki, wykładowczyni Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, która (zapewne w zgodzie ze swoim sumieniem) zdecydowała się odrzucić omawiane stanowisko i przedstawić własne Zdanie Odrębne. Chciałbym zauważyć, że sumienie nie jest rozumem (nawet jeśli część myślicieli uznaje je za „praktyczny sąd rozumu”), a zatem nie istnieje żadna sprzeczność pomiędzy rozpoznaniem w sumieniu tego, jak powinienem postąpić, a jednoczesnym brakiem umiejętności uzasadnienia tej oceny na drodze rozumowej. Pomijam kwestię niskiego poziomu bioetycznego wykształcenia pracowników służby zdrowia (mogę to bardzo często obserwować przy okazji pracy naukowej), która sprawia, że lekarze i pielęgniarki zapewne nawet nie potrafiliby nazwać „zasady lub normy o charakterze moralnym”, która w ich ocenie jest akurat łamana. Krótko mówiąc: od kiedy uzależniamy możliwość takiego lub innego postępowania danej osoby od jej zdolności do logicznego uzasadnienia tegoż postępowania? Może zatem nałożymy na bioetyków obowiązek przedstawienia składu chemicznego papieru, na którym wydrukowane zostają nasze artykuły – jako warunek konieczny przyjęcia tegoż tekstu do publikacji?

Całkowicie zatem zgadzam się z zarzutem, który Barbara Chyrowicz stawia „Stanowisku Komitetu Bioetyki” (punkt II, ustęp 2 „Zdania odrębnego”): przepisywanie postkoitalnych preparatów antykoncepcyjnych – popularnie zwanych „pigułką po” – pod względem moralnym niewiele różni się od bezpośredniego dokonania aborcji. Oczywiście, zapisanie „pigułki po” ani nie sprawia, że pacjentka ją zażyje, ani że spowoduje zabicie embrionu (to tylko ostatnia, czwarta funkcja hormonalnej antykoncepcji postkoitalnej), niemniej mogę sobie wyobrazić lekarza, którego sumienie sprzeciwia się wydaniu takiej recepty. Komitet Bioetyki chce zaś ograniczyć klauzulę sumienia tylko do bezpośredniego – przez to rozumie „własnoręcznego” – wykonywania świadczeń zdrowotnych. Być może jest to słuszne zawężenie, oczekuję jednak rzetelnego przedstawienia argumentów za nim stojących; opinia zajmująca pięć linijek mnie nie przekonuje.

Za najbardziej absurdalne uważam jednak punkty siódmy i ósmy załącznika do omawianego dokumentu. Mowa tam o kryteriach, którymi lekarz powinien się kierować, wydając wymagane przez prawo orzeczenie lekarskie warunkujące dokonanie legalnej aborcji. Pozwolę sobie zacytować szczególnie krytykowane przeze mnie fragmenty:

W opinii Komitetu, orzekając o tym, czy ciąża zagraża życiu lub zdrowiu kobiety, lekarz powinien kierować się wynikami badań pacjentki, aktualną wiedzą medyczną oraz opinią samej zainteresowanej (punkt 7 „Załącznika”);

Jego orzeczenie powinno zatem zdawać sprawę z jego profesjonalnego osądu, opartego na wynikach badań prenatalnych oraz aktualnej wiedzy medycznej na temat obiektywnego istnienia wysokiego prawdopodobieństwa nieodwracalnego upośledzenia lub nieuleczalnej choroby płodu, oraz opinii kobiety ciężarnej na temat znaczenia zdiagnozowanego zagrożenia urodzenia nieodwracalnie upośledzonego lub nieuleczalnie chorego dziecka dla jej chęci kontynuowania ciąży (punkt 8 „Załącznika”). 

Zapytam wprost – może za pośrednictwem portalu Jagielloński24 któryś z członków Komitetu Bioetyki zdecyduje się udzielić mi odpowiedzi: jakie znaczenie dla obiektywnej, medycznej oceny stanu zdrowia matki lub płodu ma subiektywna opinia matki (lub kogokolwiek innego)? Dlaczego Komitet odmawia lekarzowi prawa uwzględnienia głosu sumienia przy wydawaniu wymaganego orzeczenia – i słusznie, bo chodzi o dokument medyczny, podobny do np. do zaświadczenia o stanie zdrowia poborowego – a chce wymusić na nim uwzględnianie osobistej, niemedycznej opinii pacjentki? Na marginesie: czy przy badaniach decydujących o kategorii zdrowotnej dla osób zobowiązanych o odbycia zasadniczej służby wojskowej pytano zainteresowanych, czy uważają się za zdrowych i zdolnych do odbycia „patriotycznego obowiązku”?

Nie jestem w stanie powyższej sugestii interpretować inaczej jak czysto ideologicznej: autorzy w imię wolności sumienia pacjenta (tzw. zasady autonomii pacjenta) chcą tejże wolności pozbawić lekarza. Nie znajdziemy uzasadnienia dla tej tezy ani w polskim prawie, ani w kodeksach etyki lekarskiej, ani w omawianym dokumencie. W imię ideologicznego zacietrzewienia naukowcy-bioetycy zapominają o wymaganiach, jakie stoją przed rzetelnie uprawianą nauką.

Zgadzam się natomiast z autorami „Stanowiska…” w jednej istotnej kwestii: trzeba bardzo wyraźnie mówić studentom medycyny i kandydatom do innych zawodów medycznych, jakie obowiązki zostaną przed nimi postawione przez społeczeństwo (punkt 19). Zapomniane nieco słowo „służba” nie na darmo zostało użyte w zwrocie „służba zdrowia”. Lekarze, pielęgniarki, położne i farmaceuci są na służbie społeczeństwu; muszą mieć tego świadomość. Jeśli nie podzielają przekonania o słuszności zasad i obowiązków, które społeczeństwo nakłada na personel medyczny, powinni zrezygnować z wykonywania swojego zawodu. Pamiętajmy jednak, że póki co społeczeństwo polskie pozwala lekarzom i pielęgniarkom odmówić wykonywania niektórych czynności.

Z tym związany jest ostatni problem, który chciałem poruszyć. W dokumencie kilkakrotnie pojawiają się sformułowania „mają prawo odmówić” i „nie mają prawa odmówić”. Wiem, że słowa w języku polskim bywają wieloznaczne; słowo „móc” oznacza zarówno „być zdolnym”, jak i „być uprawnionym” czy „być usprawiedliwionym moralnie”. Niemniej nie potrafię się powstrzymać przed zwróceniem członkom Komisji Bioetycznej uwagi, że to nie oni, ani nie parlament, ani nawet nie prokuratorzy i sędziowie będą mówić, co człowiek może, a czego nie może. W ich kompetencji leży określenie, w jakich sytuacjach personel medyczny może („jest uprawniony”) wiążąco powołać się na klauzulę sumienia, tzn. bezkarnie zaniechać czynności stojących w sprzeczności z głosem jego sumienia. To, co możemy zrobić („co jest moralnie dopuszczalne”), a czego zrobić nie możemy, określa nasze sumienie. Bo, parafrazując słowa św. Pawła, trzeba słuchać go bardziej niż ludzi. Nawet jeśli mogą nas za to spotkać bolesne konsekwencje.