Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Joanna Pysik  27 grudnia 2013

Pysik: Gender nie lubi dylematów

Joanna Pysik  27 grudnia 2013
przeczytanie zajmie 5 min

Czytając tekst Agnieszki Urbanowskiej „Katolik, katoliczka i ten straszny gender” uświadomiłam sobie, iż od dawna zastanawiająca jest dla mnie łatwość, z jaką autorzy tekstów dotykających problematyki gender dzielą cechy człowieka na te, które wynikają z biologii i te, które są skutkiem socjalizacji. Skąd ta pewność w odpowiedzi na jedno z najważniejszych pytań, które od kilkudziesięciu lat stawiają sobie badacze psychologii? Brzmi ono: „geny czy wychowanie?” Rozwijając: co właściwie jest źródłem naszych zachowań, zaburzeń, wyborów – bagaż z chromosomami, który dziedziczymy jeszcze w życiu prenatalnym czy to, czego doświadczamy już po urodzeniu – wpływ rodziców, szkoły, społeczeństwa?

Przeprowadzono setki badań na ten temat. Wyglądają bardzo podobnie i w uproszczeniu polegają na porównywaniu bliźniaków wychowywanych razem oraz par bliźniaków wychowywanych osobno, pod względem wybranej cechy czy konstruktu. Jednoznaczne wyniki, wskazujące na którąś z opcji należą do rzadkości. Przykładem na to może być schizofrenia. Przez wiele lat twierdzono, że źródłem tego schorzenia jest głównie wychowanie, sformułowano nawet koncepcję schizofrenogennej matki, z której wynikało, że schizofrenia jest skutkiem określonych zachowań matki wobec dziecka – m.in. agresji, krytycyzmu, nadmiernych wymagań, odrzucenia i jednocześnie nadopiekuńczości. Koncepcja nie została potwierdzona rzetelnymi badaniami, a przyniosła jedynie wiele strat w postaci ogromnych cierpień matek i zaburzonych relacji w rodzinach chorych. Dziś, dzięki wielu badaniom, wiadomo, że etiologia schizofrenii jest bardzo złożona, rola rodziny w procesie jej powstawania jest ograniczona, a większą wagę mają predyspozycje dziedziczone w genach.

Podobne niejednoznaczności pojawiają się w tekście Agnieszki Urbanowskiej, który zainspirował mnie do tego, aby bliżej przyjrzeć się tym, a także podobnym twierdzeniom, najczęściej podawanym jako pewnik przez autorów tekstów na temat płci kulturowej. Myślę, że warto przyjąć inny punkt widzenia, który pozwala rozszerzyć nieco perspektywę poruszanego problemu, co też robię poniżej.

Urbanowska pisze:

„Warto zwrócić uwagę na to, że opisując dziewczynki domagające się komplementów, ks. Pawlukiewicz myli skutek z przyczyną. Nic dziwnego, że pragną uznania dla swojego wyglądu, skoro niemal od narodzenia otrzymują społeczno-kulturowy przekaz, iż najważniejszą cechą kobiety jest jej uroda.”

To dość śmiałe stwierdzenie. Autorka nie powołując się na żadne źródła, twierdzi, że ważność cechy biologicznej, jaką jest wygląd zewnętrzny, jest wyłącznie skutkiem społeczno – kulturowego przekazu. Spróbujmy spojrzeć na to z nieco innej strony. Psychologia ewolucyjna mówi, że dbałość o urodę była szansą na zwiększenie swoich szans reprodukcyjnych. Mężczyźni częściej wybierali (i wybierają) kobiety o lśniących, gęstych włosach, białych zębach, ładnej skórze, symetrycznej budowie ciała, większych piersiach. Dlaczego? Wszystkie wyżej wymienione cechy są gwarancją zdrowia, a co za tym idzie płodności. Wybór atrakcyjnej partnerki był dla mężczyzny zwiększeniem szansy na zdrowe potomstwo. Piękno, a także dbałość o nie, było więc bardzo istotne w procesie przetrwania gatunku. A więc geny czy wychowanie? Najpewniej obydwa czynniki odgrywają tu ważną rolę – bo w jaki sposób, mając nawet olbrzymią wiedzę z zakresu biologii, można byłoby ignorować wpływ kultury, chociażby w postaci mocy współczesnego przekazu mediów czy reklam, które kreują świat, zaludniony prawie wyłącznie przez ludzi urodziwych? Całkowite wykluczenie jednego z tych czynników byłoby, moim zdaniem, pewnego rodzaju zuchwalstwem.

W podobny sposób można odnieść się do fragmentu tekstu:

„Obraz płci w konferencji Pawlukiewicza to gender w praktyce: przypisywanie kobietom i mężczyznom cech, które nie wypływają bezpośrednio z ich biologii. Posiadanie macicy nie generuje automatycznie skłonności do przeglądania się w lusterku; penis nie predestynuje do prowadzenia samochodu. Owszem, statystycznie owe skłonności mogą częściej występować u mężczyzn lub kobiet, zależności nie są jednak tak oczywiste jak np. płeć, a karmienie piersią”

Zdaję sobie sprawę, że prowadzenie samochodu jest tylko przykładem, spróbuję jednak bardzo konkretnie odnieść się do niego. Być może fakt, iż mężczyźni czują się swobodniej i pewniej za kierownicą niż kobiety, spowodowany jest wpływem społeczeństwa – m.in. poprzez odmienne podejście nauczycieli jazdy w stosunku do osób różnej płci czy żarty z kobiet – kierowców. Warto dla poszerzenia perspektywy wiedzieć jak to wygląda z perspektywy biologicznej. Mężczyźni, bowiem posiadają większy płat ciemieniowy, który odpowiada za wyobraźnię przestrzenną, co za tym idzie – lepiej radzą sobie z parkowaniem równoległym, czytaniem mapy czy określaniem kierunków.  Być może jednak wspomniany penis, a dokładniej budowa męskiego mózgu predestynuje do prowadzenia samochodu? Powraca pytanie: natura czy kultura? W tym przypadku także trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Powyższy fragment wypowiedzi Agnieszki Urbanowskiej jednak kolejny raz bardzo jednoznacznie wyklucza udział czynników biologicznych w procesie nabywania umiejętności, co w moim odczuciu jest dość ryzykownym posunięciem.

Odchodząc od tekstu Urbanowskiej, warto krótko zatrzymać się przy jeszcze jednej cesze. Sztandarowym przykładem jednoznacznego oderwania określonej właściwości od czynników biologicznych, a powiązanie jej wyłącznie z wpływem kultury, jest mówienie o zdolnościach matematycznych dziewczynek i chłopców. Środowiska propagujące gender , bardzo często zwracają uwagę, że w pierwszych latach edukacji dziewczynki osiągają znacznie lepsze wyniki z matematyki, aniżeli chłopcy. Później (ok. 12 roku życia) ta tendencja ulega odwróceniu. Źródła tej zmiany upatruje się wyłącznie w funkcjonowaniu stereotypu mówiącego, że chłopcy lepiej radzą sobie z zadaniami z matematyki, a co za tym idzie w częstszym chwaleniu ich za osiągnięcia matematyczne oraz nie poświęcaniu wystarczającej uwagi i czasu na edukację dziewczynek w tym zakresie. Znacząca rola socjalizacji w tym wypadku wydaje się całkiem prawdopodobna. Dodatkowo jednak wart zastanowienia jest fakt, że zmiany te zachodzą w późniejszych etapach edukacji, a więc bardzo często w okresie dojrzewania, kiedy w organizmach młodych ludzi zmienia się bardzo wiele, a zwłaszcza gospodarka hormonalna. W przypadku dziewcząt większą rolę zaczyna odgrywać hormon zwany estrogenem, u chłopców – testosteron. Dr Mark Brosnan, kierownik wydziału psychologii na brytyjskim University of Bath, bazując na przeprowadzonych przez siebie badaniach, twierdzi, że testosteron sprzyja rozwojowi struktur w mózgu odpowiadających za zdolności matematyczne i przestrzenne, natomiast estrogen- zdolności językowych. Przyczyna takiej tendencji wydaje się być, więc złożona i wieloaspektowa.

Analiza powyższych przykładów, często zresztą wykorzystywanych przez środowiska gender w debacie publicznej, wydaje się być jedynie wierzchołkiem góry lodowej, a jej kontynuacja prawdopodobnie zajęłaby kilka artykułów o znaczącej objętości. Zwolennicy preponderancji płci kulturowej bardzo wyraźnie podkreślają naukowy charakter tematyki, jaką się zajmują. Tym bardziej zadziwiające są niefrasobliwość i dogmatyzm, z jakimi rozróżniają i segregują właściwości człowieka na te uwarunkowane biologicznie (najczęściej jest ich niewiele) i kulturowo, a które posiadają niewiele cech wspólnych z działalnością badawczą.

Zarówno wpływ, jaki niesie nasza natura, jak i oddziaływanie społeczeństwa tkwią w nas tak głęboko, że przytoczony na początku tego artykułu dylemat psychologii jest ciągle aktualny – inspiruje kolejnych badaczy, a także budzi wiele emocji. Bez względu na poglądy, nie jesteśmy w stanie się od tego uwolnić. Warto jednak, niezależnie od stanowiska Kościoła, środowisk feministycznych, polityków czy dziennikarzy, przyjąć i rozwijać jedną cechę, która jest wysoce prawdopodobnie uwarunkowana zarówno biologicznie, jak i kulturowo – krytyczne myślenie.