Ile dywizji ma NATO? Liczebność wojsk Sojuszu i USA na wschodniej flance
W skrócie
Na ostatnim szczycie NATO Sekretarz Generalny Jens Stoltenberg zapowiedział zwiększenie liczebności Sił Szybkiego Reagowania z 40 tys. do ponad 300 tys. żołnierzy, co wywołało spore poruszenie w mediach. Co więcej, opublikowano nową koncepcję strategiczną, która definiuje zagrożenia, a docelowo ma również usprawnić podejmowanie decyzji. Niemniej, pomimo znacznej skali zapowiadanych zmian, postanowienia wydają się być bardziej kompromisem niż rewolucją, co jasno wskazuje, że współczesne NATO jest tak silne, jak jego najbardziej ugodowe państwo członkowskie.
Siły Szybkiego Reagowania – słuszna oszczędność?
Ponad 300 tys. żołnierzy – już w przyszłym roku tyle liczyć będą utrzymywane w stałej gotowości Siły Szybkiego Reagowania (NRF), z których pierwsze 100 tys. może zostać przemieszczonych do celu w mniej niż 10 dni. Dowodzenie nimi ma optymalizować uaktualnione plany obronne, w których jednostkom zostaną przypisane konkretne obszary odpowiedzialności. „Grupy mają ćwiczyć wspólnie z oddziałami znajdującymi się na miejscu, aby dobrze poznać teren i być w stanie sprawnie reagować na każdą sytuację awaryjną” – zapowiedział Stoltenberg.
Biorąc pod uwagę dotychczasowy, mobilizacyjno-rotacyjny kształt NRF, trudno spodziewać się zmian rewolucyjnych. Ta formuła może podobać się w krajach zachodnich, które nie są skłonne do podejmowania wyraźniejszych działań, podczas gdy w państwach Europy Środkowo-Wschodniej oczekuje się zwiększenia liczby wojsk stacjonujących na stałe.
Zasadniczym celem Sił Szybkiego Reagowania (NATO Response Force) jest rozwiązywanie sytuacji kryzysowych w ramach obrony kolektywnej NATO, a także prowadzenie działań umożliwiających włączenie do walki głównych sił, np. zabezpieczenie lotnisk. Najważniejszym elementem manewrów NRF jest podnoszenie zdolności do skoordynowanego przerzucenia żołnierzy z wielu państw we wskazane miejsce. Oprócz regularnych ćwiczeń poligonowych, oddziały uczestniczące w NRF posiadają doświadczenie w wykonywaniu zadań niebojowych: ochrony ważnych wydarzeń (Letnie Igrzyska Olimpijskie w Atenach w 2004 r.) i operacji humanitarnych (m.in. po przejściu huraganu Katrina).
Od 2002 r. NRF tworzyły oddziały wojsk lądowych, sił powietrznych, morskich oraz specjalnych państw członkowskich, pełniąc sześciomiesięczne dyżury. Wówczas ich liczebność ograniczona była do 25 tys. żołnierzy, a czas reakcji miał wynosić pięć dni od chwili powiadomienia. Gdy Rosja w 2014 r. dokonała inwazji na Krym i Donbas, NRF rozwinięto do 40 tys., zaś z tej liczby wydzielono ok. pięciotysięczną szpicę NATO (Very High Readiness Joint Task Force), czyli siły zdolne do reakcji w ciągu dwóch-trzech dni.
Przygotować grupy bojowe NATO na trudne czasy
Warszawski szczyt NATO z 2016 r. przyniósł nową, równoległą wobec NRF inicjatywę wzmocnionej Wysuniętej Obecności (enhanced Forward Presence), dzięki której w Polsce i krajach bałtyckich funkcjonują cztery Batalionowe Grupy Bojowe, liczące po ok. 1,5 tys. żołnierzy. W wyniku ostatnich decyzji kolejne mają wkrótce zostać utworzone w Rumunii, Bułgarii, na Węgrzech i Słowacji. Na mocy postanowień z Madrytu grupy bojowe zostaną rozbudowane do poziomu brygady (ok. 3 tys. żołnierzy).
Obecnie składają się one z piechoty działającej w oparciu o bojowe wozy piechoty lub kołowe transportery opancerzone, a ciężki sprzęt używany jest w symbolicznej liczbie: na terenie Polski i państw bałtyckich operuje zaledwie ok. 65 czołgów i 30 samobieżnych armatohaubic. W pozostałych czterech państwach siły NATO stanowi piechota zmechanizowana bez cięższych komponentów. Oznacza to, że obecnie grupy bojowe przygotowane są do działań rozpoznawczych lub wspierających główny rzut sił zbrojnych danego państwa.
Choć stała obecność kilkutysięcznych grup bojowych może wzbudzać zaufanie, doświadczenia z Ukrainy wskazują, jak niezmiernie ważne w działaniach obronnych jest użycie czołgów i artylerii. Trzeba odnotować, że na plan rozbudowy grup nadzwyczaj entuzjastycznie zareagowali Niemcy, deklarując zamiar szybkiego wzmocnienia swoich sił na Litwie. Rezultatem tej zapowiedzi ma być utworzenie dodatkowej brygady, jednakże stacjonującej na niemieckiej ziemi.
Wszystkie grupy podlegają pod dowództwo Wielonarodowej Dywizji Północ-Wschód w Elblągu. W odróżnieniu od NRF grupy bojowe charakteryzują się stałą gotowością do akcji w miejscach szczególnie zagrożonych (status combat ready). W praktyce ich przeznaczeniem jest uruchomienie łańcucha decyzyjnego: gdy zostaną zaatakowane na terenie państwa członkowskiego NATO, będzie to odebrane jako atak na cały Sojusz.
Grupy składają się z pododdziałów pochodzących z różnych państw Sojuszu, natomiast większą część sił batalionu wystawia jedno tzw. państwo ramowe. W przypadku polskiej grupy są to USA; dla Litwy – Niemcy; dla Łotwy – Kanada i dla Estonii – Wielka Brytania. Spośród planowanych grup w Rumunii mają stacjonować głównie Francuzi, a w Bułgarii Włosi. Najmniejsze zainteresowanie wzmocnieniami przejawia Słowacja, w której działa batalion czeski, i Węgry dysponujące jedynie własnymi jednostkami.
Amerykanie umacniają się na flance wschodniej
Oprócz NATO-wskiej batalionowej grupy bojowej Amerykanie stacjonują w Polsce na podstawie odrębnego, dwustronnego porozumienia polsko-amerykańskiego. Mózgiem wszystkich wojsk amerykańskich w Europie jest Dowództwo V Korpusu Wojsk Lądowych USA w Poznaniu.
Dotąd było to dowództwo wysunięte, jednakże podczas szczytu prezydent Biden podjął decyzję o utworzeniu stałej kwatery głównej. Będzie to pierwsza stała jednostka amerykańska w Europie Wschodniej. Zadaniem dowództwa będzie koordynacja rosnących sił amerykańskich na wschodniej flance NATO.
Przed wybuchem wojny liczebność wojsk amerykańskich w całej Europie szacowano na ok. 80 tys. żołnierzy rozmieszczonych głównie w dużych bazach wojskowych w zachodniej Europie. W tym roku do Europy przybyło łącznie ok. 20 tys. żołnierzy, z czego połowa do Polski, zaś do Niemiec trafiła brygada pancerna podobna do tej umieszczonej u nas. Ponadto przemieszczono część oddziałów z Niemiec i Włoch do Rumunii, która spodziewa się następnej brygady pancernej.
Stany Zjednoczone starają się o ugruntowanie swojej pozycji głównego gwaranta bezpieczeństwa w miejsce Francji i Niemiec, które sprawami flanki wschodniej zainteresowane są w znacznie mniejszym stopniu. Poprzez inwestycje w wymiarze bezpieczeństwa Amerykanie dążą do umocnienia swoich wpływów politycznych.
Dzięki operacji Atlantic Resolve, będącej wyrazem amerykańskiej inicjatywy odstraszania w Europie, od 2017 r. na całej flance wschodniej zapewniono rotacyjną obecność ok. 7 tys. żołnierzy z USA. Biorą oni udział w ćwiczeniach na całym obszarze odpowiedzialności, sięgającym od Estonii po Bułgarię, a większość stacjonuje w Polsce.
W garnizonach południowo-wschodniej Polski znajdują się elementy Pancernej Brygadowej Grupy Bojowej (Armored Brigade Combat Team) z czołgami Abrams, natomiast komponenty lotnicze rozlokowane są w Powidzu, Łasku i Mirosławcu. Od czerwca br. w okolicach Rzeszowa stacjonują pododdziały 82. Dywizji Powietrznodesantowej, wyposażone w lekkie pojazdy i broń przeciwpancerną. Za obronę przeciwrakietową odpowiadać będzie baza w Redzikowie, dysponująca systemem antybalistycznym średniego zasięgu Aegis Ashore z pociskami SM-3. Obecnie liczebność wojsk amerykańskich w Polsce, działających w ramach NATO i Atlantic Resolve, sięga 10 tys. żołnierzy.
Wzmocnione siły NATO nie zastąpią nam własnej armii
Punktem wyjścia dla wszelkich rozważań na temat bezpieczeństwa jest założenie, że priorytetem jest rozwijanie zdolności własnych sił zbrojnych, natomiast współdziałanie w obrębie NATO stanowi pewną wartość dodaną; daje szansę na szybszą organizację sojuszników w razie zaistnienia sytuacji kryzysowej. Z perspektywy państw wschodniej flanki, głównym kryterium podlegającym ocenie nie jest wyposażenie sił Sojuszu ani ich liczebność, lecz wiarygodność.
Postanowienia szczytu w Madrycie można ocenić jako postęp z perspektywy zwiększania bezpieczeństwa naszego regionu. Dotychczasowa aktywność wojsk Sojuszu była krępowana przez pakt NATO – Rosja z 1997 r., zabraniający rozmieszczania stałych i „znaczących” sił NATO-wskich w Europie Wschodniej, w zamian za niepodejmowanie agresji przez Rosję.
Wobec jawnego złamania paktu zasadne jest pytanie, w jakich okolicznościach należałoby spodziewać się bardziej stanowczej odpowiedzi ze strony NATO. Rozwiązania polegające na mobilizacji bądź rotacji oddziałów mają wiele zalet i w pełni przystają do standardów współczesnej wojskowości, jednakże należy rozważyć także zastąpienie tej formuły stałą obecnością.
Brak jednoznacznych rozstrzygnięć w przedłużającej się wojnie zdaje się normalizować poziom zagrożenia w państwach zachodnich, ale nieustannie wprowadza niepokój wśród mieszkańców naszego regionu. Każda wypracowana koncepcja nosić będzie więc znamiona kompromisu między stygnącym zapałem polityków (zależnych od nastrojów opinii publicznej), a realistycznym spojrzeniem na potencjał obronny sił Sojuszu.
Publikacja nie została sfinansowana ze środków grantu któregokolwiek ministerstwa w ramach jakiegokolwiek konkursu. Powstała dzięki Darczyńcom Klubu Jagiellońskiego, którym jesteśmy wdzięczni za możliwość działania.
Dlatego dzielimy się tym dziełem otwarcie. Ten utwór (z wyłączeniem grafik) jest udostępniony na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa 4.0 Międzynarodowe. Zachęcamy do jego przedruku i wykorzystania. Prosimy jednak o podanie linku do naszej strony.