Witamy na stronie Klubu Jagiellońskiego. Jesteśmy niepartyjnym, chadeckim środowiskiem politycznym, które szuka rozwiązań ustrojowych, gospodarczych i społecznych służących integralnemu rozwojowi człowieka. Portal klubjagiellonski.pl rozwija ideę Nowej Chadecji, której filarami są: republikanizm, konserwatyzm, katolicka nauka społeczna.

Zachęcamy do regularnych odwiedzin naszej strony. Informujemy, że korzystamy z cookies.
Agnieszka Urbanowska  23 grudnia 2013

Urbanowska: Katolik, katoliczka i ten straszny gender

Agnieszka Urbanowska  23 grudnia 2013
przeczytanie zajmie 6 min

Opublikowany w ostatnich dniach list biskupów na niedzielę Świętej Rodziny, prezentuje teoretyczny stosunek Kościoła do zjawisk szeroko związanych z tematyką gender i równości płci. Piąta część rekolekcji adwentowych księdza Piotra Pawlukiewicza to dobry przykład praktycznego funkcjonowania kategorii gender – rozumianej w oryginalnym, węższym znaczeniu, jako płeć społeczno-kulturowa – w dyskursie kościelnym. Konferencja zawiera uwagi sensowne, np. o wyrzeczeniu czy boskiej pomocy; poza tym takie, których – choć budzą moją nieufność – nie czuję się uprawniona oceniać (dotyczące męskości i inicjacji w nią); wreszcie szereg innych, których słucha się z rosnącą przykrością lub niedowierzaniem.

Drogie panie, (…) wy potraficie być inżynierami – zastrzega ks. Pawlukiewicz, dorzucając obowiązkowy w takich przypadkach przykład Skłodowskiej-Curie – ale sorry, to nie jest wasza specjalność. Wy więcej zrobicie, jak będziecie piękne. I faceci z podziwu dla was zrobią dziesięć razy więcej.

Spróbujmy, choć nie jest to do końca łatwe zadanie, zrekonstruować obraz kobiety i mężczyzny, jaki wyłania się z konferencji ks. Pawlukiewicza. Podstawową cechą kobiety powinno być piękno: bycie piękną jest waszym obowiązkiem i powołaniem. Mówca zastrzega wprawdzie, że nie chodzi o atrakcyjność erotyczną, nie definiuje jednak precyzyjnie, jak w takim razie piękno rozumie. Można wywnioskować, że chodzi o bliżej nieokreśloną „kobiecość”, na którą składa się brak grzechu, wesołość, opiekuńczość, karmienie mężczyzn, plotkowanie, gadatliwość. Marginalnie wspomniane zostają również takie cechy jak mądrość, pokora i duma.

Najważniejszą – wrodzoną, jak możemy przypuszczać – potrzebą kobiety jest podobanie się, usłyszenie słów „jesteś piękna”, aprobata mężczyzny. Ksiądz przytacza przykłady młodej turystki, która podczas wycieczki z braku lusterka przegląda się w łyżce, a także kilkuletnich dziewczynek, domagających się skomplementowania ich wyglądu.

Jeśli dziewczyna chce uprawiać seks ze swoim chłopakiem, przyczyną jest jej niepewność co do własnej urody, niska samoocena. Robi to, by potwierdzić swoją wartość. Niemożliwe wydaje się, że może po prostu na ów seks mieć ochotę. Kobieta w świecie Pawlukiewicza nie kocha się po prostu, lecz często po to, by coś ugrać. Koresponduje z tym przytaczana statystyka, jakoby 90% męskich przypadków alkoholizmu, który zaczął się po ślubie, wynikało z tego, że „żona bawiła się mężem przez seks”.

Przejdźmy teraz do mężczyzny. Seks, traktowany przez nich ambicjonalnie, ale i bardziej „po prostu” niż u kobiet, jest ważną potrzebą i obszarem, w którym łatwo ulegają oni zranieniom. Atrybutem mężczyzn jest siła. Istnieje szereg określonych funkcji, które są specjalnością mężczyzny – Pawlukiewicz podaje tylko kilka: jeżdżenie do warsztatu samochodowego i przewodzenie rodzinie. Mężczyzna powinien się zajmować tymi rzeczami nawet wtedy, gdy jest mało kompetentny, a kobieta zrobiłaby to lepiej. W tym momencie pada analogia do policjanta, lekarza lub strażaka, których autorytetom podlegamy – i tak samo żona powinna słuchać męża. Pawlukiewicz przytacza także przykład Maryi: nie wyjaśniła ona Józefowi wprost tajemnicy poczęcia Jezusa. Dlaczego? Bo wtedy wykazałaby wyższą wiedzę, przejęłaby kierownictwo. Przyczyną większości problemów jest zaś rządzenie kobiety mężczyzną. Na koniec otrzymujemy pouczającą historię o podróżujących busem zakonnicach. Ich kierowca zasłabł, jedna z sióstr miała duże doświadczenie w prowadzeniu samochodu, jednak nie siadła za kierownicę, mówiąc że to nie jej zadanie i powinien zrobić to mężczyzna.

Obraz płci w konferencji Pawlukiewicza to gender w praktyce: przypisywanie kobietom i mężczyznom cech, które nie wypływają bezpośrednio z ich biologii. Posiadanie macicy nie generuje automatycznie skłonności do przeglądania się w lusterku; penis nie predestynuje do prowadzenia samochodu. Owszem, statystycznie owe skłonności mogą częściej występować u mężczyzn lub kobiet, zależności nie są jednak tak oczywiste jak np. płeć, a karmienie piersią.

Warto zwrócić uwagę na to, że opisując dziewczynki domagające się komplementów, ks. Pawlukiewicz myli skutek z przyczyną. Nic dziwnego, że pragną uznania dla swojego wyglądu, skoro niemal od narodzenia otrzymują społeczno-kulturowy przekaz, iż najważniejszą cechą kobiety jest jej uroda.

Mężczyzna u Pawlukiewicza dzierży funkcję przywódczą wyłącznie ze względu na płeć, nie zaś kompetencje (jak w przypadku lekarza czy strażaka). Pominięty zostaje tu fakt, iż istnieją różne temperamenty, a w praktyce nie wszyscy mężczyźni chcą przewodzić. Bywa, że kobiety czasem wcale nie mają ochoty sprawować tej funkcji, lecz przejmują ją zmuszone sytuacją. Trudno też zrozumieć, dlaczego żona nie powinna oddać samochodu do naprawy, jeśli akurat się na tym zna, a mąż w tym czasie może zająć się sprawami w banku, które są jego mocną stroną.

Nie polemizuję z tym, że istnieją zachowania „kastrujące”, że wyręczanie mężczyzny nie ma sensu, a siła i opiekuńczość są u niego cechami wartościowymi. Jednak potępiając sytuacje, w której żona przejmuje inicjatywę, Pawlukiewicz prezentuje upokarzające mężczyznę despotki, hetery z dowcipów raniące mężów i traktujące ich jak dzieci.

Odrzucanie małżonka, brak seksu i oziębłość w małżeństwie to duże problemy i przyczyny cierpień, którym należy przeciwdziałać i rozwiązywać je. Szkoda, że Pawlukiewicz prezentuje sytuacje tak jednostronnie i jednokierunkowo.

Od dłuższego czasu Kościół z całą mocą potępia „ideologię gender”. (Kwestia funkcjonowania w kościelnej retoryce tego hasła, które stało się workiem obejmującym szereg negatywnych zjawisk i tendencji współczesności, mającym niewiele wspólnego z kategorią płci społeczno-kulturowej badanej przez naukę, a także liczne merytoryczne nieporozumienia, które wkradły się do listu biskupów, wymagałyby osobnego i obszernego omówienia). Nie chce równocześnie dostrzec, że grozi mu wylanie dziecka z kąpielą.

Nie jest bowiem prawdą, że po „uwolnieniu się” od płci biologicznej – jak głosi list biskupów – płeć społeczno-kulturową można lekko i dowolnie wybierać. W gender jesteśmy czasem uwikłani równie silnie co w biologię. Chłopak z exemplum Pawlukiewicza, wciągany [przez dziewczynę] w jakiś brud (tzn. namawiany do przedmałżeńskiego seksu), najczęściej ma z tyłu głowy kulturowy wzorzec mężczyzny jako ogiera. Jest w nim lęk, że społeczeństwo zakpi: „co z ciebie za facet?”. I to właśnie jest uwikłanie w gender. Dziewczyna w szkole, a nawet na studiach, nawet jeśli będzie znała odpowiedź na pytanie zadane przez prowadzącego, będzie milczeć. Nie odezwie się, bo przecież na sali są chłopcy – wychodzenie przed szereg, wzięcie na siebie odpowiedzialności to ich zadanie. Tak bowiem nauczyły ją historie o zakonnicach podróżujących busem.

Nie twierdzę, że nauki genderowe, powiązane z liberalnymi światopoglądowo ruchami lewicowymi, nie niosą ze sobą idei antykatolickich. Uważam jednak, że zadają pytania, które mogą dla katolicyzmu mieć znaczenie. W powszechnej świadomości do repertuaru cech „prawdziwego mężczyzny” należy agresja, nieopanowany popęd seksualny i chwalenie się erotycznymi podbojami; nierzadko nadużywanie alkoholu, a czasem nawet przemoc wobec żony. Gender studies analizują te składniki, pytają, jak „męskość” czy „kobiecość” powinna być rozumiana; dowodząc, że cechy „prawdziwego mężczyzny” są relatywne i mogą różnić się w zależności od kultur. Jeśli gender do czegoś wzywa, to niekoniecznie (a w każdym razie nie bezpośrednio) do rozbijania rodziny, raczej do tego, by stereotyp i społeczny konwenans nie były ostateczną miarą i wyznacznikiem postępowania i kształtowania tożsamości. Nie jest to koncepcja bardzo odległa od chrześcijaństwa, dla którego najwyższą wartością jest Bóg i osoba ludzka, która do Niego dąży, a nie ustalony porządek ziemski.

Jezus spogląda na jawnogrzesznicę z miłością, nie tylko dlatego, iż wybacza jej grzech; również dlatego, że dostrzega całą hipokryzję społeczeństwa o podwójnych standardach płci, piętnujących kobietę, lecz uznających, iż korzystanie z nierządu jest czymś, co robi każdy „normalny mężczyzna”. Historia chrześcijaństwa to historia Maryi, która była o krok od wykluczenia ze społeczności, bo postawiła na Boga, a nie ślepy lęk przed reakcją otoczenia. Gdyby św. Weronika pamiętała, gdzie jej miejsce, nigdy nie otarłaby twarzy Chrystusowi, czekając co najwyżej, by jej uroda zmobilizowała do tego któregoś z mężczyzn. Narzeczona z Pieśni nad Pieśniami nie chce leczyć żadnych kompleksów, lecz po prostu kochać się z atrakcyjnym narzeczonym.

Chrześcijaństwo całe jest o mężczyźnie, który potrafił unieść się gniewem i zastosować siłę, jednak jego moc płynęła z dobrowolnego poddania się w imię miłości i wrażliwości na innych. Promowane przez chrześcijaństwo cnoty, takie jak miłosierdzie, nadstawianie drugiego policzka, przyznanie się do słabości, opieka nad słabszymi to cechy, które w stereotypowym myśleniu mogą być uznane za mało męskie. Tymczasem cnoty nie mają płci. Służba Bogu, miłość do bliźniego czy wstrzemięźliwość to rzeczy, do których jesteśmy wezwani niezależnie od tego, czy jesteśmy kobietami, czy mężczyznami. Odmienna będzie dopiero realizacja tych cnót. Czy różnice będą przebiegać sztywno wzdłuż podziału na płeć (nie sposób nie zauważyć, że brak grzechu, cnotę, ks. Pawlukiewicz u mężczyzny nazywa siłą, zaś u kobiety – pięknem), czy raczej w zależności od szeregu innych czynników – o tym można dyskutować. Niekoniecznie z kropidłem w ręce.